Recenzja: Badland: Game of the Year Edition (PS4)

Recenzja: Badland: Game of the Year Edition (PS4)

Andrzej Ostrowski | 04.06.2015, 14:27

Flappy Bird w wersji deluxe? Można i tak, choć stwierdzenie, że Badland jest tylko jego klonem, byłoby niesprawiedliwe. Czy świeże pomysły czynią tę grę o komórkowym rodowodzie wartą ogrania? Zależy.

Flappy Bird jest pewnego rodzaju fenomenem. Biedny, azjatycki programista, wykorzystując wyciągnięte z gier Nintendo sprite’y, zrobił niezwykle prostą w założeniach i toporną w sterowaniu grę o ptaszku przelatującym przez przeszkody. Horrendalnie wysoki poziom trudności nie zniechęcił graczy, doprowadzając do milionów ściągnięć oraz dziesiątek felietonów na ten temat.

Dalsza część tekstu pod wideo

Przyczyna sukcesu? Flappy Bird świetnie wpasowuje się w niezobowiązującą smartfonową rozgrywkę. Tytuł jest trudny, ma wyraźnie widoczny licznik punktów i nadaje się idealnie do ogrywania w autobusie. Pojedyncze podejście trwa zazwyczaj kilka sekund, a rekordy możemy bić właściwie do śmierci, dążąc do mistrzostwa i coraz lepszego wyniku punktowego.

W Badland zasady są bliźniaczo podobne. Z tą jednak różnicą, że w swojej wyobraźni widzę tutaj grupę dystyngowanych panów, którzy stwierdzili, iż wezmą ten sam koncept, ale zrobią go „jak należy”. Co to znaczy, zapytacie. Przede wszystkim tytuł od strony graficznej ma bardzo poprawną estetykę. Liczne, trwające do pięciu minut plansze wykorzystują głównie cztery barwy dominujące – czerwień, pomarańcz, błękit i zieleń. Jeśli pomyśleliście o czterech porach roku lub przynajmniej znaczku Windowsa, to trafiliście w dziesiątkę. Całości dopełnia mroczna i nastrojowa ścieżka dźwiękowa z gatunku ambient/dark ambient.

Wybrano ją nie bez powodu, gdyż sama historia wewnątrz gry powiązana jest bezpośrednio z przygnębiającą atmosferą. Trochę niepotrzebnie, gdyż nie jest to Unmechanical czy nawet Limbo, że mamy w ogóle chwilę, by się nad nią zastanowić. Jakiś czas temu usłyszałem od zaprzyjaźnionego dewelopera gier niezależnych, iż takie gry „powinny być mroczne i edgy, bo ludzie doszukują się w nich głębi, której nie ma”. Boję się, że zastosowanie tutaj tego cynicznego stwierdzenia nie jest bezzasadne.

Rozgrywka w Badland jest szybka i brutalna. Tu trzeba błyskawicznie podejmować decyzje, a nie kontemplować otaczający nas świat. Historii mogłoby w ogóle nie być, a wciąż mielibyśmy do czynienia z przyzwoitą, smartfonową rozgrywką. Kierujemy czymś, co przypomina zerwaną z głowy fryzurę afro, której ktoś doczepił oczy. Nasza włochata kulka, jak w rasowym side-scrollerze, musi pokonać planszę. Nie będzie to proste, gdyż gracz musi nacisnąć przycisk, aby postać utrzymała się w powietrzu, lub nie robić nic, by opadła. Klon wietnamskiej gry? Nie do końca.

Myk polega na tym, że na naszej drodze pojawiają się interesujące wyzwania oraz zagadki logiczne. Przez niektóre przeszkody nie da się przejść bez zebrania bonusów pomniejszających naszego bohatera. Inne zaś będą wymagały powiększenia się, a jeszcze inne… poświęcenia uwalnianych w trakcie drogi kamratów. Dobrze czytacie – poświęcenia. Cały czas musimy się śpieszyć, bo ekran bezlitośnie przesuwa się ku nam jak taśma filmowa. Jeśli będziemy zbyt opieszali, zaczniemy ponownie od punktu kontrolnego. Widzimy w tle blokujące drogę działko laserowe? Zasłońmy się naszymi towarzyszami. Nabita gwoździami deska blokująca przejście? Puścimy przodem część włochatych kulek, aby się na nią ponabijały i ją przeważyły. Decyzje trzeba podejmować błyskawicznie, tu nie ma czasu na zwlekanie. Do celu dotrą tylko najlepsi. Reszta zginie, my zresztą również. Wiele razy. Bardzo wiele razy. Naprawdę, ale to naprawdę bardzo wiele razy…

Koniec. Więcej zawartości nie ma. No dobra, jest jeszcze tryb wieloosobowy, ale pomimo 1000 osób online, nie znalazłem nikogo chętnego do gry. Powiem szczerze, że nawet się nie dziwię. Dlaczego w gruncie rzeczy ktoś chciałby w to grać w trybie wieloosobowym? Niezależnie od tego, choć dostajemy sporo plansz, to sztuczki i pułapki zaczynają się w pewnym momencie powtarzać. Rozumiem pomysł twórców, a tym bardziej rozumiem, dlaczego ta produkcja stała się hitem na komórkach. Rozumiem także, że stworzenie konwersji na PS4 nie kosztuje majątku. Zadaję jednak pytanie, czy ten tytuł na pewno jest potrzebny na konsoli stacjonarnej Sony? Czy jeśli ktoś ma czas, aby do niego siąść, to nie ma w bibliotece ciekawszych gier? 

Badland w swym założeniu spełnia rolę przede wszystkim dopieszczonego i wychuchanego pożeracza czasu. Korzystając ze sprawdzonej we Flappy Bird mechaniki, posiada całą masę niezłych pomysłów. Część pochodzi z innych gier, a część jest autorska. Zauważyliście już pewnie, że produkcji mimo wszystko wystawiłem stosunkowo wysoką ocenę. W końcu oceniam ją w kategorii wagowej jej gatunku, a w tym akurat sprawdza się naprawdę nieźle. Dodatkowo mój zarzut zasadności tej gry na PS4 osładza fakt, że tytuł jest dostępny w opcji Cross-Buy. Na Vicie sprawdzi się niewątpliwie świetnie, ale jeśli zastanawiacie się nad kupnem go głównie z myślą o PS4 czy PS3, odpowiedzcie sobie na pytanie, czy Flappy Bird w wersji deluxe jest tym, czego potrzebujecie - bo tym tak naprawdę jest Badland. Jeśli uznacie, że tak, to możecie brać śmiało. Nie powinniście się zawieść.

Źródło: własne

Ocena - recenzja gry Badland: Game of the Year Edition

Atuty

  • Perfekcyjny pożeracz czasu w autobusie
  • Wysoki poziom trudności
  • Cross-Buy
  • Przyzwoicie zrobione sterowanie
  • Ciekawie zaplanowane przeszkody

Wady

  • Brak wyraźnego motywatora w postaci licznika punktów na ekranie
  • Nie jest tak uzależniająca jak pokrewne produkcje
  • Nie zachęca do powtarzania plansz
  • Powtarzalność wyzwań
  • Tło fabularne wrzucone na siłę

Świetna „gra autobusowa” i doskonały pożeracz czasu. Wyzwania, choć nie tak liczne jak plansze, też ma ciekawe. Tylko czy jeśli nie macie Vity, to na pewno potrzebujecie zabijacza czasu na PS4 o smartfonowym rodowodzie?

Andrzej Ostrowski Strona autora
cropper