Horizon Forbidden West: Burning Shores - recenzja

Horizon Forbidden West: Burning Shores - recenzja i opinia o grze [PS5]. Aloy powraca do walki o lepsze jutro

Mateusz Wróbel | 20.04.2023, 20:10

Po zebraniu ekipy i stawieniu czoła Zenitom w Horizon Forbidden West Aloy ani przez chwilę nie myślała o tym, aby usiąść na kanapie w swojej bazie, chwycić w dłoń wysokoprocentowy trunek i wspólnie z innymi towarzyszami - szczególnie Erendem - świętować w nieskończoność zwycięstwo nad wrogiem pochodzącym z innego świata. Rudowłosa wojowniczka ruszyła w poszukiwaniu nowych informacji o zbliżającym się zagrożeniu, co możemy zaobserwować w rozszerzeniu Horizon Forbidden West: Burning Shores - recenzja czeka na Was poniżej.

DLC zaczyna się dość spokojnie. Nasz doskonale znany kompan - Sylens - wysyła nam informację o nowych szczegółach w śledztwie, które prowadził od momentu stawienia czoła Zenitom. Tym sposobem dostajemy się na nowy teren (za tytułowymi płonącymi brzegami kryje się zrujnowane Los Angeles), na którym zostajemy "niezwykle ciepło" powitani - tuż po dotarciu do pachnącej świeżością lokacji poznajemy nową technologię, która uniemożliwia latającym maszynom normalne funkcjonowanie.

Dalsza część tekstu pod wideo

Aloy wraca do pracy z przytupem

Horizon Forbidden West: Burning Shores Recenzja - Znak Hollywood

Jednocześnie od razu poznajemy Seykę, czyli tutejszą przedstawicielkę plemienia Quen. Zapoznaje nas ona dokładniej z obecną sytuacją jej najbliższych i przedstawia nowym wpływowym ludziom, aby następnie wspólnymi siłami ruszyć do walki z niespotkanym dotąd antagonistą, który jednak mocno nawiązuje do wydarzeń z podstawki. Każda z bohaterek ma swój własny, stopniowo odkrywany cel, który za wszelką cenę chce zrealizować. Podczas całej opowieści trwającej około 5 godzin (z aktywnościami pobocznymi czas ten wydłuży się do około 10 godzin) śledzimy, w jaki sposób pielęgnują one relację między sobą, a także do czego są w stanie się posunąć, aby dopiąć swego.

Przez krótki czas rozgrywki dodatku Horizon Forbidden West: Burning Shores ciężko jednak bardzo mocno zżyć się z Seyką (tak jak przykładowo z Varlem), znienawidzić antagonistę, nie wspominając już o mniej ważnych postaciach, które mimo ciekawego zaplecza fabularnego, otrzymały najczęściej kilka kwestii dialogowych. Wątek główny recenzowanego DLC, choć jest dobrze zrealizowany (na czele z ekstremalnie satysfakcjonującą walką z finałowym bossem!), bo nie znajdziemy tutaj zapychaczy czy żmudnego backtracingu, to jednak kończy się zbyt szybko. Dobrego słowa nie można powiedzieć również o ilości samych zadań pobocznych, bo tych jest zaledwie 2 - nie licząc questów związanych ze znajdźkami czy innymi aktywnościami.

Nowości, które sprawdzają się idealnie

Horizon Forbidden West: Burning Shores Recenzja - Towarzyszka Seyka

Krótki czas rozgrywki to tak naprawdę pierwszy i jednocześnie ostatni duży minus recenzowanego rozszerzenia Horizon Forbidden West: Burning Shores. Same misje główne czy nawet wspomniane wyżej 2 zadania poboczne stoją na bardzo wysokim poziomie - zapewniają angażujące walki z maszynami, nowe śledztwa, zjawiskowe wspinaczki na rozmaite budowle, a więc elementy, za które pokochaliśmy Horizon Forbidden West. Tutaj nie ma nudy ani czasu na przeglądanie powiadomień przychodzących na telefon, bo na ekranie non stop coś się dzieje.

Mówiąc natomiast o nowych rozwiązaniach w gameplayu, wyróżnić trzeba przede wszystkim towarzystwo Seyki, co pozwoliło deweloperom przygotować kilka dodatkowych sekwencji - jak choćby używanie przedmiotów na zmianę czy utorowanie przejścia do niedostępnych wcześniej lokacji. Mechanika towarzysza wypadła w Horizon Forbidden West: Burning Shores bardzo przyzwoicie i po cichu liczę na to, że jest to zapowiedź, iż element ten pojawi się w nowym Horizonie - dzięki niemu twórcy mogą bardziej popuścić wodze fantazji w przygotowaniu scenariusza, zachęcając odbiorców do tego, aby kibicowali lub wręcz negatywnie myśleli o danej postaci.

Podczas zabawy "w ruinach Los Angeles" zdobywamy broń, która przydaje się w walce z większością maszyn - szczególnie widmami od Zenitów. Przypomina ona bardziej karabin maszynowy niż łuk i niejednokrotnie pozwala wyjść z opresji, gdy stan zdrowia Aloy jest na niskim poziomie. Walka z wykorzystaniem tejże "giwery' stała się jeszcze bardziej zjawiskowa, ale również prostsza, bo wytworzenie amunicji do owej broni jest zbyt łatwe - używamy do tego surowców pospolitych, tak jak w przypadku standardowego łuku myśliwskiego. Co więcej - Guerrilla Games w dodatku pozwala nam nabyć specjalne oręża czy pancerz za nowy surowiec (błyszczak), który jest rozsiany po całym świecie gry.

Oprócz tego możemy zdominować nową maszynę, skorzystać z nieznanych dotąd środków transportu czy wziąć udział w naprawdę ciekawie zrealizowanych aktywnościach opcjonalnych, w których główną rolę odgrywa eksploracja i zagadki środowiskowe. Mnie najbardziej urzekła ta z pokonywaniem tras z wykorzystaniem solarptaka czy odnajdowaniem figurek, a następnie aktywowaniu ich w parku, wcześniej rozwiązując łamigłówkę przygotowaną przez SI. Co więcej, w recenzowanym DLC Horizon Forbidden West: Burning Shores powracają aktywności znane z podstawki, jak przykładowo ruiny z reliktem.

PS5 pokazuje pazur przy Horizon Forbidden West: Burning Shores

Horizon Forbidden West: Burning Shores Recenzja - Widok z lotu ptaka

Pod względem świata - nowe tereny tętnią życiem, lecz nie ma już takiego efektu "wow", jaki towarzyszył mi po spędzeniu z podstawową historią pierwszych godzin. Lokacje zmieniają się wraz z postępem rozgrywki, ponieważ zauważymy pojawianie się lub znikanie poszczególnych maszyn, a także mniejszy lub większy "lifting" fabularnych miejscówek, w których w niedalekiej przeszłości zostawiliśmy po sobie ślad. Ponadto fani eksploracji mogą wrócić prawie do każdego zakątka świata starego Los Angeles w dowolnym momencie rozgrywki.

Śmiem twierdzić, że Horizon Forbidden West to dalej najlepiej prezentująca się wizualnie gra na PS5. Tytuł Guerrilli Games wypada w obu trybach graficznych niezwykle dobrze, szczególnie pozytywne wrażenia zapewnia szczegółowość twarzy postaci czy niezliczona liczba detali u maszyn (możemy przyjrzeć się każdemu zbiorniczkowi czy żyłce zapewniającej oponentowi płyny potrzebne do działania), jak i tych znajdujących się na ubiorze bohaterek - tutaj zadbano o każdy element i jakkolwiek to zabrzmi, oglądanie wstawek filmowych to czysta przyjemność.

W przypadku optymalizacji - podczas przechodzenia Horizon Forbidden West: Burning Shores napotkałem jeden błąd, w którym Aloy nie mogła dobyć łuku czy jakichkolwiek gadżetów, więc wymagane było wczytanie ostatniego zapisu gry. Czasami także przenikałem/znajdowałem się w teksturach podczas starć z wielkimi maszynami. Oprócz tego recenzowane DLC przygotowane przez zespół Sony działało bez zarzutu.

Byłoby pięknie, gdyby historia była dłuższa

Podsumowując - omawiane Horizon Forbidden West: Burning Shores to naprawdę dobre rozszerzenie, które zapewnia świetny, żyjący na każdym kroku świat, angażującą eksplorację, w spokojnych momentach przyjemną, a w kluczowych wymagające starcia z rozmaitymi maszynami (wraz z DLC dodano kilka nowych przeciwników), zapomnieć nie możemy także o kilku nowych, ciekawych rozwiązaniach w samej rozgrywce.

Wszystko to jednak zostało przybite tym, na co zwracam ogromną uwagę w grach - opowieścią fabularną i zawartością skupioną na zadaniach. Najwięksi fani serii czy konsol PlayStation rozszerzenie mogą ukończyć w jeden czy maksymalnie dwa dni, jeśli zajmą się tylko wątkiem głównym i dwoma przygotowanymi questami pobocznymi, a nie przepadają za eksploracją czy rozwiązywaniem nieobowiązkowych zagadek. Trochę za krótko, bo nawet Frozen Wilds (uważane przeze mnie za DLC o małym rozmiarze) starcza na więcej godzin.

Podczas poznawania kolejnych wątków głównych w Horizon Forbidden West: Burning Shores odnosiłem wrażenie, jakby deweloperzy byli poganiani i nie rozwinęli odpowiednio głównej historii. Dodatek miał przeogromny potencjał, ale m.in. ze względu na antagonistę, którego widzimy na ekranie zaledwie dwa, może trzy razy, został totalnie zaprzepaszczony. Nie licząc tej kwestii, rozszerzenie do przygody Aloy oferuje to, co charakteryzuje serię Horizon od początku.

Interesuje Cię ten tytuł? Sprawdź nasz poradnik do Horizon Forbidden West: Burning Shores.

Ocena - recenzja gry Horizon Forbidden West: Burning Shores

Atuty

  • Historia rozwija stare wątki i wprowadza nowe, ale...
  • Tętniący życiem świat, który chce się zwiedzać
  • Wyśmienita oprawa graficzna - w tym szczegółowość postaci
  • Kilka nowych rozwiązań, które prawdopodobnie zostaną wykorzystane w Horizon 3
  • Zjawiskowe starcia z przeciwnikami - szczególnie finałowym bossem
  • Niespotykana dotąd broń i aktywności pełne zagadek

Wady

  • ...jest zdecydowanie za krótka, aby zżyć się z nowymi (nie licząc Seyki) bohaterami czy znienawidzić antagonistę
  • Zaledwie dwa większe zadania poboczne
  • Pomniejsze błędy

Horizon Forbidden West: Burning Shores - jak na dodatek wymagający posiadania podstawowej wersji gry - jest przyzwoitym DLC. Gdy jednak popatrzymy na rozszerzenie Frozen Wilds do Horizon Zero Dawn, to zauważymy, że deweloperzy w przypadku podróży po ruinach Los Angeles bardzo się spieszyli. Niestety.
Graliśmy na: PS5

Mateusz Wróbel Strona autora
Na pokładzie PPE od połowy 2019 roku. Wielki miłośnik gier wideo oraz Formuły 1, czasami zdarzy mu się sięgnąć również po jakiś serial. Uwielbia gry stawiające największy nacisk na emocjonalną, pełną zwrotów akcji fabułę i jest zdania, że Mass Effect to najlepsza trylogia, jaka kiedykolwiek powstała.
cropper