Star Wars Squadrons - najlepsza gra na PS VR od czasu Resident Evil 7

Star Wars Squadrons - najlepsza gra na PS VR od czasu Resident Evil 7

Roger Żochowski | 04.11.2020, 22:00

Na gogle PS VR w tym roku wyszło zaskakująco dużo gier, choć o większości z nich się nie pisze, bo i niespecjalnie warto. Są jednak takie produkcje jak Star Wars: Squadrons, które dostarczają niesamowitych wrażeń i dla wielu fanów uniwersum mogą okazać się spełnieniem dziecięcych marzeń.  

Pamiętam mój pierwszy raz z PS VR na pokazie Sony. Technologia robiła naprawdę spore wrażenie, a gdy sprzęt trafił do mojego domu zachwycałem się demem technologicznym Batman: Arkham VR (i wyobrażałem pełnoprawną grę w tym klimacie), zmieniałem pieluchy grając w Here They Lie i ukończyłem z wypiekami na twarzy Driveclub VR, który po podłączeniu kierownicy naprawdę kopał zad (czego o Gran Turismo w VR powiedzieć już nie można). Zresztą nasz grafik również miał wówczas, pisząc kolokwialnie, mokro (filmik, który nabił ponad 170 tysięcy wyświetleń na naszym kanale poniżej). Nawet jeśli oprawa już tak nie zachwycała jak w klasycznej wersji gry.

Dalsza część tekstu pod wideo

W kolejnych latach PS VR dostawało gorsze i lepsze gry, ale takich prawdziwych perełek, dla których warto było zainwestować w gogle, było niestety niewiele. Ciągła walka z kablami, największą zmorą urządzenia, sprawiła, że schowałem je do pudełka i wyjmowałem tylko na specjalne okazje. Na przykład podczas domówek i grania w Headmastera, rytmicznych wygibasów przy Beat Saberze czy premierach największych hitów. 

Skrojona pod VR

Star Wars Squadrons - najlepsza gra na PS VR od czasu Resident Evil 7

Gdy sięgnę pamięcią patrząc na ostatnie lata to na PS VR dobrze bawiłem się przy Marvel's Iron Man VR, , , WipEout Omega Collection czy Farpoint, gdzie za immersję zadbał dołączany do zestawu kontroler imitujący kosmiczną spluwę. Największe wrażenie i prawdziwe doznania na miarę największych hitów AAA dostarczył jednak dopiero . Tytuł, którego całą kampanię można było przejść w goglach na głowie. I było to jedno z najbardziej przerażających doświadczeń w moim życiu gracza. Nie raz musiałem zdejmować PS VR z głowy i autentycznie odsapnąć. Długo czekałem na tytuł podobnego kalibru, który zaoferuje wczucie się w klimat w stopniu nieosiągalnym dla większości gier na gogle VR. I Star Wars: Squadrons jest właśnie takim tytułem.

Odnoszę wrażenie, że cała gra skrojona była pod wirtualne gogle, ale obawa, że tytuł się nie sprzeda spowodowała, że pozwolono zagrać nam w niego również jak w każdy inny tytuł wydany na konsole i PC. Punktowe poruszanie się po hangarze, rozmawianie z pilotami i załogą w FPP, w końcu odprawy na mostku - to wszystko największe wrażenie robi właśnie na VR. W singlu te elementy czasami nieco się dłużą, ale właśnie dlatego, że na zupełnie inne doznania możemy liczyć w VR. Nie muszę dodawać, że cały tryb singleplayer możemy ukończyć przenosząc się do wirtualnej rzeczywistości. Nic nie stoi na przeszkodzie, by przejść część kampanii grając w klasyczny sposób i w każdej chwili wskoczyć w tryb PS VR. Nie ma z tym żadnego problemu. Co jednak najciekawsze - w goglach VR zagramy też w trybie multiplayer i to korzystając z funkcji cross-play bawiąc się razem z użytkownikami Xboksów i PC. A jak to wszystko prezentuje się w praniu?

Moc doznań

Star Wars Squadrons - najlepsza gra na PS VR od czasu Resident Evil 7

Jeśli jesteście fanami Gwiezdnych Wojen to będzie to dla Was dzień dziecka. Akcja gry została osadzona zaraz po zniszczeniu drugiej Gwizdy Śmierci, a my możemy wcielić się w obydwie strony konfliktu - Imperium i Nową Republikę. A co za tym idzie trafiamy do kokpitów kultowych statków takich jak X-Wing, Y-Wing, TIE/LN czy TIE/SA. Łącznie czeka na nas osiem maszyn, za sterami których zasiądziemy zarówno w kampanii fabularnej jak i multi. Co to jednak najbardziej polecam to wyłączenie wszystkich elementów HUD-a pokroju pasków i ikon i... poleganie na elementach graficznych i wskaźnikach na kokpicie. To jest tytuł, który naprawdę pokazuje jak powinny wyglądać gry na VR, by porwać tłumy. W Star Wars Squadrons można poczuć się jak prawdziwy pilot statku kosmicznego. Gdy zrobiłem pierwszą beczkę X-Wingiem mój błędnik nieco ześwirował, a motyle w brzuchu zatrzepotały, ale z racji tego, że w grze postać jest osadzona w kokpicie i nasz mózg ma punkt odniesienia, nie miałem problemów z nudnościami.

Weźcie też namiar na to, że Star Wars Squadrons to symulator. Wszelkie manewry, skręty, zwroty, zabawy osłonami, przyspieszaniem wykonuje się na PS VR z jeszcze większym zaangażowaniem. Latające wiązki laserów, wybuchy tuż przed szybą statku, siadanie na ogonach wrogów, omijanie wystrzeliwanych w naszym kierunku rakiet, w końcu pojawiające się gdzieś w kąciku oka statki, które właśnie wyhamowały z nadświetlnej - klimat i ogrom kosmosu momentami jest nie do opisania, co tylko potęguje świetna ścieżka dźwiękowa. Bo oczywiście odpowiednie słuchawki i odcięcie się od dźwięków otoczenia to jeszcze wyższy wymiar immersji. 

Star Wars Squadrons wprawdzie nie obsługuje kontrolerów PS Move, ale w tym konkretnym przypadku pad sprawdza się znakomicie i daje poczucie jakbyśmy faktycznie trzymali stery statku kosmicznego. A jeśli chcielibyście te uczucie podnieść do kwadratu to Thrustmaster T-FLIGHT HOTAS 4, który miałem okazję przetestować sprawi, że nie będziecie chcieli z wirtualnego kokpitu wysiadać. Podczas zabawy drążkiem w X-Wingu i zestrzeliwaniu myśliwców TIE można poczuć się jak Luke Skywalker. I chyba jedyny element, który nieco mnie irytował, to oglądania cutscenek w goglach, które nieco wybijały z rytmu i wolałbym przedstawienie całej fabuły właśnie z perspektywy FPP. 

To się opłaca

Star Wars Squadrons mogę też polecić z ekonomicznego punktu widzenia, bo drogi nie jest i zapłacimy za niego ponad 100 złotych mniej niż za produkcję AAA. A gwarantuję, że wrażenia w VR będą lepsze niż podczas kinowego seansu ostatniej trylogii. Nie uświadczycie tu również żadnych mikropłatności, lootboxów i wydzierania kasy z portfeli fanów. To naprawdę miła odmiana. Zebrane podczas zabawy punkty doświadczenia i waluta spokojnie wystarczą, by z czasem ulepszać nasze statki i ich kokpity. A dopiero w trybie VR kolorów nabiera ozdabianie wnętrza naszych myśliwców i bombowców takimi pierdołami jak zawieszki, figurki czy hologramy. A dodatkowego smaczku nadaje fakt, że na te elementy działają też prawa fizyki. Już sama możliwość swobodnego rozglądania się po wnętrzach statków przynosi ogromną radość każdemu fanowi Vadera i spółki.  

Tytuł EA obok wspomnianego Resident Evi 7 i Half-Life: Alyx (niedostępnego na PS VR) to dla mnie jedno z najbardziej spektakularnych doświadczeń na VR, którego każdy fan Gwiezdnych Wojen powinieneś spróbować. Grafika przez ograniczenia technologiczne gogli Sony jest może uboższa niż podczas grania na TV, ale to i tak jedna z najładniejszych produkcji na PS VR. Opanowanie sterowania wymaga trochę pracy, ale warte jest poświęcenia, bo tytuł prawdziwe oblicze pokazuje na wyższych poziomach trudności. I o ile sama gra ogrywana na TV zebrałaby u mnie pewnie mocne 7.5/10, tak z goglami VR na głowie dobiłaby do 9. 

Roger Żochowski Strona autora
Przygodę z grami zaczynał w osiedlowym salonie, bijąc rekordy w Moon Patrol, ale miłością do konsol zaraziły go Rambo, Ruskie jajka, Pegasus, MegaDrive i PlayStation. O grach pisze od 2003 roku, o filmach i serialach od 2010. Redaktor naczelny PPE.pl i PSX Extreme. Prywatnie tata dwójki szkrabów, miłośnik górskich wspinaczek, powieści Murakamiego, filmów Denisa Villeneuve'a, piłki nożnej, azjatyckiej kinematografii, jRPG, wyścigów i horrorów. Final Fantasy VII to jego gra życia, a Blade Runner - film wszechczasów. 
cropper