Starlink: Battle for Atlas – recenzja gry. Kosmiczne zaskoczenie z Francji

Starlink: Battle for Atlas – recenzja gry. Kosmiczne zaskoczenie z Francji

Wojciech Gruszczyk | 23.10.2018, 17:24

Ubisoft systematycznie wrzuca na rynek kolejne części swoich dużych IP, ale od czasu do czasu duże przygody skrytobójców, hakerów czy innych bohaterów walczących o odbicie sporego terenu są przerywane pewnymi „ciekawostkami”. Do tego grona bez wątpienia należy Starlink: Battle for Atlas czerpiący garściami ze znanych światów francuskiej korporacji, a przy tym oferujący przyjemną odskocznię od wszystkich ostatnio wydanych gier.

Francuzi zaskoczyli zapowiadając Starlink: Battle for Atlas, ponieważ jest to produkcja z gatunku toys-2-life, więc do pełni immersji i szczęścia niezbędne jest kupowanie kolejnych dodatkowych gadżetów. Twórcy wpadli jednak na bardzo ciekawy pomysł, ponieważ w tytule nie kupujemy wyłącznie kolejnych bohaterów i biegamy nimi po arenach, a otrzymujemy możliwość zbudowania statku kosmicznego, który jest kontrolowany przez jednego z pilotów.

Dalsza część tekstu pod wideo

Zestaw startowy (około 249 zł) zawiera grę, statek, pilota, trzy rodzaje broni, podstawkę pod kontroler oraz mapę, a zainteresowani mogą dokupić kolejnych bohaterów (29,99 zł sztukę), pakiet dwóch broni (39,99 zł) czy też zestaw statku (109 zł zawiera statek, bohatera i broń). W grze znalazło się pięć statków, ośmiu pilotów oraz 15 broni, a niektórzy mogą skusić się na cyfrowe wydania dodatków i choć w tej sytuacji nie otrzymujemy dostępu do najlepszego (gadżetów-zabawek), to możemy nabyć pakiety statków (63 zł za pilota, statek, broń) lub po prostu kolejnego bohatera (16,50 zł). Odrobinę inaczej sytuacja wygląda w przypadku Nintendo Switcha, ponieważ Nintendo nadal współpracuje z Ubisoftem i tutaj zestaw startowy (około 265 zł) został rozbudowany – w tej cenie otrzymujemy statek, dwóch pilotów (jest Fox McCloud!), dwie bronie, podstawkę pod Joy-Cony, plakat oraz cyfrową wersję maszyny i kolejny oręż.

Ta wyliczanka pojawia się tutaj nie bez powodu, bo musicie wiedzieć, że Starlink: Battle for Atlas to po prostu droga przyjemność – na początku można dobrze bawić się z zestawem startowym, jednak Ubisoftowi udało się ubrać w nową markę kilka znanych i w wielu przypadkach uznanych schematów, więc w rezultacie trudno zatrzymać się na pojedynczym zakupie. Jeśli macie problem z kolekcjonowaniem małych, plastikowych giwer, które wkładacie w małe, plastikowe samolociki, do których wsadzacie małe, plastikowe ludki, to chowajcie portfele...

Starlink recenzja 1

Opowiastka dla dużych i małych

Starlink: Battle for Atlas ma trafić w gust bardzo szerokiego grona odbiorców, więc Ubisoft musiał dostosować opowieść również do młodszych odbiorców – w końcu gra idealnie sprawdza się w przypadku wspólnej gry rodzica z pociechą. To właśnie z tego powodu już na samym początku poznajemy całą ekipę barwnych i ciekawych bohaterów, którzy jednak nie mogą w spokoju badać systemu planetarnego Atlas, ponieważ ich statek-matka zostaje zaatakowany. Najeźdźcy porywają Victora St. Granda, czyli twórcę potężnej technologii, który po nawiązaniu kontaktu z obcym, zdecydował się na utworzenie grupy pilotów nazwanych Starlink, by wspólnymi siłami odkrywać systemy gwiezdne. Wiedza astrofizyka jest na tyle cenna, że mężczyzna zostaje przejęty, a gracz musi nie tylko uratować naukowca, ale powstrzymać Zaginiony Legion przed przejęciem kontroli nad całą galaktyką. Nie jest to łatwe zadanie, ponieważ przeciwnicy już na początku neutralizują nasze maszyny i tak właśnie rozpoczyna się ta około dziesięciogodzinna przygoda, która choć nie jest przeładowana kilkunastoma zwrotami akcji i opiera się na schematach, to jednak poznałem ją z wielką przyjemnością i chętnie spędziłem przy tym tytule dodatkowe godziny.

Dużym atutem Starlink: Battle for Atlas jest lekkość. Deweloperzy doskonale wiedzą, że przygotowują tytuł nie tylko dla hardcorowych fanów Call of Duty, więc historia jest przystępną opowiastką, którą z wywieszonym jęzorem poznają najmłodsi, ale jednocześnie całość nie jest na tyle pretensjonalna, by odrzucić od ekranu rodzica. Twórcy w świetny sposób wyważyli akcję przerywnikami filmowymi i często mamy okazję spojrzeć na świetnie wyglądające animacje, które przedstawiają fabułę oraz pozwalają lepiej poznać bohaterów. W inicjatywie Starlink znalazły się bardzo różnorodne osobowości: nie brakuje tutaj bardzo typowych „herosów”, a jakość dialogów prezentuje zdumiewająco wysoki poziom i szczerze mówiąc z zaskoczeniem poznawałem kolejne postacie. Polski oddział Ubisoftu pokusił się nawet o pełną lokalizację. Rodzimy dubbing prezentuje bardzo wysoki poziom – odstają odrobinę poboczne postacie, ale główna ekipa sprawnie ożywia akcję.

W tym miejscu muszę wyjaśnić pewną mechanikę – Starlink: Battle for Atlas pozwala dowolnie lawirować bohaterami, statkami oraz broniami, więc mając odpowiedni budżet możemy płynnie sprawdzać kolejne postacie, korzystać z ich mocy lub nawet otrzymujemy „drugą szansę”, ponieważ dodatkowa maszyna pełni rolę kolejnego życia. Jeśli mamy tylko jeden (zdecydowaliśmy się wyłącznie na pakiet startowy) to po zniszczeniu wehikułu musimy skorzystać z automatycznego zapisu – twórcy w tym miejscu puszczają zalotne oko do wszystkich graczy, ponieważ tytuł Ubisoftu potrafi wymęczyć. Tak, to jest gra skierowana w głównej mierze dla „rodzin”, ale autorzy dodali kilka poziomów trudności i decydując się na ostatni będziecie zmuszeni do prawdziwej gimnastyki. Na szczęście zespół pomyślał o płynnej zmianie jakości wyzwań, więc gdy rodzic przemierza planety w samotności, może skusić się na wymagającą zabawę, ale gdy do zabawy dołączy pociecha, płynnie obniżamy wyzwania do jego poziomu.

Starlink recenzja 1

Starlink recenzja 1

 

Zbieraj, wymieniaj, ulepszaj!

Ubisoft zdecydował się na dwa tryby rozgrywki – dla fanów gadżetów oraz dla miłośników cyfrowej dystrybucji. Jeśli należycie do pierwszego grona, musicie przygotować się na większe wydatki, ale zdecydowanie ciekawsze doświadczenie. Podczas rozgrywki miałem okazję bawić się dwoma statkami z kilkoma elementami i szczerze? „Cyfrowa” gra nie dorasta takiej zabawie do pięt. W startowym zestawie znajduje się podstawka, którą montujemy na kontrolerze i to właśnie do niej wsuwamy bohatera, a następnie na całość nakładamy statek. Wszystko łączy się z konsolą za pomocą przewodu USB, lecz nakładka działa wyłącznie ze standardowym padem do PlayStation 4 – oczywiście nic nie stoi na przeszkodzie, by plastikowe części leżały obok. Montowanie jest wyłącznie opcją, bo choć waga kontrolera nie rośnie znacząco, to jednak młodsi odbiorcy mogą narzekać na dodatkowe obciążenie.

Każda maszyna charakteryzuje się pięcioma statystykami: prędkością, sterownością, obroną, energią oraz wagą, a podczas tworzenia mamy okazję założyć maksymalnie cztery skrzydła (po dwa na bok) oraz dołożyć dwie bronie. Oręż natomiast posiada specjalne efekty (ogień, przegrzanie, zamrożenie, schłodzenie, kinetyczny, studnia grawitacyjna, wir, przeładowanie zastojowe, podniesienie) i został przedstawiony przez cztery statystyki (obrażenia, zasięg, szybkostrzelność, koszt energii). W trakcie rozgrywki zawsze korzystamy jednocześnie z dwóch broni, więc możemy łączyć ataki, przygotowywać coś na wzór combosów i szczerze mówiąc działa to naprawdę dobrze, bo strzelanie jest satysfakcjonujące – każdy przeciwnik inaczej reaguje, trzeba dobierać inny sprzęt, więc... Podczas zmagań zmieniamy bronie. To ciekawe wykorzystanie koncepcji toys-2-life, która wypada na pewno dużo lepiej od niegdyś debiutującej konkurencji.

Twórcy pozwalają jeszcze ulepszać swoje zabawki – zebrane moduły możemy przeznaczać na ulepszenia statków i chociażby wkładając elementy do rdzenia, pancerza i dopalaczy wpływamy na statystyki. Ubisoft korzysta ze znanych standardów przykładowo dorzucając „epicki moduł” możemy nie tylko zwiększyć prędkość, sterowność, ale otrzymujemy specjalne bonusy do ataku. Analogiczna sytuacja znalazła się w przypadku broni – tutaj moduły wpływają na amunicję oraz wzmacniacze, ale w gruncie rzeczy poszczególne elementy pozwalają poprawić osiągi. Studio musiało także wykorzystać samych bohaterów, którzy nie są wyłącznie twarzami – podczas rozgrywki zdobywamy nowe zdolności dla poszczególnych postaci, które również wpływają na możliwości.

Starlink recenzja 1

Jeszcze przed włączeniem rozgrywki zastanawiałem się, w jaki sposób autorzy rozwiążą zagadnienie progresji – w końcu rozwój nie może opierać się na elementach, które możemy kupić za prawdziwą gotówkę. To właśnie w tym miejscu wykorzystano wspomniane moduły i punkty umiejętności, które faktycznie pozwalają poczuć, że z biegiem czasu zawalczymy z potężniejszymi przeciwnikami, a zarazem z większą gracją kontrolujemy naszą maszynę. W dodatku autorzy wpadli na interesujący pomysł z bazą-matką, ponieważ za zdobyte surowce możemy kupić aż 35 różnorodnych ulepszeń. Rozbudowujemy sloty dopalaczy w statkach, otrzymujemy możliwość łączenia modułów, poprawiamy ładowność statku, podkręcamy osiągi broni, usprawniamy radar czy też otrzymujemy dostęp do lepszych surowców. Opcji jest naprawdę sporo, a autorzy wybrnęli z opresji oferując znaną i akurat w tym wypadku przyjemną mechanikę.

Planety do zwiedzania, przeciwnicy do pokonania

Starlink: Battle for Atlas może przy tym wszystkim odróżnić graczy, którzy mają alergię na typowe produkcje Ubisoftu w otwartym świecie. Podczas kampanii odwiedzamy kolejne planety, spotykamy sprzymierzeńców, musimy poprawić relację z sojuszem, rozbudowujemy bazy, wykonujemy serię małych misji, walczymy z kolejnymi przeciwnikami, by w ostateczności zmierzyć się z potężnym rywalem. Typowo? Tak, a w trakcie opowieści pojawia się jeden moment, który może odrzucić od ekranu starszych wyjadaczy. Na szczęście gra nadrabia jednym – kapitalną przyjemnością z prowadzenia maszyn, wdzięcznym (i trudnym, jeśli chcesz!) strzelaniem i zabawą poszczególnymi częściami. Statki posiadają różną sterowność, możemy kombinować z broniami, szukać kolejnych modułów lub zająć się licznymi zadaniami pobocznymi. Ubisoft dorzucił do zabawy odkrywanie gatunków, lokalizowanie specjalnych miejsc czy też szukanie próbek, więc dodatkowych atrakcji jest naprawdę sporo. Choć trzeba mieć świadomość, że zostały one przygotowane pod jeden schemat.

Trudno też nie docenić w Starlink: Battle for Atlas jednego – pięknych światów. Każda planeta ma swój charakter, a odkrywanie miejsc to spora przyjemność. To oczywiście w głównej mierze pusty lokacje z małymi elementami rozsianymi po świecie, ale deweloperom udało się przygotować świetny system podróżowania, dzięki któremu choć poruszamy się po największym, otwartym świecie w historii Ubisoftu, to tak naprawdę nie można mówić o nużącym krążeniu od celu do celu. Pewną ciekawostką na pewno jest fakt, że w produkcji Francuzów pojawia się mechanika, która urzekła graczy na pokazie Beyond Good & Evil 2 – w płynny sposób podróżujemy z planety w przestrzeń kosmiczną, a następnie możemy wskoczyć na statek-matkę lub wybrać się na kolejną miejscówkę... Po drodze pojawiają się bandyci oraz obcy, jednak samo przejście z „ziemi” w kosmos wygląda świetnie. Mechanika działa także w innych tytułach, ale dobrze, że Ubisoft z niej korzysta i potrafi okiełznać aktualną generację...

Starlink recenzja 1

Zbierz je wszystkie

Starlink: Battle for Atlas to spore zaskoczenie. Na rynku zadebiutowała już masa pewniaków, jednak nie wierzyłem, że Ubisoft przygotuje tak ciekawy, rozbudowany i interesujący świat. Trudno nie mówić w tym wypadku o pewnych uproszczeniach, jednak mimo to pozycja broni się w starciu z innymi toys-2-life. Gra w zasadzie nie ma teraz nawet konkurencji, jednak mam nadzieję, że to nie zniechęci deweloperów, a wyniki podstawki pozwolą rozbudowywać IP. Na rynku brakuje takich eksperymentów, które korzystają z uznanych schematów, ale potrafią je doprawić znaczącymi dodatkami... Teraz tylko jest jeden problem – jak wytłumaczę żonie, że moje życie nie ma sensu bez zestawu z Foxem?

Źródło: własne

Ocena - recenzja gry Starlink: Battle for Atlas

Atuty

  • Świetne „figurki kolekcjonerskie”,
  • Możliwość personalizowania maszyn,
  • Realizacja kampanii (wstawki i dubbing!),
  • Różnorodny poziom trudności (dla młodych i starych),
  • Piękne światy do zwiedzania,
  • Sporo misji do wykonania

Wady

  • Czasami potrafi wynudzić,
  • Od pewnego momentu rozgrywka na jeden schemat,
  • Drogie zestawy (cierpię!)

Prawdziwa gra dla rodzin. Mądre wykorzystanie gadżetów, ciekawy świat i różne poziomy trudności. Czasami monotonnie, ale gameplay sporo wybacza.
Graliśmy na: PS4

Wojciech Gruszczyk Strona autora
Miał przyjść do redakcji zrobić kilka turniejów, ale cytując klasyka „został na dłużej”. Szybko wykazał się pracowitością, dzięki której wyrobił sobie pozycję w redakcji i zajmuje się różnymi tematami. Najchętniej przedstawia wiadomości ze świat gier, rozrywki i technologii oraz przygotowuje recenzje gier i sprzętu. Jeśli jest zadanie – Wojtek na pewno się z nim zmierzy. 
cropper