Dying Light: The Beast powinien być tańszy? Twórca broni ceny

Techland ma spore nadzieje wobec Dying Light: The Beast. Chociaż jest to spin-off, studio postrzega go jak pełnoprawną odsłonę i wyceniło tak, jakby to była kolejna duża odsłona.
Dying Light: The Beast nie jest oficjalnie trzecią częścią serii rozwijanej od 10 lat, lecz Techland ma inne zdanie, gdyż kontynuuje on historię Kyle'a Crane'a – bohatera pierwszej gry. Chociaż studio przygotowało produkcję, która nie zamierza przytłaczać długością i rozmiarem, ma wobec niej duże oczekiwania i uważa, że jest to gra warta każdej ceny.
Kilka dni temu Tymon Smektała udzielił kolejnego wywiadu, w którym nie zabrakło pytań o Dying Light: The Beast. W rozmowie z The Thumb Wars dyrektor marki wytłumaczył, dlaczego tytuł został wyceniony na 60 dolarów, co oznacza, że w Polsce w zależności od platformy będzie kosztować 229,99 (Steam, Epic Games Store), 299 (PlayStation Store) lub 299,99 złotych (Xbox Store).




Jedyną ceną dla Dying Light: The Beast jest ta, o którą prosimy teraz, więc trudno mówić o podwyżce, ale rozumiem, że pytanie dotyczy tego, jak pozycjonujemy grę jako kolejną wielką przygodę w serii, czego nie robiliśmy, gdy gra została ogłoszona. Prosta odpowiedź brzmi – gra urosła, szczególnie w ciągu sześciu miesięcy pod koniec ubiegłego i na początku tego roku.
Od początku projektu zdaliśmy sobie sprawę, że powrót Kyle'a Crane'a jako głównego bohatera coś w nas obudził – dodał nam energii, zainspirował nas, stworzył ambicję, aby potraktować ten projekt w sposób szczególny. Nieustannie dodawaliśmy, ulepszaliśmy, poprawialiśmy, podnosiliśmy poziom technologii stojącej za grą, aż pewnego dnia doszliśmy do wniosku, że Dying Light: The Beast może być najlepszą grą z serii Dying Light, jaką kiedykolwiek stworzyliśmy.
Od czasu ogłoszenia ceny 60 dolarów, wielu fanów wyraziło swoje niezadowolenie, a niektórzy nie widzą tej rzekomej dodatkowej wartości i dlaczego ma kosztować więcej za przygodę na mniejszą skalę. Co masz im do powiedzenia?
Poprosiłbym ich, aby poczekali, aż zobaczą ostateczny produkt. Jestem pewien, że gdy gracze doświadczą gry, zobaczą, że cena – która wciąż jest daleka od najwyższych! – jest uzasadniona. Przejście głównej fabuły w Dying Light: The Beast zajmuje około 20 godzin, a zadania poboczne i aktywności z łatwością podwajają ten czas. Moja ostatnia pełna rozgrywka zajęła mi około 37 godzin i nie było to nawet przejście na 100%.
Ponadto Smektała po raz kolejny podkreślił, że mimo iż początkowo Dying Light: The Beast miał być dodatkiem do drugiej odsłony cyklu, rozrósł się na tyle, aby nie tylko być samodzielnym bytem, ale i traktowanym jak kolejny duży projekt.
Dying Light: The Beast zaczynał skromnie, ale teraz jest większy, bardziej rozbudowany i bardziej zaawansowany, niż początkowo zakładaliśmy. Gdybym miał wskazać jeden powód, dla którego tak się stało, bez wątpienia wskazałbym na czynnik Crane'a. Po prostu uznaliśmy, że powrót tej postaci to niesamowita frajda.
Co ciekawe, deweloper przyznał, że Dying Light: The Beast może zapoczątkować trend, w którym nowe tytuły z serii nie będą numerowane.
Inną ważną deklaracją jest to, że chociaż Dying Light: The Beast będzie dostępny wyłącznie w cyfrowej dystrybucji, w przyszłości może otrzymać limitowaną wersję fizyczną. Ponadto Techland nie planuje udostępniać grę w Xbox Game Pass.