Trylogia Mass Effect po raz czwarty. O kilkukrotnym przechodzeniu gier słów kilka

Trylogia Mass Effect po raz czwarty. O kilkukrotnym przechodzeniu gier słów kilka

Mateusz Wróbel | 27.07.2020, 22:00

W dzisiejszym artykule poruszyłem temat kilkukrotnego przechodzenia gier. Czytając go dowiecie się, do jakich tytułów najczęściej wracałem, i dlaczego już tego nie robię.

Zacznijmy od tego, że nienawidzę przechodzić kilkukrotnie gier, w których największy nacisk położono na wybory. Mowa tutaj m.in. o świetnych produkcjach studia Quantic Dream (Heavy RainBeyond: Dwie DuszeDetroit: Become Human), Life is Strange czy również Until Dawn. Są to produkcje, w których los bohaterów, jak i wykreowanego przez deweloperów świata zależy wyłącznie od naszych poczynań. Wyśmienicie pokazała to francuska ekipa, która przy projektowaniu produkcji opowiadającej o angażującej historii z perspektywy trzech androidów - Quantic Dream postanowiło dodać po każdej misji drzewko wyborów, które tylko uświadomiło każdego gracza, jak czasochłonne jest robienie takowych przygodówek, a także ile opcji czeka na nas przy kolejnym podejściu. 

Dalsza część tekstu pod wideo

Gra z decyzjami na 5 godzin zabawy? Nie, to nie dla mnie

Trylogia Mass Effect po raz czwarty. O kilkukrotnym przechodzeniu gier słów kilka

No właśnie, kolejnym podejściu, do którego nie mogę się przełamać w tytułach z wyborami, bowiem za każdym razem, gdy próbuje przykładowo zagrać drugi raz w Until Dawn, zawsze się odbijam, przede wszystkim przez bohaterów, bowiem nie mają oni już tego czegoś w sobie, a przynajmniej mnie nie potrafią ponownie zainteresować swoją osobą. Dosłownie przed dwoma godzinami ukończyłem debiutancki projekt angielskiego zespołu Flavourworks, jakim jest Erica. Przygoda, którą z pewnością będę dobrze wspominał, trwała lekko ponad 100 minut. Bardzo chciałem poznać inne zakończenia, ale po 10 minutach wyłączyłem konsolę i obejrzałem pozostałe ścieżki na YouTubie.

Dlatego też często rezygnuje z zakupu produkcji, w których los bohaterów i świata zależy od naszych poczynań, w okolicach jej premiery, kiedy to cena wynosi około 200 złotych. W takich wypadkach wolę przeznaczyć swoje pieniądze na produkcje typu Ghost of Tsushima czy Assassin's Creed: Origins, wiedząc, że zwiedzę w nich wszystko, co tylko zaoferują. 

„Kiedyś to było”

Trylogia Mass Effect po raz czwarty. O kilkukrotnym przechodzeniu gier słów kilka

Nie oznacza to jednak, że nie przechodziłem danego tytułu drugi, czy nawet trzeci/czwarty raz. Dzieje się tak jedynie w grach, które zauroczą mnie gameplayem, a także samą opowieścią. Tutaj najlepszym przykładem jest trylogia Wiedźmin, którą przeszedłem trzy razy oraz Mass Effect, którą ograłem cztery razy (piąty raz jest w dalekosiężnych planach), bowiem to do nich najczęściej powracałem w przeszłości, kiedy na rynku gier była posucha. Swego czasu zdarzało się wskakiwać również ponownie w buty Vito Scaletty (Mafia II) czy wsiadać za kierownicę w Need for Speed Most Wanted i ponownie dokopać Razorowi, antagoniście, który zabrał sobie naszą „beemkę”. Jak już z pewnością zauważyliście, są to tytuły, w których główną rolę odgrywa rozgrywka, a nie wybory, których de facto w niektórych wyżej wymienionych pozycjach w ogóle nie ma. 

Już od kilkunastu miesięcy nie gościł u mnie żaden stary Need for Speed, ani Mass Effect wchodzący w skład trylogii Sheparda z paru przyczyn. Pierwsza, najbardziej oczywista, to po prostu brak czasu ze względu na wiele innych zajęć. Człowiek, gdy był młody, chciał być starszym, a teraz gdy już jest pełnoletni (wiedząc, co czeka go za kolejne parę lat), chciałby cofnąć się w czasie do okresu dzieciństwa i niczym się nie martwić. Wszyscy jednak wiemy, że to niemożliwe.

Drugim powodem są goniące terminy. Niejednokrotnie trzeba ograć daną grę do recenzji, zarywając przy tym parę nocek (o ile to sandbox), aby z czystym sumieniem wystawić jej ocenę końcową. Często chcąc wrócić do danego tytułu, odpala się w mózgu lampka, mówiąca: „haaalo, ale najpierw musisz to zrecenzować”. Nie odbierajcie tego jako narzekanie, bowiem cieszę się z tego, co tutaj mogę robić, ale po prostu tak to wygląda.

Trzecim, a zarazem ostatnim dużym powodem, dla którego nie przechodzę obecnie kilkukrotnie gier jest to, że obecnie na rynku każdy znajdzie coś dla siebie. Śmiem twierdzić, że nie ma miesiąca, w którym nie kupię nowej gry, czy to wysokobudżetowej, czy to wchodzącej w skład tytułów indie, czyli tych niskobudżetowych. 

Dlaczego doba nie jest dłuższa?

Trylogia Mass Effect po raz czwarty. O kilkukrotnym przechodzeniu gier słów kilka

Podsumowując to, co napisałem wyżej, można powiedzieć: „cholera, szkoda, że doba nie trwa chociaż 48 godzin”. Myślę, że w 95% przypadków brak powrotu do kultowych gier, czy tych, których z różnych powodów nie udało nam się ukończyć, jest spowodowana brakiem czasu, który bardzo szybko, zdecydowanie za szybko, upływa.

A czy Wy, drodzy Czytelnicy, przechodzicie kilkukrotnie gry? Podzielcie się swoją opinią na ten temat w sekcji komentarzy. 

Mateusz Wróbel Strona autora
Na pokładzie PPE od połowy 2019 roku. Wielki miłośnik gier wideo oraz Formuły 1, czasami zdarzy mu się sięgnąć również po jakiś serial. Uwielbia gry stawiające największy nacisk na emocjonalną, pełną zwrotów akcji fabułę i jest zdania, że Mass Effect to najlepsza trylogia, jaka kiedykolwiek powstała.
cropper