
Shinobi: Art of Vengeance — recenzja gry. Powrót w wielkim stylu
Są takie zespoły deweloperskie, które są gwarantem udanych gier. Lizardcube jest jednym z nich, mimo że Shinobi: Art of Vengeance jest dopiero ich trzecią produkcją. Dwie poprzednie — Wonder Boy: The Dragon’s Trap i Streets of Rage 4 pokazały, że miłość do Segi nie jest fikcją i idzie za nią kawał świetnej gry. Nie inaczej jest z nowym Shinobi, które od samego początku pokazuje, że czeka na nas kilka godzin wypasionej na maksa gry.
To, że Shinobi: Art of Vengeance wygląda fantastycznie na zrzutach oraz w ruchu raczej nie wymaga z mojej strony dodatkowego przekonywania. Być może ktoś mógł mieć obawy, czy dopieszczenie grafiki nie poskutkuje potraktowaniem po macoszemu rozgrywki. Uspokajam, nic takiego nie ma tutaj miejsca. Rozgrywka jest na takim samym wysokim poziomie co oprawa wizualna.





Metroidvania? Tak troszeczkę, na szczęście
W przeciwieństwie do wielu innych twórców Lizardcube uznało, że nie pójdzie ślepo za trendami i Shinobi: Art of Vengeance nie będzie kolejną metroidvanią (a spokojnie mogłoby nią być). Zamiast tego postawiono na klasyczne poziomy, które swoją konstrukcją tylko inspirują się wspomnianym wcześniej gatunkiem. Choć backtracking ograniczono tutaj do minimum (dodatkowo głównie w późniejszych, nieco trudniejszych poziomach) oraz powtarzania poziomów po zdobyciu nowej umiejętności jeśli zależy nam na wymaksowaniu gry na 100%. Jeśli nie, to możemy po prostu skupić się za kończeniu kolejnych poziomów, bez wracania się tam, gdzie już byliśmy. Dodatkowo, by rozbić nieco schematy poziomów, co jakiś czas trafia nam się „jeżdżony”, gdzie z automatu podążamy w prawo i naszym zadaniem jest unikać przeszkód i eliminowanie wrogów.
Dzięki temu, że twórcy postawili na klasyczny podział na poziomy, dostaliśmy produkcję, którą możemy sobie dawkować nawet w krótszych sesjach. No i niezbyt długą, bo jej ukończenie to mniej więcej 6-7 godzin gry, a przy założeniu, że będziecie ją maksować to drugie tyle (jeśli doliczycie zabawę z tym, co odblokowuje się po jej ukończeniu).

Jednak nawet najlepszy level design nie nadrobi słabej rozgrywki. Shinobi: Art of Vengeance w tym aspekcie to absolutna topka, jeśli chodzi o mechaniki. Płynność poruszania się jest na najwyższym poziomie. Nawet gdy jesteśmy na samym początku gry i nie mamy odblokowanych wielu zdolności specjalnych, a w walce operujemy kataną i paroma kunai. Wraz z poszerzaniem repertuaru ruchów, nasz bohater, Joe Musashi, jest w stanie w sprawnych rękach wyczyniać cuda. Zarówno w etapach typowo platformowych (a wierzcie, jeśli chcecie zrobić 100% to refleks i sprawne palce przydadzą się równie mocno, jak cierpliwość), jak i potyczkach z wrogami i bossami. Wiele ataków dostępnych od początku poszerzanych jest wraz z odblokowaniem za monety kolejnych ruchów, które łatwo łączyć ze sobą w wyjątkowo długie i wizualnie przepiękne kombinacje. Z drugiej strony, jeśli chcecie klepać proste kombinacje, to nic nie stoi na przeszkodzie, by obniżyć sobie poziom trudności w opcjach gry.
Oprócz tego korzystać możemy z ataków Ninpo, które zostały podzielone na te typowo ofensywne, oraz defensywne, by każdy mógł sobie dobrać je pod odpowiedni styl rozgrywki. By ja używać, musimy naładować wpierw specjalny pasek, nazwijmy go many. Podobnie zresztą funkcjonuje wskaźnik pozwalający nam na korzystanie z potężnych ataków Ninjutsu. Te, podobnie jak Ninpo i ruchy specjalne, kupujemy w sklepie za monety (i po znalezieniu wystarczająco dużej liczby znajdziek) lub znajdujemy, jako sekrety rozsiane na poziomach.

Wizualny majstersztyk i uczta dla uszu
Shinobi: Art of Vengeance śmiało może startować w walce o miano najładniejszej gry 2025 roku. Lizardcube znane jest z tego, że ich dwuwymiarowe produkcje nie tylko są przepięknie „narysowane”, ale też cudownie animowane i eksplodują zróżnicowaną kolorystyką. Każdy z poziomów dostępnych w nowym Shinobi ma swoją unikatową stylistykę, nawet tak potencjalnie nieatrakcyjny jak bagna, które w pewnym momencie przechodzą w japońską wioskę pełną dekoracji, lampionów i wybuchających fajerwerków.
Tempa grafice dotrzymuje też warstwa dźwiękowa. Co prawda Joe Musashi nie zgarnie nominacji za najlepiej zagraną rolę męską (chyba że w podkategorii pomruków), jednak głosy pozostałych postaci wypadają wyjątkowo dobrze. Choć osobiście polecam grać z japońskim dubbingiem. Pozostaje jeszcze jedna kwestia — ścieżka dźwiękowa. To, co w Shinobi: Art of Vengeance odstawił Tee Lopes z Yuzo Koshiro, ciężko ogarnąć na spokojnie. Posłużę się tutaj młodzieżowym określeniem — jeden bangier goni następny. I tak aż do końca ścieżki dźwiękowej. OST w nowym Shinobi jest GENIALNY. I mówię to jako osoba, która ma za sobą tak chwalone za muzykę Clair Obscur: Expedition 33. Muzyka w tej grze nie jest tylko tłem do akcji. Gdy trzeba, zaczyna grać pierwsze skrzypce, by nakręcić gracza i po chwili znowu wrócić do bycia przyjemnym tłem. Rzadko kiedy zdarza się ścieżka dźwiękowa tak zsynchronizowana z rozgrywką i niemająca w setliście żadnego słabego utworu.
SEGA pokazuje, jak wskrzeszać stare marki
Powroty zapomnianych marek, które największe sukcesy święciły w latach 80. i 90. są zazwyczaj nieudane. Arcade’owa rozgrywka często nie znajduje uznania wśród dzisiejszych graczy. SEGA jest jednak w tym gronie wydawców, które potrafi wybrać odpowiedni tytuł w odpowiednim czasie i połączyć go z deweloperem, który dokładnie wie, co zrobić, by dzisiejszy gracz docenił nową odsłoną klasycznej marki, a starzy fani poczuli się ponownie, jakby mieli kilkanaście lat i pierwszy raz odpalali daną grę. Nawet fabuła, która w tego typu produkcjach zazwyczaj stanowi tło, by zarysować motywację głównego bohatera została w tym wypadku na tyle podkręcona, byśmy tytułową zemstę odczuwali razem z głónym bohaterem.
Shinobi: Art of Vengeance to świetna gra. Wygląda cudownie, rusza się niesamowicie. Naznaczona jest mięsistą rozgrywką, odpowiednio wyważonym poziomem trudności (wraz z opcją dostosowania bez szkody dla wymiataczy) i komplementującą całość ścieżką dźwiękową. Dla wielu może to być jedno z najmilszych zaskoczeń tego roku. SEGA seal o quality™.
Ocena - recenzja gry SHINOBI: Art of Vengeance
Atuty
- Fantastyczna oprawa wizualna
- Mistrzowska ścieżka dźwiękowa
- Gameplay urywa tyłek i nie nudzi nawet na sekundę (w czym zasługa także idealnego czasu, potrzebnego na ukończenie gry)
- Design poziomów lekko przyprawiony metroidvaniowym podejściem do sekretów
- Dobrze wyważony poziom trudności
Wady
- ¯\_(ツ)_/¯ dla niektórych ludzi fabuła może być zbyt prosta...
Co ja Wam mam więcej powiedzieć, niż to, co w recenzji. SEGA i Lizardcube wrzucają na koniec wakacji absolutny must-have.
Graliśmy na:
PS5
Galeria








Przeczytaj również






Komentarze (41)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych