Recenzja: One Piece: Pirate Warriors 3 (PS4)

Recenzja: One Piece: Pirate Warriors 3 (PS4)

Paweł Musiolik | 06.09.2015, 15:02

Koei Tecmo rękoma Omega Force taśmowo wydaje kolejne gry wykorzystujące mechanikę gier Musou. I nawet nie starają się udawać, że kolejna odsłona tej samej serii jest przełomowa. One Piece stało się najpopularniejszym spin-offem dynastywarriorsowej serii, więc żelazo, póki gorące, jest kute. Tym samym, kilka dni temu pojawiła się trzecia część Pirate Warriors.

Od samego początku wiadomym było, że wielu nowości tutaj nie znajdziemy. Mimo że bazową wersją była edycja na PS3, to przesiadka na najnowszą konsolę Sony pozwoliła na podbicie rozdzielczości do 1080p przy zachowaniu 60 klatek na sekundę. Stan ten utrzymuje się w 90% czasu, gdyż pod sam koniec, gdy mierzyłem się dosłownie z falami przeciwników, odpalanie specjalnych ataków jeden po drugim zakrztusiło konsolę kilka razy i płynność na parę sekund zaliczyła zjazd do około 20 klatek. W pozostałych przypadkach PS4 spokojnie radzi sobie z tak dużą zgrają przeciwników. Graficznie również jest lepiej – bardziej szczegółowe tekstury, poprawione modele postaci i wrogów, do tego większy wachlarz animacji. Mając do wyboru każde z wydań, nie ma powodu, by nie wziąć tego na PS4.

Dalsza część tekstu pod wideo

Jeśli chodzi o mechanikę gry, to ta siłą rzeczy jest prawie taka sama jak w przypadku Pirate Warriors 2, które swego czasu zrecenzowaliśmy na naszych łamach. Atakować możemy standardowo – wolniejszymi, ale silniejszymi kombinacjami, tymi szybszymi lub korzystając z ataku specjalnego, wykorzystującego jeden segment paska special. By jednak urozmaicić trochę rozgrywkę, Omega Force dodało ataki Kizuna Rush, które możemy odpalić, gdy napełnimy pasek współpracy z naszym towarzyszem. Będąc w fazie Kizuna, nasze ciosy mają znacznie większą siłę, a dodatkowo kombinacje odpalane z pomocą naszej ekipy mogą angażować maksymalnie cztery osoby, co daje nam ogromną siłę ognia. No i same ataki specjalne są wtedy prawdziwą bombą atomową. Oczywiście można próbować grze zarzucić prostotę i walkę polegającą na mashowaniu, ale to idiotyczny zarzut. Luffy startuje z kilkunastoma kombinacjami, a wraz z rozwojem dostaje kolejne i w trakcie gry skorzystamy z większości z nich. Więcej tutaj taktyki niż mogłoby się wydawać.

Szkoda tylko, że jakoś bardziej nie zdecydowano się odświeżyć samego biegania po planszach. Nadal na dzień dobry dostajemy mapę podzieloną na pokoje i korytarze, które musimy przemierzać i w razie potrzeby – zdobywać. Nadal przeszkadzają nam zastępy wrogów, nadal pojawiają się „bossowie” i silniejsi przeciwnicy. By jednak pchnąć nas w kierunku ryzyka i urozmaicić grę, pojawiają się specjalne wyzwania, aktywujące się po spełnieniu odpowiednich warunków. Niby nic, ale gdyby nie ten element, to czułbym się często wynudzony powtarzającymi się schematami. Na szczęście zrezygnowano ze standardowego „pokonaj XYZ”, oddając nam w ręce różne misje pseudoeskorty. Miałem wobec nich obawy z powodu wielu gier, w których szwankuje SI, lecz tutaj jest ona do zniesienia i rzadko kiedy towarzysze wymagają naszej opieki. Irytuje za to niezmiennie w grach Omega Force praca kamery, która jest albo przesadnie aktywna, albo trudna w opanowaniu i oporna na nasze ruchy.

To, co spodobało mi się najbardziej, to pomysł na rozwijanie postaci. Poza zwyczajnym wbijaniem poziomów, które powodują drobny przyrost jednej ze statystyk, mamy także element zbieractwa. Monety, które dostajemy za pokonywanie przeciwników, inwestujemy w rozwój naszej postaci. Gdy osiągniemy dany próg, dostajemy sporego kopa w statystykach postaci. Co prawda z jednej strony pojawia się tutaj wymóg grindu, by każdą postać dopakować na maksa, ale z drugiej – mamy zachętę, by przechodzić misje wykonując jak najwięcej zadań poza tymi głównymi. A w grze jest co robić

Fabularny tryb opowiada nam historię Luffy'ego od samego początku, co jest ogromnym skokiem jakościowym w stosunku do poprzedniczki. Wszystko ma ręce i nogi, podane jest w sposób przyjemny nawet dla kogoś, kto nie ma zupełnie pojęcia, czym jest One Piece. Dopełnieniem jest swobodna rozgrywka, tryb sieciowy (pomagamy innym) oraz Dream Log, uzupełniający historię o wydarzenia remiksujące to, co dostaliśmy w fabularnym trybie. Każdorazowe wykonanie misji z zobaczeniem scenek to około 30-40 minut, więc spokojnie jesteśmy sobie całość dawkować, by nie poczuć znudzenia. W moim przypadku to nie miało miejsca po kilkunastu godzinach ciągłej gry rozłożonej na trzy dni. I mówię to jako ktoś, kto nie jest fanem One Piece i nie widział nawet odcinka anime, nie czytając także mangi. Cała ta dziwaczność postaci w żaden sposób mnie nie odpychała, gdyż wyjątkowo pasuje do rozgrywki Musou.

One Piece: Pirate Warriors 3 może i nie jest ogromnym skokiem w przód, ale poprawiony tryb fabularny, nowe ataki specjalnie, podkręcona grafika i większa liczba jednostek powodują, że nawet osoby nie będące fanami One Piece mogą zainteresować się tym tytułem, jeśli tylko szukają prostej i wciągającej rozgrywki na kilkanaście godzin. Zarówno samemu, jak i na podzielonym ekranie z kimś u boku. Zadowoleni będą także ortodoksi, którzy nie akceptują angielskiego dubbingu w grach z Japonii. Postaci mówią po japońsku, gra podkłada pod to napisy i całość jest znośna nawet dla kogoś, kogo irytuje japońska ekspresja, dająca się odczuć zwłaszcza w anime.

Źródło: własne

Ocena - recenzja gry One Piece: Pirate Warriors 3

Atuty

  • Usprawniony tryb fabularny
  • Więcej, ładniej i lepiej na PS4
  • System rozwoju postaci zgrabnie łączy się z dodatkowymi zadaniami w trakcie gry
  • Historia jest swego rodzaju restartem, więc odpada znajomość poprzedniczek

Wady

  • Praca kamery
  • Gra przytłacza menusami po każdej misji

Mimo że na pierwszy rzut oka mamy to samo co w Pirate Warriors 2, to jednak restart fabularny i dorzucenie Kizuna Rush uczyniło z One Piece: Pirate Warriors 3 łakomy kąsek dla fanów anime/mangi i przyspieszyło rozgrywkę.

Paweł Musiolik Strona autora
cropper