Żeby nie było śladów (2021) – recenzja filmu (Kino Świat). Oscara nie będzie

Żeby nie było śladów (2021) – recenzja filmu (Kino Świat). Oscara nie będzie

Jędrzej Dudkiewicz | 16.09.2021, 21:00

Są takie filmy, o których pisze się trudno. Bo kiedy są głośne, poruszają ważny i wzniosły temat, a do tego typuje się je do walki o Oscara w kategorii najlepszy film międzynarodowy, to sporo osób automatycznie zakłada, że coś w tym musi być. I głupio jest napisać potem coś złego o takiej produkcji. Cóż, mi nie będzie głupio, bo jak zachwyca, kiedy nie zachwyca? Oto recenzja filmu Żeby nie było śladów (2021).

Fabuła oparta jest oczywiście na prawdziwych wydarzeniach. Mamy 1983 rok, dopiero co skończył się stan wojenny. Grzegorz Przemyk i Jerzy Popiel świętują to, że dobrze im poszła matura. Gdy wygłupiają się na starym mieście zostają zawinięci przez milicję. Na komisariacie Grzegorz zostaje brutalnie pobity, w skutek czego niedługo umiera. Jurek będzie starał się więc walczyć o sprawiedliwość dla przyjaciela, a organy władzy PRL będą robić wszystko, by do tego nie dopuścić.

Dalsza część tekstu pod wideo

Żeby nie było śladów (2021) – recenzja filmu (Kino Świat). Oscara nie będzie

Żeby nie było śladów (2021) – recenzja filmu (Kino Świat). Może i ważny, ale bez emocji

Żeby nie było śladów powstało na podstawie głośnego reportażu Cezarego Łazarewicza (nie wiem, czy jest sens w tym momencie pisać o inbie związanej z festiwalem w Wenecji), za reżyserię odpowiada zaś Jan P. Matuszyński, mający na koncie między innymi Ostatnią rodzinę, czy serial Król. Wydawałoby się więc, że wszystkie składniki potrzebne do nakręcenia filmu wybitnego są na miejscu.

Tak się jednak nie stało, o czym za chwilę. Wpierw powiedzmy o tym, że Żeby nie było śladów to wciąż jest ważna produkcja, która opowiada o wielu rzeczach. Po pierwsze, wiadomo, przybliża wstrząsającą historię z lat 80. ubiegłego wieku. Po drugie, w związku z tym przypomina o tym, jak strasznym pod kątem władzy nad ludźmi krajem był PRL. Aparat bezpieczeństwa mógł robić w zasadzie co chciał, a w razie czego sprawcy przemocy byli kryci i mogli czuć, że włos im z głowy nie spadnie. Mimo to był opór i o tym też opowiada film Matuszyńskiego – o niezgodzie na rzeczywistość dookoła, o pragnieniu wolności, chociaż w tym przypadku głównie sprawiedliwości. Ale i ta pierwsza jest istotna. Bo w końcu czym „zawinili” Grzegorz i Jurek? Wygłupami na starym mieście? Całe życie mieli przed sobą. A chwilę potem jeden to życie stracił, a drugi wdał się w walkę z systemem. Bardzo nierówną, bo Żeby nie było śladów jest chyba przede wszystkim filmem o manipulacji. I to na różnych poziomach. O manipulacji dowodami, przekazem idącym w mediach, prawdą i kłamstwem, a także – co najstraszniejsze – emocjami.

Na ironię zakrawa więc fakt, że Żeby nie było śladów ma w sobie tak mało emocji. Ba, chociaż zdarzają się tu znakomite sceny, to jednak przez większość czasu jest po prostu nudno. Film jest zdecydowanie za długi, spokojnie można by wyciąć lub przynajmniej skrócić całkiem spore fragmenty. Dłuży się zwłaszcza w drugiej połowie. Zdecydowanie za mało jest tu napięcia i poczucia osaczenia – tonacja od początku do końca jest niemal taka sama, a tymczasem to, co widzimy na ekranie powinno nas coraz mocniej trzymać za gardło. Coś tu wyraźnie nie zagrało pod kątem reżyserii.

Żeby nie było śladów (2021) – recenzja filmu (Kino Świat). Dobre aktorstwo, ale co z tego

Może to też wynikać z faktu, że na dobrą sprawę trudno stwierdzić, kto tu jest głównym bohaterem. Kolega, z którym gadałem po seansie pokusił się wręcz o stwierdzenie, że za takiego można by uznać Kiszczaka, którego znakomicie gra Robert Więckiewicz. I chociaż może jest to przesada, to jednak faktem pozostaje, że kluczowa dla całej sprawy osoba, czyli Jurek – w niego udanie wcielił się Tomasz Ziętek – za często znika z ekranu. Do tego w zasadzie nie obserwujemy jego zmagań z tym wszystkim, przez cały film pozostaje na swojej pozycji, której nie zmienia nawet na chwilę. Można oczywiście docenić jeszcze role Tomasza Kota, Jacka Braciaka czy Sandry Korzeniak, ale chociaż wszyscy generalnie bardzo starają się wyciągnąć ze swoich postaci, ile się da, to jednak niestety nie zawsze udaje im się je ożywić. Można oczywiście Żeby nie było śladów docenić jeszcze za kostiumy, czy scenografię – aczkolwiek jeśli chodzi o tę ostatnią to nieco zabawne (albo smutne) jest to, że można odnieść wrażenie, iż w wielu lokacjach wcale nie trzeba było tak bardzo zmieniać ich dzisiejszego stanu i wyglądu.

A skoro już jesteśmy przy teraźniejszości, to pozostaje oczywiście jeszcze kwestia tego, jak Żeby nie było śladów wpisuje się w dzisiejsze podziały i sytuację polityczną. Nieprzypadkowo w trakcie kilku scen na sali kinowej rozlegały się pomruki czy chichoty, bowiem rzeczywiście dałoby się odszukać trochę analogii. Nie mam pojęcia, czy była to intencja twórców. Wydaje mi się zresztą, że to, czy Żeby nie było śladów jest mniej lub bardziej aktualne jest już kwestią do samodzielnego rozważenia po seansie.

PS Film wejdzie do polskich kin 24 września.

Atuty

  • Porusza wiele istotnych tematów…;
  • Dobre aktorstwo;
  • Scenografia, kostiumy, etc.

Wady

  • …Ale robi to w mało angażujący sposób;
  • Mało w tym wszystkim emocji, napięcia, za to sporo nudy i fragmentów, które można by skrócić lub wyciąć;
  • To nie jest film, do którego chciałoby się wrócić lub o nim jakoś długo rozmawiać

Żeby nie było śladów (2021), czyli polski kandydat do Oscara raczej niestety nie ma co liczyć nawet na nominację.

6,0
Jędrzej Dudkiewicz Strona autora
Miłość do filmów zaczęła się, gdy tata powiedział mi i bratu, że "hej, są takie filmy, które musimy obejrzeć". Była to stara trylogia Star Wars. Od tego czasu przybyło mnóstwo filmów, seriali, ale też książek i oczywiście – od czasu do czasu – fajnych gier.
cropper