Dziesięć filmów, które warto zobaczyć przed seansem Diuny Denisa Villeneuve'a

Dziesięć filmów, które warto zobaczyć przed seansem Diuny Denisa Villeneuve'a

Dawid Ilnicki | 29.08.2021, 12:00

W połowie października na ekranach kin w całej Polsce powinna się pojawić “Diuna” Denisa Villeneuve’a. Wyczekiwana od dłuższego czasu ekranizacja powieści Franka Herberta, która rozpoczęła niezwykle popularną serię. Fani science-fiction liczą na wielkie widowisko, które przebije wszystko co w gatunku fantastyki naukowej widzieliśmy w ostatnim czasie na dużym ekranie.

Rozmach i ilość różnorakich wątków, jakie pojawiają się w powieści Franka Herberta, sprawiają, że “Diuna” stanowi idealny materiał na świetny serial, który zapewne kiedyś powstanie. Niestety nie była nim bowiem trzyodcinkowa mini-seria z 2000 roku. Dotąd  za powieść brali się głównie filmowcy, przygotowujący produkcje na duży ekran. Podobnie jest z Denisem Villeneuve’m, który po sporym sukcesie “Blade Runnera 2049”, mając już za sobą inny, przeróżnie oceniany film z kategorii fantastyki naukowej “Arrival”, zdecydował się na realizację wielkiego widowiska. 

Dalsza część tekstu pod wideo

“Diuna” przyciąga widzów, w tym również tych nie znających literackiego pierwowzoru, przede wszystkim rozmachem opowieści, niezwykle interesującym miejscem rozgrywania akcji, a także charyzmatycznymi bohaterami, na czele których stoi Paul Atryda, grany w najnowszej produkcji przez Timothee Chalameta. Pustynna planeta Arrakis przywodzi na myśl wiele wcześniejszych, niezwykle popularnych produkcji, a motyw dorastania młodego człowieka do wielkich czynów pojawiał się już wcześniej w wielu filmach fantastycznych. 

Przed seansem filmu Denisa Villeneuve’a warto odświeżyć sobie, lub zobaczyć po raz pierwszy, inne znane filmy, które przynajmniej w pewnej mierze nawiązują do wizji Franka Herberta. Mogą to być widowiska, traktujące o funkcjonowaniu nowych społeczeństw lub zwyczajne obrazy należące do gatunku space-opera, opowiadające o grupce ludzi, którzy rozbili się na obcej planecie. Są wśród nich już dość stare produkcje, którym za sprawą świetnych pomysłów udało się zawładnąć wyobraźnią młodych widzów. Innym, mimo wielkich ambicji, kompletnie nie udało się odnieść sukcesu w box-office. Przed Wami lista dziesięciu filmów, które warto obejrzeć przed październikową premierą “Diuny”. 

Diuna Davida Lyncha

Przed kupieniem biletu na premierę filmu Denisa Villeneuve’a warto zobaczyć wcześniejszą ekranizację powieści Franka Herberta, w wykonaniu samego Davida Lyncha. Choćby po to, by przekonać się przed jak trudnym zadaniem stanęli twórcy nowego obrazu. W powszechnej opinii, w tym przede wszystkim samego Lyncha, wersja z 1984 roku jest po prostu nieudana, o czym zadecydował szereg przeróżnych czynników, spośród których należy wymienić przede wszystkim niewystarczający budżet, decyzję o robieniu jednej, a nie podzieleniu filmu na dwie części, a także liczne problemy na planie. O krętych losach realizacji tej produkcji pisałem swego czasu w innym miejscu. 

Gwiezdne Wrota

Film Rolanda Emmericha również jest obecnie traktowany jako nieudany, choć w swoim czasie robił naprawdę duże wrażenie, zarówno przez rozmach wizji, jak i niektóre elementy wizualne. Całkiem dobrze, jako eksploratorzy nieznanej krainy z innego wymiaru, sprawdzili się Kurt Russell i James Spader, a z kolei cieszący się sporą popularnością serial pokazał jak duży potencjał tkwi w tym uniwersum. Z uwagi na podobne lokacje i motyw funkcjonowania na innej planecie, film z 1994 w pewnym stopniu przypomina to, co zobaczymy jeszcze w tym roku w kinach. 

Mad Max: Na drodze gniewu

Jeden z najlepszych blockbusterów XXI wieku jednocześnie stanowi przykład jak należy realizować wielkie, filmowe widowiska, które nawiązują do znanego z przeszłości uniwersum, i to w kilkadziesiąt lat od premiery poprzedniego filmu z tego cyklu. Ostatni film George’a Millera jest oczywiście w spektakularnym stopniu efekciarski, czego mimo wszystko nie możemy się spodziewać od skupionej raczej na fabule “Diunie” Villeneuve’a, ale sądząc po jej zwiastunach kolorystyka pewnych miejsc na Arrakis powinna przypomnieć widzowi o przygodach Maxa i Furiosy.

John Carter

Obraz Andrew Stantona z 2012 roku niespodziewanie pojawia się w wielu artykułach jako punkt odniesienia dla najnowszego dzieła Denisa Villeneuve’a. Bynajmniej jednak nie pozytywny. Z tą ekranizacją powieści innego klasyka fantastyki, Edgara Rice’a Burroughsa również wiązano bowiem spore nadzieje, które w żadnym wypadku nie zostały spełnione. Trudno powiedzieć czy jest to zasługa przeciętnego scenariusza, kiepskich bohaterów czy też mamy tu do czynienia z jeszcze innymi czynnikami. Choć większość recenzji chwaliła to jak film wygląda, a sam osobiście całkiem go lubię, ogólnie nie zebrał on dobrych ocen i zaliczył klapę w box-office, nie zwracając ogromnych kosztów produkcji. Niektórzy więc zastanawiają się, czy podobnego losu nie podzieli wielkie widowisko na podstawie powieści Franka Herberta.

Dzika planeta

Propozycja wyłącznie dla odważnych. Awangardowy film animowany, powstały dzięki koprodukcji francusko-czechosłowackiej, to dzieło jedyne w swoim rodzaju, w którym inwencja twórcza w pewnych momentach wydaje się nie mieć żadnych zahamowań. Nie może to dziwić, jeśli wziąć pod uwagę, że scenariusz do niego, obok reżysera Rene Laloux, napisał wszechstronnie utalentowany i znany z zamiłowania do surrealizmu, Roland Topor. Obserwujemy w nim życie na planecie Draagów, niezwykle zaawansowanej technicznie, której mieszkańcy sprowadzają sobie Ziemian, traktując ich trochę jak zwierzęta domowe. Realizowana przez kilka lat animacja, oparta na powieści Stefana Wula, przyciąga również świetnym, jazzowym soundtrackiem. 

Gra Endera

Film Gavina Hooda z 2013 roku łączy z “Diuną” to, że również został oparty na słynnej powieści science-fiction, tym razem autorstwa Orsona Scotta Carda. Podobnie jak dzieło Franka Herberta również opowiadała ona o dojrzewaniu młodego człowieka do wielkiego zadania, jakie go wkrótce czeka. Choć zatem miejsce rozgrywania akcji “Gry Endera” w tym wypadku nie przywodzi na myśl piaszczystej planety Arrakis, w obu produkcjach można znaleźć wiele punktów wspólnych. 

Oblivion

W filmie Josepha Kosinskiego całkiem dobrze udało się pokazać świat przyszłości. Po wielkiej, wyniszczającej wojnie na Ziemi pozostała tylko garstka ludzi, którzy jednak niedługo mają się przenieść w okolice Saturna. Oczywiście w tzw. międzyczasie dzieje się coś, co sprawia, że główny bohater, grany przez Toma Cruise’a, będzie musiał zupełnie zmienić swoje plany. Głównym atutem “Oblivion” jest kapitalna oprawa audio-wizualna, robiąca swego czasu spore wrażenie w kinach. Fabuła ma się nijak do epickiego rozmachu “Diuny”, ale jeśli szukać solidnego, science-fiction, nakręconego w ostatnim dziesięcioleciu to z pewnością należy sięgnąć po ten, dostępny na Netflixie, obraz.

Gandahar

Piętnaście lat po premierze “Fantastycznej Planety”, niezwykle chwalonego i oryginalnego filmu animowanego, premierę miała inna produkcja w reżyserii Rene Laloux, która jednak została zapamiętana zupełnie inaczej. Pojawia się bowiem w wielu wspomnieniach ludzi urodzonych na przełomie lat 80. i 90. jako przedziwny obraz, z racji swojego charakteru niby skierowany do dzieci, ale tak naprawdę, przez nagromadzenie poważnej tematyki, a nawet lekkiej erotyki, przeznaczony dla dorosłych. Oparta na powieści “Metal Men Against Gandahar” fabuła koncentruje się wokół wojny jaką mieszkańcom Gandaharu wytaczają zastępy robotów z przyszłości. 

Pitch Black

Całkiem już leciwy film Davida Twohy kusi przede wszystkim możliwością eksploracji nowej, przedziwnej i z pozoru zupełnie opuszczonej planety, a z drugiej przedstawia światu postać Riddicka, granego przez Vina Diesela. To typ z jednej strony bardzo niebezpieczny, bo mający tendencję do działania w pojedynkę i pilnowania wyłącznie własnego interesu. Z drugiej jednak zaskakująco często potrafi on wspierać swych towarzyszy, wpisując się rzecz jasna w długą listę bohaterów, których moglibyśmy scharakteryzować jako sympatycznych oprychów. 

Valerian i Miasto Tysiąca Planet

Z cyklu: “Cóż to mógł być za film!”. Jeśli bowiem chodzi o kreację przeróżnych miejsc we wszechświecie, zwiedzanych przez głównych bohaterów dzieła Luca Bessona, i dbałość o drobne elementy, mające na celu uwiarygodnienie specyfiki oglądanych przez widza, intrygujących krain, film został zrealizowany pierwszorzędnie. Cóż z tego jednak skoro sam scenariusz zionie pustką, historia jest kompletnie niewciągająca, a duet protagonistów również kompletnie nie przekonuje. Nic więc dziwnego, że kosztujący niemal 200 milionów dolarów i w pewnych momentach całkiem ciekawy “Valerian…” ledwie zwrócił tę kwotę i jest uważany za spore rozczarowanie.

Zardoz

Dla jednych arcydzieło kiczu, jeden z absolutnie najgorszych filmów w historii kina, dla innych zaś sprawnie zrealizowane widowisko, będące całkiem niezłą metaforą pewnych, postępujących do dziś zjawisk. Jedno nie ulega jednak wątpliwości: filmu Johna Boormana z całą pewnością nie można traktować całkowicie poważnie, podobnie jak dość specyficznej roli nieżyjącego już Seana Connery’ego, który bardzo daleko odszedł tu od swego typowego emploi. Sam “Zardoz” to bez wątpienia jeden z najdziwniejszych filmów fantastycznych, opowiadających o funkcjonowaniu nowego społeczeństwa, z którym warto się zmierzyć.

Źródło: własne
Dawid Ilnicki Strona autora
Z uwagi na zainteresowanie kinem i jego historią nie ma wiele czasu na grę, a mimo to szuka okazji, by kolejny raz przejść trylogię Mass Effect czy też kilka kolejnych tur w Disciples II. Filmowo-serialowo fan produkcji HBO, science fiction, thrillerów i horrorów.
cropper