Avenue 5 – recenzja serialu. Czy leci z nami pilot?

Avenue 5 – recenzja serialu. Czy leci z nami pilot?

Jędrzej Dudkiewicz | 27.03.2020, 21:00

Armando Iannucci to człowiek obdarzony dość specyficznym poczuciem humoru. Najbardziej znany jest chyba dzięki stworzeniu serialu Figurantka, a kilka lat temu w kinach można było obejrzeć też znakomitą Śmierć Stalina jego autorstwa. Tym razem Iannucci postanowił wybrać się w kosmos, czego efektem jest Avenue 5, który można obejrzeć w serwisie HBO GO.

Avenue 5 to nazwa wielkiego statku, który zabrał aż 5000 osób na 8-tygodniowe wakacje w… kosmos. Pasażerowie mieli spędzać czas na odpoczynku i relaksowaniu się, tymczasem szybko okazuje się, że nie będzie im to dane. Przeróżne problemy powodują, że lot będzie o wiele dłuższy i znacznie mniej komfortowy.

Dalsza część tekstu pod wideo

Avenue 5 – recenzja serialu. Czy leci z nami pilot?

Avenue 5 – nie zawsze udana satyra

Marzyliście kiedyś o tym, żeby wybrać się na wycieczkę w kosmos i śledzicie rozwój tej gałęzi turystyki, w której jednym z przodowników jest Elon Musk? Cóż, jeśli obejrzycie Avenue 5 może Wam przejść ochota na tego typu przygody. Na pokładzie statku mamy bowiem do czynienia z najróżniejszymi kłopotami, z których w zasadzie wszystkie wynikają z krańcowej niekompetencji załogi. Bowiem Avenue 5 to w dużej mierze satyra na to, jak działają korporacje. Iannucci wyśmiewa się z powodów, dla których zatrudnia się ludzi (jak łatwo się domyślić, kwalifikacje są na jednym z ostatnich miejsc), co można zapisać w kontraktach, a przede wszystkim z tego, jak wielkie firmy radzą sobie z problemami. Jedyne co je interesuje to dobry PR, bardzo często będący po prostu kłamstwem, jak również ochrona najbogatszych, ich interesów i pieniędzy. Jeśli ktoś w ogóle myśli o zwykłych ludziach, to na samym końcu. I nawet jak trafi się kompetentny pracownik, który wie, co robi, to i tak docenia się stojących wyżej w hierarchii, za to nie robiących niczego specjalnego, a nawet często szkodzących reszcie. Problemem – a raczej jednym z nich – Avenue 5 nie jest to, że twórcy w zasadzie cały czas wyśmiewają się z tego samego i nie są zainteresowani tym, jak na wszystko, co się dzieje reaguje ponad 4950 ludzi przebywających na pokładzie statku, tylko to, że humor jest tu dość nierówny. Ja akurat jestem wielkim fanem absurdalnych dowcipów, nie mogę jednak nie zauważyć, że na każde dwa udane gagi przypada jeden, który jest co najwyżej taki sobie. Innymi słowy jest to serial dość nierówny.

Avenue 5 – słabi bohaterowie

Dużym problemem Avenue 5 są bohaterowie. Jest ich wielu, są w miarę różnorodni i w większości naprawdę porządnie grani. Tyle, że… mało kogo da się tu lubić. W zasadzie każda z postaci ma w sobie coś, co jest irytujące i często zachowuje się w taki sposób, że człowiek ma ochotę, by nic jej się nie udało. Najlepszy, względnie, jest kapitan Ryan Clark, który stara się odnaleźć w coraz trudniejszej sytuacji mimo, że jest skrajnie niekompetentny. Ale fakt, że można go zaakceptować być może wynika też z tego, że gra go Hugh Laurie i po prostu działają jego charyzma i umiejętności. Niezła jest też Billie, w zasadzie jedyna postać z wiedzą odpowiednią na swoim stanowisku. Pozostali bohaterowie mają przebłyski, bywają zabawni, ale znacznie częściej są po prostu paskudni i odpychający. I trochę trudno jest im kibicować, żeby wrócili na Ziemię.

Avenue 5 mimo wszystko ogląda się całkiem nieźle – serialowi nie można nic zarzucić pod kątem wizualnym, odcinki są utrzymane w niezłym tempie, jest tu trochę udanych pomysłów (chociaż niektóre, zwłaszcza te odnoszące się do obecnej sytuacji na naszej planecie należałoby jakoś rozwinąć). Typowa produkcja: ot, można obejrzeć, ale jak się tego nie zrobi, to niewiele się straci.

Atuty

  • Sporo udanych żartów…;
  • Niezła satyra na megakorporacje;
  • Hugh Laurie;
  • Kilka fajnych pomysłów

Wady

  • …ale niestety też trafiają się i słabe, czy wręcz żenujące;
  • Większość postaci jest raczej antypatyczna

Avenue 5 to serial, który miał o wiele większy potencjał. Po twórcy takim, jak Armando Iannucci można spodziewać się więcej.

6,0
Jędrzej Dudkiewicz Strona autora
Miłość do filmów zaczęła się, gdy tata powiedział mi i bratu, że "hej, są takie filmy, które musimy obejrzeć". Była to stara trylogia Star Wars. Od tego czasu przybyło mnóstwo filmów, seriali, ale też książek i oczywiście – od czasu do czasu – fajnych gier.
cropper