Xbox Games Showcase

Starfield – recenzja gry i opinia o grze [Xbox, PC]. Dla takich hitów kupuje się korporacje

Wojciech Gruszczyk | 31.08.2023, 18:00

2 lata i 294 dni – tyle czasu minęło od premiery Xboksa Series X|S i dopiero teraz na sprzęcie Microsoftu zadebiutuje gra, obok której nie przejdą obojętnie odkrywcy, marzyciele, a nawet gracze sympatyzujący z konkurencyjnym kawałkiem plastiku. Starfield to nie tylko system seller z prawdziwego zdarzenia. To produkcja, dla której za 7,5 mld dolarów kupuje się korporacje.

Twórcy serii The Elder Scrolls i Fallout długo przygotowywali się, by zaproponować graczom nowe IP. Starfield miał zadebiutować na rynku w zeszłym roku, ale deweloperzy otrzymali znacznie więcej czasu na dopracowanie gry. Ta decyzja była bez wątpienia kluczowa, ponieważ po wielu latach od pierwszej plotki dotyczącej „Skyrima w kosmosie” na Xboksach Series X|S oraz na komputerach osobistych debiutuje ogromna i dopracowana gra. Starfield nie zawodzi.

Dalsza część tekstu pod wideo

Starfield pozwala sięgnąć gwiazd

Starfield - recenzja - piękne neony

Akcja recenzowanego Starfielda rozpoczyna się w 2330 roku, w czasach gdy ludzie skolonizowali kosmos, bez problemu podróżują pomiędzy planetami, a skoki grawitacyjne można porównać do skorzystania z toalety – robi to każdy po pierwszej kawie. Twórcy umiejscowili akcję w Zasiedlonych Układach, niewielkim fragmencie Drogi Mlecznej – miejsce zostało oddalone od Układu Słonecznego o około 50 lat świetlnych. Jednak niezwykle ważne wydarzenie dla całej opowieści odbyło się 20 lat wcześniej, ponieważ w tym czasie dwie frakcje – Zjednoczone Kolonie oraz Kolektyw Wolnych Gwiazd – rozpoczęły wojnę, której konsekwencje są łatwe do zauważenia w samej grze.

Głównym bohaterem opracowanej opowieści nie jest tak naprawdę nikt specjalny – to zwykły kosmiczny górnik, który jednak już na początku swojej przygody natrafia na tajemniczy artefakt. To właśnie ten moment zmienia jego życie i pozwala mu rozpocząć poważną pracę – na samym początku gry dołączamy do Konstelacji, czyli grupy poszukiwaczy i odkrywców. To właśnie oni chcą odnaleźć kolejne kamienie... ale do czego one służą i jak mogą wpłynąć na cały świat? Odpowiedź na to pytanie poznacie sięgając po kontroler, jednak scenarzyści z Bethesdy zrealizowali naprawdę interesujący i bardzo rozbudowany wątek, w którym na samym starcie protagonista nie jest głównym punktem historii – twórcy bardzo dobrze opracowali skalę świata, więc podczas rozgrywki nie czujemy się „wielkim bohaterem”. Na naszych oczach postać poznaje swoje miejsce we wszechświecie, by ostatecznie... stać się niezwykle ważnym punktem nie tylko tej opowieści.

Starfield - recenzja - na statku

Ukończenie głównego wątku w Starfieldzie zajęło mi ponad 30 godzin, jednak zdaję sobie doskonale sprawę, że wydarzenia można poznać szybciej. Część fabularnych zadań związanych z rozbudową możliwości głównego bohatera można totalnie pominąć, by ostatecznie skupić się wyłącznie na finałowym wątku – ten jest zaskakująco dobry, ponieważ protagonista małymi krokami faktycznie staje się coraz to potężniejszą postacią we wszechświecie... jednak nawet w tej sytuacji zawsze czułem skalę świata. To przyjemne poczucie świeżości względem wielu gier RPG, w których bardzo szybko heros staje się najważniejszą jednostką, o której słyszeli wszyscy – w Starfieldzie z jednej strony wykonujemy ważne zadania z głównego wątku, a po chwili możemy trafić do celi, bo wcześniej przez przypadek okradliśmy magazyn broni i okoliczną aptekę.

Fabuła w Starfieldzie jest budowana przez naprawdę interesujące misje, które nie są związane wyłącznie z prostym „idź, zabij, wynieś śmieci”, ponieważ na każdym kroku deweloperzy stworzyli rozbudowane i ciekawe wydarzenia, które pozwalają nam kontynuować zadanie Konstelacji. Podczas opowieści nigdy nie ma jednej drogi, by wykonać quest – Bethesda zachęca nas do perswazji, obgadania wszystkich wątków, szukania dodatkowych ścieżek lub w ostateczności możemy wpaść do lokacji, wyciągnąć gnata i wybić wszystkich okolicznych przeciwników. Twórcy ponownie nie zapewniają nam jednej drogi, więc bardzo chętnie podczas wielu misji próbowałem przekonywać do swojej racji oponentów, zdecydowanie za często zastraszałem przeciwników, by w sytuacji problemów sięgać po broń. Nie wierzę, by Starfielda dało się ukończyć bez sięgania po kolejne giwery, ale sam system strzelania jest na tyle przyjemny, że bardzo chętnie eliminowałem następnych piratów, rabusiów, gwiezdnych policjantów czy też przerośnięte bestie.

Zdaję sobie jednak w zupełności sprawę, że scenarzyści z Bethesdy bardzo mocno zaryzykowali realizując fabułę Starfielda, ponieważ opowieść jest na swój sposób otwarta. Gracze nie muszą wykonać wszystkich zadań, by otrzymać dostęp do finału, a nawet samo zakończenie... dostarcza nam bardzo rozbudowany end-game. Nie mogę w tym miejscu wchodzić w szczegóły, ale deweloperzy opracowali grę, w którą fani będą grać przez dziesiątki, a pewnie nawet setki godzin... i nie mam tutaj na myśli wyłącznie tego, że pozycja oferuje gigantyczną dodatkową zawartość. Bethesda opracowała zaskakującą na swój sposób regrywalność, dzięki której każdy będzie mógł bardzo płynnie powrócić do przygody.

Siłą Starfielda jest Konstelacja i jej bohaterowie

Starfield - recenzja - mech

Po krótkim wstępie Bethesda zapewnia graczom rozbudowany system tworzenia postaci, w którym możemy wybrać nie tylko płeć, sylwetkę, karnację, kształt głowy, włosy, oczy, czoło, uszy, policzki, usta, zęby, szczękę czy też brodę, ale przede wszystkim decydujemy o przeszłości bohatera i jego cechach. Główny bohater może być cyberhakerem, cybernetykiem, dyplomatą, gangsterem, kosmicznym łajdakiem, ksenobiologiem, kucharzem, odkrywcą, osadnikiem, pielgrzymem, profesorem, przedsiębiorcą, roninem, rzeźbiarzem, sanitariuszem, transportowcem, wojskowym, wykidajło, łowcą bestii lub nagród – każda decyzja pozwala nam skorzystać z trzech początkowych umiejętności, ale przede wszystkim znacząco wpływa na odbiór bohatera w świecie gry. Następnie musimy dobrać maksymalnie trzy cechy, wśród których łatwo wyróżnić powiększoną empatię, powszechne wychowanie, obce DNA, nagrodę za głowę, kosmiczną adaptację, introwertyzm, osadnik oraz ekstrawertyzm – każda decyzja oferuje nam pewne pozytywne i negatywne aspekty. Ja biegając za pomocą łowcy nagród wielokrotnie podczas dialogów miałem okazję wybrać opcję, która była związana z moją profesją – napotkani mieszkańcy również reagowali na „pochodzenie”, a nawet podczas podejmowania pracy słyszałem komentarze dotyczące tego, czy faktycznie jestem odpowiednią osobą na wyznaczone stanowisko. System jest duży i dostarcza oczekiwane odświeżenie rozgrywki – nie możemy liczyć na zupełnie nowy początek, jednak w niektórych momentach wybrane opcje faktycznie wpływają na postać i jej odbiór przez mieszkańców Zasiedlonych Układów.

Niezależnie od podjętych wyborów, Starfield oferuje pięć średniej wielkości drzewek rozwoju, które pozwalają nam tak naprawdę określić, jak główny bohater będzie radził sobie w wielu sytuacjach. Rozwijając postać możemy skupić się na jego aspektach fizycznych (przykładowo zwiększenie maksymalnego zdrowia i udźwigu, poprawiamy naturalne leczenie infekcji, pracujemy nad skradaniem się), społecznych (większa szansa na wygranie perswazji, łatwiej zastraszamy wrogów, pracujemy nad swoim przywództwem lub lepiej kontrolujemy towarzyszy), bojowych (zwiększamy zasięg lub moc różnorodnych broni, poprawiamy szansę na krytyczne trafienie lub swój pancerz), naukowych (apteczki leczą więcej ran, poprawiamy skaner, łatwiej przygotowujemy leki, tworzymy placówki w trudnych terenach) oraz technicznych (poprawiamy broń statków, szybciej opracowujemy statki lub wykorzystujemy plecak odrzutowy w walce) – to tylko kilka z 82 skilli, które możemy ulepszać, ale w tym wypadku niezbędne jest nie tylko zebranie punktów doświadczenia, ale musimy również wykonać określone cele. Przykładowo chcąc poprawić działanie apteczek, niezbędne jest korzystanie z odpowiednich środków do leczenia bohatera. System rozwoju postaci jest naprawdę duży i satysfakcjonujący, bo rzeczywiście możemy wpływać na nasze kolejne ruchy podczas podejmowanych misji.

Starfield - recenzja - miasto neonów

Gracz na samym początku opowieści dołącza do Konstelacji, czyli grupy marzycieli-odkrywców, którzy mają misję związaną z odnalezieniem tajemniczych artefaktów. Deweloperzy wielokrotnie rzucają nam pod nogi kłody związany z trudnymi decyzjami podejmowanymi w związku z samymi przedstawicielami grupy, ale muszę w tym miejscu zaznaczyć, że Bethesda potrafiła opracować naprawdę interesujących partnerów – fantastyczną postacią jest Sarah Morgan, która wyraźnie ma cel, by odkryć prawdę związaną z głównym zadaniem Konstelacji, Barrett w pewnym momencie sam pragnie doświadczyć czegoś więcej niż tylko biegania od planety do planety, by wykonywać powierzone mu zadania, a show w moim odczuciu kilkukrotnie kradnie Sam Coe, który jest prawdziwą futurystyczną wersją zapatrzonego w siebie kowboja. Główny bohater może dołączyć do swojej załogi ponad 20 osób, jednak przy pierwszym podejściu pewnie trudno będzie natrafić na wszystkich towarzyszy – kapitalną, tajemniczą przeszłość skrywa Andreja, a na wstępie do przygody spotkałem Wielbiciela znanego z The Elder Scrolls IV: Oblivion – nikt tak pięknie nie mówi o naszych czynach, jak ten facet zapatrzony w głównego bohatera. W ekipie znalazł się szybciej strzelający niż myślący Heller czy też chętny do noszenia naszych tobołów robot Vasco – każda z postaci posiada własne umiejętności, które wpływają na jego możliwości w różnych sytuacjach. Dla przykładu Barrett świetnie radzi sobie z konserwacją statków, Lin nadaje się do zarządzania placówką, a Andreja specjalizuje się w skradaniu. Bohaterowie mogą mieć kilka różnych umiejętności, które są dodatkowo prezentowane przez gwiazdki, co pozwala nam odpowiednio zarządzać ekipą. W kilku sytuacjach możemy flirtować z naszymi towarzyszami, obsypywać ich komplementami, by nawet od czasu do czasu zgarnąć kilka upominków, ale szczerze mówiąc nie udało mi się wyrwać żadnej z postaci do łóżka.

Bethesda nie zdecydowała się na zrealizowanie wielkich, fabularnych zadań towarzyszy, które byłyby związane z głównym wątkiem, jednak w grze nie brakuje znakomicie opracowanych i zarazem rozbudowanych zadań pobocznych. Protagonista może bez problemu dołączyć do każdej z Frakcji, by wykonywać dla nich zadania, budować swoją pozycję, a ostatecznie nawet... zdradzić. Podczas rozgrywki miałem wrażenie, że wiele pobocznych (frakcyjnych) questów jest nawet znacznie ciekawszych względem zadań związanych z główną fabułą – scenariusz w tym wypadku jest skupiony na jednym temacie, a dodatkowe zadania są znacznie bardziej... nonszalanckie. Kapitalnie wypadł wątek z Karmazynową Flotą, czyli piratami, którzy wierzą w odnalezienie wielkiego skarbu – nie będę zdradzał wielu szczegółów, ale w tym wypadku gracz może działać na dosłownie kilka frontów. Świetnie sprawdza się również praca dla korporacji Ryujin Industries, ponieważ w tym wypadku szybko stajemy się tajnym agentem i mamy okazję infiltrować kilka firm, by finalnie... naprawdę dobrze się bawić. W trakcie gry zostałem także przedstawicielem Strażników Wolnych Gwiazd, czyli w zasadzie... łowców głów, więc biegałem od planety do planety, by szukać kolejnych rabusiów i piratów, a jako członek Konstelacji mogłem badać następne miejscówki szukając nowych okazów fauny oraz flory. To jednak tylko garstka misji, na które możemy natrafić w Starfieldzie, ponieważ podczas przemierzania następnych układów planetarnych systematycznie spotykałem osoby, które potrzebowały mojej pomocy – w grze stale otrzymujemy większe lub mniejsze zadania, które pozwalają nam podróżować do kolejnych zakątków galaktyki.

Starfield i 1000 planet? W tej produkcji nie można się nudzić...

Starfield - recenzja - w świecie neonów

Wiele powiedziano na temat skali recenzowanego Starfielda przed premierą i jestem pewien jednego – wielu graczy nie jest gotowych na tak ogromną i przeładowaną zawartością produkcję. Oddalając widok na mapie otrzymujemy dostęp do całej galaktyki Zasiedlonych Układów, a następnie możemy przybliżyć widok na poszczególne układy, gdzie znajdują się światy oraz księżyce, a dopiero następnie otrzymujemy prezentację samej planety. Skalę gry tak naprawdę trudno opisać słowami, ponieważ w tym wypadku trzeba chwycić kontroler do ręki, by zobaczyć, jak gigantyczną propozycję opracowała Bethesda – na samym początku część zainteresowanych może zostać dosłownie przytłoczonych rozmachem tytułu. Na szczęście opracowane systemy są bardzo przyjazne i wystarczy kilka chwil, by bez przeszkód korzystać z możliwości statków oraz latać od planety do planety i wykonywać następne zadania.

Twórcy jednak nie zapewnili nam pełnej swobody – w wielu ważnych światach pojawiają się istotne dla fabuły miejscówki, obok których możemy lądować, więc przykładowo łatwo wpadamy do miasta lub odwiedzamy kopalnię, ale nic nie stoi na przeszkodzie, by trafić także na teren, który nie został oznaczony przez deweloperów. Gdy nasz statek wyląduje na potencjalnej pustej powierzchni, to następnie możemy rozpocząć swobodną eksplorację – lokacje są gigantyczne, często na terenach pojawiają się różnorodne placówki lub jaskinie, a podczas rozgrywki stale napotykamy na kolejne surowce oraz różnorodną zwierzynę... Starfield w mocnym stopniu stawia na zbieranie różnorodnych kamieni, które są niezbędne do craftingu. Na planetach pojawiają się jednak pewne ograniczenia – tereny są ogromne, ale gdy zmusicie się i wyruszycie na długą wędrówkę, by dotrwać do końca, to napotkacie na niewidoczną ścianę i komunikat związany z powrotem na statek. W moim odczuciu nie jest to tak naprawdę problem, ponieważ miejscówki są ogromne i naprawdę nie widzę potrzeby biegania z punktu A do punktu B – znacznie szybciej znajdziecie potrzebne surowce lub wykonacie powierzone zadanie. Znacznie gorzej wypadają jednak liczne ekrany wczytywania – Starfield zdecydowanie za często na „sekundę” przyciemnia obraz, by wczytać nową lokację. Taka sytuacja dzieje się podczas wykorzystywania skoków gwiezdnych do wcześniej nieodwiedzanych układów czy też w trakcie wchodzenia do większych budynków. System męczył mnie szczególnie na początku opowieści, gdy musimy odkryć najważniejsze planety, ponieważ w tej sytuacji podczas dłuższej podróży możemy zobaczyć nawet 5 ekranów wczytywania... a na końcu ostatni jest niezbędny, by wylądować na planecie. Podejrzewam, że ten archaizm jest związany z opracowywaniem gry przez wiele długich lat, a jednocześnie twórcy musieli zwracać uwagę na najmniejszego Xboksa w historii. Pewne ograniczenia pojawiają się również w przypadku eksploracji układów za pomocą statku – Bethesda nie zapewniła płynnego startu na orbitę planety, a pojazd kontrolujemy już w samej przestrzeni. W tej sytuacji nie możemy również przelecieć od świata do świata, a do tego potrzebujemy wykorzystać menu, gdzie ustalamy dokładne miejsce lotu, by następnie obserwować skok.

Z samą eksploracją kolejnych układów za pomocą statku jest mocno związany temat policji – gracz wlatując obok dużych, zasiedlonych planet musi liczyć się z tym, że jego maszyna zostanie zeskanowana w celu poszukiwania nielegalnej kontrabandy. Gdy akurat przewozimy nielegalne przedmioty, to możemy trafić do więzienia – twórcy zadbali o możliwość oszukiwania stróżów prawa przez przykładowo skorzystanie z osłon ładowni, ale taki ruch nie zawsze przynosi oczekiwane rezultaty. Jeśli dołączycie do piratów, będziecie okradać i zabijać kolejnych mieszkańców następnych planet, to zostanie za Wami wysłany list gończy – w tej sytuacji łowcy nagród mogą przeszukiwać światy w poszukiwaniu naszego cielska, więc warto dość szybko zareagować i wyprostować sytuację... jest to jak najbardziej możliwe, ale niezbędne jest sięgnięcie do kieszeni po odpowiednią liczbę kredytów.

Starfield pozwala nam zostać prawdziwym konstruktorem

Starfield - recenzja - skok

Wspominając o statkach muszę na pewno dodać, że od samego początku przygody główny bohater otrzymuje małą, kosmiczną łajbę, ale bez problemu statek możemy rozbudować, stworzyć nowy lub po prostu... ukraść. Jeśli zdecydujecie się na ten ostatni krok, to niezbędne jest zarejestrowanie maszyny w jednym z miast, by móc wskoczyć w buty wujka-złotej-rączki i móc modyfikować pojazd. Deweloperzy pozwalają nam swobodnie zmieniać bronie, dorzucać mocniejsze moduły prędkości, dbać o pancerze lub po prostu... łatwo pomalujecie poszczególne elementy. Gracz może nawet zamontować wewnątrz maszyny kolejne stacje robocze, dzięki którym będzie mógł zajmować się craftingiem – w tej sytuacji nie jesteśmy zmuszeni do lądowania na jednej z planet, by przygotowywać kolejne przedmioty lub po prostu ugotować kilka smakołyków na drogę. Personalizacja oraz sama budowa jest zaskakująco rozbudowana, ponieważ konstruktorzy muszą zwracać uwagę na między innymi klasę reaktora oraz kupować odpowiednie części do wyznaczonych modeli – Bethesda jednak nie zmusza do tworzenia maszyn lub ingerowania w ich możliwości... w każdym z większych miast możecie swobodnie kupić następne okazy.

Starfield oferuje trzy klasy statków (mała siła ognia + duża mobilność, umiarkowana siła ognia i mobilność, duża siła ognia i mała mobilność), a każdy może posiadać kilka systemów (lasery, działka, rakiety, silnik, osłony, napęd grawitonowy) – w trakcie lotu możemy płynnie zmieniać moc poszczególnych elementów, więc przykładowo gdy jesteśmy atakowani w przestrzeni, to warto szybko wyłączyć skok grawitacyjny, by natychmiastowo dopakować siłę zamontowanej broni. W taki sposób możemy także poprawić defensywę lub nawet... uciec – gdy przekażemy pełny potencjał maszyny w skok, to ten zostanie wykonany szybciej i pozwoli nam błyskawicznie trafić do innego układu. Sama walka za pomocą statków jest dobra – musimy dość szybko opanować maszynę, ponieważ w produkcji Bethesdy systematycznie mierzymy się z następnymi piratami czy też musimy w odpowiedni sposób zareagować na sytuacje z przeszłości. Twórcy przygotowali nawet system, który będzie dobrze znany fanom serii Fallout – namierzając przeciwnika w przestrzeni kosmicznej możemy włączyć system celowania, by następnie atakować odpowiednie części statku. Jeśli zadamy wystarczające obrażenia, to możemy przykładowo wyłączyć napęd oponenta i następnie obserwujemy, jak jego maszyna mimowolnie dryfuje po układzie, a my możemy z większą przyjemnością i mniejszą obawą kontynuować ostrzał.

Starfield - recenzja - tajemnicza lokacja

Pozostając jeszcze w temacie samego budowania – odwiedzając kolejne planety możemy bez przeszkód stworzyć swoją bazę, do której następnie będziemy przypisywać poszczególnych pracowników. Gracz może wykupić osoby zajmujące się kolejnymi zadaniami lub po prostu zlecić misje towarzyszom. Podczas realizowania bazy należy zadbać o moduły mieszkalne, system obronny, ekstraktory umożliwiające produkcję surowców, a warto nawet dorzucić magazyny, zasilanie, czy też nawet roboty, które zwiększają szybkość produkcji. Opracowanie lokacji wydaje się w zasadzie niezbędne w momencie, gdy tak naprawdę chcemy tworzyć kolejne statki, ponieważ gracz musi posiadać naprawdę sporo surowców, by móc realizować zróżnicowane projekty – choć podobnie jak w przypadku statku... budowanie bazy jest ogromnym systemem, który nie jest w żaden sposób narzucony przez fabułę. Nie będę zaskoczony, gdy część osób zajmie się historią, misjami oraz walką i nigdy nie zrealizuje nawet podstawowej bazy.

Bethesda nie mogła również zapomnieć o bardziej klasycznym craftingu, więc recenzowany Starfield oferuje możliwość tworzenia warsztatów lub skorzystania z wcześniej opracowanych. Są to tak naprawdę stacje bazowe (stoły), do których po podejściu możemy ulepszać poszczególne elementy ekwipunku lub po prostu tworzyć nowe przedmioty. Stanowisko farmaceutyczne pozwala na opracowanie różnorodnych lekarstw, w stacji gotowania przyrządzicie potrawy, napoje oraz przekąski, w warsztacie rusznikarskim stworzycie lub ulepszycie bronie, a warsztat skafandrów pozwala zrealizować nowy lub poprawić posiadany strój (skafander, hełm, plecak odrzutowy). W każdym z elementów ekwipunku możemy również zamontować modyfikacje, a przykładowo poszczególne części do broni wpływają na jej siłę, wielkość magazynku, szybkostrzelność, zasięg, celność czy też nawet zwiększamy wartość naszej zabawki. Modyfikacje zapewniają nam dostęp do różnorodnych, specjalnych zdolności i przykładowo karabin może losowo zadawać obrażenia od radioaktywności i obniżać morale celu. W sytuacji skafandrów poprawiamy obronę przed różnymi typami ataków, ale także wpływamy na różne ochrony – na niektórych planetach niezbędne jest zadbanie o pancerz z odpowiednimi statystykami.

Przedmioty posiadają różnorodne klasy, więc pod koniec historii bez przeszkód bohater biega z kilkoma legendarnymi błyskotkami. Warto jednocześnie podkreślić, że niektóre ulepszenia wymagają odpowiedniego rozwoju postaci i przykładowo musimy zainwestować punkty doświadczenia w „produkcję skafandrów”, by otrzymać dostęp do ulepszonych modyfikacji strojów, hełmów i plecaków odrzutowych.

Czy Starfield to Skyrim w kosmosie?

Starfield - recenzja - trawka

Pod wieloma względami Bethesda nie uciekła od swoich poprzednich produkcji. Recenzowany Starfield pozwala nam swobodnie zbierać niemal wszystkie elementy z pomieszczeń, więc podczas gry możecie biegać z toną łyżeczek, talerzy, książek lub innego, niemal bezwartościowego badziewia, a w trakcie eksploracji ważnych lokacji lepiej z rozwagą klikać po ekranie – łatwo w tej sytuacji coś ukraść. Twórcy nie uciekli od otwierania zamków, ale w tej sytuacji przygotowano mini grę związaną z ułożeniem elementów na kole. W trakcie wielu misji możemy skorzystać z możliwości skradania, jednak zdecydowanie lepiej dla mnie wypada bieganie po planetach z plecakiem odrzutowym – ten początkowo nie zapewnia gigantycznego skoku przez swoje ograniczenia, ale pod koniec przygody miałem już sprzęt, który pozwolił mi dosłownie pofrunąć. Odwiedzając poszczególne miejsca musimy również zwracać uwagę na siłę grawitacji, bo czasami wystarczy zwykły skok, by przelecieć przez pół bazy piratów.

W grze nie zawodzi również sam system strzelania. Starfield oferuje graczom dostęp do ogromnego zestawu zróżnicowanych giwer, a podczas eksploracji i misji możemy płynnie dobierać aż 12 broni, granatów oraz umiejętności. W trakcie rozgrywki sprawdziłem nawet, jak prezentują się różnice w tej samej broni z różnymi ulepszeniami i faktycznie Bethesda pozwala nam poczuć rozbudowane możliwości sprzętu. Eliminowanie kolejnych przeciwników jest naprawdę przyjemne, więc chętnie w ostatnich dniach biegałem za kolejnymi zadaniami Strażników Wolnych Gwiazd – większość misji tej Frakcji opiera się po prostu na eliminowaniu celów. W pewnym momencie główny bohater zyskuje nawet pewne moce, które znacząco rozbudowują jego arsenał, a jednocześnie sama walka staje się jeszcze przyjemniejsza.

Starfield - recenzja - loża

W trakcie rywalizacji niezbędne jest zwracanie uwagi na posiadany sprzęt, ale musimy również dobrze zarządzać tlenem – gdy zbyt długo biegniemy lub wykonujemy kolejny skok, to możemy zużyć całe O2 znajdujące się w skafandrze i następnie bohater zacznie gromadzić CO2. Jeśli w odpowiednim momencie nie uspokoimy postaci, to możemy doprowadzić do jej śmierci. Ogólnie recenzowany Starfield rozbudowuje temat różnorodnych dolegliwości, z którymi mierzymy się podczas opowieści – przez różne wspomagacze możemy stłumić objawy uzależnienia, zapewniamy odporność na wyznaczone obrażenia, zwiększamy udźwig, poprawiamy nastawienie towarzyszy, zmniejszamy liczbę potrzebnych zasobów wykonując projekty, a przykładowo wódka zmniejsza regenerację O2, ale poprawia udźwig przez 5 minut. Bohater może zachorować, złamać nogę, złapać zadyszkę i w zasadzie podczas opowieści systematycznie walczymy z różnymi dolegliwościami. Gracz może także łatwo zmieniać perspektywę kamery – w trakcie swobodnej eksploracji otrzymaliśmy dostęp do trzech opcji (FPP, TPP, bliższe TPP), a podczas podróży statkiem z dwóch (kokpit, TPP).

Starfield przy tym nie zawodzi pod jednym, bardzo ważnym aspektem – Bethesda zadbała o naprawdę świetną atmosferę. Wyruszając na fabularne misje możemy poczuć skalę świata, w pewnym momencie scenarzyści odkrywają przed nami kilka ciekawych faktów dotyczących przeszłości i... w ostateczności faktycznie stajemy się odkrywcami. Łatwo przebranżowić się na tajnego agenta, pirata lub strażnika galaktyki, ale co ważne – gdzieś w całym tym szaleństwie i ogromie zawartości łatwo poczuć wyjątkową atmosferę. W grze systematycznie natrafiamy na zdarzenia, które pozwalają zrozumieć, że Zasiedlone Układy żyją i większość osób nie przejmuje się losami naszego bohatera... w dodatku często mamy okazję uczestniczyć w różnorodnych akcjach, przez które możemy zostać wyrwani z głównej opowieści, by zanurzyć się w historie innych osób.

Starfield potrafi oczarować grafiką

Starfield - recenzja - przed wejściem do neonów

Starfield działa na Xboksie Series X w 30 klatkach na sekundę, ale nawet w tej sytuacji w kilku momentach poczułem drobne spadki animacji – pierwsza łatka nie usunęła wszystkich niedogodności. Muszę jednocześnie wspomnieć, że... nie spodziewałem się aż tak pięknej gry. Wiele planet nie prezentuje wyjątkowego charakteru i często biegamy po dość nudnych powierzchniach, ale w wielu momentach recenzowana produkcja potrafi dosłownie zachwycić grafiką. Kapitalnie prezentują się wszyscy główni bohaterowie oraz ważni przedstawiciele poszczególnych Frakcji, a przemierzając miasta wielokrotnie byłem zaskoczony, jak dobrze deweloperzy poradzili sobie z okiełznaniem konsoli Microsoftu. Wiele planet oferuje różnorodną faunę i florę, odwiedzając kolejne jaskinie musimy mądrze zarządzać źródłem światła, by widzieć kolejne tereny, a podczas wielu walk możemy ekscytować się następnymi wybuchami czy też następnymi zniszczonymi statkami. Jestem przekonany, że wielu graczy doceni jedno z miast, które pokazuje swój prawdziwy charakter przez masę neonów – w kluczowych lokacjach natraficie także na wielu mieszkańców. Deweloperzy dopracowali również stroje postaci, na których dostrzeżecie szereg struktur – nie wierzyłem, że będę mógł to napisać, ale pod względem grafiki Starfield to bardzo duże zaskoczenie.

Podobne (pozytywne!) wrażenia pojawiają się także w przypadku samego dopracowania gry – przez pierwsze 35 godzin rozgrywki w Starfieldzie nie napotkałem na żaden duży błąd. Dosłownie raz widziałem, jak postać strzela przez drzwi (chwilę wcześniej były otwarte), a drugi raz zobaczyłem dziwnie odlatującego, zabitego wroga. Co wydarzyło się później? Przez kolejne godziny natrafiłem na dosłownie jeden błąd, który uniemożliwił mi kontynuowanie pobocznego zadania – sprawę zgłosiłem deweloperom, którzy już szykują aktualizację, by wyeliminować tę niedogodność. Nie jest to jednak bug uniemożliwiający ukończenia przygody lub dalsze poznawanie gry.

Pisząc te słowa spędziłem w Starfieldzie kilkadziesiąt godzin, a nadal wciąż nie czuję się nasycony tym światem. Już teraz planuje kolejne wyprawy na planety, chętnie będę eksplorował zaskakujący end-game i chce po prostu dalej odkrywać ten świat.

Czy warto sięgnąć po Starfielda?

Po 25 latach od realizowania opowieści z serii The Elder Scrolls i Fallout, Bethesda Game Studios zaprasza fanów ogromnych RPG-ów, by sięgnęli gwiazd. Starfield to produkcja, o którą walkę stoczyło Sony z Microsoftem i choć Japończycy próbowali zdobyć tytuł na wyłączność, to Amerykanie sięgnęli znacznie głębiej do kieszeni, przejmując całą korporację. Długo czekaliśmy na grę, która pokażę, że Phil Spencer podjął dobrą decyzję rozszerzając swoją rodzinę, jednak na rynku właśnie pojawiła się pozycja, która potwierdza jedno – Microsoft może nas jeszcze wielokrotnie zaskoczyć. Bethesda przygotowała prawdziwy hit.

Interesuje Cię ten tytuł? Sprawdź nasz poradnik do Starfield.

Ocena - recenzja gry Starfield

Atuty

  • Starfield oferuje rozbudowaną, ciekawą i dobrze ułożoną historię. Gracze zostaną zaskoczeni wydarzeniami,
  • Znakomita walka zachęca do wykonywania misji w „stylu Rambo”!,
  • Każde zadanie możemy wykonać na kilka sposobów. Perswazja, skradanie się, a może staromodne chwycenie za broń?
  • Rozbudowana personalizacja postaci... od początku wpływamy na „pochodzenie” bohatera, a później go odpowiednio kształtujemy,
  • Genialne misje Frakcji. Gracz ma okazję podjąć kilka zawodów, by faktycznie uczestniczyć w ciekawych i bardzo rozbudowanych zadaniach,
  • Starfield to gigantyczna gra na setki godzin. Tutaj trudno o nudę, bo w Zasiedlonych Układach ciągle coś się dzieje,
  • Bethesda opracowała zaskakująco ładną produkcję, która w wielu miejscach potrafi pozytywnie zaskoczyć oprawą.

Wady

  • Trochę za dużo ekranów wczytywania,
  • Przyda się jeszcze jedna aktualizacja dopracowująca płynność animacji.

Dla takich gier kupuje się konsole? Starfield to pierwszy, pełnoprawny i zarazem next-genowy exclusive debiutujący wyłącznie na Xboksach Series X|S oraz na komputerach osobistych. Bethesda nie zawiodła zapraszając graczy w podróż do gwiazd.
Graliśmy na: XSX|S

Wojciech Gruszczyk Strona autora
Miał przyjść do redakcji zrobić kilka turniejów, ale cytując klasyka „został na dłużej”. Szybko wykazał się pracowitością, dzięki której wyrobił sobie pozycję w redakcji i zajmuje się różnymi tematami. Najchętniej przedstawia wiadomości ze świat gier, rozrywki i technologii oraz przygotowuje recenzje gier i sprzętu. Jeśli jest zadanie – Wojtek na pewno się z nim zmierzy. 
cropper