Tragedia Makbeta (2021) – recenzja i opinia o filmie [Apple TV+]

Tragedia Makbeta (2021) – recenzja i opinia o filmie [Apple TV+]. Żądza władzy

Iza Łęcka | 08.02.2022, 00:10

Joel Coen w swoim pierwszym widowisku zrealizowanym bez brata Ethana bierze się za bary z Williamem Szekspirem i jedną z jego najczęściej odtwarzanych tragedii, zapraszając do projektu tak znakomitych artystów jak Denzel Washington, Frances McDormand oraz Kathryn Hunter. Jak wyszedł ten eksperyment sięgający do niemieckiego ekspresjonizmu i kina noir? Zapraszam do recenzji „Tragedii Makbeta” dostępnej na Apple TV+.

Czarno- białe kadry, mocna i konsekwentna gra światłem, która podbudowuje niepokojące wrażenia, oszczędna w formie, ale niezwykle monumentalna scenografia oraz zaledwie tylko kilku aktorów w trakcie jednego ujęcia - to tylko część charakterystycznych cech „Tragedii Makbeta”, która jest najświeższą probą opowiedzenia na szklanym ekranie klasycznej, znanej od pokoleń historii. Coen reżyseruje, natomiast pieczę nad kamerą sprawuje Bruno Delbonnel, ukazując efekty pracy scenografa Stefana Dechanta, a wszystkie ich starania spójnie połączone jedną nicią sprawiają, że chciałoby się zobaczyć aktorów w akcji w nieco innym anturażu – na teatralnej scenie.

Dalsza część tekstu pod wideo

Tragedia Makbeta (2021) – recenzja filmu [Apple TV+]. Niepokojący w każdym ujęciu

temp_name

Makbet, tan Glamis i ceniony patriota, wraz ze swoim przyjacielem o imieniu Banko wracają z udanej bitwy, w której służyli królowi Duncanowi. Na drodze spotykają wiedźmę, która pod postacią trzech osób przepowiada przyszłość mężczyzn. Jej słowa są początkiem tragedii, jaka zrodzi rozlew krwi i doprowadzi do szaleństwa szlachcica. To historia, którą byliśmy wielokrotnie męczeni w szkolnych ławkach, gdy na lekcjach polskiego na sucho analizowało się niemal każdy wers czy didaskalia. To historia, której uniwersalność i przekaz może całkowicie zatracić się w systemie oświaty, a warto mieć go w pamięci. To w końcu historia o bezwzględnej walce o władzę, która przynosi cierpienie, szaleństwo i śmierć, a okazuje się niezwykle aktualna.

Już od pierwszych chwil spędzonych z recenzowaną „Tragedią Makbeta” mamy nieprzejednane uczucie obcowania z produktem przemyślanym w każdym calu, gdzie poszczególne ujęcia, mimika wychodzących z ciemności postaci, których cienie zapowiadają następne makabryczne zdarzenia, stanowi wyłącznie preludium do dialogów przepełnionych głębszym znaczeniem i emocjami. Aż dziwi fakt, że reżyser zadecydował o wypowiadaniu kwestii w tak pozbawiony uczuć sposób, mając do dyspozycji zacną i doświadczoną ekipę aktorską – dzięki temu ponownie czujemy, że dziesiąta muza wyciąga ręce do swej siostry Melpomeny, łącząc się w tańcu. W tej konsekwencji tkwi jednak pułapka, przejawiająca się poczuciem pewnej pustki. Coen przedstawia widowisko, lewitując między jawą a snem, dając poczucie, że ten zamek w Szkocji mógłby istnieć w każdym innym miejscu na świecie, a nieważne jest miejsce i czas (jak również wiek Makbeta i Lady Makbet), bowiem pierwsze skrzypce grają, rzecz jasna oprócz aktorów, perfekcyjna praca kamery i atmosfera. Każde przejście między poszczególnymi scenami jest dopracowane, poszczególne ujęcia wypełnione są symbolami i nawiązaniami do wcześniejszych filmów czy dzieł kultury, które wzmacniają ich wydźwięk. „Tragedia Makbeta” stanowi ucztę dla oczu, ale jej podniosłość niknie tam, gdzie rozpoczyna się mrok, pozostawiając pustkę.

Tragedia Makbeta (2021) – recenzja filmu [Apple TV+]. Solidne aktorstwo

Ascetyczną, ale nieco monumentalną w wyrazie scenografię i perfekcyjny montaż uzupełnia bardzo dobra gra aktorska. Niczego innego nie moglibyśmy się jednak spodziewać po zespole, na czele którego stoją błyskotliwi Denzel Washington (jako Makbet) oraz Frances McDormand (jako Lady Makbet) – co ciekawe, w swojej wizji Coen ponownie wprowadza pewną znaczącą zmianę, stawiając w centrum aktorów nad wyraz dojrzałych niż mogliśmy to zobaczyć we wcześniejszych ekranizacjach sztuki.

Warto tutaj przytoczyć chociażby widowiskowego i utrzymanego w bardzo hollywoodzkim stylu „Makbeta” z 2015 roku, w którym wystąpili Michael Fassbender i Marion Cotillard – starsi aktorzy odtwarzają małżeństwo, jakie determinują i pchają do zbrodni zupełnie inne cele oraz pragnienia. Brak dziedzica to brak przyszłości, dlatego też jeszcze mocniej uderza strach Makbeta o przepowiednię dotyczącą Banko i jego potomków, którzy zostaną królami, a wręcz makabryczny obraz przyjmuje sposób zabicia pierworodnego syna Macduffa. Makbet nie spłodzi już syna, pozostaje mu więc walka do końca o zachowanie wyszarpniętej z rąk króla Duncana korony – Washington w swojej kreacji wydaje się całkowicie bezwzględny i pozbawiony wątpliwości. Swoistą przyjemnością jest występ Kathryn Hunter, której czarownica stanowi połączenie bytu duchowego i cielesności. Gra ciałem wraz z intonacją przy pierwszym spotkaniu z tanem Glamis sprawiają, że włos na głowie się jeży...

„Tragedia Makbeta” to studium dopracowanej gry aktorskiej, przemyślanej reżyserii i całkiem uniwersalnego scenariusza, który przy dodaniu kilku ozdobników i przyjęciu nieco innej formy śmiało posłużyłby jako fundament pod historię pozbawioną teatralnej otoczki. Mroczny, niepokojący i pełen symboli obraz pozostaje na długo w pamięci, choć zastosowana widowiskowość zdecydowanie nie przemówi do większego grona odbiorców. Chciałoby się spytać reżysera, dlaczego spośród wielu dzieł wybrał właśnie Szekspira, a nie opracował świeżej fabuły sięgającej do problematyki walki o władzę, przemocy i szaleństwa – czasami owa teatralność po prostu kłuje w oczy. Pomimo zaskakujących decyzji film dostępny na Apple TV+ uderza i wbija się w pamięć, dlatego nie bądźcie na niego obojętni.

Atuty

  • Kathryn Hunter jako czarownice zapada na długo w pamięci
  • Bardzo dobra kreacja Frances McDormand
  • Joel Coen sięga do niemieckiego ekspresjonizmu i nadaje produkcji unikalnego, starego klimatu
  • Niepokojąca atmosfera
  • Znakomita praca kamery

Wady

  • Sposób przedstawienia historii jeszcze lepiej oglądałoby się w teatrze
  • Kwestie wypowiadane przez aktorów wydają się być pozbawione uczuć
  • Pomimo uniwersalnej historii, przekaz nie poruszy większego grona odbiorców

„Tragedia Makbeta” zabiera nas w mroczne i nieprzeniknione odmęty umysłów zawładniętych żądzą władzy, osnutych nienawiścią i wyrzutami sumienia, które prowadzą do szaleństwa. Władza niegodna, władza zdobyta podstępem i siłą nie przyniesie nic innego poza cierpieniem i wojną... To doświadczenie specyficzne, ale warte poświęcenia ponad 90 minut.

7,0
Iza Łęcka Strona autora
Od 2019 roku działa w redakcji, wspomagając dział newsów oraz sekcję recenzji filmowych. Za dnia fanka klimatycznych thrillerów i planszówek zabierających wiele godzin, w nocy zaś entuzjastka gier z mocną, wciągającą fabułą i japońskich horrorów.
cropper