Recenzja gry: Luftrausers

Recenzja gry: Luftrausers

Kuba Kleszcz | 28.03.2014, 13:09

Budowanie własnych maszyn ze stopniowo pozyskiwanych klocków, żeby zginąć w ciągu kolejnej minuty co najmniej dwa razy, i mając ochotę na więcej zaczynać podbijanie przestworzy od nowa – taki rodzaj rozgrywki oferuje Luftrausers, produkcja holenderskiego studia Vlambeer, obserwując nasze kolejne zgony na pożółkłym niebie gry, będące tylko kolejną okazją na powrót do warsztatu.

To, czego grze nie sposób odmówić, to niesłychana prostota rozgrywki i płynąca z niej frajda. Luftrausers teoretycznie rozgrywa się w czasach I wojny światowej, lecz ze świecą w ręku doszukiwać się można w treści gry stosownych odniesień do niej, dlatego nie usprawiedliwiajmy w żaden sposób chęci latania samolotami w 2D i strzelania do wszystkiego wokół.Bardzo proste manewrowanie samolotem zdradza poniekąd, do kogo adresowana jest gra. Ogarnięcie sterowania to kwestia pięciu pierwszych zgonów, czyli jakiejś… minuty gry. Zasiadamy za sterami nienawistnej maszyny, której z nikim nie jest po drodze, dlatego każdy inny samolot, rakietę czy statek staramy się zamienić na kupkę popiołu, podbijając zgromadzoną liczbę punktów i ich mnożnik.
Dalsza część tekstu pod wideo
 
Twórcy nie tylko sterowanie uczynili do bólu minimalistycznym. Oprawa graficzna stanowi niezgrabny, lecz uroczy, zlepek burych (choć zostańmy przy określeniu „sepia”) pikseli i uformowanych z nich bloków, a w tle z czasem coraz bardziej chaotycznym bataliom przygrywa muzyka słusznie kojarzona z erą gier ośmiobitowych. Sprawia to, że nie każdy jest w stanie tolerować taki artyzm gry i wiele ludzi z tego powodu ją najzwyczajniej odrzuci po pierwszych kilku minutach. Słowem klucz jest właśnie „tolerancja”, bo tego wymaga niestety od nas oprawa gry – lekkiego przymrużenia oka.


 
Najmocniejszą stroną tej strzelanki shoot ‘em up z elementami RPG (zaskoczeni?) jest hangar, w którym na warsztat bierzemy naszą maszynę. Sami wybieramy elementy składowe naszego samolotu, a dokładnie broń, silnik oraz kadłub cacka, którym za moment przyjdzie nam się rozbijać w przestworzach. Twórcy spisali się w tym aspekcie całkiem nieźle, dając nam z każdym kolejnym poziomem coraz więcej klocków do zabawy. Niektóre z nich niestety niemal natychmiastowo okazują się bezużyteczne i wyrzucamy je z bebechów naszego cudu techniki w trybie natychmiastowym, ale zaraz obok napotykamy opcję siejącego spustoszenie wybuchu, który odpala się w momencie naszej śmierci, formując z dymu czaszkę, lub części naginające nieco zasady gry, jak zniwelowanie obrażeń otrzymywanych za zalanie silnika wodą czy zapuszczenie się zbyt daleko w chmury. Możliwych kombinacji jest aż 125, a dostęp do nich otrzymujemy zbierając punkty – za które potem podnosimy swój poziom doświadczenia – a także wykonując zadania postawione nam przez grę.
 
Co w modyfikacji maszyn najważniejsze, wykreowane przez nas kombinacje diametralne zmieniają obraz rozgrywki, zmuszając nas do wynajdowania nowych strategii. Otwarta wymiana ognia? Uchylanie się od walki, by za moment agresywnie przejść do ostrzału całego sznura samolotów i bomb, jakie za nami goniły przez cały czas? Opcji jest więcej, a to od gracza zależy, na jaki pomysł wpadnie, a następnie wcieli go w życie.Im dłużej utrzymujemy się przy życiu, tym większą nienawiścią odzywają się maszyny sterowane przez sztuczną inteligencję, przybierając z czasem naprawdę spore rozmiary. W tym momencie niektórzy gracze mogą odczuć frustrację wynikającą z chaosu mającego miejsce na ekranie oraz animacji, której zdarza się nie dotrzymywać kroku przy większych zadymach, do których każdy nas zmierza, walcząc o przetrwanie. 


 
Rozgrywka jest na bieżąco odświeżana przez nowe klocki do samolotu, ale także zadania wyznaczane nam przez grę. Co śmierć, czyli tutaj co moment, na ekranie ukazują się nam wyzwania oraz nasz postęp w nich, a niektóre wymagają od nas chwili zastanowienia nad tym, jak je wykonać. Wśród nich znajdziemy zabijanie wrogów bez oddawania strzałów lub pokonanie kilkudziesięciu wrogów już po śmierci, szykując się na podliczenie naszych zmagań z ostatnich kilkudziesięciu sekund. O ile w Luftrausers można się dobrze bawić na PS3, o tyle jako „jedyną słuszną platformę” do ogrywania tego tytułu wydaje się być Vita (na którą także się gra pojawiła) lub smartfon. Sęk tkwi w porcjowaniu rozgrywki, której jedna jednostka trwa zaledwie kilkadziesiąt, a czasem nawet kilkanaście, sekund, czyli tyle co jedna plansza w Angry Birds. Drugim typowo mobilnym atutem tego tytułu jest błyskawiczny powrót do gry po zestrzeleniu naszego samolotu, co nie marnuje naszego czasu i niemal natychmiastowo wrzuca nas z powrotem do świata gry, póki pozwala nam na to przejażdżka autobusem czy krótka przerwa w pracy.
 
Luftrausers to Sine Mora salonów arcade mająca duże szanse wciągnąć was na kilka ładnych godzin. Jeżeli nie odstrasza was oprawa audiowizualna i chcecie dać szansę jakiemuś indykowi, to dlaczego by nie właśnie produkcji holenderskiego studia? Jedyną pozostałą przeszkodą może być chyba tylko cena, która wynosi 35zł, czyli całkiem sporo jak na taki tytuł. Kto wie, może dostaniemy tę produkcję za kilka miesięcy za darmo w ramach PlayStation Plus albo po niższej cenie przy innej okazji? Pocieszyć może jednak fakt, że kupując Luftrausers na jedną z platform, otrzymujemy także wersję na drugą konsolę całkowicie za darmo. Wypatrujcie kolejnych ofert w PSS i oddajcie się przy najbliższej okazji tej miłej naparzance.
Źródło: własne

Ocena - recenzja gry Luftrausers

Atuty

  • rozbudowana kustomizacja
  • rajcowna prostota
  • elementy RPG
  • system wyzwań

Wady

  • stosunkowo wysoka cena
  • oprawa AV, która nie każdemu da się lubić

Sine Mora w czasach salonów arcade jest w stanie zabrać wam kilka godzin, ale nie zapewnia, że do niej wrócicie.

Kuba Kleszcz Strona autora
cropper