Obcy: Ziemia (2025) - recenzja serialu [Disney]. Piotruś Pan i kosmiczni piraci

Obcy: Ziemia (2025) - recenzja, opinia o serialu [Disney]. Piotruś Pan i kosmiczni piraci

Piotrek Kamiński | Dzisiaj, 21:00

Dwa lata przed wydarzeniami z oryginalnego "Obcego", załoga statku kosmicznego Maginot, przewożącego niebezpieczny materiał biologiczny, traci kontrolę nad jednostką i rozbija się na ziemi. Cała ziemia może ulec zniszczeniu, jeśli zagrożenie nie zostanie szybko opanowane... 

Nie da się napisać postaci mądrzejszej od siebie, powiedział ktoś kiedyś. Oczywiście nie jest to do końca prawda. Istnieją metody, dzięki którym kompletnie przeciętny autor może powoływać do życia osoby absolutnie genialne, a to z tej prostej przyczyny, że to on kontroluje cały świat przedstawiony. Można więc stworzyć postać niesamowicie przewidującą, obdarzoną niezwykłą pamięcią, potrafiącą planować na tysiąc kroków do przodu - żaden problem. Rzecz w tym, że nawet taką przewagę nad resztą postaci trzeba umieć wykorzystać i tu już faktycznie to pierwsze stwierdzenie znajduje zastosowanie. Jeśli autorowi brakuje polotu, to i jasnowidz będzie popełniał głupie błędy, bo jego twórca nie będzie miał pojęcia jak sensownie popchnąć fabułę do przodu. Dlaczego o tym piszę? Ha!

Dalsza część tekstu pod wideo

"Obcy: Ziemia" zawiera wiele elementów, które raczej mi nie podeszły, ale chyba żaden z nich nie działał mi na nerwy tak... Jak Boy Kavalier (Samuel Blenkin), młody geniusz, właściciel jednej z największych korporacji na świecie, bezpośredni konkurent Weyland-Yutani, twórca hybrydowych ludzi oraz definicja niewykorzystanego potencjału i zbędnego balastu. Dosłownie cały sezon czekałem żeby zobaczyć ten jego geniusz w akcji. Dostałem za to: zamykanie wciąż rozwijających się, dziecięcych mózgów w dorosłych, wartych niebotyczne kwoty ciałach, wysyłanie tych dzieci na niebezpieczną misję ratunkową, podchodzenie bez żadnych zabezpieczeń do obcej formy życia, kompletny brak jakiejkolwiek wyobraźni, kompletny brak jakiegokolwiek planu i zakończenie, które nie jest zakończeniem. Znowu!

Obcy: Ziemia (2025) - recenzja, opinia o serialu [Disney]. Zostać zabitym przez ksenomorfa, to byłaby naprawdę wielka przygoda

Dzieci
resize icon

(Najbardziej) główną bohaterką serialu jest Wendy (Sydney Chandler), pierwszy hybrydowy człowiek w historii. To jej powierzone zostaje zadanie zaopiekowania się wszystkimi pozostałymi, nazwanymi za postaciami z "Piotrusia Pana" dziećmi. Jak fabuła serialu ma się do klasycznej sztuki, a później książki Jamesa Barrie'ego? Raczej powierzchownie. Znajdziemy tu kilka powierzchownych odniesień, jak wielka, prywatna wyspa zwana Nibylandią oraz imiona postaci, ale to z grubsza tyle. Ewentualnie można jeszcze dorzucić fakt, że relacja Wendy i Kavaliera przypomina trochę książkową relację Wendy i Piotrusia. Przynajmniej do pewnego stopnia. Ale generalnie jest to kolejny zmarnowany przez twórców serialu pomysł, którego pokłosiem są jedni z najbardziej irytujących postaci w dzisiejszej telewizji. 

Przyjaciele i podopieczni Wendy to również małe dzieci zamknięte w dorosłych ciałach i serial absolut je nigdy nie pozwala nam o tym zapomnieć. Podniecają się wszystkim, nie potrafią porządnie kłamać, są piekielnie zamaszyste. Niby taka to rola, ale trudno było mi traktować aktorów na poważnie, biorąc to wszystko pod uwagę. Jeszcze trudniej, kiedy coś przypominało mi, że przecież oglądam produkcję z uniwersum "Obcego", a nie kolejną farsę dla nastolatków. Jakim cudem można zapomnieć, że to wciąż ludzie kontra ksenomorfy? Ponieważ samego "zielonego", jak to kiedyś określił go Grucha, jest tu jak na lekarstwo. I jasne, w filmach też nie widać go znowu aż tak dużo, ale tam właśnie o tę niepewność i zaszczucie chodzi. W "Obcy: Ziemia" jest on po prostu mało istotnym, jednym z wielu kosmitów, a bohaterowie serialu przez większość czasu myślą o swoich osobistych problemach, a nie kosmicznym drapieżcy. Klimat marki jest odczuwalny, ale raczej tylko w wybranych sytuacjach, a nie cały czas - czego większość z nas spodziewała się już od pierwszego zwiastuna.

Obcy: Ziemia (2025) - recenzja, opinia o serialu [Disney]. Naśladowanie jest najwyższą formą pochlebstwa 

Wendy i maluch
resize icon

Co by nie mówić, serial Noah Hawleya ma i swoje zalety. Przede wszystkim dwie: interesujący, odtwarzający styl, estetykę, a czasami nawet całe sceny z oryginalnego "Obcego" piąty odcinek oraz postać Morrowa (Babou Ceesay). Chciałbym móc dodać tu też Kirsha (Timothy Olyphant), ponieważ zapowiadał się lepiej niż tylko ciekawie, ale ostatecznie stał się jedynie metaforą całego serialu - piękną wydmuszką. Ale porozmawiajmy o tym, co faktycznie dobre. Pan Morrow z początku zdaje się być jedynie kolejnym, robotycznym antagonistą. Nihil novi. Z czasem jednak, kiedy zaczynamy dowiadywać się o nim nowych detali z jego przeszłości, zarówno jego charakterystyka, jak i nasza opinia na jego temat, zaczynają się wypełniać. Ceesay nie przez przypadek gra go z początku na pojedynczym tonie. Zagadka jego przeszłości jest jednym z najciekawszych elementów całego serialu - trzeba to było tak zrobić. Ciągną go trochę w dół przymusowe interakcje z jednym z zagubionych dzieci, ale to i tak bez dwóch zdań najlepiej napisana, nieoczywista postać w całym serialu. 

"In space, no one..." to tytuł piątego odcinka serialu i przy okazji nawiązanie do sloganu pierwszego filmu: In space, no one can hear you scream. Bardzo odpowiedni, biorąc pod uwagę, że to zasadniczo "Obcy: Nostromo" z twistem. Podoba mi się - podobnie jak w pierwszym odcinku, że twórcy serialu wywracają nasze oczekiwania do góry nogami. Zaczynając odcinek, masz już pewne oczekiwania, ponieważ widziałeś jak to się kończy, lecz scenarzyści mają dla ciebie po drodze niespodziankę, a nawet i kilka niespodzianek. Pięknie odtworzone wnętrza retro futurystycznego statku, podobnego do Nostromo potęgują klimat, ale widz i tak czuje się obco, ponieważ to co widzi nie zgrywa się z tym, do czego jest przyzwyczajony. Oczywiście nie jest to odcinek idealny - część załogi Maginota, wracając do początkowej tezy - jest skrajnie wręcz głupia, mając lepsze wyposażenie, a radząc sobie gorzej niż załoga Nostromo. Mało tego! Ci tutaj byli wysłani dokładnie w celu zebrania materiału biologicznego, więc myślałby kto, że zostaną dobrani tak, aby byli najlepszymi z najlepszych, biorąc pod uwagę okoliczności. Tymczasem okazuje się, że zwykli robole z Nostromo dużo lepiej kombinowali, jak przechytrzyć ksenomorfa i ujść z życiem (nie żeby skutecznie). Ostatecznie jednak powiedziałbym, że "In space, no one..." to bardzo udany, trzymający w napięciu odcinek, z jednej strony składający hołd filmowi z 1979, z drugiej rozwijający i rekontekstualizujący historię, którą wydawało się nam, że już z nami. Gdyby tylko cały sezon mógł być tak błyskotliwy (z lekkim zachmurzeniem, ale wciąż).

"Alien: Earth" kłamie! Ani nie jest to film o Obcym, bo dużo ważniejsi dla scenarzystów są młodzianie uwięzieni w dorosłych ciałach, z którymi ostatecznie nic nie robią, ani nie jest to serial dziejący się na ziemi, bo pośród faktycznych ludzi spędzamy może ze dwa odcinki, po czym przenosimy się na prywatną wyspę, która równie dobrze mogłaby być statkiem kosmicznym, tyle że inaczej udekorowanym. Wiązałem z produkcją Noah Hawleya wielkie nadzieje po pierwszym odcinku. Później jednak obejrzałem resztę sezonu i w tym momencie nie mam żadnej ochoty przekonywać się, jak historia potoczy się dalej. 

Atuty

  • Świetnie zrobiony retro-futuryzm;
  • Pięknie zrobiony strój ksenomorfa;
  • Morrow jest świetnie skrojonym antagonistą;
  • Piąty odcinek robi naprawdę dobre wrażenie.

Wady

  • Cały koncept aluzji do "Piotrusia Pana" nie prowadzi do niczego konkretnego;
  • Boy Kavalier jest chyba najgorzej napisaną postacią w całym serialu, a nie geniuszem;
  • Zawalona relacja Wendy i Joe;
  • Przez większość czasu zupełnie nie czuć klimatu marki;
  • Zagubione dzieci;
  • Masa głupot w scenariuszu.

"Obcy: Ziemia" miał być świeżym, intrygującym spojrzeniem na znaną markę. Zamiast tego jest istnym festiwalem niewykorzystanych okazji i zmarnowanego potencjału, z tu i tam przebijającymi się momentami geniuszu.

5,0
Piotrek Kamiński Strona autora
Z wykształcenia filolog, z zamiłowania gracz i kinoman pochłaniający popkulturę od przeszło 30 lat. O filmach na PPE pisze od 2019. Zarówno w grach, jak i filmach najbardziej ceni sobie dobrą fabułę. W wolnych chwilach lubi poczytać, pójść na koncert albo rodzinny spacer z psem.
cropper