Kącik filmowy #61

Kącik filmowy #61

Łukasz Kucharski | 01.10.2013, 20:10

Kolejny krzyk rozbrzmiewa, bo studenci ruszają zdobywać wiedzę. Obyście tylko w trakcie rozwijania siebie nie zapomnieli, że te wszystkie świetne gry i filmy nie zbadają się same. W ramach początku roku akademickiego zapoznałem się z niejakim Wielkim Gatsbym. Zapraszam!

 

Dalsza część tekstu pod wideo

 

Wiadomości ze świata filmu

 

 

 

DC się rozkręca

 


 


Po ofensywie Marvel Studios pod postacią Agentów S.H.I.E.L.D. czas na DC Comics. W planach wydawnictwa pojawiają się kolejne seriale o komiksowych bohaterach. Pierwszym ma być małoekranowa i wieloodcinkowa wersja przygód Johna Constantine. DC razem z Warner Bros. TV opracowuje szkic produkcji dla stacji NBC. Jak to bywa na początku, nie wiadomo kto miałby wcielić się w pogromcę zła. Drugim projektem jest Gotham, którego głównym bohaterem byłby Jim Gordon – byłoby miło gdyby Gary Oldman kontynuował swą kreację z filmów Nolana. Tytuł przygotowywany jest z kolei dla FOX.

 


***

 


Cruella wciąż żyje

 


 


Niegdyś animacje były rzadkością i każda premiera stanowiła wielkie wydarzeni. Współcześnie jesteśmy nimi zasypywani, choć Pixar ogłosił ostatnio roczną przerwę. W tamtych czasach, poza Królem Lwem największe wrażenie wywarł na mnie film 101 dalmatyńczyków. Historia o walce dzielnych psiaków z niecną Cruellą de Vil była bardzo prosta, ale chwytała za serce. Status bohaterki umocniła świetna rola Glen Close w aktorskiej wersji animowanego hitu – w drugoplanowej rólce wystąpił Hugh Laurie. Teraz maniaczka futer planuje powrót, bo Walt Disney Pictures planuje rozbudowanie swego uniwersum bohaterów. Pierwszym krokiem będzie Maleficent z Angeliną Jolie w roli tytułowej. Produkcja przybliży nam wydarzenia ze Śpiącej Królewny, ale z perspektywy wrednej Maleficent, która dybała na życie księżniczki.

 


***

 


Chappie z Jackmanem

 


 


Neill Blomkamp szykuje kolejne widowisko science fiction. Po Dystrykcie 9 i Elizjum przyszedł czas na Chappie (czyżby w przyszłości psy się zbuntowały?). Premierę zapowiedziano na 2015 rok, a do obsady składającej się z Sharlto Copleya, Ninja Visser oraz Yolandi Visser dołączył właśnie Hugh Jackman. Zdjęcia będą miały miejsce w Johannnesburgu, a film stanowi rozwinięcie krótkometrażówki Blomkampa pt. Tetra Vaal, którą znajdziecie poniżej.

 


 


***

 


Abrams przeprasza

 


 


J.J. Abrams to jeden z największych wizjonerów i szczęściarzy aktualnie pracujących w Hollywood. Wielu fanów było rozczarowanych jego ostatnim dziełem z uniwersum Star Treka i J.J. Chciałby przeprosić, ale za co innego. W wywiadzie dla Crave Online reżyser przyznał, że czasami go ponosi i nadużywa flar. Dodał także, że musiał nawet prosić speców z ILM, by w niektórych scenach zmniejszyli jego ulubiony efekt, bo był zbyt duży. Na koniec stwierdził, że pierwszym krokiem do uwolnienia się uzależnienia jest zdanie sobie z niego sprawy. Osobiście nie narzekam na jego nałóg, bo przynajmniej prezentuje na ekranie coś innego.

 

 

***

 

 

 

 

W rękach fanów

 

 

 

 


Wonder Woman

 


 


Najsłynniejsza bohaterka komiksów wydawnictwa DC wciąż czeka aż otrzyma szansę na ekranowy debiut. Fani nie próżnują i oddają jej hołd kolejnymi produkcjami jak ta poniżej.

 

 

 

 

***

 


Skyrim - Into the Void

 


 


Świat Skyrim tylko czeka na odkrywców i wojowników. Dovahkiin musi zawrzeć niełatwy układ z Mrocznym Bractwem, by uwolnić się od klątwy wampiryzmu.

 


 


***

 


A Tale of Benjen Stark

 


 


Wszędzie Gra o tron, nawet w Kąciku. Kontynuacja przygód Benjen Starka zależy już od Was i Waszych głosów.

 


 


Plus materiał zza kulis

 

 


***

 


A Gotham Fairytale

 


 


Gotham to nie miasto z bajki tylko sennego koszmaru. Jest tam jednak jeden rycerz, który mroku się nie lęka i przybywa z pomocą potrzebującym. Dzięki ponad 200 czarno-białym ilustracjom i talentowi powstało to dzieło.

 


 


***

 


Strangers

 


 


A na koniec film fanowski dla lubiących się bać. Sawyer Hartman wziął na warsztat horror Nieznajomi (2008) i oto co powstało.

 

 

 

***

 

 

 

Kino Świat prezentuje...

 

 

 

Oto najbardziej zabójczy biust w Hollywood! Sofía Vergara gwiazdą MACZETA ZABIJA (w kinach od 18 października)

 


 


Meksykański supertwardziel Maczeta powraca z najtrudniejszą misją w karierze! „Maczeta zabija”, kontynuacja wystrzałowego hitu Roberta Rodrigueza, to jeszcze więcej akcji, humoru i gwiazd, a wśród nich znana z „Współczesnej rodziny” kolumbijska piękność Sofía Vergara, jako uzbrojona w szybkostrzelny „biustomiot” zabójczyni - Desdemona.

41-letnia Vergara drugi rok z rzędu znalazła się na szczycie zestawienia najlepiej opłacanych aktorek w amerykańskiej telewizji. Z raportu magazynu „Forbes” wynika, że w od czerwca 2012 zdołała zarobić aż 30 milionów dolarów, deklasując w walce o pierwsze miejsce takie sławy jak Kim Kardashian, Eva Longoria czy Tina Fey.
 
W „Maczeta zabija” gwiazdę, która na co dzień użycza swojego wizerunku w reklamach Kmarta, Pepsi, Burger Kinga i kosmetyków Covergirl, zobaczymy w najostrzejszym wcieleniu w karierze. „Zachęcając mnie do występu w „Maczecie”, Robert zapytał, czy chcę przeżyć coś naprawdę zwariowanego.” - wspomina  Vergara. „Zgodziłam się bez wahania, bo na taką propozycję czekałam od lat. Desdemona jest kompletnie różna od moich poprzednich bohaterek. Jest szalona. A przynajmniej mało stabilna psychicznie. No i jest zabójczynią.”  - mówi aktorka.
 
„Miałam wielką radochę występując w filmie, w którym tyle się dzieje - ciągła akcje, pościgi, strzelaniny. Nie wspominając o rzadkiej szansie odstrzelenia kilku osób przy pomocy stalowego biustonosza.” - śmieje się Vergara i zapewnia, że na sensie „Maczeta zabija” doskonale bawić się będę również panie. „Znajdziecie tu wiele fantastycznych kobiet-bohaterek. No i nie obawiajcie się Danny’ego Trejo. Może i wygląda przerażająco, ale tak naprawdę to słodki z niego misiaczek.”
 
Na planie „Maczeta zabija”, obok Vergary i charyzmatycznego Danny'ego Trejo, Robert Rodriguez zgromadził prawdziwą plejadę gwiazd. Luthera Voza - demonicznego przeciwnika Maczety w prawdziwie bondowskim stylu - zagrał dwukrotny laureat Oscara Mel Gibson. W roli prezydenta USA występuje pierwszy skandalista Hollywood Charlie Sheen. Wspierają ich - Antonio Banderas („Desperado”), laureat Oscara Cuba Gooding Jr. („Jerry Maguire”), nominowany do Oscara Demián Bichir („Lepsze życie”) i znany z roli prezydenta USA w „Iron Man 3” William Sadler.
 
Równie imponująco wygląda żeńska część obsady. Powracają bohaterki pierwszej części - Jessica Alba („Sin City - Miasto Grzechu”) oraz Michelle Rodriguez („Avatar”). Obok nich - wychowanka Rodrigueza Alexa Vega (seria „Mali Agenci”), eks-narzeczona Johnny'ego Deppa Amber Heard („Dziennik zakrapiany rumem”), kolumbijska piękność Sofía Vergara („Współczesna rodzina”), gwiazda serii „High School Musical” Vanessa Hudgens („Spring Breakers”) oraz debiutująca w kinie czołowa skandalistka show-biznesu Lady Gaga jako zmysłowa La Cameleón.

 


***

 


Więckiewicz ostrzy sobie zęby na "Rodzinkę.pl"! Ujawniamy imponująco "wypasioną" obsadę animacji KUMBA (w kinach od 11 października)

 


 


Twórcy nagrodzonego dwoma Oscarami „Króla Lwa” i jednego z największych przebojów roku w Polsce – animacji „Zambezia”, którą w naszych kinach obejrzało blisko 600 000 widzów, zapraszają na „Kumbę” - najśmieszniejsze safari wszech czasów w iście królewskiej obsadzie. W jednym z najbardziej spektakularnych krajowych dubbingów ostatnich lat prawdziwy popis aktorskiego kunsztu i talentu komediowego dają: Robert Więckiewicz, Sonia Bohosiewicz, Joanna Kulig, Jarosław Boberek oraz najulubieńsza serialowa rodzinka Polaków - Małgorzata Kożuchowska, Tomasz Karolak i Maciej Musiał.

Udział w sesji dubbingowej filmu, nawiązującego do najlepszych tradycji kina familijnego spod znaku Disneya (autorem scenariusza jest scenarzysta „Króla Lwa”), był niezapomnianą przygodą dla wszystkich gwiazd „Kumby”, a widzom pozwoli odkryć swoich ulubieńców w zupełnie nowych, zaskakujących wcieleniach. Głosem tytułowej zebry z ciśnieniem na wypasienie przemówił Maciej Musiał. Partnerują mu serialowi rodzice z „Rodzinki.pl” - Tomasz Karolak, jako waleczny królik, który nakicał już niejednemu drapieżnikowi oraz jak zwykle boska Małgorzata Kożuchowska, w roli wielkiej sercem i ciałem antylopy.


Wspierać ich będą – Robert Więckiewicz, który odkrywa w sobie drapieżnika w roli lamparta Fango, postrachu całego Czarnego Lądu, a także temperamentna Sonia Bohosiewicz, użyczająca głosu mającej nierówno pod wełną owcy Nory, Joanna Kulig jako zalotna zebra Fifi i Jarosław Boberek, który po mistrzowsku i śpiewająco opanował styl pędziwiatra, przywdziewając pióra postrzelonego strusia Bradleya.

W oryginalnej wersji „Kumby” - opowieści o zebrze, która jest łasa… pasy, głosów użyczyli m.in. tak znakomici aktorzy, jak Liam Neeson, Steve Buscemi, Laurence Fishburne, Richard E. Grant oraz Jake T. Austin, pamiętny Fernando z„Rio”. O jakość polskiego dubbingu zadbało studio PRL, odpowiadające za rodzime wersje językowe hitów „Disco Robaczki”, „Renifer Niko ratuje brata” i „Zambezia”. Typowana przez The Hollywood Reporter do grona animowanych kandydatów do Oscara „Kumba” zagości w kinach 11 października.
 
Wszystkie zwierzęta w Afryce wiedzą, że zebra bez pasów jest jak słoń bez trąby i lew bez grzywy. Kiedy jesteś zebrą i rodzisz się pasiasty do połowy, życie potrafi być bardzo skomplikowane. Na własnej, mało wypasionej, skórze przekonuje się o tym Kumba. Odtrącony przez rodzinne stado, Kumba (Maciej Musiał) wyrusza na poszukiwanie magicznego źródła, w którym - jak głosi stara legenda - pierwsze zebry zyskały pasy. W wędrówce po Afryce towarzyszą mu nowi przyjaciele - nadopiekuńcza antylopa gnu Mama W. (Małgorzata Kożuchowska) oraz postrzelony struś Bradley (Jarosław Boberek). Wspólnie przeżyją mnóstwo przygód, spotkają wielu niezwykłych mieszkańców Afryki i zmierzą się z groźnym lampartem Fango (Robert Więckiewicz), który poluje na Kumbę, wierząc, że schwytanie wyjątkowej zebry da mu ponadzwierzęcą moc.

 


***

 


Miło być zestawianym z Danielem Day Lewisem - Dawid Ogrodnik o swojej roli w CHCE SIĘ ŻYĆ (w kinach od 11 października)

 


 


Występ w „Jesteś Bogiem” przyniósł Dawidowi Ogrodnikowi nagrodę aktorską festiwalu w Gdyni i status jednego z najbardziej rozpoznawalnych krajowych artystów młodego pokolenia. Wchodzący na ekrany 11 października film „Chce się żyć” - przyjęty stojącą owacją i obsypany nagrodami na festiwalach w Montrealu i w Gdyni - tylko potwierdza talent aktora, który w obrazie Macieja Pieprzycy stworzył jedną z najniezwyklejszych i najbardziej wzruszających kreacji w polskim kinie ostatnich lat, porównywaną do aktorskich dokonań Daniela Day Lewisa („Moja lewa stopa”), Javiera Bardema („W stronę morza”), Mathieu Almarica („Motyl i skafander”) i Francoisa Cluzeta („Nietykalni”).


Jak twierdzi Dawid, porównania do słynnych kolegów po fachu nie stanowią dla niego problemu. „Nie przeszkadza mi to.” - mówi Ogrodnik. „Daniel Day Lewis jest typem artysty, którego podejście do aktorstwa jest mi bliskie. Wchodzi w rolę psychicznie, ma długi okres przygotowań. Przez to, że w postać swojego bohatera wszedłem tak głęboko, jak zwykle robi to Daniel, momentami reagowałem tak samo jak on. To były moje reakcje, ale okazały się tak podobne do niego, że bałem się zarzutów o papugowanie. Miesiąc czasu szukałem sposobu, czym je zastąpić i w końcu udało się. Wiem też, że ludzi korcą porównania do „Motyla i skafandra”, ale to osobne postaci, historia i kreacje. Co nie zmienia faktu, że miło mi, że jestem w takim zestawieniu aktorskim.” - dodaje aktor. 
 
„Chce się żyć” to inspirowana prawdziwymi wydarzeniami, poruszająca, emanująca optymizmem i humorem, historia niepełnosprawnego, a jednocześnie obdarzonego błyskotliwym umysłem Mateusza, który - mimo trudności w komunikacji ze światem zewnętrznym i licznych przeciwności losu - udowadnia, jak wiele może zdziałać siła ludzkiego ducha. „Chce się żyć” zdobył Grand Prix dla Najlepszego Filmu, Nagrodę Jury Ekumenicznego i Nagrodę Publiczności Międzynarodowego Festiwalu Filmowego w Montrealu oraz Srebrne Lwy, Nagrodę Publiczności i Złotego Klakiera 38. Gdynia Festiwal Filmowy. W kinach obraz Pieprzycy zagości 11 października.

Kiedy Mateusz (Dawid Ogrodnik) przyszedł na świat, lekarze wydali na niego wyrok, uznając go za „roślinę”. Jednak rodzice chłopca (Arkadiusz Jakubik i Dorota Kolak) nigdy nie pogodzili się z tą diagnozą, wierząc, że mimo problemów z komunikacją, ich syn jest w pełni sprawny intelektualnie. Mateusz dorasta otoczony troską i miłością, zyskując wiernego przyjaciela – mieszkającą w sąsiedztwie Ankę (Anna Karczmarczyk). Jednak los sprawia, że musi rozłączyć się z rodziną i trafia do specjalistycznego ośrodka. Z dala od bliskich podejmuje trudną walkę o godność i prawo do normalnego życia. Sytuacja Mateusza zmieni się, kiedy do placówki trafi młoda wolontariuszka (Katarzyna Zawadzka), a on sam przyciągnie uwagę lekarki (Anna Nehrebecka), która pracuje nad eksperymentalnymi metodami leczenia.
 
W doborowej obsadzie filmu Macieja Pieprzycy, obok laureata Festiwalu w Gdyni Dawida Ogrodnika, zdobywca Polskiej Nagrody Filmowej - Orzeł Arkadiusz Jakubik („Drogówka”), laureaci Festiwalu Filmów Fabularnych w Gdyni - Dorota Kolak („Jestem twój”), Katarzyna Zawadzka („W imieniu diabła”) i Janusz Chabior („Made in Poland”) oraz utalentowane aktorki młodego pokolenia - Anna Karczmarczyk („Galerianki”) i Helena Sujecka („Yuma”). Nieletniego Mateusza zagrał fenomenalnie uzdolniony debiutant Kamil Tkacz, którego niezwykła kreacja porównywana jest przez krytyków do roli Leonardo Di Caprio w „Co gryzie Gilberta Grape'a”.
 
4 września 2013 Nakładem Wydawnictwa W.A.B. ukazała się powieść „Chce się żyć” Macieja Pieprzycy, na podstawie której powstał scenariusz do filmu.

 

 

***

 

 


Skarbiec zapowiedzi

 

 

 

 

 

Akcja, horror, komedia to wszystko i jeszcze więcej w nowym skarbcu zapowiedzi.

 

 

***




Miłostki z liceum czasem nie gasną. O czym przekona się Mike, gdy trafi na swoją dawną ukochaną Alex.

 


 


***

 


Na głównej stronie PPE mogła Wam umknąć zapowiedź do filmowe wersji Need for Speed, więc na wszelki wypadek dorzucam ją do skarbca.

 


 


***

 


Oczekiwanie na dziecko, w obliczu minimalnej płacy nie jest niczym przyjemnych. Matt Dillon i Naomi Watts coś o tym wiedzą.

 

 

 

 

***

 


Nowa animacja Disneya dotyczy naszej najbliższej przyszłości, gdy świat pokryje się śniegiem.

 

 

 


***

 


Podczas San Diego Comic Con zaprezentowano zapowiedź do Avengers 2. Wreszcie możemy ją zobaczyć.

 


 


***

 


Cyfrowe dinozaury wzbudzają mój sentyment, bo jednym z pierwszych kinowych doznań był dla mnie Jurassic Park Spielberga.

 


 


***

 


Madea powraca i zaprasza Was na Święta w swoim wydaniu.

 


 


***

 


Nowy zwiastun do Gry Endera karze niszczyć, więc cóż innego możemy zrobić.

 


 


***

 


Gravity zapowiada się ponadprzeciętnie nawet na chińskim zwiastunie.

 


 


***

 


Ptaki też potrzebują wolności, którą chce im zapewnić Owen Wilson.

 


 


***

 


Dzieci są naszą przyszłością, ale patrząc na takie filmy wolę zostać na zawsze w teraźniejszości.

 


 


***

 


Wiejskie lokacje mają swój urok, ale i skrywają niejedną morderczą tajemnicę.

 


 


***

 


Ben Affleck pragnie zaprezentować się Wam bez peleryny z tym krótkim zwiastunie telewizyjnym.

 


 


***

 


Po ptakach czas na wiewiórki o wielkich aspiracjach.

 


 


***

 


Horror komediowy Hellbender ponownie prezentuje swe uroki.

 


 


***

 


Skarbiec zamyka nowa zapowiedź do kontynuacji przygód dzielnego hobbita Bilbo.

 


 

 

***

 


Drugim okiem

 

 

 

 

 


W tym tygodniu Chris K rzuca drugim okiem na dzieło Michaela Baya pt. Sztanga i cash. Oto jego werdykt.

 



 

 


 



Reżyseria: Michael Bay

Scenariusz: Christopher Markus, Stephen McFeely

Produkcja: USA

Czas trwania: 129 minut

Obsada:

Mark Wahlberg - Daniel Lugo
Dwayne Johnson - Paul Doyle
Anthony Mackie - Adrian Doorbal
Tony Shalhoub - Victor Kershaw

 


Nie ma lipy!

 


Michael Bay to reżyser tyleż popularny, co kontrowersyjny. Można go nie lubić za raczenie widza wielkimi widowiskami okraszonymi spektakularnymi efektami, wypełnionymi rozdętymi do granic możliwości patriotyzmem, opartych w dodatku na miałkiej fabule. Co by jednak nie mówić, zarówno hit kinowy „Armageddon” czy zmieszany z błotem przez rzesze krytyków „Pearl Harbor” po dziś dzień są w stanie dostarczyć dobrej rozrywki i miłych wizualnych doznań. W dodatku pierwsza pozycja to tytuł kultowy w ramach kina katastroficznego z rewelacyjną piosenką przewodnią od Aerosmith i iście gwiazdorską obsadą wypełniającą listę płac. Bay bardzo dobrze sprawdzał się również w typowym kinie sensacyjnym opartym na mocnych charakterach oraz odrobinie humoru wplecionego między rozgrzane spluwy („Bad Boys I&II”, „Twierdza”). Nawet nieco ambitniejsze podejście do akcji podlanej sosem science-fiction z moralizatorskim przesłaniem (problem klonowania) w produkcji pt. „Wyspa” wyszło reżyserowi nad wyraz udanie. Dopiero w serii „Transformers” Bay zaczął coraz bardziej pogrążać się w swym uwielbieniu wielkości, przesadnej patetyczności i miałkiego humoru niskich lotów. O ile w pierwszej części wspomniany twórca stonował jeszcze swoje zapędy, oferując obiecujący początek nowej-starej franczyzy, tak w kolejnych sequelach zatracił się kompletnie, doprowadzając do rozczarowania fanów zabawek od  firmy Hasbro. To już jednak historia, której Michael Bay sprzedaje siarczystego kopniaka swym kameralnym (pod względem budżetu) filmem o mocno jajcarskim polskim tytule „Sztanga i cash”. Tym razem bez ciężkich robotów i budynków rozsypujących się w drobny mak, za to z nieco lżejszymi kulturystami o łącznym ilorazie inteligencji nie przekraczającym dwucyfrowej liczby. Oczywiście jak to u Baya bywa, znajdzie się gdzieś miejsce na amerykańską flagę w tle oraz mowy pochwalne na cześć kraju Wujka Sama. Czy jednak reżyser odnalazł się w kinie skrojonym na mniejszą skalę?

Oparty na autentycznej historii film „Sztanga i cash” przedstawia losy dobrze zbudowanego trenera fitness Daniela Lugo (Mark Wahlberg), który swej pasji poświęcił całe życie. Regularne treningi, białeczko popijane litrami do obiadu czy „soczek” w strzykawce aplikowany domięśniowo to elementy codziennej rutyny zarówno wspomnianego osiedlowego mistrza, jak i rzeszy jego znajomych uczęszczających do tego samego klubu. W przeciwieństwie do swych kolegów, Lugo pragnie jednak od życia czegoś więcej, na drodze do realizacji amerykańskiego snu staje mu niestety trywialna przeszkoda w postaci niedostatecznych funduszy. Na (nie)szczęście, Daniel ma pod swoją opieką obrzydliwie bogatego businessmana Victora Kershewa (Tony Shalhoub), który między seriami opowiada mu o swoim wystawnym stylu życia. Pod wpływem telewizyjnego guru, Lugo postanawia podjąć się desperackiej próby zmiany swego statusu społecznego poprzez porwanie potentata i zagrabienie jego majątku. By jednak plan wypalił, pomysłowemu trenerowi potrzebna będzie pomoc znajomych pakerów z siłowni: Adriana Doorbala (Anthony Mackie) i byłego skazańca Paula Doyle'a (Dwayne Johnson). Jak się ma okazać, żaden z nich nie ma najmniejszego pojęcia w co się pakuje...

„Sztanga i cash” to ciekawy, a co ważniejsze, udany filmowy eksperyment rozszerzający dossier Baya o niezłą produkcję sensacyjną przepełnioną czarnym humorem niebezpiecznie balansującym na granicy dobrego smaku. Punktem wyjścia jest mocno absurdalna historia prawdziwego porwania mającego miejsce w 1955r., celowo jednak przerysowana i ubarwiona w paru(nastu) miejscach na korzyść opowiadanej historii. Już sam początek „Sztangi i cashu” przyciąga uwagę widza, oferując dynamicznie skręcony pościg mundurowych za przepoconym Lugo płynnie przechodzący w kolejne wydarzenia ukazane w formie rozbudowanej retrospekcji. Pierwsze pół godziny seansu jest wyjątkowo silnie przepełnione prześmiewczym klimatem luksusowych siłowni i kultury fitness, z ucieleśnieniem wszelkich stereotypów krążących o napakowanych facetach w ortalionowych dresach (mały móżdżek, jeszcze mniejsze „jajka” i narcystyczna osobowość). Dla osób mających jakąkolwiek styczność ze wspomnianą formą wysiłku fizycznego, mruganie okiem i niewybredne żarciki na pewno stanowić będą powód do uśmiechu.

Bay zaskoczył również mocnym nakreśleniem charakterów głównych postaci, starając się nadać im nieco głębi i (momentami zamierzenie komicznego) dramatyzmu. Wspomniany Lungo to maniak siłowni o dużej klacie i jeszcze większym sercu, pragnący sięgać gwiazd. Jest on jednocześnie „mózgiem” operacji i motorem napędowym kolejnych bezskutecznych prób wymuszenia od Kershewa odpowiednich podpisów na papierach. Dość ciekawie zarysowana została osoba czarnoskórego Doorbala, który w pogoni za masą stracił kontrolę nad... sprzętem, czując się niedowartościowany jako mężczyzna. Trzeci z bandy porywaczy to wysoki i szeroki jak góra Doyle, który w kiciu spędził dobry kawałek swego naznaczonego potem i bólem życia. Nawrócony na wiarę chrześcijańską, pokłada duże zaufanie w Bogu... do czasu. Całe dziwaczne trio półgłówków tworzy ciekawą drużynę, która swą nieudolnością i brakiem trzeźwego myślenia załamałaby nawet pijaną w sztok drużynę biegaczek NRD. Dorównaliby im jedynie pokaźnymi gabarytami.

Bay pofolgował sobie również w przypadku montażu, serwując widzowi ujęcia z kamery „przyczepionej do twarzy” bohatera podczas scen pościgów (a la TVNowski show „Agent” sprzed dobrej dekady) czy z soczewki przylepionej do lufy odbezpieczonego karabinka. Niemniej ręką i swoisty styl reżysera wciąż jest mocno widoczna, zwłaszcza w scenach zbrojnej akcji jednostek antyterrorystycznych (początkowy wjazd uzbrojonej po zęby ekipy z obowiązkowym zwolnionym tempem towarzyszącym wysiadaniu z auta i podnoszeniu spluw) czy w firmowych przejściach kamery przez kolejne warstwy otoczenia pomiędzy dwoma sąsiednimi pokojami, w których rozgrywają się „twarde negocjacje” (obiektyw płynnie przechodzi przez dziury w szybie/drzwiach zataczając pełne koło, niczym w podobnej sekwencji w „Bad Boys II”). W dodatku w paru momentach wyraźnie czuć inspirację Tarantino i pochodnych, zwłaszcza w ujęciach prezentujących bohaterów niczym w zielonkawym negatywie z głupkowatym podpisem odautorskim (stop klatka na modłę „Pulp Fiction”). Zabiegi znane, lubiane i wielokrotnie maglowane, niemniej stanowiące novum w stosunkowo bogatej filmografii Bay'a.

Sam film to połączenie poważnej historii z mniej poważnym poczuciem humoru, nierzadko zahaczającym o radosną makabreskę. Cieszy paro wątkowa narracja historii (w wybranych momentach ukazane są myśli i komentarze każdego z bohaterów), bawi niezwykle barwnie ukazany kult ciała w krzywym zwierciadle, zaskakuje również pomysłowość porywaczy oraz kolejne absurdalne akcje prowadzące do jeszcze większego rozgardiaszu. Od filmu odpychać może jednak makabryczny i wisielczy humor przybierający na sile wraz z kolejnymi „genialnymi” pomysłami tria (ktoś traci palec, pojawia się problem utylizacji zwłok, bohaterowie postanawiają zaopatrzyć się w piłę mechaniczną...) oraz długość opowiadanej historii (ja jednak przez bite 2h nie nudziłem się ani przez chwilę). Ot, kwestia gustu i wrażliwości widza.

Mocny punkt filmu to obsada,  z jedną małą wpadką. Wahlberg wraz z „The Rockiem” przytyrali na potrzeby ról do granic możliwości, przysłaniając ekran dobrze rozbudowanymi sylwetkami. Obaj aktorzy udanie odnaleźli się w postaciach niezbyt rozgarniętych mięśniaków, z których jeden pragnie stać się członkiem amerykańskiej elity, drugi zaś chce się zbliżyć do Jezusa, zostawiając za sobą kryminalną przeszłość (to sobie znalazł metodę na rozgrzeszenie...). Bawi zwłaszcza Dwayne Johnson, którego postać przechodzi zaskakujące wzloty i upadki, zaliczając nawet występ w kościelnym chórku przy akompaniamencie organów. Za lekką obsadową wpadkę uznać można angaż Anthony'ego Mackiego, który jako typowy siłowniany „steryd” jest po prostu zbyt wiotki. Nie można mieć większych zastrzeżeń co do jego umiejętności aktorskich, jednak niepozorna postura ni w ząb nie pasuje do osoby tępego koksa, przywodząc raczej na myśl typowego „gangsta wannabe”. Na osłodę zostaje solidny „Detektyw Monk” w roli porwanego oraz Ed Harris prowadzący podejrzaną sprawę i zaciskający pętle na niczego nieświadomych porywaczach.

„Sztanga i cash” to dość osobliwe połączenie sensacji, komedii i parodii, przepełnionej ciężkim i momentami odpychającym humorem. Film warto zobaczyć, by przekonać się jak Bay poradził sobie na nowym gruncie oraz by poznać kolejne zaskakujące szczegóły jednego z najdziwniejszych porwań w historii Ameryki. Co prawda fakty naciągnięto i wynaturzono (żaden z aktorów ni w ząb nie przypomina wymoczkowatych porywaczy z gazet), niemniej rdzeń obu wydarzeń pozostaje z grubsza ten sam. Osobom lubującym się w klimatach siłowni, „Sztanga i cash” dostarczy sporej dawki prześmiewczego humoru, fanom kina a la Tarantino zaś wspomniana produkcja także winna przypaść do gustu dzięki żonglerce klimatem i specyficznym montażowym zabiegom. „Nie ma lipy”, pewnikiem zakrzyknąłby znany siłacz po seansie z dziełem Bay'a, udając się bujnym chodem na pobliską siłownię, godzinami pompując bice i pakując klatę. Oby tylko jemu nie przyszedł do głowy pomysł dorobienia się łatwej i szybkiej mamony... Film zaskakująco niezły.

 


Ogółem: 7/10

 


W telegraficznym skrócie: (stosunkowo) niskobudżetowy misz-masz od Bay'a; kulturystyka w krzywym zwierciadle + napakowani nieudacznicy + makabryczny humor na granicy dobrego smaku; solidny montaż, świetne role pierwszo i drugoplanowe oraz nieźle rozpisany scenariusz oparty na autentycznych wydarzeniach; niezły film kopiujący tysiąckrotnie wałkowane schematy znane z produkcji Tarantino.

 

***

 

 

 

 

 

***

 



 

Z nowości DVD/Blu-ray...

 

 

 

Wielki Gatsby / The Great Gatsby (2013)

 

 


 

 


 

 



Reżyseria: Baz Luhrmann

Scenariusz: Baz Luhrmann, Craig Pierce

Produkcja: USA, Australia

Czas trwania: 143 minuty

Obsada:

Leonardo DiCaprio - Jay Gatsby
Tobey Maguire - Nick Carraway
Carey Mulligan - Daisy Buchanan
Joel Edgerton - Tom Buchanan

 

 

Dostrzegaj w innych to co najlepsze - ojciec Nicka

 



Szykujcie szykowne garnitury, luksusowe sukienki, lśniące samochody oraz portfele, bo Baz Luhrman zabiera nas do świata wizualnej rozpusty. Jeden z mistrzów wizualnych spektakli powraca po pięciu latach, by oczarować nas kolejną szeroko zakrojoną wizją. Tym razem, na warsztat filmowy wziął powieść F. Scotta Fitzgeralda, która trafiła na półki w 1925 roku. Tegoroczne dzieło nie jest pierwszym podejściem do tematu. Już w rok po premierze papierowego pierwowzoru pojawiła się pierwsza adaptacja i od tamtej pory kilka innych – w wersji z 1974 wystąpił Robert Redford oraz Mia Farrow – a także opera.

Pełen dobrych chęci i marzeń Nick Carraway ląduje w małym domku umieszczonym na Long Island. Jego sąsiadem jest niezwykle tajemniczy Jay Gatsby. Ów człowiek zagadka, wyprawia niesamowite przyjęcia i roztacza aurę wielkości, która wywołuje wiele teorii na jego temat. Nick zaprzyjaźnia się z fascynującym Gatsbym i poznaje inny świat, który wypełnia blichtr, bogactwo, przepych, patos, miłość i mroczne sekrety. Ekscentryczny bogacz prowadzi  bowiem grę mającą zbliżyć go do kuzynki głównego bohatera – zamężnej Daisy Buchanan. Historia nie należy do skomplikowanych, ale ma w sobie urok i wielkie pokłady optymizmu oraz nadziei. Niestety, gdy zedrzeć bogactwo, okazuje się, że świat przedstawiony jest...okropny. Jay z całym swoim optymizmem to postać tragiczna, która obsesyjnie pragnie miłości. Jak to jednak bywa w przypadku obsesji, nie prowadzą do niczego dobrego. Tylko Nick otrzymuje szansę na poznanie go takim jakim jest. Szykujcie się więc na smutną opowieść, która niczym uśmiech diCaprio skrywa samotność i cierpienie. Niektórzy pragną bogactwa za wszelką cenę, inni traktują je jako środek do prywatnych celów, ale patrząc na obraz społeczeństwa w Wielkim Gatsbym, lepiej żyć skromnie. Wtedy bowiem wszystko na co zapracujemy daje szczęście. A ludziom, którzy pozornie mogą kupić wszystko zawsze go brak. Nienasycone z nas bestie.

Znając filmografię Luhrmana i oglądając zwiastun można spodziewać się musicalu, ale nic bardziej mylnego. Film wypełniają interesujące aranżacje, nad którymi pieczę sprawował Jay-Z, lecz nie zobaczycie jak np. Tobey McGuire śpiewa z całych sił – mnie wystarczyło jak wyginał śmiało ciało w trzeciej części Spider-mana. Magia kina pozwoliła połączyć obszerne scenografie z wytworami wprost z komputera. Plany i lokacje są tak szerokie, że można nabawić się agorafobii. Cały czas można jednak dostrzec co istnieje w naszym świecie, a co w tym wirtualnym. O ile w przypadku podróży samochodem jest to zabieg odpowiedni, który podkreśla walory wizualne, o tyle w innych przypadkach zwyczajnie razi.

Tak jak sugeruje tytuł, wszystko kręci się wokół Gatsby'ego. Wcielający się w tę postać Leonardo diCaprio pokazuje kolejny zestaw aktorskich środków, które wyniosły go na szczyt. Momentami zachowuje się dokładnie jak w innych dziełach, ale potrafi również mile zaskoczyć. Na dodatek jego kreacja jest jedyną, która wzbudza jakąkolwiek sympatię widza. Jay jest jak księżniczka, pragnąca by wszystko było idealne. Inne postacie są tak paskudne, że czasami ciężko spoglądać na ekran. Nawet Nick, który prowadzi nas poprzez historię, dopiero na samym końcu ukazuje światełko nadziei, bo wreszcie wyrwał się z tego okropnego pod podszewką świata.

Pierwszy raz spodziewałem się kryminału, a otrzymałem historię o miłości. Wizualnie wszystko prezentuje się świetnie, ale magia gdzieś ginie. Opowieść i oprawa nie łączą się w spójną całość. Poza tym, film jest minimalnie zbyt długi - o jakieś 15 minut. Dlatego też dzieło Luhrmana można obejrzeć, ale dopiero w telewizji. Problem w tym, że otrzymujemy prosta historię przytłoczoną efektami. Od początku seansu jesteśmy atakowani niezwykle mocnymi kolorami, niczym w azjatyckim filmie. Potem dołączone zostaje bogactwo. Wszystko robi wrażenie, ale tak jak życie bohaterów jest puste.


 

Ocena końcowa:

 

 

 

***



W tym tygodniu to wszystko. Nie dajcie się pogodzie i do przeczytania!

Łukasz Kucharski Strona autora
cropper