Tworzenie gier na dwie generacje to dobry czy zły pomysł?

Tworzenie gier na dwie generacje to dobry czy zły pomysł?

Maciej Zabłocki | 31.05.2021, 22:30

Dzisiaj podejmiemy dość trudny temat tworzenia gier crossgenowych, czyli tytułów na które czekają miliony posiadaczy konsol nowej generacji, a które z przeróżnych powodów trafiają jeszcze na starsze platformy. Część graczy jest tym zachwycona, a część wręcz przeklina producentów za taki krok. Chciałbym zaprosić Was do dyskusji - czy to dobry czy może zły pomysł?

Żeby podejść do tematu jak najbardziej obiektywnie, musimy wziąć pod uwagę wiele różnych czynników decydujących o stworzeniu gry crossgenowej. Podejrzewam, że nie jest to szczególnie prosta decyzja, ale mam też wrażenie, że niektóre produkcje przez takie decyzje wyjątkowo cierpią. Za tym idą zniesmaczeni gracze, którzy oczekują przełomu, a dostają... zwykle jakieś delikatnie poprawione wizualnie gry z mechaniką dalece zakorzenioną w past-genowym świecie. Takie sytuacje nie są niestety niczym wyjątkowym, ale niekiedy bardzo trudno mi je zrozumieć. Dobrym przykładem jest nowe Horizon, które na mnie, podobnie jak na Mateuszu, nie zrobiło wielkiego wrażenia. Do wielu rzeczy mógłbym się przyczepić i prezentacją byłem trochę znudzony. Niestety.

Dalsza część tekstu pod wideo

Gdy na rynek wchodzi nowa generacja, gry powinny wychodzić tylko na nią?

Kto z Was jest zdania, że w momencie premiery następnej generacji konsol, wszyscy producenci automatycznie powinni przeskoczyć na nowe platformy? Dokończyć jeszcze tylko to, nad czym pracowali do tej pory i zadbać o swoje tytuły już w next-genowej oprawie. To dobra taktyka? Rozważmy za i przeciw. Jednym z argumentów przemawiających za takim działaniem jest to, że nowa generacja ma również dużo więcej mocy obliczeniowej, a co za tym idzie, o wiele większe możliwości zabawy oprawą wizualną, animacjami, szczegółami czy mechanikami zależnymi od fizyki czy też mimiki twarzy. Więcej mocy dla twórców to większa swoboda działania, ale zazwyczaj też większe wydatki. Co za tym idzie, powstanie więcej zachwycających gier AAA, szczególnie pod względem oprawy, ale sumarycznie ich liczba będzie się zmniejszać co generację. 

Tworzenie gier na dwie generacje to dobry czy zły pomysł?

Dlaczego? Wszystkiemu winne są spotęgowane nakłady finansowe obejmujące duże studio deweloperskie. Do potężnej gry AAA, która musi zachwycać od początku do końca i czerpać możliwie dużo z nowych technologii, należy zatrudnić kilkadziesiąt kolejnych deweloperów, grafików czy designerów. Ponadto potrzeba wielu miesięcy na rozgryzienie specyfikacji technicznej i odnalezienie właściwych sposobów na jej optymalne wykorzystanie. Kolejnym problemem jest powstająca dopiero, bardzo niewielka baza graczy, problemy produkcyjne z konsolami, braki magazynowe i wpadki z oprogramowaniem lub samą konstrukcją. Dochodzą użytkownicy, którzy nie zamierzają jeszcze przeskoczyć na nową generację lub dopiero co kupili starą konsolę i chcieliby sprawdzić wiele przeróżnych produkcji. Widziałem kilka dni temu przypadek gracza, który dorwał zupełnie nowe PlayStation 4 Fat i cieszył się nim jak dziecko, a to człowiek już mający rodzinę na głowie i dwójkę brzdąców. Niektórym wcale nie potrzeba kosmicznej grafiki by cieszyć się graniem.

Jasne, że dla nas, "hardkorowych" graczy, najciekawsze będą gry powstające już wyłącznie z myślą o next-genach, jak kolejny Ratchet & Clank, który zapowiada się doprawdy fantastycznie. Myśleliśmy, że podobna sytuacja spotka Horizon: Forbidden West, ale Sony niespodziewanie zrzuciło bombę atomową, że gra pojawi się jeszcze na stare PlayStation 4. Różnica wydajności pomiędzy tym urządzeniem, a najnowszym PlayStation 5 jest doprawdy olbrzymia. Nic dziwnego, że część graczy poczuła się zawiedziona i rozgoryczona takim obrotem spraw. Jeśli na starą generację wskoczy jakiś LittleBigPlanet czy inny Patapon to nikomu nie będzie szkoda. W mojej ocenie to doskonałe crossgenowe tytuły i nie mam nic przeciwko ich publikacji. Gorzej, jak cierpi na tym cała konstrukcja dużej, rozbudowanej gry AAA, choćby Halo Infinite, nowego Call of Duty czy kolejnego Battlefielda. 

Tworzenie gier na dwie generacje to dobry czy zły pomysł?

Do tej pory podziwiam twórców Grand Theft Auto V, że potrafili wycisnąć tak wiele z przestarzałego PlayStation 3 i Xboxa 360, gdy na horyzoncie czaiła się już kolejna generacja. Pamiętam, jak na sprzęcie Sony odpaliłem te produkcje w dniu premiery. Mimo tego, że byłem PCtowcem, grałem wtedy już w 1080p i okazjonalnie w jakiejś wyższej rozdzielczości, to i tak zbierałem szczękę z podłogi. Nie chodziło nawet o ostrość oprawy graficznej, a ogrom tego miasta, mnóstwo szczegółów i detali i kapitalne zachowanie NPC czy przemyślane, rozbudowane misje. Spodziewam się jednak, że twórcy mogliby nieco bardziej "popłynąć" gdyby nie projektowano GTAV od podstaw z myślą o past-genach, mogliby wrzucić więcej misji zespołowych czy bardziej rozwinąć niektóre smaczki. Są tak czy inaczej mistrzami marketingu, że jedną i te samą produkcję sprzedawać będą przez 3 generacje i podejrzewam, że nawet na next-genach "stare" GTA zyska bardzo wielu nabywców. 

Dlaczego tak chcemy grać w tytuły prawdziwie next-genowe?

Każdy z nas po kilku latach grania na starej konsoli chciałby już zobaczyć w akcji nowe, kompletnie inne produkcje. Nie ukrywam, sam jestem wielkim fanem next-genowego grania. Gdy nowe konsole wskakują do sklepów, nie mogę powstrzymać chorej żądzy zakupowej. Pragnienie doświadczenia następnej generacji jest zbyt wielkie, żebym mógł przejść obok tego obojętnie. Po początkowym zachwycie odczuwam zwykle dość duży niesmak, ale muszę przyznać, że PS5 zrobiło na mnie spore wrażenie. Adaptacyjne triggery i te niesamowite wibracje w DualSense to prawdziwy przełom na który czekałem. Samo działanie menu i sklepu konsoli też jest znakomite, tym bardziej, że mamy w tych sprzętach bardzo szybkie dyski SSD. Wiele z tych elementów znacząco wpłynie na rozwój fizyki, oprawy graficznej czy szczegółów i detali, których tak nam brakowało na poprzedniej generacji (będącej pewnego rodzaju hamulcem np. dla rozwoju fizyki, nie ukrywajmy tego). 

Dlatego niektórzy z nas tak bardzo chcieliby zobaczyć coś, co w jakiejś formie wpłynie na wyobraźnie. Są na tym portalu starsi gracze, zaczynający swoją przygodę z wirtualną zabawą kilkanaście czy może nawet kilkadziesiąt lat temu. Takie osoby zwykle widziały już wiele i chciałyby doświadczać czegoś nowego, bardziej unikalnego. Gry natomiast są dzisiaj trochę powielaniem schematów. Spójrzmy na takie tytuły ze studiów wewnętrznych Sony. Dla wielu z Was kolejny Horizon, z tego co czytałem, jest prawdziwą wydmuszką. Niewielu znajdziemy takich, którzy z jakimś szczególnym zachwytem wspominali pokaz ze State of Play. Dlaczego? Bo prawdopodobnie już nas znudziła ciągle ta sama, nieprzerwanie powielana mechanika. Takie "filmowe" doświadczenia dosłownie przywarły do Sony i nie chcą puścić, a to wcale nie jest dobry syndrom. Od czasu do czasu lubię takie przygody, ale TLOU2 dla przykładu trochę mnie początkowo znudziło. To była kwintesencja "Sony-Gamingu", którego miałem dosyć. Chociaż pod względem technicznym Naughty Dog znowu dokonało sporego przełomu. 

Tworzenie gier na dwie generacje to dobry czy zły pomysł?
Wskazany w zdjęciu tytułowym kadr z The Division to dobry przykład gry, gdzie twórcy nieco polecieli z wyobrażeniem o mocy kolejnej generacji konsol. Gra nigdy tak nie wyglądała, a cięcia były potrzebne od zaraz. To też trochę błądzenie po omacku w procesie produkcyjnym i trochę przyczyna późniejszego zawodu milionów graczy.

W tym samym stylu będzie kolejny God of War, kolejne Uncharted czy kolejny Spider Man. Nawet jeśli są tutaj osoby znudzone taką formułą, to te produkcje sprzedadzą się w milionach egzemplarzy, bo w swojej klasie będą absolutnie bezkonkurencyjne. Wierzę w to, że następne przygody Kratosa nie trafią już na mocno leciwe PlayStation 4. Kolejny Spider Man nie może wskoczyć na starą konsolę, jak Miles Morales. Nie ma takiej możliwości. Szkoda tylko tego Horizon, ale przyjdą w końcu lepsze gry. Mam nadzieję, że to jedna z ostatnich, dużych produkcji AAA ze studiów wewnętrznych Sony, która wyląduje na PlayStation 4. Niech wyjdzie już to past-genowe Call of Duty i szereg innych odgrzewanych kotletów i niech skończy się wreszcie sztuczne pompowanie kabzy na dużej bazie graczy. Ja chcę mięsa, czegoś konkretnego, targów E3, które dosłownie wywalą mnie z kapci. 

Tego jednak nie doczekam w tym roku. To pandemiczny jeszcze, absolutnie dziwny i niezrozumiały czas. Wiele studiów w czasie pandemii powstało, ale też wiele z nich musiało przejść na pracę zdalną, co znacznie przedłużyło procesy produkcyjne i co za tym idzie, wyrzuciło multum premier na kolejny rok. Tak stało się choćby z Gran Turismo 7, które miało wyjść w ciągu kilku najbliższych miesięcy, a prawdopodobnie kupimy je dopiero za 10 albo i 12 miesięcy. Takie Grand Theft Auto V na obecną generację pojawi się dopiero w listopadzie. To kiedy pierwszy trailer szóstki? Na E3 2022? A premiera w 2023? Niestety wszystko na to wskazuje. Na tego mesjasza z prawdziwego zdarzenia przyjdzie nam jeszcze poczekać. Czekam na wasze komentarze i opinie dot. produkcji gier na dwie generacje konsol. Dajcie znać, jak postrzegacie ten zabieg, czy jest na horyzoncie jakaś gra, którą kupicie jeszcze na PS4, chociaż wyjdzie na PS5 czy XSX? A może nie zwracacie tak uwagi na grafikę? Ciekaw jestem Waszych opinii. Do następnego!

Maciej Zabłocki Strona autora
Swoją przygodę z recenzowaniem gier rozpoczął w 2005 roku. Z wykształcenia dziennikarz, ale zawodowo pracujący też w marketingu. Na PPE odpowiada głównie za testy sprzętów i dział tech. Gatunkowo uwielbia RPG, strategie i wyścigi. Uzależniony od codziennego czytania newsów i oglądania konferencji.
cropper