Rise of the Ronin

Rise of the Ronin - Team Ninja wraca do tradycji

Krzysztof Grabarczyk | 24.02, 18:00

Nie dajcie się zwieść. Studio kojarzone w przełości z sylwetką Ryu Hayabusy, bohatera kultowej serii Ninja Gaiden, wcale nie planuje powrotu do marki. Zwraca się ku historycznej tradycji, choć z fikcyjnym protagonistą, bezimiennym Roninem. W epoce Edo ci bezpańscy samurajowie nierzadko stanowili obiekt pośmiewiska ze strony wojowników przynależących do danego klanu. W okresie ponad 200-letniego szogunatu rodu Tokugawy, Japonia była niemal doszczętnie odizolowana od świata zewnętrznego. Dopuszczano jedynie wymianę towarów z holenderskimi kupcami. Team Ninja od kilku lat pracuje nad grą osadzoną u kresu tamtej ery w Kraju Kwitnącej Wiśni.

Rise of the Ronin rozgrywa się w1863 roku. Autorzy gry rezygnują z fantastycznych elementów. Team Ninja podjęli historyczną decyzję. W grze napotykamy wyłącznie ludzkie postacie. Koniec z przybierającymi horrendalnych rozmiarów demonami. W ostatniej produkcji studia, Wo Long: Fallen Dynasty toczyliśmy zażarte boje z mitycznymi istotami, zupełnie jak w NioH. Co się zmieniło? "W trakcie opowieści spotkasz wielu bohaterów, z którymi tworzysz więzi" - tłumaczył reżyser, Fumihiko Yasuda. Motywem przewodnim produkcji jest swoboda w kreowaniu własnej ścieżki rozwoju. Więzi, o których przed momentem wspominał jeden z autorów gry są tutaj kluczowym elementem.

Dalsza część tekstu pod wideo

Wskazana przez twórców data jest nieprzypadkowa. Okres Edo trwał w Japonii w latach 1603-1868. Rise of the Ronin przypada więc na ostatnie pięć lat szogunatu dynastii Tokugawy. Kraj zaczyna się zmieniać. Następuje ostatni etap okresu Edo, określany jako Bakumatsu. "Wybraliśmy ten okres, Bakumatsu, zamykający okres Edo. Stał się nowocześniejszy, co pozwoliło nam wyodrębnić unikalny setting i stworzyć fikcyjną opowieść umieszczoną w historycznych ramach czasowych" - dodaje producent, Yosuke Hayashi. Hayashi w swojej karierze pracował nad przeszło 40 tytułami, w tym m.in. niezapomnianą Ninja Gaiden Sigma, Dead or Alive, oraz Wo Long. Jak twierdzi, gry studia zawsze opierały się na "zabijaniu wszystkiego, co się rusza". Rise of the Ronin zmieni ten stan rzeczy.

Historyczne decyzje

undefined

Team Ninja idzie w otwarty świat. Taki zupełnie otwarty. Wo Long oraz NioH, choć oferowały względnie otwarte lokacje - nadal pozostawały liniowe. Rise of the Ronin takie nie jest. Przeglądając dostępne materiały z gry dostrzeżemy symptomy współczesnych produkcji, charakteryzujących się otwartą konstrukcją świata. Moveset naszego Ronina to połączenie szybkości i mobilności. Od prowizorycznej paralotni jesteśmy w stanie błyskawicznie wskoczyć na grzbiet wierzchowca. Nie brakuje wielu ikonek na ekranie, co kojarzy się z zachodnimi produkcjami (hi, Assassin's Creed). Hayashi wskazuje, że walkę skonstruowano na modłę NioHa, choć sam dostrzegam w tym coś z Wo Long: Fallen Dynasty. Dzięki angażującej walce, Rise of the Ronin nie wywoła uczucia znużenia po kilku godzinach wędrówki. Model rozgrywki jest kluczowy. Spójrzmy jak From Software przekuło schematy z serii Souls w Elden Ring. Analogiczne postępują autorzy ze studia Team Ninja. "Od zawsze chcieliśmy zaoferować otwarty świat. Dla nas był to naturalny krok na drodze rozwoju" - dodaje Yasuda.

To nie koniec historycznych decyzji powstałego w 1995 roku studia. Rise of the Ronin oparto na wyborach. Konwersacje obejmują kilka możliwych odpowiedzi. W kluczowych punktach fabuły gracze podejmą decyzję co do zgładzenia, lub oszczędzenia celu zabójstwa. Prezentowana historia może jest autentyczna, lecz w kwestii walki spodziewajmy się tego, z czego słynie deweloper. Materiały prezentują istotną rolę parowania w trakcie pojedynków. Ciężko pod tym kątem przebić Sekiro: Shadows Die Twice, lecz cenię Team Ninja za opracowane systemy odbić w NioH czy Wo Long. O walce w Rise of the Ronin zapewne długo nie zapomnimy. Nie zabraknie broni palnej z uwagi na okres, w jakim toczy się akcja gry. Kiedy do brzegu Japonii przybiły "Czarne Okręty" pod dowództem kpt. Matthew C. Perry'ego, szogunat Tokugawy powoli dogorywał. Rise of the Ronin promuje swoją lokalność z poszanowaniem bogatej historii kraju.

Wykuj swój los

undefined

Fumihiko Yasuda ekscytuje się doborem realiów. Zderzenie zachodniej cywilizacji ze wschodnimi przekonaniami o słuszności izolacji Japonii od reszty świata w oczywisty sposób wywołało polityczno-społeczny chaos. W tym miejscu pojawia się gracz, czyli nasz Ronin. W epoce Edo bezpańscy samurajowie cieszyli się bardzo złą sławą, uważano ich za zhańbionych. Roninów określano mianem uciekinierów od majątku swego pana. Co możemy powiedzieć o postaci głównego bohatera? W tym miejscu uruchamia się hasło przewodnie gry, i jednoczesny tytuł akapitu, który właśnie czytacie. Ronin symbolizuje wolność (i swobodę, heh). Studio nie ingeruje w jego osobowość. To gracz ją ufortyfikuje decyzjami, a resztę charakteru pozna dzięki eksploracji świata w ostatnich latach feudalnej Japonii. Hayashi ponownie wskazuje, że kreacja zupełnie otwartej narracji to mocne wyzwanie w kontekście liniowych światów ze starszych projektów studia.

Tworzone pomiędzy Roninem a resztą postaci więzi wpłyną na przebieg fabularny. Stąd przygotowano tzw. Bond Missions utrwalające daną relację w zależności od naszych czynów oraz wyborów. Zatem przygotujcie się na konsekwencję, jeśli podążycie ścieżką zabójcy wszystkiego, co się rusza. Gra zaoferuje trzy miasta kojarzone z ówczesną Japonią: Edo (dzisiaj Tokio), Kyoto i Yokohamę. Yasuda przyznaje, że poza miastami czekają na nas otwarte krainy z licznymi miejscówkami, nierzadko siedliszczy bandyckich grup. Pachnie to wszystko trochę trzecim Wiedźminem, choć eksploracja pozamiejskich obszarów przywołuje Ghost of Tsushima. Trudno w Rise of the Ronin uniknąć porównań do konkurencyjnych tytułów. Z punktu widzenia Team Ninja to zupełnie nowe ramy w procesie tworzenia gry. Czy tytuł jednak okaże się wystarczająco oryginalnym doświadczeniem? Tutaj może być różnie. Niemniej, Rise of the Ronin ostrzy moje oczekiwania niczym solidną katanę. Premiera już tej wiosny. Czekacie?

Interesuje Cię ten tytuł? Sprawdź nasz poradnik do Rise of the Ronin.

Krzysztof Grabarczyk Strona autora
Weteran ze starej szkoły grania, zapalony samouk, entuzjasta retro. Pasjonat sportów siłowych, grozy lat 80., kultury gier wideo. Pisać zaczął od małego, gdy tylko udało mu się dotrwać do napisów końcowych Resident Evil 2. Na PPE dostarcza weekendowej lektury, czasem strzeli recenzję, a ostatnio zasmakował w poradnikach. Lubi zaskakiwać.
cropper