Wrażenia po trzech tygodniach spędzonych z pierwszą w życiu, nowoczesną, konsolą do gier

BLOG
1843V
Wrażenia po trzech tygodniach spędzonych z pierwszą w życiu, nowoczesną, konsolą do gier
Slepak | 21.11.2018, 00:54
Poniżej znajduje się treść dodana przez czytelnika PPE.pl w formie bloga.
Długo uważałem, że kupno konsoli do gier to ekstrawagancja, nie rozumiałem też ekscytacji grami ekskluzywnymi. Praktycznie od czasu komputerów ośmiobitowych uważałem te urządzenia za bardziej uniwersalne od konsol.Gdy we wrześniu zacząłem zastanawiać się nad modernizacją stacjonarki – wymiana procesora na i5 i wymiana grafiki na GeForca 1050, oraz wymuszona tymi zmianami wymiana zasilacza – okazało się, że bez 1500 zł nie mam co wyruszać na zakupy.

Na początku odpowiedź na pytanie: po co ten wpis? Liczę, że osób podobnych do mnie, które wahają się czy w ogóle kupić konsolę jest nadal sporo, być może te wypociny pomogą im podjąć decyzję.

Długo uważałem, że kupno konsoli do gier to ekstrawagancja, nie rozumiałem też ekscytacji grami ekskluzywnymi. Praktycznie od czasu komputerów ośmiobitowych uważałem te urządzenia za bardziej uniwersalne od konsol.

W życiu posiadałem klona Atari 2600 wykonanego przez Toshibę. Konsola w późnych latach osiemdziesiątych oferowała takie hity jak Donkey Kong, River Raid czy Space Invaders. Swoją drogą – patrząc na dzisiejszą modę na retro – aż żal, że oddałem ją kuzynom. Później przez moje ręce przewinęły się ZX Spectrum 48+, Atari 65 XE, Amiga 1200, Amiga 600 HD, aż wreszcie w roku 1995 nadszedł czas na pierwszy komputer klasy PC z procesorem 286 (nie pamiętam już karty graficznej, ale było to coś 8 kolorowego z rozdzielczością 640x480).

Po zakończeniu ZSW (dla niewtajemniczonych – zasadnicza służba wojskowa) nadszedł etap już bardziej klasycznych PC z procesorami 1GHz i wyżej. Wówczas nawet nie brałem konsol po uwagę, choć wielokrotnie zastanawiałem się nad ich magią. Jako fan gier strategicznych nie mogłem zrozumieć co ludzie widzą w tych urządzeniach.

Szczytem moich możliwości game’ingowych było złożenie w 2005 roku komputera z Athlonem 64 3000+ i GeForce 6600GT. Wówczas był to wydatek ok. 3500 zł (były to moje 2 ówczesne pensje). Wraz z założeniem rodziny moje możliwości, tak czasowe, jak i finansowe, zdecydowanie uległy zmniejszeniu. W efekcie modernizacja „blaszaka” zeszła na dalszy plan. Jak łatwo przewidzieć komputer, który w 2006 roku mógł bez większego problemu poradzić sobie z najnowszymi tytułami, w 2012 z trudem radził sobie z najnowszym wydaniem Fify. Z drugiej strony – gdzieś tak ok. 2013 roku miałem styczność z Xbox’em 360 z podłączonym Kinectem. W trakcie nieco „zakrapianej” imprezy u znajomych odkryłem, że zabawa w tenisa, czy kręgle przy pomocy tego urządzenia znacząco różni się od tego czego doświadczam siedząc przed swoim PC.

O tym, że po w/w imprezie nie kupiłem Xbox’a 360 zadecydowało kilka czynników, m.in.:

  • brak strategii typu Crusader Kings, Europa Universalism, czy Hearts of Iron (w które grywam dość regularnie);
  • ceny gier na konsolę (zarówno w wersji pudełkowej, jak i cyfrowej) były i są znacznie wyższe niż na PC (choć mam wrażenie, że ostatnimi czasy różnice jakby się zacierały);
  • przekonanie, że gry na konsole to głównie „strzelanki”, których zdecydowanie nie lubię;
  • brak miejsca na podłączenie Kinecta;

 

Zamiast konsoli zdecydowałem, że ponownie złożę sobie prosty komputer do grania (ot Pentium 3420, ATI HD7770, HDD 250GB, 4GB ram, buda od starego PC) podstawowa konfiguracja, która w tamtym czasie pozwalała na uruchomienie starszych gier w średnich/wysokich ustawieniach, a nowszych tytułów w ustawieniach niskich/średnich. Koszt maszynki wyszedł na poziomie 1200 zł. Do tej ceny powinienem doliczyć Win 10, którego kupiłem okazyjnie za 300 zł. Razem, za naprawdę podstawowy sprzęt do grania, zapłaciłem 1500 zł. W tym samym czasie nowego Xbox’a 360 można było kupić nawet za 700 – 800 zł. Nie pamiętam cen Xbox One, czy Playstation 4 w roku 2014, bo nie interesowałem się wówczas nimi.

Biorąc pod uwagę, że wcześniej korzystałem, naprzemiennie, z 5 letniego, ekonomicznego, laptopa z grafiką Intela, oraz 6 letniej stacjonarki to złożona przeze mnie maszynka była naprawdę olbrzymim skokiem jakościowym. Pamiętam, jak by to było dziś, odpalenie Dragon Age: Początek na maksymalnych detalach (swoją drogą była to, po za Gothic’iem, jedyna gra RPG z takim ujęciem postaci, walki i poruszania się w jaką wówczas grałem). W grę po prostu „wsiąkłem”. W 2015 roku zmuszony byłem – w końcu – wymienić leciwego już laptopa Acera. Wybór padł na Lenovo Y700 (wydatek blisko 4000 zł). Fakt, laptop przede wszystkim miał służyć do pracy biurowej oraz okazyjnie do grania w moje ulubione strategie. Do dziś nadal daje radę, ale o nowszych tytułach typu Wiedźmin 3, czy Dragon Age 3 w natywnej rozdzielczość FullHD mogę zapomnieć (no chyba, że pod podstawkę laptopa włożę wkładki lodowe służące do schładzania stłuczeń :D). Choć muszę przyznać, że pierwszego Wiedźmina na nim ograłem i dał radę na średnich detalach (choć był już gorący).

Gdy we wrześniu zacząłem zastanawiać się nad modernizacją stacjonarki – wymiana procesora na i5 i wymiana grafiki na GeForca 1050, oraz wymuszona tymi zmianami wymiana zasilacza – okazało się, że bez 1500 zł nie mam co wyruszać na zakupy. W tym okresie natknąłem się na wzmiankę o Nintendo Switch. Sama konsolka wielkiego „N” bardzo mnie zaintrygowała, zacząłem więc zgłębiać tematykę świata konsol.

Cóż, stare przysłowie mówi – im dalej w las, tym więcej drzew – to powiedzenie doskonale obrazowało moje poszukiwania. Cena Switcha, w stosunku do możliwości była… hmm… niejednoznaczna. Niby za 1200 zł można już było tą konsolkę dostać ale jak człowiek doliczył jakiś podstawowy tytuł, w który można by zagrać robiło się już 1400 – 1500 zł, a same tytuły, no może po za Mario Odyssey, brzmiały dla mnie całkowicie obco. Dodatkowo odstręczająco zadziałał brak lokalizacji gier. Niby podstawy angielskiego mam opanowane ale… w trakcie grania w taką Zeldę, czy choćby właśnie Mario Odyssey obawiam się, że musiał bym już sięgać po słownik, a chyba już z tego wyrosłem, aby tłumaczyć sobie frazy w grze (choć pamiętam czasy gdy ze słownikiem w ręku grałem w Railroad Tycoon czy Theme Park :).

W efekcie Switch odpadł z konkurencji. Plusem poszukiwań było to, że zacząłem brać pod uwagę zakup konsoli stacjonarnej, minusem „przekleństwo nadmiernego wyboru”. Pojawiło się pytanie – co wybrać? PS4, czy Xbox One? Którą wersję – podstawkę czy mocniejszą odmianę? Z tymi pytaniami długo się zmagałem. Pomagał znajomy (posiadacz PS4 Pro i Switch’a), przeglądałem Youtub’a, różne recenzje… Uwierzcie na słowo – był moment, że miałem dość.

 

W końcu odwróciłem pytanie – zamiast pytać, którą konsolę, zacząłem się zastanawiać w co chcę grać?

 

Sony to duża gama tytułów ekskluzywnych, ale ich tytuły niewiele mi mówiły. Ceny samych gier – tak jak pisałem wyżej – trochę mnie mroziły. Nadmienię, że jestem osobą, która lubi cyfrową dystrybucję (po prostu przyzwyczaiłem się do wygody dostępu do biblioteki gier, bez szukania pudełka). Na plus tej konsoli na pewno mogłem zaliczyć olbrzymi rynek wtórny – dość blisko mam nawet sklep z grami prowadzony przez pasjonata, więc było by skąd kupować starsze tytuły za rozsądne pieniądze.

Konsola Microsoftu to wielki przegrany na polskim (i chyba nie tylko polskim) rynku. Praktyczny brak tytułów ekskluzywnych, za to – jak dla mnie – dużo więcej tytułów, których brzmienie nie jest mi obce i kojarzę mniej/więcej „z czym się je je” (Forza, Halo czy Fable). Biorąc pod uwagę, że komputer stacjonarny w założeniu ma pójść w odstawkę, a laptop nie uciągnie już nowszych tytułów (takie RDR2 raczej by go ugotowało :)), to na ekskluzywności tytułów mi nie zależało. Konsola miała mi zapewnić dostęp do gier i większą bibliotekę gier z konsoli poprzedniej generacji, których po prostu nie znam. Stąd – przynajmniej dla mnie – ciekawym rozwiązaniem jest Game Pass w połączeniu z kompatybilnością wsteczną – ot, usługa, z którą oswoił mnie Netflix, tyle, że zamiast filmów korzystam z gier. Do tego – EA Access – praktycznie kopia Game Pass’a ale za ułamek jego ceny, oferując dostęp do starszych wersji Fify, Madden, czy w końcu Dragon Age… Cóż, za 80 zł rocznie? Dla mnie bomba.

W efekcie w moich porównaniach Xbox zaczął wygrywać, bo za +/- 50 zł miesięcznie maszyna od MS oferowała dostęp do ponad 100 gier. Tak, wiem, za 50 zł mogę spokojnie kupić dwuletnią używkę na PS4, jak pozbieram to po 2 miesiącach mogę kupić roczną używkę, a po 4… nowość. Czyli podsumowując: wydając rocznie 560 zł mam dostęp do ponad 100 gier kontra 3-12 tytułów… Cóż – różnica dość znacząca. Zdaję też sobie sprawę, że tytuły dostępne w ramach abonamentu potrafią być skrajnie różne jakościowo (od hitów po… totalne szmiry).

Wiem też, że 100 gier rocznie nie ogram za cholerę. Nie ogram nawet 12 bardziej rozbudowanych (taki Wiedźmin zajął mi 3 tygodnie na łatwym poziomie trudność, obecnie przechodzę go na normalnym – zakładam, że będzie to mniej/więcej 2x tyle). Różnica polega na tym, że… w przypadku Game Pass’a jeżeli tytuł mi nie podpasuje to go odinstaluję i poszukam czegoś innego, nic nie tracę na tym zabiegu. W przypadku odsprzedaży używki stracę ok. 30 – 50% ceny. Tytuły ekskluzywne? Dla mnie Horizon Zero Down czy God of War są porównywalne z Rise of Tomb Rider czy Hitmanem. Dlaczego? Bo żadnego z tych tytułów nie znam i każdy z nich da mi frajdę. Tak, wiem, że 2 pierwsze tytuły są dostępne tylko na Playstation. I co z tego? Do tej pory nie grałem w nie, tak jak nie grałem w żadnego Assasin Creed’a, Wiedźmina 2 i 3, czy Hitmana. Do orania mam tyle multiplatformówek, że zwracanie uwagi na to, czy na daną konsolę jest tytuł ekskluzywny czy nie przestało mieć znaczenie. Za to cena dostępu do konkretnych tytułów, już takie znaczenie ma. Co ciekawe, zauważyłem, że – prawdopodobnie ze względu na niższą popularność konsoli – ceny używanych gier na Xbox’a są trochę niższe niż na Playstation. Ot, taki mały ewenement.

Powyższe rozmyślania spowodowały, że postawiłem na Xbox’a. Pozostało wybrać, którą wersję – „eSka” kusiła ceną. Po przeczytaniu recenzji wiedziałem jednak, że wadą tej wersji jest brak „mocy”. Przy podłączeniu do nowego telewizora FullHD w części tytułów konsola mogła by po prostu rozczarować. Ponieważ miałem okazję zobaczyć jak wygląda Dragon Age: Inkwizycja na Xbox 360 miałem świadomość, co może zrobić z grą nadmierna optymalizacja. Po kolejnych przemyśleniach – decyzja Xbox One X.

Zacząłem polować na promocje – trafiłem MS Store „X” za 1869 zł z Forza Horizon 4, Forza Motorsport 7 i Fifą 19 za 1 zł. Dobrałem 2 pada – za całość zapłaciłem niecałe 2100 zł. W zestawie dostałem 1 m-ąc game pass’a oraz 2x 14 dni game with gold (zdrapka z konsoli i druga z pada)

Pierwszy kontakt był… zaskoczeniem. Wielkość konsoli i jej wygląd w porównaniu do PC czy nawet Xbox’a 360 to po prostu ideał. Pudełko nie rzuca się w oczy, bez problemu mieści się przy TV, a jednocześnie dzięki stonowanemu designowi nie stanowi jakiegoś dysonansu. Ot, kolejny sprzęt elektroniczny, choć charakteru całości dodaje białe, podświetlane logo. Dzięki matowej obudowie konsola praktycznie nie ma problemu z ryskami czy odciskami palców. Dla mnie dużym plusem jest też praktyczna bezgłośność – nawet w nocy nie słychać systemu chłodzenia.

Kolejnym zaskoczeniem była możliwość podpięcia słuchawek do pada (ja naprawdę nie wiedziałem przed zakupem o tej możliwości), przy graniu wieczorem rewelacja. Sam pad – dla mnie ideał, choć nie będę ukrywał, że uczę się grać przy jego pomocy. Lata grania na zestawie mysz + klawiatura robią swoje. Mały plusik należy się również za zastosowanie jako źródła zasilania pada baterii AA/LR6. Dzięki temu za bardzo rozsądne pieniądze można korzystać z baterii lub akumulatorów. Od siebie polecam zakup dobrych akumulatorów, bo przy podłączonych słuchawkach baterie wyczerpują się po ok. tygodniu grania.

Obecnie ogrywam Forzę Horizon 4, Hitmana (Game Pass), Rise of Tomb Rider. Hitman i Tomb Rider spowodowały, że od nowa odkrywam przyjemność grania. Forza, jak na razie, sprawia mi większe problemy, za cholerę nie mogę wyczuć dynamiki zakrętów, choć pierwsze wygrane naprawdę spowodowały dużą satysfakcję.

Fifa 19, którą kupiłem za 1 zł to największy zgrzyt – MS Store sprzedaje grę pudełkową przeznaczoną na rynek zachodnioeuropejski – w efekcie, ze względu na politykę regionalizacji sprzedaży, którą prowadzi EA, nie mam w grze polskiego. Cóż, da się żyć, choć trochę szkoda, że w momencie zakupu MS nie informuje o tym fakcie.

Sporo radochy sprawiło mi też Giana Sister – platformówka w starym, „amigowym” stylu, z piękną, kolorową grafiką i niezłym poziomem trudności (ot, na ustawieniu normalnym, jest dla mnie akurat, nie za trudne, nie za łatwe, po prostu idealne, żeby wieczorem odprężyć się przy przechodzeniu 1 – 2 poziomów ;))

Czy po 3 tygodniach posiadania konsoli jestem zadowolony z zakupu? Zdecydowanie TAK.

Czy polecę zakup konsoli? Zdecydowanie TAK.

Czy w dzisiejszych czasach ma sens kupowanie ekonomicznego komputera do gier? Zdecydowanie NIE (o tym dlaczego tak uważam już trochę napisałem wyżej ale więcej wyliczeń i przemyśleń na ten temat popełnię w następnym blogu).

Czy uważam, że jakaś konsola jest lepsza od innej? TAK, ta na którą Cię stać ;) (więcej przemyśleń na ten temat w następnym blogu).

Oceń bloga:
40

Komentarze (69)

SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych

cropper