Retro-klasyczna przeszłość, dzisiaj! Part V: Star Wars: Masters of Teras Kasi, zaginiony rodzynek w świecie bijatyk.
Swego czasu, tak zwane bijatyki, rządziły międzynarodowym gamingiem. Czy to w salonach gier, czy w domowym zaciszu, miały miejsce niezliczone turnieje, zaprzyjaźnionych graczy. Królował Tekken, Mortal Kombat, Virtua Fighter, Battle Arena Toshinden i wiele innych tytułów. Prócz tych wszystkich popularnych gier, była taka jedna nietuzinkowa produkcja, umiejscowiona w jednym z najsłynniejszych uniwersów, a mowa o Star Wars: Masters of Teras Kasi.
Korzystając z okazji, że w zeszłym tygodniu, pojawiła się notka, która poruszyła kwestię, zaginionych serii bijatyk, chciałbym wspomnieć i przybliżyć, tytuł o którym w felietonie nie wspomniano, a na pewno na to zasługuje, szczególnie teraz, kiedy to po latach poszukiwań i batalii na aukcjach, udało mi się zdobyć moją własną kopię i stosownie ją sobie odświeżyć.
Star Wars: Masters of Teras Kasi, tytuł tak niszowy, że aż zaginął w pomrokach dziejów. Zapytacie. Jak to gra z magicznymi dwoma słowami w tytule, a mało kto o niej pamięta? No niestety taki los spotkał ten twór. Nikt do dziś nie wie co było tego powodem, czy to data wydania, czy kosmiczna wręcz konkurencja na rynku, a może po prostu, znane wszystkim realia nie bardzo pasowały do konwencji bijatyki? Czym więc było Masters of Teras Kasi? Pierwszy trop pada na sam podtytuł gry. Masters of Teras Kasi. Co to jest? Tak się składa, że fani uniwersum, są co nie co uświadomieni w temacie. Teras Kasi, to swoiste, międzygalaktyczne połączenie sambo i zabójczego stylu Muay Thai. Po prostu starożytny, styl walki wręcz, który zastosowano później, w walce bronią białą czy mieczem świetlnym, a najsłynniejszym użytkownikiem tego stylu, był bez wątpienia Lord Sith Darth Maul. Jak widzicie, tytuł gry jasno i wyraźnie wskazywał, że to bijatyka. Jednak przez pryzmat czasu, stwierdzam że gdyby nazwać tą grę Star Wars: Ultimate Showdown czy może po prostu Battles, gra przyciągnęła by szerszą uwagę.
Jak ogólnie prezentowała się gra. Star Wars: Masters, nazywane tak w skrócie, przez skromne grono fanów, wyszło w roku 1997 na pierwsze Playstation. Były to czasy, zadyszki Mortal Kombat, upadku Virtua Fighter i bezsprzecznie się do tego przyczyniającej, hegemonii nowego króla o swojsko brzmiącej nazwie TEKKEN!!! Jak w tych czasach, jakakolwiek inna bijatyka, miała w ogóle szanse w starciu z gigantem. Jednak Lukas Arts, poprzez wzgląd na perwersyjną, wręcz manię graczy, na punkcie, laserowych jarzeniówek, podjęło decyzję o wydaniu prawdziwego fightera w ty uniwersum. Gra nie różniła się zbytnio od tego z czym mieliśmy do czynienia na rynku. Intro typowo StarWarsowe, znana muza, napisy uciekające w głąb ekranu, później przeplatane pojedynkami, postaci które za chwile miały wpaść w nasze ręce. Wybór trybów, standardowy: Arcade (Story), VS, Team Battle, Survival. Każdy od razu lutował w Arcade żeby tylko położyć swe łapska na świetlówce! Character Select, szybki przegląd i co!? Mamy tylko Luke'a Skywalker'a z zieloną lub niebieską latarką w rękach, zależnie od wybranego stroju. Pytanie rodzi się samo WTF!!! Bijatyka ze świata gwiezdnych wojen, a tam jeden Jedi i reszta ekipy, walcząca wręcz lub różnego rodzaju, badylami czy blasterami!? Pierwszy minus, zły dobór postaci. Bo kogo do cholery, jara walka obleśnym, świńskim strażnikiem Jabby, czy narwanym Tuskenem z flintą w łapach!? Pomimo tych paru dziwolągów w składzie znajdowali się: Han Solo, ze swoim nieodłącznym blasterem, jego kompan Chewbacca, Księżniczka Leia w stroju łowcy nagród, walcząca swego rodzaju, świetlną tyczką:-) legendarny Boba Fett no i jako że gra prócz samej starej trylogii, bazowała również na książkach i komiksach, pojawiła się też zabójczyni Arden Lyn i jej mechaniczna ręka. Przechodząc grę na różnych poziomach trudności czy innych trybach. Można było odblokować ukryte postacie, takie jak sam Lord Vader, inny Mandaloriański łowca głów, rywal samego Boby, zwany Jodo Kast, Stormtrooper, no i ostatecznie po wpisaniu specjalnego kodu i pobiciu fighterów na wysokim poziomie, naszym oczom ukazywała się Mara Jade. Rudowłosa szmuglerka, późniejsza uczennica i żona Luke'a! Walcząca do tego fioletowym, mieczem świetlnym, który chyba skradła, mistrzowi Windu:-P I to by było tyle. Można było rozegrać legendarny Duel Vader VS Luke i obić buźkę Marze, ale na tym się walki na miecze kończyły!? Dlaczego brakowało Obi Wana, Dartha Sidiousa vel. Imperatora? Gra opierała się o całe uniwersum książkowe, w którym aż roiło się od innych Sithów czy Jedi. Po tej gorzkiej pigule trza było się zabrać za inne postacie i przybliżyć sobie co nie co ogólny styl walki. W tej kwestii, tytuł nie odbiegał od klasyki gatunku. Proste combo, upper-cuty, podcinki, dobicia, specjale po uprzednim naładowaniu się paska energii. Każda postać posiadała jakby dwa odmienne style walki, zaraz po wyciągnięciu broni, gra zmieniała, nieco oblicze. U panów z zakonów świetlnych mieczy, było dość oczywiście, szybkie ciecia, przebicia, 5 ciosowe combo, pełno błysków i trzasków, plus moce światła i ciemności, Darth Vader np. dusił za pomocą siły woli. Reszta ekipy tłukła się dość chaotycznie, posiłkując się blasterkami, kijami i innymi metalowymi ramionami!? Wszystko jawiło się jako źle zbalansowana, bitka pod sklepem. Jednak walka, spełniała swoje zadanie i grało się przednio, nie była to gra do masterowania, ale radocha, szczególnie w versusie, udzielała się każdemu. A jak to wyglądało?
97 rok, czyli pozlepiane bryły i poruszanie w pseudo 3D na modłę Mortal Kombat 4. Mapki usytuowane w znajomych lokacjach, puskowia Tatooine, zaspy Hoth, lądowisko na Endor czy Cloud City ze słynnym Slave I w tle, oczywiście nie mogło zabraknąć Cryo Chamber czy Throne Room samego imperatora. Każda mapka była dość klimatyczna, a przygrywająca w tle, licencjonowana muza, co rusz wrzucała, banana na pysk. Miecze błyskały, Boba Fett szalał na jetpack'u, Leia fikała w swoim slave bikini, po ówczesnym odblokowaniu oczywista:-) i się działo! Gra była pełna miodu, dla wszystkich fanów.
Nawet pomimo wcześniej wspomnianych przywar, gra odgryzła swój kawałek tortu świata bijatyk, tyci kawałek, ale jednak! Po tylu latach zastanawia więc fakt, że nigdy więcej nie mieliśmy do czynienia z bijatyką z tego zacnego uniwersum. Raz podjęto swoistą próbę, przy okazji premiery Star Wars Episode III: Revenge of the Sith, na PS2 i XBox. Mianowicie po przejściu gry, odblokowywał się owy tryb Duel i można było poobijać czy raczej pociąć się na kawałki, paroma znanymi skąd inąd bohaterami. Był Mace Windu, Anakin Skywalker, Obi Wan Kenobi, Darth Tyranus, a po późniejszym odblokowaniu, nawet Darth Vader i stary Ben Kenobi, walczący ze sobą na pierwszej Gwieździe śmierci. Jako że był to dodatek do właściwej gry, nie zyskał popularności. Warto też wspomnieć, o gościnnym występie postaci Dartha Vadera, Yody i Starkillera, głównego bohatera SW: Force Unleashed, w grze Soul Calibur IV, ale to by było na tyle w temacie bijatyk w świecie Gwiezdnych Wojen. Jest to bardzo zagadkowe, bo czy jest inna gorętsza tematyka, godna przedstawienia w konwencji bijatyki? No właśnie! Aż się prosi o odwzorowanie, wieloetapowych walk, na interaktywnych arenach, wzorowanych na DoA, oparciu historii o całe uniwersum i tryb story na całej sadze. Co stało na przeszkodzie w wydaniu gry, która bankowo, przyciągnęła by do siebie wielu. Już się tego nie dowiemy. Lukas Arts przestało istnieć, resztę kupił Disney i to teraz od ich decyzji zależy, jaki tor obiorą gry ze świata Star Wars. Nam pozostaję jak zwykle patrzeć w przyszłość i cierpliwie czekać.