Sanctum – recenzja gry planszowej. Czy Diablo mogło zostać przeniesione na planszę?

Sanctum – recenzja gry planszowej. Czy Diablo mogło zostać przeniesione na planszę?

Iza Łęcka | 30.11.2020, 23:54

Ostatnio otrzymałam grę planszową, która wywołała spore poruszenie wśród moich znajomych lubujących się w tytułach Blizzarda. Jeżeli bowiem z wytęsknieniem i łezką w oku wspominacie czasy, kiedy spędzaliście godziny na przemierzaniu lochów i pozbywaniu się kolejnych mrocznych kreatur w uniwersum Diablo, produkcja stworzona przez Filipa Neduka może okazać się niemałą, miłą niespodzianką – nawet jeśli daleko Wam do fanów planszówek, przy tej propozycji zasiądziecie z entuzjazmem. Zapraszam do recenzji Sanctum.

Blizzard obecnie pracuje nad przynajmniej dwoma odsłonami serii Diablo. Sympatycy uniwersum niecierpliwie wyczekują na produkcję, która będzie zawierała najbardziej soczyste, mroczne oraz satysfakcjonujące elementy z poprzednich odsłon i ponownie przeniesie śmiałków zabijania demonów w klimatyczny świat. Jeżeli lubicie oddawać się uciechom nie tylko na ekranie monitora, a zdarza się Wam również rozłożyć planszę, czas oczekiwania może umilić gra planszowa Sanctum, która nieco przypomina wyżej wspomniane IP. Ale do rzeczy...

Dalsza część tekstu pod wideo

Sanctum – recenzja gry planszowej. Miłe doznania od pierwszego otwarcia

Sanctum – recenzja gry planszowej. Czy Diablo mogło zostać przeniesione na planszę?

Sanctum – recenzja gry planszowej. Czy Diablo mogło zostać przeniesione na planszę?

Już od początku mogę stwierdzić, że podczas kreowania swojego dzieła Filip Neduk inspirował się serią Diablo, jednak to nie oddałoby całokształtu prac, jakie wykonano przy planszówce. Pierwsze spojrzenie na recenzowane Sanctum przypomina o piekielnym uniwersum Blizzarda – diabeł przedstawiony na opakowaniu prezentuje się niezwykle efektownie. Otwierając zestaw przyszło mi do głowy radosne: „Jak tutaj wszystko do siebie pasuje!”. Cztery figurki bohaterów zostały zabezpieczone w plastikowym opakowaniu, mogącym później służyć jako wypraska na najpotrzebniejsze karty. Część elementów wyciągniemy z kartonowych plansz, pozostałe natomiast zapakowano w woreczki – całość tworzy komplet niezwykle estetyczny. Najpewniej niektórzy planszówkowicze zwracający uwagę na szczegóły śmiało mogą stwierdzić, że figurki bohaterów powinny być staranniej opracowane – jeżeli jednak im się przyjrzymy, od razu możemy zauważyć wiele detali, jakie posiadają i jak bardzo są różnorodne. Cały zestaw prezentuje się naprawdę okazale, a przeznaczenie na produkcję około 145 złotych nie wydaje się zbyt dużą kwotą.

Pozytywny efekt pierwszego otwarcia Sanctum zdecydowanie wzmacnia zawartość i jakość wykonania. W komplecie bowiem otrzymujemy: 4 figurki graczy, 4 plansze uczestników, 3 kafelki boskiej interwencji, 4 arkusze pomocy (przydają się szczególnie w początkowych rozgrywkach), 3 dwustronne plansze aktów, 6 kart początkowej premii, planszę osiągnięć, 18 dwustronnych znaczników eliksirów, ponad 28 żetonów wytrwałości, ponad 28 żetonów skupienia, 5 kafelki szału, planszę hord, 12 kafelki osiągnięć, 84 klejnoty w czterech kolorach, 4 znaczniki punktów życia, 84 karty demonów podzielone na trzy talie (z 84 przedmiotami na rewersie), 24 kości, 12 kafelki umiejętności, 33 karty Władcy Demonów, 18 kart furii, ponad 28 znaczników trafienia oraz 24 karty umiejętności. 

Jaką historię opowiada recenzowana gra planszowa? Ze zgliszczy świata zniszczonego przez Władcę Demonów Malghazara i jego piekielną armię wyłonili się bohaterowie, którzy zdołali pokonać największego wroga, zamknęli go w Jadeitowym Sarkofagu i wznieśli miasto Sanctum. Przeszłość jednak zbyt wiele nie nauczyła jednego z władców. Nierozważny król, pragnący za wszelką cenę posiąść jeszcze większe bogactwa, rozpoczął poszukiwanie mocy drzemiącej w podziemiach państwa. Tak dokopano się do artefaktu, a Sanctum przestało być bezpiecznym miejscem. Gracz wciela się w jednego z czterech bohaterów, którzy przemierzając krainę, walczą z napotkanymi diabłami. Droga prowadzi do ostatecznego celu – starcia z Władcą Demonów.

Sanctum – recenzja gry planszowej. Gdzie to Diablo na planszy?

Sanctum – recenzja gry planszowej. Czy Diablo mogło zostać przeniesione na planszę?

Sanctum – recenzja gry planszowej. Czy Diablo mogło zostać przeniesione na planszę?

Rozgrywka przeznaczona jest dla od dwóch do maksymalnie czterech osób. Do dyspozycji śmiałków oddanych zostało czterech bohaterów:

  • Łowczyni, która za wszelką cenę pragnie zemścić się za krzywdy, jakich doświadczył jej lud,
  • Banita będący niegdyś jednym ze strażników króla Yurika. Po przeżyciu podania trucizny, szuka on w ruinach miasta skutecznego antidotum,
  • Pogromca, który od dziecka szkolony był, by zgładzić wszelkie zło,
  • Tancerka Bitwy, czyli najstarsza siostra króla, która dekadę wcześniej uciekła przed śmiercią z rąk zabójców. Po przeszkoleniu, bogatsza w nowe doświadczenia, postanawia odzyskać tron.

Każdy z nich posiada swoją planszę, dzięki której mamy wgląd we wszystkie umiejętności, przedmioty czy zdobyte eliksiry – jednocześnie dysponujemy żetonami wytrwałości (czerwonymi) oraz skupienia (niebieskimi), czy całkowicie kontrolujemy punkty życia. Poszczególne zdolności, które losujemy przed rozpoczęciem rozgrywki, reprezentowane są przez karty oraz kafelki, a zdobycie ich jest związane z pokonaniem wrogich kreatur, po których unicestwieniu otrzymać możemy między innymi klejnoty w kolorach: białym, zielonym, fioletowym oraz czerwonym.

Podczas kolejki śmiałkowie wykonują po jednej z trzech dostępnych akcji: ruch, walka lub odpoczynek. W trakcie przemierzania krainy przedstawionej w rzucie izometrycznym, w recenzowanym Sanctum stajemy do starcia z różnymi demonami. Z karty danego potwora możemy poznać jego poziom, nagrodę, jaką otrzymujemy po wygranej oraz ilość oczek na kostce, które musimy wyrzucić, by zwyciężyć. Przeciwnicy są określani w trzech kolorach oraz na trzech poziomach. W walce używamy kości (na wstępie otrzymujemy dwie, z czasem możemy zyskać ich więcej), dopasowując wynik rzutu do symbolu kostki umieszczonego na plakietce demona. Dla przykładu: stając do starcia z diabłem, który wskazuje symbol dwóch kostek o dwóch oraz trzech oczkach, podczas walki musimy wyrzucić dokładnie tę konfigurację. Od razu nasuwa się więc zarzut co do losowości gry – w tym przypadku jednak, dzięki wykorzystaniu aktywnej kafelki szału, a także za sprawą żetonów wytrwałości oraz skupienia, możemy spróbować wpłynąć na brak szczęścia.

Po zabiciu demona uzyskujemy poziomy, które są przedstawione poprzez klejnoty w konkretnym kolorze i liczbie – wtedy to możemy podejmować decyzje dotyczące naszej tabeli umiejętności. Po rozliczeniu i odwróceniu karty pokonanego, naszym oczom ukazuje się przedmiot (np. Pierścień Meteoru, Bransoleta strażnika źródła czy Rogi Osądu), który ląduje w torbie na ekwipunek. W fazie odpoczynku, po przywróceniu wspomnianych wyżej żetonów, dokonujemy ekwipowania obiektów. Korzystając z posiadanych klejnotów, możemy „przywdziać” daną rzecz, wykorzystać inne przedmioty lub zakupić eliksiry. Dzięki premiom początkowym (zależnym od naszej kolejności w rundach) część graczy już rozpoczyna zabawę z kilkoma magicznymi płynami. Ich zakup, którego dokonujemy poprzez odrzucenie posiadanego przedmiotu, szczególnie przydaje się podczas walki z wrogami.

Sanctum – recenzja gry planszowej. Na spotkanie z Władcą Demonów!

Sanctum – recenzja gry planszowej. Czy Diablo mogło zostać przeniesione na planszę?

Sanctum – recenzja gry planszowej. Czy Diablo mogło zostać przeniesione na planszę?

Podróż poprowadzi graczy przez kilka aktów, a ich liczba zależy od ilości uczestników siedzących przy stole. Ostatnia część poświęcona została decydującemu starciu, czyli walce z Malghazarem. Wspominając o planszach nie mogę wyjść z podziwu nad ich wykonaniem: są one odpowiednio barwne, dopracowane w wielu szczegółach, a wraz z upływem rozgrywki i wkraczaniem do pozostałych etapów zyskują na mroczności, co dodaje grze należytej atmosfery.

Do walki z Władcą Demonów każdy bohater przystępuje samodzielnie, otrzymując 5 kart Władcy i po 4 karty furii, które umieszczane są naprzemiennie. Starcie dzieli się na rundy, podczas których nie ma odpoczynku, a po akcji walki następuje gniew bossa. Posiadając całą masę eliksirów i wiele przedmiotów chroniących (pancerze są szczególnie użyteczne), mamy szansę na wygraną. Jeżeli w naszej ekipie znajdzie się więcej niż jeden gracz, który nie zginął podczas jatki zaoferowanej przez „największego z największych”, o zwycięstwie decyduje ilość posiadanych punktów życia. Muszę jednak przyznać, że w moim przypadku ostatnia batalia dawała mi najmniej satysfakcji – ciągłe walki, wzmożony atak diabła i rychła śmierć, której doświadczałam nie raz, nie dwa sprawiały, że znacznie przyjemniejsze było dla mnie samo dążenie do końcowego przystanku, młócenie piekielnych kreatur i zdobywanie ekwipunku.

Rozgrywka w Sanctum nie należy do najdłuższych – szacowany czas gry to od 60 do 100 minut, jednak najczęściej z dwójką znajomych spędzaliśmy przy planszówce ponad godzinę. Zgodnie z przeznaczeniem, gameplay został opracowany z myślą o użytkownikach powyżej 12 roku życia, ale muszę zauważyć, że z nastolatkami prowadziło się również całkiem ciekawe starcia. Już po pierwszych kilku sesjach uczestnicy dość sprawnie opanowują zasady gry – jeżeli jesteście w miarę biegli w rozgrywce, radzę zwiększać poziom trudności. Tak, w recenzowanym Sanctum istnieje możliwość uczynienia tytułu bardziej wymagającym, jednak ma to swoje przełożenie dopiero w ostatnim akcie, który z natury jest dość bezkompromisowy. Dodając jednak karty Władcy Demonów, możemy uczynić z kulminacyjnego momentu jeszcze bardziej bezlitosną bitwę, w której zwycięstwo osiągnie jedynie rozsądny, posiadający bogaty ekwipunek, gracz.

Sanctum – recenzja gry planszowej. Gdy czekasz na kolejne Diablo...

Sanctum – recenzja gry planszowej. Czy Diablo mogło zostać przeniesione na planszę?

Sanctum – recenzja gry planszowej. Czy Diablo mogło zostać przeniesione na planszę?

Sanctum przeniesie Was w realia, które poniekąd przypominają IP Blizzarda. Pomimo że jest to rozgrywka na planszy, satysfakcja i przyjemność płynąca z zabawy potrafi być nieoceniona. Niezaprzeczalnym atutem produkcji jest jej wykonanie. Najważniejszym celem jest spotkanie z bossem, a utarczki z poszczególnymi demonami, przy odrobinie wprawy, są idealnym sposobem na uzbrajanie się i zdobywanie ekwipunku. W moim odczuciu tytuł nie potrzebuje wyłaniania zwycięzcy – nierzadko czułam, że już pokonanie Malghazara było nagrodą samą w sobie, do której dążył każdy zainteresowany przy stole. Jeżeli udało się to nie tylko jednemu z moich znajomych, czerpaliśmy jeszcze więcej radochy z gry.

W recenzji nie mogę pominąć kilku wpadek, które w trakcie zatapiania się w „diabelnym doświadczeniu” zauważyłam. Przede wszystkim recenzowane Sanctum z czasem powinno zyskać jeszcze więcej opcji – zarówno dzięki przedmiotom, jak i w odniesieniu do spotykanych demonów. Nie zmienia to jednak faktu, że gameplay może przypaść Wam do gustu – pozbywanie się wrogów, rozsądne wzmacnianie się w oczekiwaniu na najważniejszą, wymagającą walkę daje sporo frajdy. Choć nie jest to Diablo przeniesione w całości na planszę, klimat rozgrywki i podchwycone składniki sprawiają, że do Sanctum chce się powracać.

 

PS Egzemplarz gry Sanctum otrzymaliśmy do recenzji dzięki uprzejmości wydawnictwa Rebel. Bardzo dziękujemy!

Iza Łęcka Strona autora
Od 2019 roku działa w redakcji, wspomagając dział newsów oraz sekcję recenzji filmowych. Za dnia fanka klimatycznych thrillerów i planszówek zabierających wiele godzin, w nocy zaś entuzjastka gier z mocną, wciągającą fabułą i japońskich horrorów.
cropper