Super Bomberman R – recenzja gry

Super Bomberman R – recenzja gry

Wojciech Gruszczyk | 01.04.2017, 19:16

Nintendo Switch zadebiutował na rynku z jedną z najlepszych gier ostatnich lat, jednak nawet od najpyszniejszego mięska trzeba w pewnym momencie odpocząć. Właśnie w tym miejscu wyłania się z cienia produkcja Konami, która choć może i nie jest ideałem, to jednak potrafi przykuć do ekranu… Gdy na kanapie znajduje się jeszcze kilku graczy.

Dawno, dawno temu, za górami, lasami, pagórkami i kilkoma jeziorkami, kilku Japończyków ze studia Hudson Soft postanowiło zaproponować graczom prostą do opanowania produkcję. W grze główny bohater trafiał na niezbyt dużą arenę, rzucał bombami na lewo i prawo, a jego jedynym zadaniem było zmiażdżenie napotkanych przeciwników i burzenie ścian. Ta premiera miała miejsce w 1983 roku i jeśli wierzyć Internetowi, od tego wydarzenia na rynku pojawiło się 91 produkcji na 36 platform z Bombermanem w roli głównej. Wspominam o tym nie bez powodu, bo najnowsza odsłona wydana wyłącznie na Nintendo Switch to w zasadzie kolejna gra z tej wielkiej serii, która ponownie oferuje znaną graczom rozgrywkę, ale kolejny raz znajdzie swoje stałe grono odbiorców.

Dalsza część tekstu pod wideo

„Ja już kiedyś w to grałem…”

Super Bomberman R pod względem rozgrywki to po prostu Bomberman, więc podczas zmagań trafiamy na arenę, w której znajdują się przeciwnicy, a naszym zadaniem jest bombardowanie wszystkiego i wszystkich. Biegamy w  czterech kierunkach, podkładamy bomby, rzucamy nimi, znajdujemy dopalacze, dzięki którym między innymi możemy stawiać więcej niespodzianek, ich siła jest mocniejsza lub po prostu heros przyspiesza. W trakcie zmagań miażdżymy kolejne mury, unikamy ataków oponentów, a na późniejszych etapach zabawy musimy jeszcze unikać bomb wrzucanych na planszę przez wcześniej pokonanych przeciwników. Standard nad standardy? Bez wątpienia, ale twórcy akurat w tym miejscu nie obiecują gruszek na wierzbie.

Dobrym wstępem do większych atrakcji jest przygotowana kampania. Autorzy powiedzieli sporo niepotrzebnych słów o jej zawartości, ale w tym wypadku można oczekiwać sympatycznej przystawki. Twórcy znaleźli nawet czas na przygotowanie historii, która została upiększona przerywnikami filmowymi, jednak i tak w ostatecznym rozrachunku rozgrywka polega głównie na tym samym schemacie – podkładamy, zbieramy, eliminujemy. Małą odmianą są walki z bossami, które potrafią rozbudzić wyobraźnię, bo przygotowani oponenci potrafią zaskoczyć rozmiarem, czy też niekonwencjonalnymi ruchami. W opowieści nie oczekujcie oczywiście fajerwerków, bo zły Buggler chce zniszczyć cały świat, a przeciwstawić może mu się jedynie Bomberman oraz jego ekipa siedmiu giermków. Niektórzy pewnie będą narzekać na przydługie animacje, ale ja akurat od początku traktowałem kampanię jako dodatek i szczerze? To dobry tryb na rozprostowanie palców i zaproszenie do zabawy mniej doświadczonych graczy. Wszystkie pięćdziesiąt plansz opowieści możemy przejść z kumplem na jednej kanapie i właśnie taka propozycja zdecydowanie ubarwia zabawę. Bomberman jak zawsze charakteryzuje się banalnie prostym systemem rozgrywki, ale właśnie „Story Mode” dobrze wprowadza do rywalizacji. Na pewno warto w tym miejscu dodać, że cała przygoda pęka po czterech godzinach - po tym czasie każdy będzie przygotowany na danie główne.

Super Bomberman R zmagania dwóch graczy

Super Bomberman R rywalizacja czterech graczy

„Bombą w ryj!”

Nie będzie pewnie dla nikogo zaskoczeniem, że w tym wypadku najsmaczniejszym kąskiem produkcji jest tryb „Battle Mode”. W lokalnej wersji i sieciowej, bo do obu zmagań może dołączyć jednocześnie ośmiu lub czterech graczy. OŚMIU zawodników, czyli mnóstwo bomb, wybuchów, biegających Bombermanów i tona śmiechu, radości, satysfakcji przyprawiona szczyptą gniewu. Super Bomberman R pokazuje najmocniejszy charakter właśnie w tym miejscu, gdy na jednej kanapie siadają znajomi i rozpoczyna się wojna. Ze względu na ograniczenia sprzętowe mogłem aktualnie wypróbować rozgrywkę do maksymalnie pięciu zawodników (pozostała trójka może zostać wypełniona przez sztuczną inteligencję), ale nie ukrywam, że dawno się tak dobrze nie bawiłem podczas kanapowych zmagań. W trakcie pierwszych testów byłem dość pesymistycznie nastawiony do takiej gry, ale tutaj z każdym kolejnym spotkaniem jest lepiej, bo gracze opanowują kontrolę, wchodzą w tajne spółki, krzyczą, chcą sobie wyrywać kontrolery… Jak za starych, dobrych czasów. Nie sądziłem, że akurat na Nintendo Switch i akurat w Super Bomberman R będę mógł poczuć „magię dawnych lat”. Jestem daleki od wystawiania osądów pokroju „kiedyś gry były lepsze”, ale bez wątpienia ten tytuł przypomniał mi jak dobrze można się bawić z kumplami przy konsoli – bez połączenia sieciowego, headsetów na głowie, a z mnóstwem radości.

Istotnym atutem takiej zabawy jest na pewno fakt, że każdy z graczy potrzebuje do rozgrywki wyłącznie jeden kontroler, więc posiadając nawet podstawowy zestaw, możemy cieszyć rozgrywką z domownikiem podczas starć 1 vs. 1. Gra wspiera oczywiście zmagania we wszystkich wariantach (tv, handheld, tablet), a szczególnie przyjemną opcją jest ta ostatnia, gdy możemy w terenie wyciągnąć konsolę, rozłożyć ją w bezpiecznym miejscu i cieszyć się rozgrywką. Małym problemem na początku był Pro Controller, który nie chciał słuchać poleceń, ale okazało się, że po prostu „profesjonalny pad” musi zostać w Bombermanie graczem numer dwa. Głupie to i wymaga aktualizacji. 

Jeśli jednak nie posiadacie domowników-graczy, to zawsze możecie sprawdzić sieciowe „Battle Mode”. Tutaj reguły się nie zmieniają, choć nie ukrywam, że bez innych graczy na jednej kanapie traci się trochę radochy. Na pewno muszę jeszcze wspomnieć o niedogodnościach związanych z lagami, ale na szczęście Konami w ostatnich dniach wypuściło aktualizację, która znacznie usprawnia połączenie sieciowe. Twórcy naprawdę nie tracą od premiery czasu i gra faktycznie z każdą kolejną łatką działa lepiej – nie polecam grać bez aktualizacji, bo podobno bez dodatkowych plików pojawiał się nawet problem z odpowiednią kontrolą bohaterów. Ja dostałem już grę, gdy pierwsze pliki trafiły na serwer. Same zmagania w Sieci są upiększone małym dodatkiem w formie punktów rankingowych, a musicie mi wierzyć na słowo, że na początku wygrać chociażby trzy spotkania to małe mistrzostwo świata. Akcja prezentuje świetny poziom, bo „pokonani” rywale mogą zawsze powrócić do gry, gdy wrzucą zza mapy bombę wprost na nasz pysk. Taktyki, próby odpowiedniego zbombardowania rywali… Jest moc!

Mimo wszystko brakuje tutaj zawartości. Autorzy powinni przygotować dodatkowe warianty zabawy, które zdecydowanie ożywiłyby zmagania. Co prawa przed rozpoczęciem meczu możemy dostosować rywalizację, ale to za mało. Japończycy w pewien sposób zarzucają przynętę na fanów „odblokowywania wszystkiego”, bo w grze za zdobytą walutę możemy odblokowywać nowe mapy, stroje dla bohaterów, czy też postacie dla kampanii, jednak w ostatecznym rozrachunku gracz chciałby więcej.

Super Bomberman R walka

Super Bomberman R zmagania na 8 graczy

„Kupuj kontrolery, zapraszaj znajomych”

Super Bomberman R potrafi pozytywnie zaskoczyć, ale to pierwsze zauroczenie szybko mija. Kampania to ciekawy wstęp do większej rozgrywki, której niestety po pierwszych godzinach zaczyna brakować. Autorzy powinni przygotować więcej trybów i dodatkowe atrakcje, ale na pewno jest to najlepsza imprezowa pozycja na Nintendo Switcha. Tona zabawy w doborowym towarzystwie? Z dobrą ekipą nikt nie będzie narzekał na fakt, że w sumie wciąż robimy to samo. Może nie za pełną cenę, może nie od razu, ale jeśli macie w domu przynajmniej dwóch graczy, którzy lubią ze sobą rywalizować, to „Bomber” zajmie główne miejsce w salonie.

Powerplay.com.pl

Źródło: własne

Ocena - recenzja gry Super Bomberman R

Atuty

  • Rozgrywka na jednej kanapie to mistrzostwo
  • Kampania przyjemnym wstępem do rozgrywki
  • Rywalizacja w Sieci też ma swoje plusy (są emocje!)

Wady

  • Zdecydowanie brakuje tutaj zawartości
  • Małe problemy z kontrolerem
  • Brak oczekiwanej rewolucji

Bez rewolucji, bez ochów, ale na jednej kanapie trudno odejść od ekranu. Gra przypomina „jak to kiedyś było…” i szkoda jedynie tej ceny i zawartości.
Graliśmy na: NS

Wojciech Gruszczyk Strona autora
Miał przyjść do redakcji zrobić kilka turniejów, ale cytując klasyka „został na dłużej”. Szybko wykazał się pracowitością, dzięki której wyrobił sobie pozycję w redakcji i zajmuje się różnymi tematami. Najchętniej przedstawia wiadomości ze świat gier, rozrywki i technologii oraz przygotowuje recenzje gier i sprzętu. Jeśli jest zadanie – Wojtek na pewno się z nim zmierzy. 
cropper