L.A. Noire - recenzja gry. Detektywistyczny thriller wciąż to ma

L.A. Noire - recenzja gry. Detektywistyczny thriller wciąż to ma

Roger Żochowski | 20.11.2017, 22:48

Ponad 6 lat minęło od wydania na rynek L.A. Noire. Kolejni deweloperzy nie szczędzą nam remasterów swoich hitów, więc i Rockstar spróbował szczęścia. Czy produkcja nieistniejącego już Team Bondi zestarzała się godnie?

Jednego grze nie można odmówić - urzekającego klimatu Los Angeles lat 40. ubiegłego wieku, który jest niepowtarzalny. Począwszy od prawdziwych marek, miejscówek, architektury (choćby słynny napis Hollywood Land),  przez charakterystyczne ubiory, muzykę aż po smaczki rodem z filmów z gatunku noir, których jest od zatrzęsienia. Pierwsze skrzypce gra tutaj Cole Phelps (wizerunku użyczył mu Aaron Staton znany z serialu Mad Men) poczatkujący policjant, którego karierę obserwujemy. Ten weteran wojenny i były dowódca jednego z oddziałów marines jest postacią bardzo specyficzną, ale charakterną i mającą nieco na sumieniu. Obserwowanie jak wspina się w policyjnej hierarchii od krawężnika po detektywa podejmującego się najbardziej głośnych spraw, jest bardzo satysfakcjonujące zwłaszcza, że nie brakuje w tym wszystkim poczucia humoru. Na tym polu gra wciąż błyszczy, a gdy wjeżdżają retrospekcje czy główny wątek z morderstwami kolejnych kobiet przeplatany pozostałymi sprawami, klimat mocno się zagęszcza. 

Dalsza część tekstu pod wideo

Jak żywi

Duża w tym zasługa świetnie wykreowanych postaci. Tutaj nawet lokalny cieć czy ekspedientka ze sklepu mają coś do powiedzenia i są osobami, z którymi chce się prowadzić dyskusje. Wiarygodnymi, barwnymi i często skrywającymi jakieś grzeszki. Dialogi nic nie straciły na swojej jakości, a mimika twarzy, z której słynie L.A. Noire, wciąż jest bezkonkurencyjna. Dacie wiarę? Minęło sześć lat a w żadnej innej grze ten element nie stał na tak wysokim poziomie. Emocje, zwątpienie, strach, pewność siebie, smutek, desperacja - to wszystko da się wyczytać z facjat napotkanych postaci. I choć czasami ciężko jest wyczuć intencje i wskazać winnych, to i tak robi to ogromne wrażenie. Charakterystyczne tiki, przełykanie śliny, marszczenie czoła - prawdziwa aktorska uczta. Wystarczy przypomnieć, że  L.A. Noire było tworzone z wykorzystaniem technologii MotionScan, która pozwala symulować ogromną liczbę wyrazów twarzy z pomocą ponad 30 kamer. Szkoda, że temu fotorealizmowi nie pomagają zmiany w oprawie, które są głównie kosmetyczne.

Świetne twarze kontrastują bowiem z modelami postaci, których animacja ruchów pozostała w czasach poprzedniej generacji. Deweloperzy poprawili za to tekstury, które są ostre i bez bez pikselozy rozczytamy wszystkie znalezione dokumenty. Gra śmiga na PS4 i XOne w 1080p, oraz w 4K na silniejszych wersjach tychże systemów. Lepiej prezentują się refleksy na autach, nowe, filmowe  ujęcia kamer, cieniowanie czy głębsza paleta barw. Wrażenie robią efekty świetlne, zwłaszcza, gdy podróżujemy autem nocą, czy świecimy latarką w ciasnych pomieszczeniach. Poprawiono także horyzont i czasy wgrywania kolejnych misji, choć ulice miasta wydają się trochę puste, a dorysowujące się obiekty psuja i tak nienajlepszy efekt. Wady te wychodzą na wierzch zwłaszcza w misjach toczących się w trakcie dnia. Nie jest to najpiękniejszy remaster i trzeba się z tym pogodzić. 

Wersja na Switcha wygląda najgorzej (1080p w opcji zadokowania systemu i 720 w wersji przenośnej), drażnią bardziej widoczne ząbki, rozmycia tekstur, mniejsza widoczność oraz spadki animacji, ale w zamian dostajemy możliwość badania obiektów z pomocą żyroskopów czy przeglądanie dokumentów i notatnika Phelsa dotykowo w trybie handheldowym. I nie ukrywam, że to właśnie w wersji przenośnej na Switchu grało mi się w L.A. Noire najlepiej. Gdybym miał teraz wybierać wersję gry dla odświeżenia sobie marki, to postawiłbym właśnie na edycję na Pstryka cisnąć regularnie w drodze do redakcji czy na kibelku. Rockstara nie było na konsolach Nintendo bodajże od czasów Grand Theft Auto: Chinatown Wars z 2009 roku i widać, że firma bada grunt pod przyszłe inicjatywy. 

Klimatyczna pustka

Największą wadą L.A. Noire jest tak jak w oryginale otwarty świat. Przemieszczanie się z punktu A do B po mieście, które nie oferuje zbyt wielu atrakcji pobocznych, jest momentami meczące. Tym bardziej, że model jazdy i fizyka również nie zachwycają. Do tego wszystkiego dochodzą całkiem przyjemne strzelaniny, pościgi po okolicznych dachach, oraz system walki wręcz (unik, chwyt, piąchopiryna), który jest niestety bardzo archaiczny. W grze możemy też zbierać znajdźki w postaci gazet, wziąć udział w kilkudziesięciu misjach ulicznych zazwyczaj związanych z wyłapywaniem zbirów czy kompletować listę aut, ale czuć, że deweloperzy nie potrafili odpowiednio zagospodarować ogromnego terenu. Gra rozwija skrzydła, gdy trafiamy na miejsce zbrodni, zbieramy poszlaki, badamy obiekty, przyglądamy się ciałom ofiar, prowadzimy dialogi i próbujemy powiązać fakty odpowiednio prowadząc rozmowę i rozkręcając świetnie napisany scenariusz. Nie do końca rozumiem, dlaczego wprowadzono zmiany w systemie, który pozwalał podczas przesłuchania wysnuć wniosek, że dana osoba kręci, kłamie bądź mówi prawdę. Komendy Truth/Doubt/Lie zostały zamienione na Good Cop/Bad Cop i Accuse.  Mechanika nic się nie zmieniła, chodzi o nazewnictwo, które ma teoretycznie lepiej oddać charakter Phelsa. Ja chyba wolałem jak było po staremu. 

Oczywiście recenzowana edycja L.A. Noire to tzw. wersja kompletna, z całym pakietem wydanych wcześniej dodatków. Cieszy mnie to niezmiernie, bo choć grę zaliczyłem na PS3, to rozszerzeń nigdy nie ruszyłem. Poza dodatkowymi łachami czy znajdźkami mamy tu przynajmniej kilka większych i całkiem ciekawych spraw. Badamy tajemnicę śmierci młodej modelki znalezionej w swojej wannie, wybuch elektro-fabryki a nawet pomagamy wydziałowi narkotykowemu zatrzymać przemyt marihuany. To wszystko pozwala nam chłonąc jeszcze mocniej detektywistyczną atmosferę czarnego kina i czających się w zakamarkach "Miasta Aniołów" zbrodni. Szkoda jedynie, że nie doczekaliśmy się polskiej wersji, choćby kinowej. Remasterowi dużo brakuje do tych najlepszych, ale z drugiej strony ciężko było mi się oderwać od gry nawet biorąc pod uwagę braki w oprawie i pewne archaizmy. Ta produkcja po prostu ma duszę i zwłaszcza dla fanów Nintendo, którzy nie mieli z nią do tej pory kontaktu, jest to obowiązkowy tytuł do nadrobienia. 

Źródło: własne

Ocena - recenzja gry L.A. Noire

Atuty

  • Niepowtarzalny klimat starego Los Angeles
  • Śledztwa i badanie poszlak
  • Rewelacyjna mimika twarzy
  • Bohaterowie
  • Niezły scenariusz skąpany w stylistyce policyjnego thrillera
  • Pakiet wszystkich dodatków

Wady

  • Miasto wydaję się być niezagospodarowane
  • Tylko kosmetyczne zmiany w oprawie
  • Niewiele tu nowego
  • Model jazdy i fizyka

Sam remaster szału nie robi i nie można mówić tu o standardach obecnej generacji, jednak to wystarczyło byśmy znów mogli zachwycić się unikalnym klimatem Los Angeles z lat 40. ubiegłego wieku.
Graliśmy na: PS4

Roger Żochowski Strona autora
Przygodę z grami zaczynał w osiedlowym salonie, bijąc rekordy w Moon Patrol, ale miłością do konsol zaraziły go Rambo, Ruskie jajka, Pegasus, MegaDrive i PlayStation. O grach pisze od 2003 roku, o filmach i serialach od 2010. Redaktor naczelny PPE.pl i PSX Extreme. Prywatnie tata dwójki szkrabów, miłośnik górskich wspinaczek, powieści Murakamiego, filmów Denisa Villeneuve'a, piłki nożnej, azjatyckiej kinematografii, jRPG, wyścigów i horrorów. Final Fantasy VII to jego gra życia, a Blade Runner - film wszechczasów. 
cropper