Kulawe konie - recenzja i opinia o 3 odcinkach serialu [Apple TV+]. Główne zdjęcie

Kulawe konie (2022) – recenzja i opinia o serialu [Apple TV+]. W (nieudanej) służbie jej Królewskiej Mości

Iza Łęcka | 04.06.2022, 21:00

Swego czasu o cyklu powieści Micka Herrona było niezwykle głośno – a wszystko za sprawą bardzo sprawnie opracowanych, wciągających historii szpiegowskich poświęconych działalności Slough House, czyli zhańbionego działu MI5, który odkupuje swoje winy w zniszczonym, starym budynku pośród nudnych, wiekowych spraw odłożonych dawno do szuflady. Opowieść ponownie zyskała na popularności dzięki informacji o ekranizacji – i to nie byle jakiej, bo opracowanej prze Apple oraz z gwiazdami w obsadzie. Serial wydaje się mieć wszystkie składniki, by osiągnąć sukces, ale czy na pewno? Zapraszam do recenzji „Kulawych koni” dostępnych na Apple TV+.

Slough House to siedziba największych nieudaczników MI5, którymi dowodzi doświadczony, ale odpychający już przy pierwszym spotkaniu, Jackson Lamb. Ten agent-legenda z niejednego pieca chleb jadł, jest popularny w całym środowisku wywiadowczym, jednakże jego wybory zawodowe i porywczy temperament doprowadziły go niemal na samo dno. Zamiast spijać śmietankę na szczytach, stacjonując w najnowocześniejszych biurach agencji, wylądował on w zapyziałym, śmierdzącym stęchlizną i niepowodzeniem biurze u boku kilku podopiecznych, których wpadki i numery, skierowały ich na boczny tor. Zespół „Kulawych koni” skupia „gwiazdy” wywiadu – pracowników zapisanych na kartach historii wyczynami plamiącymi reputację szpiegów, do których można zaliczyć chociażby zgubienie tajnych dokumentów, romanse, pijaństwo czy wpisanie niewinnego pasażera, który przez pomyłkę zajął miejsce w autobusie, na listę przestępców seksualnych. Porwanie jednego ze studentów o muzułmańskich korzeniach sprawia jednak, że MI5 nie ma czasu do stracenia. Ku zaskoczeniu góry, Kulawe konie również dołączają do śledztwa i dokładają swoją cegiełkę.

Dalsza część tekstu pod wideo

Kulawe konie recenzja serialu 2022 – Szpiegowski klimat

Kulawe konie (2022) – recenzja i opinia o serialu [Apple TV+]. Gary Oldman jako Jackson Lamb

Synowie Albionu są grupą konserwatystów, która planuje zwrócić uwagę całego świata i „otworzyć ludziom oczy” – oczywiście, najlepszym sposobem zamanifestowania swoich przekonań jest zabicie młodego Muzułmanina, „przedstawiciela wrogiej kultury”. Automatycznie sprawę przejmuje MI5 zmuszone do jak najszybszego odnalezienia Hassana i porywaczy, a w krok za nimi podążają specjaliści zrzuceni na boczny tor, którzy mają jeszcze wiele do powiedzenia. Pomimo regularnego deprecjonowania umiejętności, ośmieszania i zlecania zadań urągających umiejętnościom, River Cartwright, nowy nabytek wyrzutków, postanawia odkryć, kto stoi za zbrodnią – szczególnie że natrafia on na kilka istotnych dowodów...

Nieco duszny i przytłaczający klimat Londynu sprawia, że w recenzowanych „Kulawych koniach” nie powinniśmy spodziewać się fajerwerków – mocą produkcji są intryga panująca w szeregach agencji oraz główni bohaterowie. Niezwykle interesujących osobowości tutaj nie brakuje – jeżeli jednak nasz obraz agenta specjalnego służb brytyjskich bazuje na postaci Jamesa Bonda, który w nienagannie skrojonym garniturze korzysta z najnowocześniejszych gadżetów i popija wstrząśnięte, niezmieszane martini, to już od pierwszych minut dostaniemy niczym obuchem w łeb. Wyrzutkowie ze Slough House chodzą w nijakich ubraniach, wodzą błędnym wzrokiem po ścianach zapuszczonego biura i toną w papierach, które od wielu lat nikogo nie interesowały. Na pierwszy rzut oka towarzystwo nie wydaje się zbyt ciekawe, jednakże w miarę kolejnych odcinków coraz dokładniej poznajemy ich sylwetki. "Gwiazdą tej socjety" jest oczywiście Jackson Lamb grany przez Gary'ego Oldmana, który od pierwszego do ostatniego odcinka pokazuje klasę i doświadczenie.

Kulawe konie recenzja serialu 2022 – Znakomity Gary Oldman

Kulawe konie (2022) – recenzja i opinia o serialu [Apple TV+]. Szefowa MI5

River Cartwright (Jack Lowden) jest do bólu ambitnym agentem, którego przyszłość w szeregach agencji bezpieczeństwa rysowała się w świetlanych barwach – traf jednak chciał, że po jednej wpadce mógł on zbierać manatki i szykować sobie gorącą posadkę w Slough House. Młody i ambitny śledczy jednak się nie zniechęca, dlatego szybko łapie dobry trop, uruchamiając jednocześnie całą machinę biurokracji. Jak przystało na dobrą, szpiegowską produkcję niebawem okazuje się, że czterech porywaczy to tylko marionetki w rękach wyżej postawionych – a kim oni są i o co dokładnie chodzi dowiadujemy się ekspresowo. Tutaj jednak przyczepiłabym się do powodów głównej zbrodni, które nieco mnie rozczarowały.

Z czasem i w wyniku nieprzychylnych okoliczności do głosu dochodzą koledzy Cartwrighta w niedoli - znakomita agentka Sidone „Sid” Baker, fajtłapowaty Moe, narcystyczny, ale najlepszy w swoim fachu haker Roddy, podejrzany Moody oraz mierząca się z traumatycznymi przeżyciami i kryzysem w karierze Cat Standish. Pod koniec sezonu uwaga przestaje się już tak koncentrować na głównym bohaterze, dając 5 minut i światło reflektorów innym agentom, dzięki czemu możemy lepiej ich poznać. Kulawe konie to ekipa utalentowanych, ale pechowych specjalistów, którym pomimo przeciwności bardzo się kibicuje. Góruje nad nimi obleśny, zapijaczony, wulgarny i ironiczny Lamb. Wspomnę o tym po raz kolejny - Gary Oldman wywiązał się efektownie z zadania, wcielając się w odpychającego typa, który w miarę zaostrzania się intrygi nie traci zimnej krwi, jest sprytny i przebiegły, brylując wśród wyżej postawionych. Stary Jackson nie raz, nie dwa potrafi zaskoczyć, a w scenach z Dianą Taverner (w tej roli także kapitalna Kristin Scott Thomas) wykazuje się ogromną ogładą i wprawą. To zupełnie inna kreacja niż rola nienagannego George'a Smileya w „Szpiegu”, która, prawdę powiedziawszy, bardzo pasuje do aktora. 

Podobnie jak powieść Herrona czyta się bardzo lekko, tak sześć odcinków serialu Apple TV+ mija niepostrzeżenie, choć to rozrywka, która wami zbytnio nie wstrząśnie, nie rozemocjonuje, idealna na weekendowy seans. W pierwszych epizodach intryga budowana jest nieco mozolnie, by w drugiej połowie sezonu zdecydowanie przyspieszyć, osaczając bohaterów. Wydawać by się mogło, że Lamb, Cartwright, Standish, Ho i reszta już nie mają szans. Jak możecie się jednak domyślić, ci puszczeni kantem śledczy mogą jeszcze wiele udowodnić – co momentami ogląda się z zapartym tchem. Sięgając do pierwowzoru, twórcy w udany sposób odwzorowali współczesną formę szpiegowskiej historii, której ogromnym atutem jest sytuacyjny, cięty jak brzytwa humor, nieco rozładowujący napięcie. W tym aspekcie ponownie dochodzi do głosu Lamb, choć sceny z udziałem informatyka również satysfakcjonują.

Kulawe konie recenzja serialu 2022 – Bez zaskoczeń, ale warto sprawdzić

Pod wieloma względami „Kulawe konie” są produkcją wciągającą, bardzo dopracowaną i przyjemną w odbiorze, lecz nie oczekujmy nie wiadomo jak mocnych emocji – to bardzo poprawny materiał, o którego szczegółach szybko po seansie się zapomina. Autor cyklu nadał bohaterom niezwykle ludzkie oblicze, co doskonale odzwierciedlili odpowiedzialni za scenariusz Will Smith, Mark Denton i Morwenna Banks, tworząc postacie na ekranie. Szpiegowski klimat, bardzo wartkie tempo drugiej części sezonu, dobra gra aktorska i panujące napięcie to ogromne atuty recenzowanej propozycji. Szkoda jedynie, że obiecująca intryga okazała się tak błaha, a jej powody bardzo przyziemne. Mam jednak nieodparte wrażenie, że usłyszmy jeszcze o kolejnej ekranizacji powieści z cyklu „Slough House” – szkoda byłoby zmarnować tak spory potencjał.

Atuty

  • Obsada wywiązuje się z zadania – Gary Oldman błyszczy,...
  • ...ale koledzy po fachu wcale nie ustępują mu miejsca
  • Klimat zaczerpnięty z najlepszych kryminałów szpiegowskich
  • Bardzo dobre tempo opowieści
  • Pojawia się element zaskoczenia

Wady

  • Rozczarowujący motyw intrygi
  • W trakcie seansu dominuje uczucie, że gdzieś już widzieliśmy tę historię...

Jeżeli preferujecie szpiegowskie produkcje z nutką współczesności i ciętym humorem, „Kulawe konie” są właśnie dla Was. To przyzwoity i solidny miniserial z bardzo dobrą obsadą, po którym ma się jednak pewne déjà vu. Trzymam kciuki, by twórcy otrzymali szansę na dalsze przenoszenie powieści Herrona na ekran – z korzyścią dla widzów i Apple, bo przy następnej szansie można naprawić jeszcze pewne niedoróbki.

7,0
Iza Łęcka Strona autora
Od 2019 roku działa w redakcji, wspomagając dział newsów oraz sekcję recenzji filmowych. Za dnia fanka klimatycznych thrillerów i planszówek zabierających wiele godzin, w nocy zaś entuzjastka gier z mocną, wciągającą fabułą i japońskich horrorów.
cropper