Wild Hearts S – recenzja gry. Wielkie bestie na małym ekranie

Wild Hearts S – recenzja i opinia o grze [Switch2]. Wielkie bestie na małym ekranie

Wojciech Gruszczyk | Wczoraj, 21:55

Seria Monster Hunter odegrała znaczącą rolę na sprzętach Nintendo, ale przynajmniej aktualnie Capcom nie wrzucił na nową hybrydę swojej nowej produkcji. Sytuacje wykorzystuje Koei Tecmo - ale czy warto zainteresować się Wild Hearts S? Przeczytajcie naszą recenzję.

Wild Hearts pierwotnie zadebiutowało w 2023 roku na trzech platformach, a gra była na swój sposób nietypowym połączeniem. Za tytuł odpowiadało Omega Force (Koei Tecmo), a wydawcą było Electronic Arts - na papierze jest to zestawienie japońskiego studia z globalnym wydawcą, ale ostatecznie... tytuł nie otrzymał należytego rozgłosu.

Dalsza część tekstu pod wideo

Wydawca nie promował gry przed premierą, więc ostatecznie tytuł raczej nie mógł osiągnąć wybitnego wyniku – choć wciąż uważam, że podstawy Wild Hearts są na tyle dobre, że projekt Omega Force zasłużył na więcej.

Na czym polega magia Wild Hearts?

Wild Hearts S - recenzja gry - pierwsza z bestii
resize icon

Seria Monster Hunter od lat dominuje na rynku gier, w których mali bohaterowie biegają z wielkimi toporami za jeszcze większymi stworami. Systematycznie pojawiają się produkcje, które chcą zapewnić „atrakcje podobne do hitu Capcomu”, ale ostatecznie tylko nieliczne tytuły osiągają mniejszy lub większy sukces. Często deweloperom brakuje pomysłu, ale Omega Force wpadło na genialną koncepcję, którą ponownie doceniłem.

Założenia historii Wild Hearts nie są specjalnie ambitne. Główny bohater to łowca kemono, czyli potworów, ale w jego rodzinnych stronach nie ma za wielu wrogów do ubicia, więc prostagonista udaje się w podróż. Po dotarciu do nowego miejsca zostaje zaatakowany przez wielkiego przeciwnika, niemal umiera, ale heros odnajduje fragment technologii karakuri – po chwili może tworzyć pierwsze konstrukcje i... właśnie tutaj pojawia się najlepszy element gry.

Wild Hearts to z jednej strony „walka małym mieczem z wielkimi bestiami”, ale łowcy chcąc eliminować kemono mogą korzystać z karakuri, czyli różnorodnych urządzeń, które przydają się do eksploracji, polowania, a nawet stają się niezbędnym składnikiem każdej walki. Zdobywając „nici”, czyli surowce (przykładowo skały i drewno), otrzymujemy opcję szybkiego budowania – na początku są to podstawowe konstrukcje pokroju trampoliny, muru lub wielkiego młota do atakowania, ale w grze systematycznie rozwijamy możliwości bohatera otrzymując dostęp do nowych projektów.

Wild Hearts S - recenzja gry - bestia w śniegu
resize icon

Karakuri można ze sobą łączyć, by realizować bardziej skuteczne budowle, a ostatecznie Wild Hearts oferuje bardzo rozbudowany system, który w świetny sposób wyróżnia grę na tle konkurencji. W produkcji znajdziecie gigantyczne drzewka rozwoju broni oraz możecie ulepszać pancerze i... ponownie świetnie zbiera się materiały, wraca do wcześniej pokonanych bestii, by zdobyć dodatkowe surowce na potężniejsze zabawki, ale w tym wypadku trudno tutaj mówić o czymś nowym. To właśnie system karakuri zapewnia grze element, dzięki któremu rozgrywka staje się tak przyjemna.

I rozpoczynając grę w recenzowany Wild Hearts S bałem się, że Nintendo Switch 2 nie poradzi sobie z akcją – dobrze pamiętam, że nawet PlayStation 5 potrafił zadławić się w momencie stworzenia kilku konstrukcji, gdy jednocześnie gdzieś tam w tle biegał większy stwór. Na szczęście deweloperzy poradzili sobie z okiełznaniem maszyny i choć musieli zdecydować się na pewne cięcia w podstawach, to ostatecznie – Wild Hearts S jest niezwykle przyjemnym doświadczeniem na małym ekranie.

Jakie dodatkowe atrakcje zapewnia Wild Hearts S?

Wild Hearts S - recenzja gry - małpa
resize icon

Twórcy wrzucając wcześniej oferowane gry na Nintendo Switch 2, często dorzucają dodatkową zawartość, która ma zachęcić niezdecydowanych do produkcji i nie inaczej jest w przypadku recenzowanego Wild Hearts S, ale Omega Force wpadło na dość nietypowy pomysł.

Wild Hearts S, identycznie jak oryginał, pozwala graczom skorzystać ze wsparcia i zaprosić do rozgrywki dodatkowych łowców, ale deweloperzy zwiększyli liczbę wojowników – teraz w grupie może znajdować się czterech fanów biegania za wielkimi stworami. W oryginale liczba ta była mniejsza (3), więc z jednej strony mamy tutaj więcej opcji do zabawy z kumplami, ale niestety deweloperzy nie zapewnili cross-platformowej rozgrywki, więc społeczność Nintendo Switcha 2 jest na swój sposób... osamotniona. Grze może pomóc dobra cena na premierę – 199 zł za wypakowaną zawartością produkcję, która (przynajmniej aktualnie) nie ma bezpośredniej konkurencji na nowej hybrydzie Nintendo? Wielu graczy może skusić się na przygodę.

Twórcy dorzucili do gry wszystkie wcześniej przygotowane ulepszenia oraz aktualizacje, więc Wild Hearts S jest przeładowane zawartością – ukończenie przygody zajmuje dobre 40 godzin, ale jeśli nie macie doświadczenia w gatunku oraz znajomych zainteresowanych wspólną zabawą, to ten czas może zostać rozbudowany o kilka godzin. Wild Hearts S na Nintendo Switch 2 korzysta z funkcji GameChatu, więc bez problemu będziecie mogli pogadać z napotkanymi łowcami – choć szkoda, że czat nie został w pełni zintegrowany z samą grą.

Jak działa i wygląda Wild Hearts S?

Wild Hearts S - recenzja gry - wodna lokacja
resize icon

Recenzowany Wild Hearts S to kolejna gra z „dużych konsol”, która ze względu na swoją skalę nie zmieściła się już na pierwszym Nintendo Switchu. Nie jestem tym jednak specjalnie zaskoczony, ponieważ tytuł nawet na nowej hybrydzie Nintendo mierzy się z ograniczeniami, które są bardzo łatwo widoczne.

Autorzy nie zdecydowali się zamknąć rozgrywki na 30 klatkach na sekundę, a podczas największych akcji, czyli pojedynków z gigantycznymi stworami, Wild Hearts S działa w 40-45 klatkach – podczas gry możecie poczuć sporadyczne spadki do około 35FPS oraz skoki do około 50FPS. I oczywiście zdania w tym wypadku będą podzielone, ponieważ wciąż nie brakuje opinii graczy, którzy wolą „stałe 30” względem „skaczącego 45”, jednak musimy pamiętać o ważnym atucie konsoli Nintendo.

Nintendo Switch 2 oferuje wsparcie VRR, dzięki czemu obraz jest płynniejszy – w trakcie gry na małym ekranie w Wild Hearts S nie odczuwałem większych spadków. W sporadycznych sytuacjach gra działa trochę gorzej, ale raczej nie jest to odczuwalne w trakcie dynamicznej akcji. Szczerze mówiąc trochę bałem się, że potencjalne problemy mogą źle wpłynąć na budowanie konstrukcji podczas walki, ale na szczęście nie jest źle.

Wild Hearts S - recenzja gry - lisek
resize icon

Wild Hearts S na sprzęcie Nintendo wygląda mniej atrakcyjnie względem edycji na przykładowo PlayStation 5 – łatwo można dostrzec mniej szczegółowe tekstury, które często nie są przeładowane konkretnymi detalami. Twórcy musieli wyciąć część efektów, by zapewnić wystarczającą płynność – szczególnie pracę deweloperów można dostrzec obserwując bujne lasy, w których po prostu część elementów została teraz wypłaszczona.

Deweloperzy odpowiedzialni za nową wersję przygotowali pewną niespodziankę – włączając Wild Hearts S na dużym telewizorze, możecie sprawdzić dodatkowy tryb graficzny. Gra na TV jest po prostu ładniejsza... szczególnie różnice dostrzeżecie obserwując drobne detale na przykładowo skałach lub łatwo zobaczycie bardziej rozbudowaną roślinność – na głazach widzimy dodatkowe szczegóły, a trawa jest po prostu bujniejsza. Różnice są widoczne w niemal każdym elemencie otoczenia – jest to w zasadzie zaskakujące, że produkcja może wyglądać aż tak lepiej po podłączeniu do telewizora.

Zespół odpowiedzialny za port nie do końca poradził sobie z okiełznaniem sprzętu Nintendo i w trakcie odwiedzania kolejnych terenów, co zdarza się często z powodu natury zwierząt oraz ucieczek, widzimy wyskakujące elementy. Pop-upy roślin lub innych elementów otoczenia są dość wyraźne.

Jak gra się w Wild Hearts S na Nintendo Switch 2?

Wild Hearts S - recenzja gry -lina
resize icon

Omega Force realizując Wild Hearts postawiło na przepełniony detalami świat oraz wielkie bestie, a skala widowiska czasami sprawiała, że nawet konsole Sony oraz Microsoftu miały problemy z okiełznaniem akcji. To właśnie z tego powodu byłem ciekawy, jak Wild Hearts S poradzi sobie na małym ekranie Nintendo Switcha 2.

Bardzo łatwo dostrzec ograniczenia. Twórcy przycięli grafikę, ale ostatecznie Wild Hearts S wciąż wygląda dobrze – szczególnie imponująco prezentują się stwory, które podczas akcji przechodzą różne fazy, „ładują się” i dosłownie zmieniają otoczenie, by zareagować na działania graczy. Nie mogę także napisać złego słowa na bohatera czy też napotkanych NPC-ów, ponieważ w tym miejscu deweloperzy nie szczędzili detali – największe różnice względem poprzednich wersji są związane z otoczeniem.

Akcja w Wild Hearts S jest jednak naprawdę wymagająca i dynamiczna. Starcia bez większego problemu trwają ponad 30 minut, podczas akcji musimy biegać po świecie, szukać surowców do kolejnych konstrukcji i w zasadzie cały czas niezbędne jest obserwowanie giganta biegającego gdzieś obok. Realizowanie następnych projektów jest bardzo pomocne – szczerze mówiąc obawiałem się, że gra będzie działać znacznie gorzej na ekranie Nintendo Switcha 2.

Wild Hearts S - recenzja gry - kotek
resize icon

Starcia z dużymi stworami są często bardzo intensywne, ponieważ wrogowie posiadają zróżnicowane zestawy ruchów – nawet jak sądzisz, że już nauczyłeś się wszystkich akcji przeciwnika, to ten potrafi zaskoczyć wyciągając z rękawa dodatkowy atak. Ważnym ulepszeniem względem doświadczenia z premiery na PS5 jest zachowanie wrogów – pierwotnie kemono bardzo często uciekały, co źle wpływało na doświadczenie... teraz stwory wciąż reagują w taki sposób, ale już w bardzo krytycznych okolicznościach.

Ważnym atutem Wild Hearts S jest mobilność. Potrafiłem docenić tytuł w wersji na PlayStation 5, jednak szczerze mówiąc (podobnie jak w przypadku dużych Monster Hunterów) brakowało mi opcji chwycenia konsoli w łapy, by eliminować wrogów w różnych miejscach. W Wild Hearts S świetne jest to, że możemy wyruszać na misje w dosłownie każdym momencie – polowania na powracające kemono trwają około 20-30 minut, więc bez problemu wykonacie takie zadanie w przerwie od większej aktywności. Ostrzegam jednak, że tytuł dość mocno męczy baterię konsoli – maksymalnie udało mi się grać 2 godziny i 43 minuty, ale średnio podłączałem sprzęt do ładowania po około 2 godzinach i 15 minutach... tak by w spokoju móc wyruszyć na następne polowanie.

Szybkie sesje w Wild Hearts S zachęcają do zbierania surowców – w grze znajdują się ogromne drzewka rozwoju sprzętu i złapałem się na tym, że teraz chętniej eksperymentuję, sprawdzam inne typy broni, bo łatwiej mi wyruszyć na szybką misję, gdy nie muszę siadać przed dużym telewizorem, a po prostu chwytam sprzęt w łapy. Jak dla mnie mobilność akurat tej produkcji jest naprawdę sporym atutem.

Czy warto zagrać w Wild Hearts S?

Capcom nie śpieszy się z wydawaniem serii Monster Hunter na mocniejszą hybrydę Nintendo, a recenzowany Wild Hearts S zasługuje na uwagę. To wymagająca, często efektowna i przyjemna gra, która rozbudowuje założenia „zwykłego polowania”.

W Wild Hearts S można się bawić, konstruować i jest to przyjemne odświeżenie od bardzo klasycznej rozgrywki nastawionej wyłącznie na atakowanie za pomocą standardowych broni.

Wild Hearts S na małym ekranie wygląda biedniej względem doświadczenia znanego z PlayStation 5 lub Xboksa Series X, ale ostatecznie rozgrywka prezentuje odpowiedni poziom – jeśli szukacie gry nastawionej na walki z potężnymi stworami, a dotychczas nie sprawdziliście tej produkcji Koei Tecmo, to wersja na Nintendo Switcha 2 będzie świetną opcją.

Ocena - recenzja gry WILD HEARTS S

Atuty

  • Mobilność Wild Hearts S to duży atut. Teraz polujemy w każdym miejscu,

  • To nie jest „zwykły klon”. W ten tytuł gra się z naprawdę sporą przyjemnością,

  • Gigantyczna regrywalność,
  • System karakuri? Świetnie rozbudowuje rozgrywkę,

  • Mnóstwo sprzętu do tworzenia i ulepszenia.

Wady

  • Zdarzają się odczuwalne spadki,
  • Brak większych nowości względem oryginału.

Wild Hearts nie otrzymało wystarczającej uwagi przed premierą w 2023 roku. Teraz gra powraca i choć nadal nie jest idealnie, to jednak naprawdę warto sprawdzić ten tytuł.
Graliśmy na: NS2

Wojciech Gruszczyk Strona autora
Miał przyjść do redakcji zrobić kilka turniejów, ale cytując klasyka „został na dłużej”. Szybko wykazał się pracowitością, dzięki której wyrobił sobie pozycję w redakcji i zajmuje się różnymi tematami. Najchętniej przedstawia wiadomości ze świat gier, rozrywki i technologii oraz przygotowuje recenzje gier i sprzętu. Jeśli jest zadanie – Wojtek na pewno się z nim zmierzy. 
cropper