Recenzja: World to the West (PS4)

Recenzja: World to the West (PS4)

Kacper Mądry | 14.05.2017, 15:05

World to the West to produkcja studia Rain Games, które dostarczyło nam znakomite Teslagrad. Czy nowa produkcja osadzona w tym samym uniwersum również zasługuje na bardzo dobrą ocenę?

World to the West przedstawia losy czwórki bohaterów, których losy łączą się w walce z ogólnym złem. Ich spotkanie zostaje przepowiedziane już dawno temu za sprawą magicznych totemów rozsianych po całym świecie gry. Każda z postaci ma swój własny cel, który doprowadza do tego, że ich spotkanie staje się faktem, a ukończenie przygód wymaga ścisłej współpracy. Tym sposobem, jako drużyna, są oni w stanie stawiać czoła złemu Finansowi, pokonywać ogromne bestie i odkrywać zagubione przedmioty. Niestety, początkowo interesująca historia szybko staje się nudna i polega na ciągłym parciu przed siebie, by wykonać zadania opartych na typowym „podaj, przynieś, pozamiataj”.

Dalsza część tekstu pod wideo

Każdy z bohaterów posiada inne umiejętności, a dodatkowo podczas rozgrywki nabywa kolejne zdolności. Mamy tutaj mięśniaka potrafiącego szarżować na przeciwników, niskiego chłopca, który potrafi kopać pod ziemią, teslamantkę posiadająca zdolność teleportacji oraz dziewczynę mogącą przyciągać się do wybranych punktów za pomocą swojego szalika. Jeśli dziwi Was brak wymieniania przeze mnie imion postaci jest to spowodowane tym, że zupełnie nie zakotwiczyły mi się w pamięci. Bo historia i rozgrywka World to the West jest nudna… potwornie nudna. Ponadto produkcja w dziwny sposób balansuje pomiędzy tym, aby być zbyt prostą dla starszych graczy i zbyt skomplikowaną dla najmłodszych. Podczas gry czułem się trochę tak, jakbym grał w tytuł dla małych dzieci, który stosuje tak upierdliwe i męczące rozwiązania, iż irytacja mieszała mi się z sennością. Nawet nieszczęsne Zheros nie powodowało, że tak bardzo chciało mi się spać. Ale skąd ta nuda?

World to the West posiada niby otwarty świat, gdzie poruszamy się wchodząc do swoistych hubów. Zazwyczaj znajduje się tam kilku przeciwników i miejsce, do którego nie byliśmy wcześniej w stanie dostać się inną postacią. Zdarza się też porozmawiać z NPC-ami – niestety rozmowy są banalne i nie wnoszą niczego nowego do fabuły. Równie dobrze mogłyby nie występować. Lokacje zwiedzane podczas wykonywania zadań potrafią różnić się florą występującą w okolicy i tak trafiamy na rejony śnieżne czy pustynne. Nie zmienia to jednak faktu, że w kółko robimy to samo. Typowy schemat zadania? Znajdź zamknięte drzwi, dostań się do klucza, wróć do drzwi i je otwórz. I tak w kółko. Czasem znajdą się bardziej oryginalne etapy jak np. wymagające zręczności przeskakiwanie z filaru na filar, jednakże tutaj wchodzi do gry lekkie opóźnienie w sterowaniu, które zmienia ten etap w festiwal irytacji. Lekki lag w poruszaniu się przeszkadza również podczas walki, uniemożliwiając szybkie zareagowanie na poczynania przeciwników. Przeciwników, których i tak możemy ominąć i pobiec dalej… Żadna z zagadek nie sprawiła, że czułem się usatysfakcjonowany. Bardziej byłem wymęczony tym, jak dużo banalnych czynności trzeba wykonać, aby osiągnąć swój cel.

Wspomniałem wcześniej o teleportujących nas totemach. Są to po prostu punkty na mapie, do których możemy się przenieść, aby uniknąć podróży na większy dystans. Oprócz tego służą do zmiany sterowanej przez nas postaci – ale i ten prosty element twórcy również byli w stanie skomplikować. W jaki sposób tego dokonali? Nie mamy możliwości dotarcia do celu jedną postacią i zmiany jej na inną przy totemie, ponieważ każdą z nich trzeba dojść osobno! Każda postać pamięta tylko miejsca, w których była, nie mogąc się tego dowiedzieć od innej osoby, co sprawia, że te same lokacje przechodzimy inną postacią tylko po to, aby dotrzeć do tego samego miejsca. Oczywiście droga innym bohaterem delikatnie się różni, jednakże twórcy ewidentnie chcieli tutaj sprawić, iż rozgrywka będzie przez to znacznie dłuższa. Szkoda tylko, że w takim razie ponowna przeprawa przez te same tereny, tyle że inną drogą, nie sprawia przyjemności.

Grze nie udało się też uniknąć błędów, które sprawiały, że musiałem wczytywać rozgrywkę od ostatniego punktu zapisu. Było to spowodowane tym, iż kilka razy spadłem pod tekstury i mogłem bez problemu biegać po całych lokacjach. Oprócz tego w World to the West występują miejsca z niewidzialnymi ścianami, a także takie, przez które bez problemu przenikamy postacią. W omawianym tytule problemem były również momenty, w których postać znajdowała się za np. skałą, a my nie widzieliśmy, co się tam dzieje. Lubię obejrzeć na Internecie nagrania z innych konsol lub komputerów, prezentujące wygląd gry na innej platformie, i co mnie zaskoczyło to to, że na komputerach osobistych ten problem nie występuje i postać gracza prezentowana jest za pomocą lekkiego cienia. Czy konsole nie zdołałyby uciągnąć takich efektów? Jeśli chodzi o udźwiękowienie, to tutaj kwestia jest zależna od gustu gracza. O ile odgłosy otoczenia czy postaci nie powodują grymasu na twarzy, tak muzyka to kwestia indywidualna. Odgrywane utwory są baaardzo spokojne. Lekko przypominają muzykę z Minecrafta, którą osobiście od razu wyłączam i tak postąpiłem też tutaj. Wystarczy, że sama rozgrywka mnie usypia.

Źródło: własne

Ocena - recenzja gry World to the West

Atuty

  • Różnorodny świat
  • Efekty dźwiękowe
  • Początkowo historia wciąga…

Wady

  • …by szybko zacząć nudzić
  • Powtarzalne etapy
  • Intencjonalne wydłużanie gry

World to the West oferuje przesadnie łatwe zagadki w połączeniu ze zbyt upierdliwą mechaniką. Nie wiem, czy to produkt dla dzieci czy starszych graczy, ale nie trafi on ani do jednych, ani do drugich.

Kacper Mądry Strona autora
cropper