Szogun

Szogun - jak wypada stara wersja z Richardem Chamberlainem?

Krzysztof Grabarczyk | 16.03, 10:00

Chamberlain zasłużył na swoją emeryturę. W latach 70/80 był jednym z najbardziej zapracowanych aktorów. Jego sława zaczęła się od serialu Dr. Kildare, gdzie wcielił się w postać młodego stażysty stawiającego pierwsze kroki w branży medycznej. Przełomem okazał się rok 1980, gdy reżyser, Jerry London nakręcił mini-serial oparty na literackiej twórczości Jamesa Clavell'a. Szogun utrwalił się w świadomości całych pokoleń. Polscy widzowie odczekali swoje pięć lat, zanim widowisko emitowano w rodzimych stacjach telewizyjnych. Platforma Disney Plus właśnie udostępniła autorską wersję kultowego serialu. Po czterech epizodach nowego Szoguna powróćmy do czasów, gdy to Richard Chamberlain stworzył jedną ze swoich najlepszych kreacji w bogatej karierze. Zresztą, nie on sam.

Pewien bardzo wpływowy człowiek z Hollywood opowiadał o moim angażu w serial - 'w mieście są lepsi aktorzy, jednakże to Richard przyciągał największą uwagę' - była to najlepsza rzecz, jaką kiedykolwiek o mnie powiedział” - wspomina z uśmiechem 89-letni już aktor. Nie każdy może się poszczycić udziałem w najchętniej oglądanych serialach w całej historii telewizyjnego przemysłu. Szoguna pokochali wszyscy, choć ceniony aktor jest najbardziej zadowolony ze swej roli w innym, bardzo znanym serialu. „Może 'Ptaki Ciernistych Krzewów?'” - przyznaje z trudem Chamberlain zapytany o swój największy sukces w karierze. Dla mnie, na zawsze pozostanie Johnem Blackthorne'em, który w 1600 roku przybił do wybrzeży feudalnej Japonii.

Dalsza część tekstu pod wideo

Clavell napisał Szoguna w 1975 roku. Akcja powieści toczy się na kilka miesięcy przed decydującym starciem pod Sekigaharą (1600). Autor wplótł fikcyjnych bohaterów w ciąg wydarzeń historycznych, które znacząco wpłynęły na sytuację polityczną wewnątrz Kraju Kwitnącej Wiśni. Kpt. John Blackthorn (Richard Chamberlain) cudem dociera do japońskiego wybrzeża. Od tej chwili zostaje mimowolnie wplątany w konflikt pomiędzy szogunem, Toranagą oraz członkami Rady Najwyższej. Brytyjczyk próbuje zrozumieć panujące w nowym świecie reguły, oparte na twardej dyscyplinie oraz hierarchicznej piramidzie. Clavell przestudiował historię oraz kulturę japońską stawiając kolejne litery w swojej książce. Szogun jest bowiem tylko początkiem. Polski przekład książki wydano w 1992 roku (wyd. Iskry).

Zderzenie światów

undefined

Dla głównego bohatera, Blackthorne'a, pobyt na dworze Pana Toranagi jest niczym więzienie. Z czasem ten brytyjski żeglarz odkrywa japońską kulturę, obyczaje oraz honorowy kodeks samurajów. Gdy siadłem niegdyś do Ostatniego Samuraja z Tomem Cruise'em - trudno było nie odnieść wrażenia, że gdzieś to już kiedyś widziałem. Szogun nakreślił podobną wizję, choć zarówno autor, jak i telewizyjny reżyser zasięgnęli inspiracji z prawdziwej historii i jej bohaterów. Postać Toranagi mocno nawiązuje do Ieyasu Tokugawy, ważnej postaci na historycznej mapie Japonii. Trzy lata po zwycięskiej bitwie pod Sekigaharą, Tokugawa ustanowił niemal 300-letni szogunat swego rodu. W jednym z naszych ostatnich materiałów dot. Rise of the Ronin również wspominaliśmy o rządach Tokugawy, które obrali sobie autorzy ze studia Team Ninja. Jak się za chwilę przekonacie, ojcowie Ninja Gaiden i Dead or Alive nie pierwszy raz odwołują się do postaci historycznej.

Szogun opowiada historię brytyjskiego żeglarza, Blackthorne'a. Clavell oparł swoją postać na dziejach Williama Adams'a, który naprawdę przybył do Japonii w XVII wieku. Jeśli pamiętacie NioH, to zapewne nie umknął Wam protagonista, William. Wpierw Clavell, a po kilkudziesięciu latach Team Ninja upodobali sobie dzieje Adamsa. Szogun na papierze i ekranie ambiwalentnie promuje swoją lokalność. Chamberlain swoją grą aktorską ambitnie wpasowuje chaotycznego i porywczego Blackthorne'a w nowe realia. Dopiero po czasie zmienia się jego perspektywa. Podejście tutejszych, rdzennych mieszkańców do życia i śmierci, oraz hierarchia społeczna wzbudza podziw u zadziornego anglika (przez tutejszych określany mianem Aijina). Każdy zna swoje miejsce i obowiązku wobec swych Panów. Nie byłoby to możliwe bez mistrzów drugiego planu, w tym utalentowanego, japońskiego aktora, Toshiro Mifune (Pan Toranaga), znanego z dzieł filmowego mistrza, Akiry Kurosawy. „Praca z japońskimi aktorami nie była łatwa, lecz bardzo ekscytująca” - wspomina Chamberlain. Stąd jego rola w Szogunie wciąż prezentuje się bardzo autentycznie.

Kulturowe cięcie

undefined

Szogun miał jedną, zasadniczą wadę. W dwóch wersjach - klasycznej oraz tej dostępnej na platformie Disneya - scenarzyści zakładają po jednym sezonie. Za czasów Richarda Chamberlain'a, reżyser postawił na kilka dłuższych epizodów. Pojawił się także pełnometrażowy film. Nigdy potem nie kontynuowano tej opowieści, chociaż Clavell napisał jej dalszy ciąg w kolejnych dziełach. Minusem Szoguna jest pozostawiony niedosyt u widzów. Tę historię chłonie się z dziecięcą ciekawością. To zasługa bogatej i zróżnicowanej gry aktorskiej oraz scenografii, która nawet dzisiaj nie ma się czego wstydzić. Toranaga nieulegający emocjom, kalkujący na chłodno staje w opozycji do porywczego Blackthorne'a. Muszę jeszcze oddać hołd aktorce, Yoko Shimadzie (Mariko), wcielającą się w kochankę Brytyjczyka. Serial bardzo metodycznie buduje relację dwojga postaci, a widz z ciekawością oczekuje na jej rozwój.

W świetle nowej wersji serialu, Szogun sprzed czterdziestu lat nadal może się podobać. Warto go obejrzeć choćby dla porównania ze świeżą edycją tej fascynującej historii, zainspirowanej prawdziwymi wydarzeniami. Natłok wątków politycznych, intryg, postaci i świetnych dialogów wciąż nie ma sobie równych. W Szogunie częściej chciałem słuchać rozmów niż dźwięków ścierających się ostrzy katany. Serial bardzo sprawnie balansuje akcję z chwilami spokoju. Jest miejsce na podziwianie japońskiej kultury i zwyczajów oraz na pojedynki. Cieszy mnie, że z oryginalnych założeń nie rezygnuje współczesny Szogun. Nie wplata poprawności politycznej i hołduje literacki pierwowzór. Czekałem na powrót serialu wiele lat. Czekał również sam Chamberlain. „Nie mogę się doczekać serialu. Był jednym z moich najlepszych doświadczeń w życiu” - przyznał w połowie lutego aktor. Cóż, mamy nadzieję, że jest Pan zadowolony. Bo my bardzo.

Krzysztof Grabarczyk Strona autora
Weteran ze starej szkoły grania, zapalony samouk, entuzjasta retro. Pasjonat sportów siłowych, grozy lat 80., kultury gier wideo. Pisać zaczął od małego, gdy tylko udało mu się dotrwać do napisów końcowych Resident Evil 2. Na PPE dostarcza weekendowej lektury, czasem strzeli recenzję, a ostatnio zasmakował w poradnikach. Lubi zaskakiwać.
cropper