Recenzja: ARMS (Nintendo Switch)

Recenzja: ARMS (Nintendo Switch)

Tomasz Alicki | 23.02.2018, 12:59

Premiera Nintendo Switch, obok kolejnych zachwyconych Zeldą fanów, przyniosła też trochę malkontentów powtarzających, że na konsoli niedługo nie będzie co robić. Gry były jednak stopniowo zapowiadane, a w czerwcu przyszło ARMS – jeden z tytułów, który miał podbić świat esportu i zaoferować graczom rozgrywkę na setki godzin.

Nintendo zdecydowało się uczcić początki swojej nowej konsoli zupełnie świeżym uniwersum – z pozoru prostą, kolorową bijatyką, pełną absurdalnie wyglądających postaci i tajemniczych mechanik. Na miesiąc przed premierą Splatoon 2 dostaliśmy grę mającą zadowolić nie tylko fanów Nintendo czy bijatyk, ale również nowicjuszy poszukujących rozrywki po skończonej Zeldzie.

Dalsza część tekstu pod wideo

Arms #1

Kiedy zaczynały pojawiać się pierwsze informacje odnośnie ARMS, największe kontrowersje wzbudziło to, co rzuca się od razu w oczy po zobaczeniu głównego menu – brak kampanii. Oprócz treningów i samouczków, bez podłączenia konsoli do Internetu można zagrać tylko Grand Prix, tryb charakterystyczny dla tego gatunku. Wybieramy postać, poziom trudności i pokonujemy kolejnych rywali, żeby na końcu dotrzeć do ostatniego bossa. Nintendo postanowiło nie tworzyć żadnych pozorów. Jeżeli interesuje kogoś single player, skomplikowane historie czy rozwój postaci, to nie jest miejsce dla niego. ARMS było od początku zapowiadane jako gra nastawiona wyłącznie na rywalizację online niczym typowe bijatyki. Zamysł jest taki, żeby fanów wciągnęła rozgrywka i obudziła w nich chęć zgłębiania zaawansowanych mechanik.

Na pierwszy rzut oka ARMS różni się od reszty reprezentantów gatunku jednym ważnym aspektem. Przed każdym rozegranym spotkaniem musimy podjąć dwie decyzje. Po pierwsze, wybrać jedną z piętnastu kolorowych postaci. Możemy postawić na ciężką postać z dużym obrażeniami, da się też latać albo zwinnie poruszać się po całej mapie. To samo tyczy się ekwipunku. Siła uderzenia i łatwość poruszania się po mapie to jednak tylko początek długiej listy różnic i każdy bohater ma swoje unikatowe umiejętności – Twintelle może unosić się w powietrzu i spowalniać wroga, Master Mummy odnawia swoje życie podczas blokowania, a Helix może dowolnie manipulować własnym rozmiarem.

Arms #2

Oprócz tego postaciom dobieramy rękawice – jedną na prawą, a drugą na lewą rękę. Rękawice dzielą się na dwanaście różnych kategorii, mają swoje konkretne atrybuty, wartość zadawanych obrażeń oraz styl gry. W połączeniu z tym, że każdą rękawicą możemy sterować w powietrzu, kiedy leci w kierunku naszego przeciwnika, ekwipunek charakteryzuje się również różną prędkością czy nawet torem lotu. Możemy rękawicami unieruchamiać rywala, chwilowo powstrzymywać jego ataki albo po prostu zasypać go mnóstwem szybkich ciosów.

Jeżeli chodzi o same mechaniki, ARMS najprościej porównać do zasad gry w „papier, kamień, nożyce”. Podstawowe ataki kontruje blok, blokującą postać możemy ukarać złapaniem jej i zadaniem sporych obrażeń, a od próby złapania można odskoczyć i mieć przed sobą otwartego rywala. Podstawy tej gry wiążą się z jej największą zaletą, czyli otwarciem na nowicjuszy. Początki są proste – mamy skok, unik i wyprowadzenie uderzeń lewą oraz prawą ręką. Na niższych poziomach trudności w Grand Prix wystarczy po prostu w odpowiednim momencie zaatakować i skierować rękawicę w stronę rywala.

Arms #3

Mechaniki sprawiają przyjemność, kolorowe postaci cieszą oko, a sama gra nie wymaga od początku zapamiętywania różnych combosów. Dopiero później ARMS ukazuje swój prawdziwy potencjał, synergię pomiędzy postaciami a rękawicami czy wykorzystywanie na własną korzyść odmiennych map. Zarabiamy walutę za walki, powoli odblokowujemy kolejne możliwości i nagle pojawia się kwestia ładowanych ataków, pasywnych umiejętności bohaterów oraz leczenia. Jeżeli do tej pory byliście zaintrygowani, teraz zaczynacie wsiąkać w świat bijatyki Nintendo i szukać nowych strategii na podbicie gier rankingowych.

Pewnie tak zakończyłaby się ta recenzja pod koniec czerwca 2017 roku. Od premiery minęło już jednak ponad pół roku, a my jesteśmy teraz nieco mądrzejsi niż wtedy, gdy hype na ARMS zaczynał dopiero rosnąć. 21 grudnia zeszłego roku dodano ostatnią postać w ramach darmowego wsparcia i ogłoszono, że więcej już nic nowego w grze się nie pojawi. Twórcy będą oczywiście pracować nad balansem postaci i wprowadzać nowe aktualizacje, ale nie planują dodatkowej zawartości.

Arms #4

Gdyby tego było mało, ciężko ARMS nazwać wielkim sukcesem w świecie esportowym. Ekscytacja szybko zniknęła, pojawiły się nowe gry, a aktualnie scenę tworzą najbardziej zaciekli weterani, którym gra po prostu sprawia przyjemność. Subreddit poświęcony bijatyce świeci więc pustkami. Większość akcji dzieje się na Discordzie, gdzie komentatorzy, streamerzy i gracze zbierają się, żeby zorganizować kolejne wydarzenia. Jeżeli marzyło Wam się rywalizowanie z tysiącami ludzi online, lepiej pomyślcie o Splatoon 2.

Źródło: własne

Ocena - recenzja gry ARMS

Atuty

  • Dobra dla nowicjuszy
  • Duża powtarzalność
  • Przyjemna dla oka

Wady

  • Nastawiona wyłącznie na online
  • Niewielka społeczność

ARMS to powiew świeżości w świecie bijatyk. Prostota zapewni sporo przyjemności mniej doświadczonym graczom, a tryb rankingowy i głębia mechanik postawią duże wyzwanie przed weteranami bijatyk.

Tomasz Alicki Strona autora
cropper