Gran Turismo 7

Gran Turismo 7 znudziło mnie po 2 tygodniach grania - nie tego oczekiwałem

Mateusz Wróbel | 18.03.2022, 22:15

Myślę, że każdy z nas znalazł jakiś tytuł z tego roku, w którym spędzał lub do tej pory spędza czas. Nawał premier zapoczątkowany na początku lutego i trwający aż do dzisiaj był tak bogaty w różnorodność, że każdy fan gier wideo powinien znaleźć coś dla siebie.

Dla mnie złożyło się idealnie, ponieważ już od końcówki stycznia przemierzałem śmierdzące padliną ulice Villedoru w Dying Light 2 Stay Human, później trafiłem do przepięknego i jednocześnie gwarantującego wiele niezapomnianych przygód Zakazanego Zachodu w Horizon Forbidden West. Następnie wywiało mnie na Magallan, gdzie musiałem poradzić sobie z nowym, stopniowo narastającym zagrożeniem, aby koniec końców usiąść za sterami wszelkiej maści wozów w GRID Legends oraz Gran Turismo 7.

Dalsza część tekstu pod wideo

Kolejny kandydat do GOTY 2022?

Gran Turismo 7 Hiszpania

Dwie pierwsze, wymienione wyżej produkcje to moi murowani kandydaci do tegorocznej nagrody Game of the Year. Dwie kolejne to po prostu dobre gry dla fanów tychże marek, lecz ta ostatnia, wydana spod chorągwi Sony, sprawiła mi spory zawód. Nie oczekiwałem zbyt wiele po tym tytule, wszak zagorzałym fanem Gran Turismo nigdy nie byłem i cóż... teraz, w bliskiej przyszłości, na pewno nim nie będę.

Pierwsze wrażenia z Gran Turismo 7 były bardzo pozytywne. Jak zalecali producenci, w pierwszej kolejności zabrałem się za nowy tryb, w którym musimy pokonać jak najwięcej metrów słuchając przy tym jakiejś piosenki. Gdy tylko utwór się skończy, zatrzymujemy się na jezdni, a nasz wynik jest spisywany na specjalną tablicę. Zapoznając się z modelem jazdy i innymi nowościami czułem w głębi duszy, że z wyścigówką Polyphony Digital spędzę sporo czasu.

Myśl ta utrzymywała się nawet wtedy, gdy wykonywałem - że tak je nazwę - misje fabularne dostępne w kawiarni. Raziło mnie to, że w pozycji z 2022 roku nie przygotowano dubbingu, a zdecydowano się na "przeklikiwanie" tekstu (od razu przypomniały mi się niektóre popularne jRPG-i z poprzedniej dekady), ale wszystkie bolączki były przygniatane zaletami Gran Turismo 7, takimi jak detale samochodów czy model jazdy sprawdzający umiejętności gracza. Na początku marca zagrywałem się w tę "ścigałkę" jak szalony i nic nie zapowiadało, aby miało się to zmienić.

Do dzisiaj pamiętam, jak kupiła mnie chociażby Forza Horizon 3. Potrafiłem zarywać dla niej nocki jeżdżąc z innymi osobami na serwerze nawet w celach rekreacyjnych. Forza Horizon 5 nie zrobiła już na mnie takiego wrażenia, bo seria zdecydowanie potrzebuje sporych zmian w głównych założeniach rozgrywki. Do niedawna uważałem, że to właśnie Gran Turismo 7 zastąpi mi FH3, ale tak się nie stało, bo po 2 tygodniach od premiery (w moim przypadku były to tak naprawdę trzy, bo zacząłem przygodę jeszcze przed premierą tworząc dla Was chociażby poradnik dostępny pod tym linkiem) rzadko zdarza się, abym w ogóle miał ochotę uruchamiać najnowszą produkcję Sony.

Zły system progresji

Gran Turismo 7 Garaż

Problem nie leży w wymienionym już wyżej modelu jazdy, bo ten motywował mnie do poprawiania swoich wyników i zrozumienia błędów, ani oprawie graficznej, bo tą uważam za przyzwoitą jak na ten gatunek gier, ale w tym, że Gran Turismo 7 ma całkowicie skopany system progresji. Tak, jak podkreśliłem wyżej, zagorzałym fanem marki nie jestem, ale w Gran Turismo Sport czy wcześniejszych odsłonach serii spędziłem na tyle czasu, aby wiedzieć, że samochody zdobywało się prościej i bardziej było czuć poczynione przez nas postępy.

W GT7 cholernie trudno zdobyć nowe, upragnione wozy. Gdy skończymy wszystkie misje z kawiarni wręcz niemożliwe jest zapewnienie sobie sporych zastrzyków gotówki, które finalnie są przeznaczane na zakup wymarzonych bryk i zainstalowaniu do nich ulepszeń. Jestem przekonany, że problem byłby mniejszy, gdyby nagrody za wyścigi online były większe lub Polyphony Digital zdecydowało się na zmniejszenie cen samochodów lub upgrade'ów dostępnych u lokalnego mechanika. Przykładowo, kupując zwykłe Porsche za około pół miliona kredytów trzeba przygotować jeszcze 100, a może i więcej tysięcy kredytów, aby wycisnąć z niego maksimum. Nie wspominając już o remontach silnika, gdy "natrzaska" się wysokiego przebiegu.

Biorąc udział w oficjalnych starciach GT Online trwających minimum kilkanaście minut, zależnie od pozycji i zachowania na torze, otrzymujemy od kilku do kilkunastu tysięcy kredytów. Prosta matematyka podpowiada, że aby zakupić sobie wspomniane Porsche trzeba przejechać kilkadziesiąt wyścigów (zakładając, że każdy wyścig to mniej więcej 10 tysięcy zarobionych kredytów: czeka zainteresowanych aż 50 starć na torze). To z kolei, jeśli wyścig potrwa 10 minut, ponad 8 godzin jazdy, nie licząc czasu poświęconego na czekanie w poczekalni.

Wyżej przedstawiony przykład dotyczy "średniej klasy" Porsche. Jeśli skusimy się na coś konkretniejszego, a co za tym idzie, droższego, "grindowanie kasy" wydłuży się jeszcze bardziej. Polyphony Digital i Sony doskonale zdawało sobie sprawę z tego, że będzie trzeba spędzić bardzo dużo czasu w Gran Turismo 7, aby zdobyć kolejne wozy. Z tej przyczyny też dodano po premierze mikrotransakcje, które sprowadzają się do jednego: za prawdziwe pieniądze odbiorcy mogą nabyć dodatkowe kredyty. Nie miałbym nic przeciwko, gdyby nie to, że system progresji jest w przypadku tej gry po prostu popsuty. 

Uprzykrzanie innym

Gran Turismo 7 Mokry tor

Szczególnie widoczne jest to właśnie teraz, w okolicy premiery, gdzie gracze chcący płacić dodatkową kasę niszczą wszystkich na serwerach, bo mają jedne z najlepszych wozów. I w dodatku ulepszone u mechanika. Zwykła osoba, za którą uważam się również ja, nie ma szans w starciu z takimi pacjentami - nawet na oficjalnych serwerach, gdzie nagle wyskakują osoby z niespotykanymi dotąd przeze mnie wozami jakimś cudem spełniającymi limit maksymalnej mocy. Polyphony Digital zapowiedziało już zmiany w tym aspekcie, więc liczę na to, że przeanalizują od podstaw zarabianie.

Będąc przy rzeczach, które odpychają mnie od Gran Turismo 7, muszę wspomnieć jeszcze o niezbyt sprawiedliwym zachowaniu graczy w otwartych lobby. System kar sprawdza się świetnie, o ile każdy zachowuje się, a przynajmniej próbuje jeździć sprawiedliwie. Niejednokrotnie spotkałem się z sytuacją, że ktoś uderzył w mój pojazd podczas hamowania, co spowodowało, że straciłem kontrolę i przypadkowo uderzyłem w poprzedzający mnie samochód.

Oczywiście za takie zagrywki są kary, ale oprócz głównego winowajcy ja także jestem spowalniany przy specjalnej strefie za spowodowanie kolizji. Szkoda rozpisywać się nawet w kwestii barier i uderzeń w bok wozu - jeśli ktoś zepchnie mnie na ową barierkę jest to czasami odczytywane jako "odbicie się" i zyskanie przewagi czasowej. Niestety, ale gracze nie jeżdżą Fair Play nawet na wysokich rangach. 

To wciąż dobra gra

Gran Turismo 7 Toyota

Tak, jak wyżej podkreśliłem: Gran Turismo 7, mimo rzeczonych bolączek, to wciąż dobra gra. Mogłaby być bardzo dobra, gdyby udało się wyeliminować największe problemy trapiące najnowszą wyścigówkę Sony. Pierwsze wrażenie robi się tylko raz, a teraz pozostaje wyeliminowanie problemów i zaoferowanie ciekawej, popremierowej i przede wszystkim darmowej zawartości, w której skład wchodziłyby chociażby stworzone od zera obiekty. Wszak tych nie ma sporo, bo większość dostępnych torów są doskonale znane fanom Gran Turismo Sport.

Obecnie nie mam czego szukać w Gran Turismo 7. Z niecierpliwością czekam na nadchodzące Ghostwire: Tokyo, a produkcja Polyphony Digital zawita ponownie na mojej konsoli nie wcześniej, niż wtedy, gdy deweloperzy naprawią system progresji. 

Interesuje Cię ten tytuł? Sprawdź nasz poradnik do Gran Turismo 7.

Mateusz Wróbel Strona autora
Na pokładzie PPE od połowy 2019 roku. Wielki miłośnik gier wideo oraz Formuły 1, czasami zdarzy mu się sięgnąć również po jakiś serial. Uwielbia gry stawiające największy nacisk na emocjonalną, pełną zwrotów akcji fabułę i jest zdania, że Mass Effect to najlepsza trylogia, jaka kiedykolwiek powstała.
cropper