W co grał Jana w 2025 plus kilka przemyśleń
Witam wszystkich. Jak co roku przyszedł czas na małe podsumowanie i pochwalenie się tym co udało mi się ukończyć oraz kupić, choć tym razem jest tego troszkę mniej niż zazwyczaj. Jest to spowodowane tym że chyba w końcu udało się uzbierać wszystkie sprzęty na których mi zależało i skupiłem się głównie na uzupełnianiu kolekcji gier na konsole które już posiadam.
Jeśli chodzi o naszą ukochaną branże to troszkę się w tym roku działo i mieliśmy premierę Switcha 2, który jak na razie nie robi na mnie jakiegoś dużego wrażenia i trochę mnie boli że tak wiele gier choć są w pudełku to jest to już w pewnym sensie iluzja i duże ilości GB trzeba dociągać. Żadna z wydanych gier też nie spowodowała że zaczęło mi szybciej bić serce choć obstawiam że taki Mario Kart i Donkey Kong Bananza to bardzo dobre gry. Switcha 2 kupię na bank, jednak nie mam ciśnienia i jestem w stanie to zrobić za rok lub nawet dwa bo mam w co grać.
Jeśli chodzi o PS5 i Xboxa to w końcu coś ruszyło i zaczęły wychodzić konkretne gry, a wiele dobrego wyjdzie w przyszłym roku. Uważam że zdecydowanie za długo wspierali starsze sprzęty przez co nie mogliśmy doświadczyć nowej jakości i dopiero teraz ruszyła nowa (lepiej późno niż wcale) generacja.
W 2025 stała się też jeszcze jedna ważna rzecz, a mianowicie MS stał się w 100% firmą multiplatformą i wydaje gry na PS5 czyli po ponad 20 latach walki z małą firmą jaką jest dla nich Sony w końcu zmienili taktykę. Przyznam że bardzo mi to ułatwia sprawę bo nie muszę już się zastanawiać czy kupić Xboxa bo wszystko będę miał na PS5. Co ciekawe dzieje się to właśnie teraz gdy MS po tych wszystkich zakupach rozkręcił się na dobre i praktycznie ciągle wydaje jakieś gry no, ale gdzieś ten hajs przecież trzeba zarobić bo na samym GP długo by nie pociągnęli stąd decyzja o zostaniu firmą multiplatformową.
Co do Sony i ich studiów to uważam że takiej biedy nie było chyba nigdy i jestem nimi mocno rozczarowany. Oczywiście coś tam wyszło i pewnie jeszcze wyjdzie, ale problem jest widoczny i przez lata wspierania byłem przyzwyczajony że nigdy nie zawodzili pod względem gier.
A teraz klasycznie lista gier, które ukończyłem w 2025. Nie wszystkie pękły na 100%, ale w każdej ujrzałem napisy końcowe co uznaje jako zaliczone. Tradycyjnie przypominam że moja skala różni się od tej obowiązującej na ppe i u mnie 5-6/10 to gry średnie co nie znaczy że nie warte uwagi, a wszystko co wyżej to gry dobre, bardzo dobre i genialne.
1. Air Twister (NS) - 8-/10
2. Alleway (NS-GB) - 6/10
3. Kuru Kuru Kuruin (NS-GBA) - 7/10
4. Bloodstained Curse of the Moon (NS) - 8+/10
5. Bloodstained Curse of the Moon 2 (NS) - 9/10
6. Onimusha: Dawn of Dreams (PS2) - 8/10
7. Dynamite Cop (DC) - 7+/10
8. Sword of the Berserk: Guts Rage (DC) - 8-/10
9. Zombie Revenge (DC) - 9/10
10. Vigilante 8 (PSX) - 8+/10
11. Disney Epic Mickey Rebrushed 6/10 (NS)
12. The Adventure of Lomax 8/10 (PSX)
13. Soul Blade (PSX) - 9/10
14-21. IGS Classic Arcade Collection (NS) - 7/10
22. Warhammer 40,000: Space Marine 2 (PS5) - 7/10
23. Alien vs Predator (co-op) (Capcom Home Arcade) - 8+/10
24. Final Vendetta (co-op) (NS) - 7/10
25. The TakeOver (co-op) (NS) - 8/10
26. The Punisher (co-op) (NS) - 10/10
27. Ninja Gaiden Sigma (NS) - 9-/10
28. Ninja Gaiden 2 Black (PS5) - 9/10
29. Croc: Legend of the Gobbos (PSX) - 8+/10
30. Chaos Legion (PS2) - 7+/10
31. Crash Bandicoot (PSX) - 10/10
32. Death Stranding DC (PS5) -8+/10
33. Ace Combat: Distant Thunder (PS2) - 7+/10
34. Ace Combat: Squadron Leader (PS2) - 9/10
35. Ace Combat: The Belkan War (PS2) - 9-/10
36. Metamorphic Force (NS) - 7+/10
37. Power Rangers: Rita's Rewind (NS) -7+/10
38. Vigilante 8 (N64) - 8+/10
39. Super Mario Bros (NES) - 9/10
40. Vigilante 8 2nd Offense (N64) - 8/10
41. Super Mario Bros 2 (NES) - 8+/10
42. The Chronicles of Wolf (NS) - 8-/10
43. The Sky Crawlers: Innocent Aces (WII) - 6+/10
44. Spyborgs (WII) - 5/10
45. Gradius: The Interstellar Assoult (NS-GB) - 7/10
46. Super Mario Bros 3 (NES) - 11/10
47. Little Nemo: The Dream Master (NES) - 9/10
48. The Flinstones: The Rescue of Dino & Hoopy (NES) - 9-/10
49. Resident Evil (Saturn) - 10/10
50. Robocop Rogue City: Unfinished Business (PS5) - 7/10
51. Vigilante 8 2nd Offense (DC) - 9/10
52. Air Combat 22 (NS) - 6/10
53. Ridge Racer (NS) - 8-/10
54. Castlevania: Lords of Shadow 2 (XONE-X360) - 8-/10
55. Cronos: The New Dawn (PS5) - 9-/10
56. Mario vs Donkey Kong (NS) - 5+/10
57. Terminator 2: Judgement Day (co-op) (Arcade) - 8+/10
58. Zero Team (co-op (Arcade) - 8/10
59. Ninja Gaiden: Ragebound (NS) - 8+/10
60. Shinobi: Art of Vengeance (NS) - 9-/10
61. Ninja Gaiden 4 (PS5) - 8/10
62. Resident Evil: Village (PS5) - 8-/10
63. Headhunter (DC) - 8+/10
64. Double Dragon: Revive (NS) - 6/10
65. Terminator 2D: No Fate (NS) - 8/10
66. Dragon Ball Sparking! Zero (PS5) - 5/10
67. Absolum (NS) - 8/10
68. Crash Bash (PSX) - w trakcie
69. Resident Evil 5 (co-op) (PS4) - w trakcie
Wszystkie gry po ich ukończeniu opisałem w encyklopedii ppe, więc jak ktoś chce wiedzieć więcej to zapraszam.
A teraz małe chwalonko co tam wleciało do kolekcji. W tym roku nie ma tego za dużo bo tak jak pisałem w końcu dobiłem do momentu gdzie posiadam już wszystkie (no może z wyjątkiem Snesa) konsole, na których mi zależało. Mniejsze zakupy czyli pojedyncze gry, których trochę się nazbierało wrzuciłem do galerii żeby nie robić tutaj bałaganu.
Nintendo

W tym roku obchodzę niemały jubileusz, a dokładnie 35lecie odkąd Tata kupił mi Nesa i choć wcześniej w domu mieliśmy Atari 7800 to od Nintendo i Mario zaczęło się u mnie całe szaleństwo związane z grami i trzyma mnie do dziś. Żeby to jakoś uczcić postanowiłem znowu kupić ten cudowny sprzęt i znowu poczuć się jak mały Janek. Co prawda od kilku lat dobrze służył mi Nes Mini do którego wgrałem sobie ulubione gry, ale nic jednak nie zastąpi telewizora kineskopowego.
Żeby nie ładować się w kolejne zbieractwo (choć niewykluczone że kupię kilka gier) zakupiłem sobie Krzysio Carta, który odpala wszystkie gry z każdego regionu.

Ninja Gaiden: Ragebout
Kiedy przeczytałem że powraca Ninja Gaiden i to w swojej klasycznej formie tak się podjarałem że zamówiłem limitowaną edycję. Gierka jest bardzo dobra, a edycja limitowana zawiera takie bajery jak plakat, przypinke, mape na materiale, kilka bajerów oraz piękna dioramę.


Recka
Od pierwszych zapowiedzi nie mogłem się doczekać tej gry bo mimo że uwielbiam nowsze części w 3D to mam też słabość do klasycznych odsłon. Ragebound to taki spin-off, który cofa się aż do wydarzeń z jedynki na nesa jednak głównym bohaterem nie jest Ryu, a jego uczeń Kenji. Twórcy odrobili lekcje i przygotowali wiele smaczków dla starych fanów żeby rozmiękczyć ich serca. Doskonale wiedzieli jak to zrobić i odtworzyli nawet kultowe intro z NG1, a nawet poprzedzili je grywalnym prologiem, a wszystko to przy oryginalnej muzyce z pierwowzoru. Po takim wejściu już byłem porobiony, a to był dopiero początek całej przygody. Rozgrywka przypomina klasyczne części z kilkoma nowymi bajerami jak odbijanie się od przecinków, które jak się dobrze opanuje sprawi że staniemy się prawdziwym kozakiem. Gra jest niezwykle dynamiczna, nasz ninja biega, skacze,turla się, chodzi po ścianie i suficie, a w specjalnych levelach jeździ na motorku i pływa na skuterze, a to wszystko przy klimatycznej muzyce. Jeśli chodzi o poziom trudności to uważam że nie jest jakoś przesadnie trudny, a bossowie, którzy przy pierwszych starciach wydają się przegięci po 10 minutach padają. Ninja Gaiden: Ragebound to bardzo dobra gra i widać że zrobiona od serducha z poszanowaniem marki jednak jednocześnie odczuwam że dało się kilka rzeczy zrobić lepiej i walki z bossami mogły być bardziej epickie.Tu niby wszystko było ok, ale nawet przy finałowym bossie nie czułem jakiegoś napięcia i ekscytacji. Mimo to jest to świetna gra i udany powrót do klasycznej formuły. Moja ocena to 8+/10

Ten rok był zdecydowanie rokiem Ninja i wysypało nam trochę gier w tych klimatach. Wyszedł świetnie odświeżony Ninja Gaiden Black 2, Ninja Gaiden 4, rewelacyjny Shinobi, a Cyber Shadow w końcu dostał zasłużone pudełko.
Ogólnie to przez ostatnie lata wróciła moda na Ninja i trochę się tego nazbierało co mnie bardzo cieszy bo mam słabość do takich gier.

Mortal Kombat: Legacy Kollection
W dawnych latach Mortal Kombat to była dla mnie religia, a lore studiowałem jakby to był jakiś testament. Ciosy, combosy i wykończenia miało się w małym paluszku choć na Sega Mega Drive część z nich robiło się troszkę inaczej, ale ostatecznie granie na konsoli poprawiało skilla gry na automacie gdzie było można przyszpanować jakimś fatalcem. W tamtych czasach stawiałem MK wyżej od Street Fightera i dopiero po wielu latach dostrzegłem że Mortale mają troche skopany balans i to bijatyka Capcomu jest systemowo uczciwsza.
Mimo to na wieść o kolekcji serduszko zabiło nieco szybciej, tym bardziej że oprócz trzech części, ultimate i trylogii dorzucono mitologie Sub-Zero której jestem wielkim fanem i pomimo częstej krytyki tej części uważam że to świetna gra. Do tego sporym wabikiem okazał się Mortal Kombat 4 w wersji Arcade co jest absolutną nowością na domowych sprzętach bo wersje na Psxa i DC miały swoje za uszami. Z tego co czytałem na premierę wersja cyfrowa miała dużo błędów i wiele gier chodziło gorzej niż oryginalnie czego twórcy powinni się wstydzić. Później jednak większość tych błędów połatali i wersja pudełkowa, która wyszła później nie miała tych problemów.
Wybrałem limitke, ale nie tą z najwyższej półki bo jednak trochę było szkoda kasy, a teraz żałuję, ale mówi się trudno

Terminator 2D No Fate
Już po pierwszym zwiastunie wiedziałem że jak ruszą preordery to trzeba będzie zamówić jednak szkoda mi było kasy na edycję z glową T-800 bo okazałem się skenerą, a teraz trochę żałuję. Mimo to nie jest źle i ta wersja zawiera piękny artbook, monetę i bandanę, która może posłużyć jako plakat.

Recka
Jako fan Terminatora już po pierwszej zajawce wiedziałem że to gra dla takich ludzi jak ja bo wyglądało to fantastycznie. Za grę odpowiada ekipa Bitmap Bureau czyli ludzie od takich gier jak Xeno Crisis i Final Vendetta więc można powiedzieć że coś tam ogarniają choć to bardzo małe studio. Terminator 2D: No Fate to gra bardzo podobna do Contry i to zarówno jeśli chodzi o gameplay jak i długość rozgrywki bo całość można przejść w 40 minut jeśli dobrze ogarniamy. Dla wielu pewnie będzie to ogromna wada i faktycznie mogła być ciut dłuższa jednak takie gry istnieją nie od dziś i ich specyfika polega na grywalności i przechodzenia gry po kilka razy żeby pobijać wyniki. Gra korzysta z licencji i robi to tak dobrze że mięknie serce każdego fana Terminatora. Zaczynamy jako Sarah Connor, która próbuje wysadzić Cyberdyne przez co trafia do psychiatryka, później gramy jako Kyle Reese i John Connor w przyszłości by w końcu odegrać kultowe sceny z filmu T2. Autorzy wrzucili masę szczegółów i przenieśli kultowe sceny w 16-bitowe ramy. Jest słynny bar gdzie Arnold wpada na waleta, jest pościg gdzie John ucieka na motorze, a T-1000 goni go ciężarówką, misja z wysadzeniem Cyberdyne, pościg, który kończy się w odlewni. No jest dosłownie wszystko i aż micha się cieszy jak się to wszytko ogląda. W grze są również wybory moralne i można odmienić bieg wydarzeń więc wypada ukończyć kilka razy. Graficznie to jest raczej bez szału i jest wiele indyków, które wyglądają dużo lepiej, ale myślę że tak właśnie miało być i gra miała dosłownie imitować gry z lat 90. Jeśli chodzi o muzykę no to tutaj nie ma już kompromisów i jest to możliwe najwyższa liga. Dostajemy kultowe kawałki oraz ich różne przeróbki, które nadają szalone tempo i sprawiają że aż chce się przechodzić kolejne levele. Podsumowując Terminator 2D: No Fate to gra zrobiona raczej niewielkim kosztem bo większość hajsu poszła zapewne w licencję, jednak jest na tyle intensywna i grywalna że mimo krótkiego czasu potrzebnego na przejście gry jest produkcją do której będzie się wracało latami. Ilość smaczków i ost sprawiają że można uronić łezkę i o to właśnie chodziło. Moja ocena to 8/10

Puzzle
Trzy lata temu wciągnęliśmy się z żoną w układanie puzzli i lecimy dalej z tematem. Jest to świetna forma spędzania wspólnego czasu, a do tego oczy mogą na chwilę odpocząć od ekranów. Na angielskim Amazonie mają fajne puzzle z tematyką retro.



Lego
Jako dziecko uwielbiałem klocki lego i była to chyba dla mnie najlepsza forma zabawy w domu (oczywiście oprócz grania) i oprócz podstawowego czerwonego wiadra z kolorowymi klockami posiadałem kilka tematycznych jak ogromny komisariat policji, wyspe piratów, księżycowy łazik czy auto z serii Lego technic. Od tamtej pory minęło około trzydzieści lat i zachęcony różnymi zakupami kolegów z discorda postanowiłem kupić na początek coś lajtowego, ale już wiem że na tym się nie skończy bo to nadal świetna zabawa.


Kompendium PSX
Jako że jestem mocno sentymentalnym gościem to skusiłem się i wziąłem udział w zbiórce na Kompendium PSX. Mimo że w środku nie ma niczego czego bym nie miał w głowie bo po tylu latach czytania różnych magazynów, publicystyki i oglądania różnych filmików na YT wszystko już zostało opowiedziane to jednak fajnie mieć wszystko w jednym miejscu. Książka zaskoczyła mnie swoim rozmiarem oraz wagą, a oprawa graficzna jest miła dla oka. Przeczytałem w dwa dni i naprawdę miło było jeszcze raz odświeżyć wszystkie informacje i poczytać o kultowych grach. Jakbym miał się czepiać to zabrakło kilku gierek jak na przykład Tobal, Kula World czy Fighting Force. Skoro pokazano ICO w formie prototypu na psxa to dało się też pokazać Onimushe, ale rozumiem że na wszystko nie starczyło miejsca. Ogólnie książka dla każdego fana szaraka i mogę ją polecić wszystkim miłośnikom tej magicznej skrzynki.

Korzystając z okazji mogę polecić wam jeszcze kilka innych książek jak na przykład Rewolucjoniści z Sony, która w odróżnieniu od Kompendium skupia się bardziej na kulisach planowania i powstawiania pierwszego PlayStation. Bardzo dobrą lekturą jest też Niech żyje Mortal Kombat, która skupia się na pierwszych częściach smoczej serii. Dla fanów Residenta pozycją obowiązkową jest książka Itchy Tasty, która skupia się na klasycznej trylogii i Code Veronica. No i na koniec klasyk Wojny Konsolowe czyli książka, którą trzeba mieć. Opowiada ona o wyniszczającej wojnie między Segą, a Nintendo w czasach panowania 16-bitowych konsol. Fajna tym bardziej dla mnie, że opowiedziana z perspektywy Segi.

Co tam u mnie słychać?
W sumie bez większych zmian i jak większość z nas muszę tyrać w robocie, a z tych przyjemniejszych rzeczy oprócz kolekcjonowania i grania w gry, regularnie chodzę na siłownię, basen i dużo jeżdżę na rowerze. Do tego nie pogardzę dobrym filmem, serialem czy komiksem choć z tym w ostatnich latach krucho.


W tym roku udało się też przebić barierę osiemnastu litrów oddanej krwi i tak osiągnąłem pierwszy stopień honorowego dawcy. Co mi to dało? Dożywotnią darmową komunikację miejską, skrócony czas oczekiwania do specjalistów, zniżki na basen, tańsze lub darmowe lekarstwa oraz satysfakcję że zrobiłem coś dobrego. Platyna wbita, ale gramy dalej bo krew jest potrzebna i może uratować komuś życie.
Pixel-Mania
W Sierpniu odbyłem z żoną ciekawą podróż i zabraliśmy rowery do pociągu, którym pojechaliśmy do Gdyni, a później promem popłynęliśmy na Hel i udaliśmy się rowerami (polecam trasę bo to coś pięknego) do Władysławowa. Na miejscu żona poszła na plażę, a ja odwiedziłem magiczne miejsce zwane Pixel-Mania. Ponad 100 automatów oraz świetny klimat który tam panował sprawił że gdyby nie żona to mógłbym tam siedzieć przez cały dzień. Niby salon w Krakowie jest większy i też go miło wspominam jednak tutaj była wyraźnie lepsza atmosfera, a oprócz automatów mieli pokaźne zbiory konsol i komputerów. Te ostatnie mogli sobie darować bo mam taką fobie że nie lubię komputerów, klawiatur, myszek i całego tego ustrojstwa, ale jakoś przeżyłem :) A tak na poważnie to moją tam kawał gamingowej historii i kto nie był to polecam odwiedzenie tego salonu.
Po nagraniu pierwszego filmiku odkryłem że są jeszcze kolejne pomieszczenia :)

Arcade Classics Muzeum Elbląg
W październiku udało się ponownie odwiedzić nasz lokalny salon gier. Raz przyszliśmy z ziomkiem (pozdro Sesek) to pocałowaliśmy klamkę choć powinno być otwarte i jak zadzwoniliśmy to dowiedzieliśmy się że trzeba robić rezerwacje i płacić przelewem z góry. Nie wiem o co chodzi, ale podejrzewam że nie mają tam za dużo klientów co troszkę smuci. Jest to mały salon, który nie może się równać z Pixel-Manią czy też z tym w Krakowie, ale jest dobrze i mają tu sporo perełek.
Udało nam się skończyć Terminatora 2 co nie było takie proste jak się wydaje bo mimo nieograniczonych żyć w grze jest kilka momentów gdzie w razie skuchy cofa nas do początku levelu.
Recka
Terminator 2: Judgment Day
Gra posiada pełną licencję z filmu włącznie z mordą Arnolda i umiejętnie korzysta z tej licencji. Zaczynamy w przyszłości gdzie ruch oporu walczy z skynetem, a po kilku levelach przeskakujemy aż do akcji w siedzibie Cyberdyne. Jest wszystko co powinno, ładunki wybuchowe, tekst Connora że trzymamy skynet za jaja, a nawet takie detale że postrzeleni policjanci nie umierają tylko kuleją lub się czołgają bo przecież Arnold obiecał że nie będzie zabijał haha. Później akcja przenosi się do pościgu gdzie T-1000 goni nas helikopterem, aż dojeżdżamy do odlewni gdzie czeka nas mała przeprawa i dwie walki z płynnym robotem. Cała gra to istna zadyma i naturalne że twórcy dodali trochę od siebie żeby więcej się działo, ale wszystko stara się trzymać filmowe ramy, a do tego padają takie teksty jak no problemo czy hasta la vista baby. Gra nie jest też taka prosta bo mimo że posiadamy nieograniczone kontynuację to gra ma trzy takie momenty że jak umrzemy lub pozwolimy zginąć Connorowi to zaczynamy cały level od początku. Dla mnie 8+/10 i teraz czekam na Terminatora 2D no fate
Gra wyszła też na domowe systemy i jest to całkiem dobra produkcja, ale z wiadomych przyczyn nie prezentowała jakości z automatów.

Na drugi ogień poszedł Zero Team, czyli chodzona bitka od Seibu Kaihatsu. Oryginalny automat daje możliwość gry na czterech graczy, ale zazwyczaj w salonach jest buda na dwie osoby i tak też było tutaj. Jak coś to gierka jest dostępna na wszystkich sprzętach w bibliotece arcade archives.

Bonusy
Moje ,,pseudo" recki
Nie są to jakieś fachowe recenzje, a bardziej opis moich odczuć i doświadczeń po skończonej grze. Miała być tylko trylogia Mario, ale tak jakoś wyszło i jak ktoś nie ma ochoty na te pierdy niech zjedzie na dół. Są to wybrane gry, które zaliczyłem w tym i w zeszłym roku.
IGS Classic Arcade Collection (NS)

Na początku małe wyjaśnienie bo przyznam że do niedawna sam nie znałem tej firmy i nie grałem w żadną grę przez nich wydaną.
IGS to Tajwańska firma, która w 97 roku stworzyła system Arcade IGS PolyGame Master i tym samym rzuciła rękawice takim firmom jak Capcom i SNK jednak jak dla mnie spóźnili się o kilka dobrych lat.
Kings of Valomur (1999)

Feudalna Japonia, historia trzech królestw czyli klimaty, które przewijały się w grach praktycznie od zawsze. Podobieństwo do Capcomowego Warrior of Fate towarzyszy nam od początku choć jest troszkę bardziej mangowo i w dość bogatym systemie walki zabrakło chwytania wroga i rzucanie nim o glebę. Mamy za to dużo szlachtowania bo nasze postacie korzystają z broni, której nie można im wytrącić, juggle i broń dodatkowa jak bomby lub magia, a wszystko to przy lejącej się czerwonej posoce, która leje się na lewo i prawo. Do wyboru mamy aż 11 postaci czyli sporo jak na ten gatunek, a rozgrywka jest miodna i szczerze to nie spodziewałem się że będzie tak dobrze.
7+/10
Knigs of Valomur Plus (1999)

W tym samym roku wyszła usprawniona wersja , która naprawia kilka rzeczy, posiada nowe wstawki gdzie są pokazane wszystkie postacie, a nie tylko te którą akurat gramy, są miejsca gdzie możemy wybrać drogę i co najważniejsze gra jest dużo szybsza (coś jak turbo w sf2) od oryginału.
8-/10
Kings of Valomur (2001)

Dwójka to spory krok do przodu i ulepszono praktycznie każdy aspekt. Grafika i animacje zaliczyły ogromny progres, a tła mają wiele ruchomych elementów jak na przykład powiewające kłosy czy inne roślinności co nawet dziś robi wrażenie. Do wyboru mamy 10 postaci, a klimat został utrzymany w podobnym tonie i nawet dodano trochę dramatycznych scen jak na przykład wchodzimy do podbitej wioski gdzie zwierzęta i ludzie uciekają. Jeden z uciekających zwrócił moją uwagę bo był to młody chłopak inwalida, który nie mając jednej nogi ucieka o kulach, ale nie takie kocury jak nasi bohaterowie. My idziemy do miasta żeby rozdupcyć najeźdźców bo jesteśmy kozakami. Solidne chodzone mordobicie, które mogę polecić wszystkim fanom gatunku.
8/10
Oriental Legend (1997)

Kolejna chodzona bitka, ale tym razem dla maksymalnie czterech graczy i z dużą dawką humoru. Fabularnie oparta na chińskich wierzeniach z całym jej folklorem jak różne demony, gadające zwierzęta i postacie typu Wukong czyli człowiek-małpa z kijem. Zadyma na ekranie jest konkretna, a poziom trudności przegięty i nawet sobie nie umiem wyobrazić żeby przejść chociaż level bez skuchy.
6/10
Oriental Legend Spooky (2004)

Po dość długim czasie bo aż po siedmiu latach ukazała się usprawniona wersja, która poprawia animacje, zwiększa ilość przeciwników na ekranie i oferuje lekko przebudowane levele i daje możliwość grania bossami. Sam nie wiem co mam o tym sądzić bo grało się troszkę lepiej niż w podstawę, ale granie bossami jest jakieś dziwne bo często są to postacie które zajmują połowę ekranu. Moja ocena to 6+/10.
Martial Masters (1999)

Klasyczna bijatyka 1 na 1, która mocno kojarzy się z grami od Capcom bo system walki jest bardzo podobny. Postacie i areny są bardzo ładnie narysowane, dla których inspiracją były (tak pisze Wiki) takie filmy jak: Pewnego razu w Chinach (91) Pijany Mistrz (78) i Król Skorpion (92) System ciosów daje radę i tak jak pisałem jest zbliżony do tego od Capcom, ale nie grałem aż tak dużo żeby w pełni ocenić ten tytuł, ale niech będzie 7/10 i nie traktujcie tej oceny jako jakiś wyznacznik.
Demon Front (2002)

Strzelanka, która jest kopią Metal Sluga i to taką dosyć perfidną bo sterownie jest niemal identyczne gdzie nie możemy strzelać z ukosa tylko na boki i do góry, a jak jesteśmy blisko wroga automatycznie (zależy od postaci) nożem. Kolorystyka jak i specyficzne niebo, wrogie maszyny i bossowie również przywodzą na myśl dzieło od SNK. Jedyną większą zmianą jest brak granatów, ale w zamian mamy zwierzątko-przdupasa które nam towarzyszy i możemy go przywołać żeby zamienił się w tarczę lub wzmocnił nam giwere. Wszystko niby spoko i faktycznie gra się bardzo podobnie do Metal Sluga jednak brakuje tej grze tego czegoś i wszystko wydaje się jakieś takie generyczne i nawet postacie (jedna jest spoko) są jakieś dziwne i nie pasują do całości. Moja ocena to 7/10 i na początku myślałem że będzie lepiej.
The Gladiator (2003)

Ostatnia już gra na tej składance i kolejna chodzona bitka. Sześć postaci do wyboru, bardzo ładna grafika i duża ilość przeciwników na ekranie, a do tego całkiem bogaty wachlarz ruchów. Klimaty podobne do Knight of Valour czyli feudalna Japonia i wojna trzech królestw. O co tam dokładnie chodzi? Nie mam pojęcia, ale czy to ważne? Gra się dobrze i jest konkretna zadyma na ekranie, a żeby wszystko lepiej ukazać kamera jest troszkę oddalona. Moja ocena to 7/10
Podsumowując IGS Classic Arcade Collection to całkiem udana składanka i wiele z tych (jak nie wszystkie) nigdy nie wyszły na żadne domowe sprzęty i to jest ich debiut. Kto lubi retro i ograł już wszystko od Capcom i SNK to myślę że powinien się zainteresować składanką od IGS.
Ocena kolekcji 7/10
Alien vs Predator (Capcom Home Arcade)

Już nie pamiętam czy najpierw widziałem komiks (słynne wydanie specjalne od tm semic) czy grę, ale pamiętam że jedno i drugie zrobiło na mnie ogromne wrażenie i był to wręcz wymarzony crossover. Wracając do gry to jak ją pierwszy raz zobaczyłem na automatach to aż przecierałem oczy bo posiadając w domu Sega Mega Drive mogłem tylko pomarzyć o tak wyglądającej grze gdzie na ekranie znajduje się tyle postaci równocześnie. Oczywiście z braku kasy nigdy jej nie ukończyłem na salonie i z tym było trzeba poczekać kilka lat aż pojawił się emulator Mame. Jednak grając z kolegą na jednej klawiaturze czuliśmy się jak zwierzęta i gdzieś zatracała się przyjemność z grania. Kilka dni temu odwiedził mnie ziomek (pozdro Sesek) i ograliśmy ten tytuł prawilnie jak ludzie. Jak się prezentuje Alien vs Predator w 2025? A no znakomicie. Cztery postacie Dutch (Arnold), babka Kurosawa znana z komiksu i dwóch predziów, a do tego masę smaczków jak pojazd i robot z filmu obcy decydujące starcie. Zadyma jest konkretna, a ilość przeciwników na ekranie potrafi przytłoczyć i chyba nie ma żadnej innej bitki z tamtych czasów, która by mogła pod tym względem dorównać AvP.
Osobiście wolę bardziej klasyczne i spokojniejsze bitki od Capcomu, ale najwyraźniej po tylu różnych grach chcieli trochę zaszaleć i zaoferować coś troszkę innego.
Moja ocena to 8+/10.

Z ciekawostek to dodam tylko że AvP nie wyszedł nigdy (na Snesa to zupełnie inna gra) na żaden domowy sprzęt i nawet nie pojawił się na żadnej składance i jedynym (legalnym) sposobem jest ogranie na Capcom Home Arcade.

Zombie Revenge (DC)

Tytuł który obserwowałem od samych zapowiedzi, a później trafił nawet do jednego z salonów w moim mieście gdzie miałem okazję kilka razy zagrać, ale wiadomo jakie to było granie gdy w kieszeni miało się tylko parę złotych. Po jakimś czasie gdy miałem już swojego dreamcasta mogłem już spokojnie grać i poprawiać wyniki. Zombie Revenge to chodzone mordobicie gdzie często używamy broń palną. Widać podobieństwa i inspiracje Residentami które były wtedy na fali jednak jest to spin-off innej znanej serii od Segi, a mianowicie House of Dead. Nasi bohaterowie należą do tej samej agencji (AMS), niektórzy przeciwnicy wyglądają bardzo podobnie, a muzyka jest utrzymana w podobnym klimacie. Zresztą jakby ktoś miał wątpliwości jeden z końcowych leveli nazywa się właśnie House of Dead.

Rozgrywka jest niezwykle intensywna, posiada duże pokłady miodu i jest to w mojej opinii jedna z lepszych chodzonych bitek (nie ma ich za wiele) w trójwymiarze. Był to mój powrót do tej gry po ponad 20 latach i nie wiem czy pamięć mnie nie zawodzi, ale mając kiedyś wersje pal było mniej żyć i tylko raz udało mi się ukończyć całą grę podczas gdy ogrywając teraz wersje japońską nie miałem takiego problemu i dwa przejścia poszły z automatu. Tak czy inaczej powrót do Zombie Revenge to było coś pięknego i nie mam serca dać mniej niż 9/10
Gra miała wyjść na ps2 i nawet w jednym pudełku z jakimś tytułem na czarnule mam książeczkę z zapowiedzią tej gry, jednak do premiery nigdy nie doszło.

Crash Bandicoot (PSX)

Crasha zobaczyłem pierwszy raz w życiu jak przypadkiem poszedłem do elbląskiego Lansera i mieli tam podłączoną plejke z demo 1. Zrobiło to na mnie takie wrażenie jakbym na nowo odkrył gaming i nie mogłem przestać o tym myśleć, a w końcu namówiłem Ojca do kupna (miał być Saturn, ale to inna historia) szaraka. Po zakupioniu konsoli przechodziłem demo Crasha przynajmniej raz dziennie, a po jakimś czasie wpadła pełna wersja. Po prawie 30 latach Crash nadal daje radę i zestarzał się na tyle łagodnie że nawet ci mniej odporni na retro lubią wracać do tej gry. Co prawda po ograniu trylogii Donkey Kong Country zauważyłem że ND mocno się wzorowało na dorobku Rare, ale moim zdaniem wzięli z małpiej serii to co najlepsze dodając wiele od siebie tworząc w ten sposób unikalny i niepowtarzalny klimat. Grafika, levele, sterowanie, świetna główna postać, muzyka to mistrzostwo świata i mimo korytarzy zamiast pełnego 3D gra była rewelacyjna i mogła być w tamtym czasie konkurencją dla Mario 64.

Pierwszy Crash to moja ulubiona część bo w mojej opinii ma najfajniejsze levele bez żadnych samolotów czy motorów i jest w 100% platformerem, a do tego czuć w nim jeszcze taki posmak starszych gier z 16bitowych konsol. Jest też najtrudniejszy z całej trylogii i zrobienie 100% nie jest takie proste. Dla mnie to gierka ponadczasowa, która nic się nie zestarzała i wystawiam pełne 10. Dla mnie Crash to postać tak samo kultowa jak Mario czy Sonic i ma w moim serduszku specjalne miejsce.

Soul Blade (PSX)

Mój pierwszy kontakt z tym tytułem to salon gier w Elblągu gdzie nie mogłem zebrać szczeny z podłogi że to tak wygląda, a arena Rocka z ruchomą trawą śniła mi się po nocach. W tamtym czasie mogłem tylko pomarzyć o takiej grze w domu bo posiadałem Sega Mega Drive z którego i tak byłem dumny. Jednak w 97 stałem się szczęśliwym posiadaczem szaraka i miałem takie gry jak Tobal no 1, NBA in the Zone 96, Tekken 1 i wtedy Mama przywiozła mi z niemiec trzy gry w tym Soul Blade. Szaleństwa nie było końca, turnieje z Ojcem i kumplami, przechodzenie Edge Master, a Intro to było oglądane po kilka razy dziennie. Jednak w tamtym czasie wszystko działo się tak szybko i pojawiło się wiele innych gier w tym również bijatyk, które były bardziej zaawansowane i które szybko wyparły Soul Blade, ale teraz po latach postanowiłem powrócić do tego tytułu i zdobyć w nim (nie pamiętam czy kiedyś mi się udało) wszystko co jest do zdobycia. Jak się gra dziś w Soul Blade? A no znakomicie i jestem nawet gotów stwierdzić że lepiej niż kiedyś. Absolutnie wszystko mi się w tej grze podoba czyli postacie (mogło być ciut więcej), klimat, areny, system walki, wspaniała muzyka, to że możemy stracić broń i nadal walczyć, a do tego świetny tryb soul edge, który starcza na wiele godzin. Dla mnie jest to mocne 9/10.
A teraz garść sekretów i podpowiedzi jakby ktoś chciał kiedyś wymaksować ten tytuł.
- Tryb Edge Master Mode: Każda z postaci ma do odblokowania osiem broni jednak największy problem jest z tą ostatnią bo musimy ją odnaleźć na mapie. Po pokonaniu Cervantesa i Soul Edge mamy ending plus napisy, a później znowu wracamy na mape żeby zdobyć ostatnią broń. W necie jest wiele sprzecznych informacji na ten temat, ale sprawa wygląda tak że ostania broń zawsze znajduje się w kraju, którego łączy linia do Hiszpanii. Czasem może to być Italia, Germania, Francja lub w jednym przypadku nawet Ameryka. Mamy tylko jedną szansę i w razie przegranej ostatnia broń przemieszcza się o jedno pole i problem polega na tym że nie wiemy gdzie dokładnie bo to nie jest nigdzie zaznaczone. Z pomocą przyszedł Flaku i podpowiedział że trzeba kombinować z zapisem gry. Tak więc po pokonaniu Soul Edge wracamy na mapę i robimy zapis, a później próbujemy z levelami które prowadzą bezpośrednio do Hiszpanii, a w razie przegranej wychodzimy z gry i lądujemy od nowa zapis. Dzięki temu wiemy że ostatnia broń nam nie ucieknie. Przyznam że bez tego by było dużo trudniej.
- Soul Edge: Żeby go odblokować należy przejść Arcade wszystkimi postaciami lub grać 20 godzin.
- Han Myong: Należy przejść wszystkimi postaciami Arcade, a następnie jeszcze raz Hwangiem i Seugn Miną
- Siegfried!: Trzeba przejść Siegfriedem Arcade i Edge Master
- Sophitia!: Trzeba przejść Sophitią Arcade i Edge Master
- Sophitia!!: Należy przejść Arcade wszystkimi postaciami i zdobyć wszystkimi wszystkie bronie w trybie Edge Master Mode.
Z innych ciekawostek to w trybie Arcade każda z postaci ma po dwa zakończenia i tutaj znowu są sprzeczne informacje. Po pokonaniu Soul Edge jak jest scenka gdzie dogorywa należy wciskać przyciski i w necie jest lista dla każdej postaci jednak próbowałem i nie zawsze chciało działać, ale dawno temu miałem takie czasopismo Gry Komputerowe i tam było napisane żeby w przypadku każdej postaci wciskać przyciski:kwadrat, trójkąt, kółko, X plus kierunki (ja to robię nosem :)) na krzyżaku i robimy to aż zobaczymy że ending zaczyna się różnić od tego standardowego. Wiem jak to brzmi, ale uwierzcie mi działa.
Kolejna ciekawostka to już taka lekka abstrakcja, a mianowicie w opcjach gdzie można odsłuchać ost jak otworzymy klapkę i włożymy inną grę to możemy oglądać różne filmiki. Nie z każdą grą działa, ale na przykład można tak obejrzeć wszystkie filmiki z Resident Evil 2.

Ace Combat: Distant Thunder (PS2)

Pamiętam że oczekiwania co do tej części były ogromne bo w końcu miała wyjść na mocarne PS2 i ostatecznie wyszło dobrze, ale jednocześnie było czuć leciutkie rozczarowanie. Po wielu latach postanowiłem odświeżyć tę część i faktycznie coś jest na rzeczy. Fabuła standardowa, wielka asteroida rozwaliła dużą część planety, a te państwa (fikcyjne) które przetrwały zaczęły walczyć między sobą. Grafika niby spoko, ale ludzie chyba oczekiwali czegoś więcej po nowej generacji jednak był to okres gdzie twórcy uczyli się tworzyć na ps2, które nie należało do najłatwiejszych sprzętów i początkowe gry na ten system miały różne problemy i po tym Ace również to widać. Sporo samolotów z czego część to (wtedy) prototypy, a część fikcyjne wymyślone na potrzeby gry i tylko 18 misji. Zabrakło kilku ikonicznych misji jak na przykład niski lot nad kanionem, ale ogólnie nie jest źle i jedynie mogę się przyczepić o chory poziom trudności. Często misje są podzielone na etapy gdzie musimy coś zrobić (na przykład rozwalać obiekty przez 10 minut), a później dostajemy nowe rozkazy i jak zginiemy zaczynamy wszystko od początku. Moja ocena to 7+/10 i jest to chyba najsłabszy Ace (nie licząc crapa na PS3/x360) w jakiego grałem i po świetnym AC3 liczyłem na coś lepszego.
Ace Combat: Squadron Leader (PS2)

Po prawie trzech latach przerwy AC powraca i zmywa plamę po trochę gorszym Distant Thunder poprawiając praktycznie każdy element. Grafika, sterowanie, dynamika to pierwsze co rzuca się w oczy po odpaleniu tej części i widać że Namco odrobiło pracę domową i oswoiło się z PS dwójką. Kompletną nowością w serii jest to że od początku mamy towarzyszy którym możemy wydawać proste rozkazy, ale też jesteśmy odpowiedzialni za to czym latają i jakie posiadają uzbrojenie. Wprowadza to spore urozmaicenie w rozgrywce i jak przeciwnik siedzi nam na ogonie to ziomek może nam uratować dupę. AC Squadron Leader jest całkiem inny od poprzednika i jest to gra przemyślana oraz dopracowana w każdym calu. Wszystkiego jest tu więcej i gra się zdecydowanie lepiej dlatego wystawiam mocne 9/10
Ace Combat: The Belkan War (PS2)

Gdy wychodziła trzecia część drugiej trylogii moje życie było pełne zawirowań i ostatecznie nigdy nie przeszedłem Belkan War.
Akcja gry rozpoczyna się w 1995 i jak zwykle walczą z sobą dwa fikcyjne państwa bla bla bla. Gra nie zaliczyła już takiego jakościowego skoku jak to miało miejsce między Distant Thunder, a Squadron Leader, ale widać poprawę, a do tego jest lepsza widoczność i odrzutowce sprawiają wrażenie mniej opornych w sterowaniu. Różnicą jest też to że zamiast trójki towarzyszy mamy tylko jednego skrzydłowego, któremu sami dobieramy maszynę oraz uzbrojenie i tak jak poprzednio możemy mu wydawać proste komendy. Za to całkowitą nowością są cele neutralne zaznaczone na żółto i dopóki ich nie atakujemy one też nie otworzą ognia. Cała reszta to typowy Ace. Ktoś tam powie że to znowu to samo i w sumie ma rację, ale ta seria tak już ma i albo się ją kocha, albo nienawidzi. Belkan War jest łatwiejszy od poprzednika, ale ostatnie dwie misje, które trzeba zaliczyć pod rząd dały trochę popalić. Trzeba było klasycznie przelecieć przez kanion nie dając się wykryć radarom, a później wlecieć w tunel i zlikwidować kilka celów, a w finałowej misji ścigać nowoczesne odrzutowce, których nie można zniszczyć rakietą i trzeba z bliskiej odległości walić z karabinu. Moja ocena to 9-/10

A tak wygląda moje top części z PS2
1. Squadron Thunder
2. Belkan War
3. Distant Thunder
Devil May Cry HD (NS)

Pierwszy Devil to gierka, która jarała mnie jeszcze przed premierą i była brana jak tylko wyszła. Miałem wtedy lipną przeróbkę która czytała tylko płyty cd i Devil był aż na trzech krążkach. Nie było by w tym nic dziwnego, ale żonglowanie płytami nie było łatwe bo często było tak że jakaś misja była na płycie 1, następna na 3, później 2 by znowu wrócić do numeru 1. Mimo to ta gierka to było czyste szaleństwo i zaliczyłem ją spokojnie dziesięć razy na ps2 i kilka na ps3. Od tamtej pory upłynęło trochę lat i niedawno kupiłem sobie wersje na switcha bo cena była atrakcyjna. Miałem tylko sprawdzić jak działa na konsoli Nintendo i odłożyć na kiedyś, a skończyło się na tym że praktycznie w jeden dzień ukończyłem całość. Grając starałem się wyłapać jak najwięcej smaczków i zwracałem uwagę na każdy szczegół i naprawdę gra miejscami przypomina stare residenty. Różne informacje jak podejdziemy do obiektu, a do tego napisane taką samą czcionką, niektóre lokacje czy statyczne ujęcia które do dziś mocno robią to nic innego jak zombiakowa seria od Capcom. Oczywiście to tylko detale bo Devil wprowadził dużo swoich elementów. Starsznie podoba mi się muzyka i nie chodzi mi o te rockowe kawałki, ale o całą resztę jak na przykład chórki przy których włosy stają na plecach. Ogólnie klimat, lokacje, muzyka niszczą głowę i nawet fabuła choć lekko drętwa to potrafi ładnie porobić. Te wszystkie wstawki i animacje jak na przykład ta gdzie Vergil przechodzi przez lustro, wychodzi na balkon i kiwa do nas że idziemy na zewnątrz się naperdalać to jest po prostu coś pięknego.

Zwróciłem też uwagę na to że część misji to bardzo krótkie akcje i niektóre można zaliczyć w 2 minuty i tutaj naszła mnie taka rozkmina że w tamtych latach Capcom chyba do końca nie ogarniało ps2 i dlatego ta gra sprawia wrażenie lekko pociętej. Podsumowując pierwszy Devil May Cry nadal robi wrażenie i może ilość ciosów nie jest jakaś porażająca, ale miejmy na uwadze że od tej gry się wszystko zaczęło i w momencie premiery tyle wystarczyło. Cała reszta broni się do dziś, a wersja hd wygląda kapitalnie. Mocne 9/10

Devil May Cry 3: Dante's Awakening Specjal Edition HD (NS)

Po wspaniałej jedynce i słabej dwójce człowiek nie wiedział czego oczekiwać, ale pamiętam jak w prasie pisali że dwójkę robił Inny zespół i teraz wszystko powróci na właściwe tory i tak też się stało bo trójeczka pozamiatała. Byłem akurat w wojsku i śliniłem się do fotek, które wyglądały aż za dobrze jak na ps2, ale kiedy w końcu zagrałem wyszło że ta gra faktycznie tak wygląda i Capcom wycisnęło z ps2 wszystkie soki. Akcja gry ma miejsce wiele lat przed jedynką i przedstawia losy Dantego, który jest jeszcze młodym szczylem. Rozgrywka jest w zasadzie taka sama jak w poprzednich częściach jednak jest zdecydowanie więcej ciosów, broni i doszły nowe style, które w (kolekcja z PS3/X360 tego nie miała) kolekcji hd możemy zmieniać w locie. Niektóre lokacje są w pełnym 3D i możemy obracać kamerę, ale zostały też statyczne ujęcia, które są niezwykle klimatyczne, a najbardziej podobają mi się te gdzie kamera jest oddalona i można podziwiać ogromne budowle. Jako że jest to edycja specjalna to zawiera tryb bloody palace i zanim zacząłem przechodzić kampanię to spędziłem w tym trybie ponad 6 godzin.

Co ciekawe dzięki tej kolekcji można wypróbować ten tryb w coopie z drugim graczem co też jest kompletną nowością, ale niestety nie mam za bardzo z kim wypróbować. Podsumowując trzeci devil to gra wybitna i pomijając gowa na ps2 nie wyszło nic lepszego w tym temacie. Jedyne co mnie zawsze trochę wkurzało to niepotrzebne i przesadzone efekciarstwo podczas wstawek oraz gitara jako broń, dlatego uważam że jedynka jest najlepszą częścią jako całość, ale systemowo to dmc 3 rządzi. Grę skończyłem 1.5 razy, ograłem krwawy pałac i wyszło mi 25 godzin, A w całym życiu pewnie spędziłem przy tej grze ponad 100h. Moja ocena to 9/10

Chaos Legion (PS2)

Chaos Legion ograłem na premierę i mimo widocznej budżetowości dobrze wspominam ten tytuł. Teraz po 22 latach wróciłem do tego tytułu i zdania nie zmieniłem. Od samego początku czuć że Chaos Legion to projekt robiony na boku i można nawet odnieść wrażenie że wiele rzeczy to jakieś odpady po Devil May Cry, ale mimo wszystko coś w sobie ma ta gierka. W grze kierujemy chłoptasiem podobnym do Dantego tylko przemalowali mu włosy na czerwono żeby nikt się nie połapał i szlachtujemy różne maszkary, które występują tu w ilościach hurtowych. Ciosów może nie ma za wiele bo całą uwagę poświęcono tytułowym legionom i to na nich opiera się trzon rozgrywki. Początkowo mamy tylko trzech rycerzy, ale później dochodzą inne jednostki i wszystkie możemy levelować oraz powiększając ich (max 6) liczebność. Ja tak jak podczas premiery skupiłem się na podstawowym legionie, ale ulepszyłem go na maxa.

Tak jak pisałem Chaos Legion to taka trochę druga liga jeśli chodzi o slashery na ps2, ale gierka ma coś w sobie że chce się grać. Może oprawa i powtarzalność to nie najlepsza strona tej gry, ale klimat, a szczególnie muzyka dosłownie niszczy banie, a przy niektórych kawałkach z chórkami miałem ciary na plecach.
Moja ocena to 7+/10

Onimusha: Dawn of Dreams (PS2)

Ciężko uwierzyć, ale minęło już 19 lat od premiery tej gry i wtedy też ją ograłem na świeżo wypalonym verbatimie. Po latach zatęskniłem za tym tytułem i tym razem zakupiłem oryginał żeby przypomnieć sobie ostatnią jak dotąd Onimushe. Akcja gry rozgrywa się 15 lat po wydarzeniach z trójki, a po Nabunadze został tylko smród, ale to nie oznacza końca walki bo zło nie zniknęło. Głównym bohaterem jest typek o imieniu Soki, a podczas przygody dołączają do niego pomagierzy, którzy po soczystym obiciu zostają naszymi przyjaciółmi (łącznie cztery postacie) i przez większość gry możemy wybrać jednego z nich któremu możemy wydawać proste rozkazy lub się na niego przełączyć i nim grać. Czwarta część Oni skręciła lekko w rpg i mamy tu trochę levelowania, więcej przedmiotów i dużo (dla mnie za dużo) broni. Sama gra też jest zdecydowanie dłuższa (dwie płyty) i mi przejście zajęło 30 godzin. Mimo tych zmian i pełnego 3D rozgrywka jest niezwykle miodna, a grafika choć mocno dopakowana blurem jest chyba szczytowym osiągnięciem jeśli chodzi o ps2 i jest to jedna z najładniejszych gier na ten sprzęt.

Grając odniosłem wrażenie że bardzo mało zostało z poprzednich Oni, a wyczułem tu obecność takich gier jak Shadow of Rome i Devil May Cry, ale nie uznaje tego jako wadę bo tak jak wspomniałem gra się w tę część bardzo dobrze. Z takich przydatnych tipów to polecam nie szastać kasą i nie ulepszać broni (zbroje można bo jest tylko jedna) dla pomagierów (chyba że nie dajemy rady) i poczekać na końcówkę gry gdzie znajdziemy lepsze bronie i wtedy polecam je ulepszyć bo czeka nas mocny finał z trudnym boss rushem gdzie każda postać musi pokonać jakiegoś kozaka. Polecam też na ten moment nazbierać jak najwięcej przedmiotów, apteczek i innych pierdół.
Podsumowując Oni 4 to solidny slasher i piękne pożegnanie z PS2. Moja ocena to 8/10

Sword of the Berserk: Guts Rage (DC)

Gdy ogrywałem ten tytuł prawie 25 lat temu nie miałem zielonego pojęcia że to gra na podstawie mangi/anime i dla mnie był to po prostu świetny slasher. Od tamtej pory trochę się dokształciłem i obejrzałem anime (stare i nowe) poznając świat Gutsa. Dla mnie Dreamcastowy Berserk to ojciec wszystkich slasherów i uważam że ta gra miała ogromny wpływ na to w którym kierunku poszedł ten gatunek. Zaraz ktoś z ostatniego rzędu krzyknie że było przecież Nightmare Creatures, ale moim zdaniem to nie do końca ten typ gry. Rozgrywka to niezwykle miodne ciachanie długim mieczem, a to wszystko przy fontannach czerwonej posoki która zalewa ekran. Gierka jest mega klimatyczna, maszkary obrzydliwe, a muzyka to pierwsza liga i podkręca doznania. Idzie też wyczuć taki lekko arcadowy posmak i są nawet qte, które wtedy były czymś świeżym. Mankamentem jest długość rozgrywki bo jak omijać wszystkie wstawki których jest całkiem sporo to zostaje może z godzina czystej gry.

Po tylu latach mocno stęskniłem się za tą grą i odwiedzając niektóre lokacje czułem się jakbym wracał do dawno nie odwiedzanych (bo w sumie tak było) miejsc i wracały wspomnienia. Trochę też lipa że w ciasnych pomieszczeniach miecz blokuje się na ścianach co jest w sumie logiczne, ale trochę to wkurza i wymusza używania innych ciosów. Ogólnie bawiłem się bardzo dobrze i mam ogromny sentyment do tej produkcji. Moja ocena to 8-/10

Headhunter (DC)

Pamiętam jak Sega ogłosiła że kończy z konsolami, ale w produkcji było jeszcze kilka gier na Dreamcasta, w tym Headhunter. Fotki w magazynach robiły wrażenie i zapowiadały mocny tytuł na otarcie łez, a przy okazji miało dojść do historycznego wydarzenia i gra miała zadebiutować na PS2. Headhunter na Verbatimie wylądował u mnie jak recka w pe z oceną 9-/10 była jeszcze cieplutka, a ja nie mogłem wyjść z podziwu że ta gra tak wygląda. To był prawdziwy nextgen i pokazywał że makaron to potężna maszyna, która odchodzi z nie do końca wykorzystanym potencjałem. Ciężko w to uwierzyć, ale od tamtej pory minęło 24 lata, a ja postanowiłem kupić tym razem oryginał i przeżyć te przygodę na nowo. Nasz główny bohater to łowca głów Jack Wade, któremu ktoś wyczyścił pamięć, ale nie stracił swoich umiejętności bo zabijanie jest jak jazda na rowerze. Rozgrywka to takie połączenie MGS, Residenta, a to wszystko polane sosem Arcade prosto od Segi. Inspiracje Snejkiem są wyraźne i oprócz wychylania się za winkla są też misje VR. Z zombiakowej serii capcomu zapożyczono kilka lokacji, podobne zagadki, a nawet bossa super żołnierza Adama, który przypomina Tyranta. Headhunter wzoruje się na najlepszych, ale ma też coś swojego. Tym czymś jest świetny i poważny klimat z nutką fantastyki, a wymiany ognia wychylając się za ściany dają radę i w momencie premiery nie było chyba gry, która robiła to lepiej. Nasz łowca głów ma jeszcze do dyspozycji motor, który służy nam do odwiedzania kolejnych miejscówek. Graficznie i mechanicznie to była kiedyś pierwsza liga, ale teraz jak odpaliłem to kamera i sterowanie dały mi ostro popalić zanim doszedłem do wprawy. Jest nawet specjalny przycisk do korygowania kamery bo ktoś jednak stwierdził że bez tego może być ciężko. Jak się człowiek oswoi to gra się odwdzięczy bo to nadal mocny szpil i wielka gra wyciskająca z Dreamcasta wszystkie soki.

Denerwować mogą częste paski ładowania, ale gra jest naprawdę duża, a nawet bym powiedział że za duża jak na makarona, który musiał to jakoś przeliczać. Po przejściu gry dostajemy dostęp do ostatniej szafki w miejscówce gdzie zdajemy licencję i możemy rozpocząć new game + z nowym ekwipunkiem, jednak poziom gry jest wtedy wyższy. Moja ocena to 8+/10

Sprinter Cell Conviction i Blacklist

Splinter Cell: Conviction (X360)
Kiedyś jarała mnie ta seria i zaliczyłem jedynke na ps2, później całą trylogię i Double Agent na xboxie, a po latach trylogię hd na ps3. Później premierę miał Conviction i nie miałem na czym zagrać bo wyszedł tylko na x360 (tak, na xboxy wychodziły kiedyś eksy) Po latach nadarzyła się okazja żeby przejść na xone, dzięki kochanemu Philowi i wstecznej. Jak się okazuje Splinter Cell Conviction to już całkiem inna gra, gdzie cicha eliminacja nie odgrywa już tak istotnej roli i wszystko poszło bardziej w kierunku akcji. Oczywiście nie zrobiła się z tego wesoła strzelanka jak w Drejku i wszystko trzeba sobie zaplanować i taktycznie rozegrać bo wystarczy mały błąd i tracimy życie. Mógł bym narzekać na tak poważne zmiany i trochę mnie to zabolało bo to jednak Splinter Cell, jednak gra sama w sobie jest tak dobra że ciężko się na gniewać na twórców. Plusy to świetny system osłon, patent że przeciwnicy będą strzelać i atakować te miejsce gdzie nas ostatnio widzieli (Sam zostawia ducha), fajny system przesłuchań coś jak w Punisherze (ps2,xbox), świetna wymiana ognia, która dla mnie wypada lepiej niż w uncharted oraz grafika, która jak na rok wydania robi duże wrażenie swoją szczegółowością i detalami. Na długo zapamiętam też ostatnią misje w białym domu, która jest sztosem. Z tych gorszych rzeczy nie podobały mi się wątki fabularne i napisy przedstawione na ścianach różnych budynków i otoczeniu. Jakieś takie to głupie i psuło mi klimat.
Podsumowując Conviction to średni Splinter Cell, ale bardzo dobra gra akcji i jak się o tym zapomni to jest dużo lepiej. 8/10
Splinter Cell: Blacklist (X360)
W końcu przyszedł czas żeby odpalić i przejść najnowsze przygody Sama Fishera i żałuję że nie zrobiłem tego wcześniej bo gra jest niesamowita. Blacklist w dużej mierze opiera się na patentach z poprzedniej części, która jak wiadomo mocno poszła w akcję i tutaj jest podobnie jednak cichych misji też jest dużo i wygląda to tak jakby twórcy chcieli przypunktować u fanów klasycznych części i muszę przyznać że im się udało. Mimo że jest trochę dziennych misji to klimat tego Splintera jest taki jak powinien być i od razu poczułem się jak kiedyś gdy ogrywałem trylogię. Powrócił nawet klasyczny strój z lampkami, który tym razem możemy modyfikować tak samo jak resztę oporządzenia i broni, a za zdobytą kasę dokupywać ulepszenia. Podsumowując to gierka jest zajebista i dostałem takiego Splintera jakiego chciałem czyli dużo planowania, sprawdzania różnych możliwości, dużo klimatycznego skradania, strzelania w żarówki i eliminowania przeciwników. Jarają mnie takie akcje w stylu Mission Impossible gdzie jako największy kozak dokonujemy włamań/misji niemożliwych zaczynając od dachow, wentylacji, omijania laserów i innych zabezpieczeń, akcje z dronem itp No jara mnie takie coś i ta gierka to wszystko posiada. Graficznie i dźwiękowo to pierwsza liga i gierka nawet dziś robi ogromne wrażenie.
W końcu mogę powiedzieć że zaliczyłem wszystkie (te stacjonarne) części i mam nadzieję że będą kolejne i pójdą drogą Blacklist bo to świetna gra. Moja ocena to 9/10.
Dragon: The Bruce Lee Story (SMD)

Gra na podstawie filmu (swoją drogą całkiem fajnego), który jest luźną biografią Bruca Lee z elementami fikcji w tym rzeczy nadprzyrodzonych choć to akurat zależy od interpretacji bo walka z demonem była moim zdaniem walką z samym sobą. Grze najbliżej do bijatyki 1 vs 1 z tym że możemy grać tylko Brucem, który pokonuje kolejnych przeciwników, których napotkał w swoim życiu. Wachlarz ciosów jest imponujący, a po naładowaniu specjalnego paska odblokowujemy nowe techniki, a nawet nunchaku. Walki wyglądają efektownie i zdarzają się nawet przypadki (dwa razy) gdzie walczymy z dwoma przeciwnikami równocześnie co nie jest takie proste do ogarnięcia.

Twórcy dodali trochę od siebie i oprócz przeciwników z filmu mierzymy się z takimi kozakami jak Jim Kelly czyli Williamsem czy Hanem, a to wszystko przy muzyce z Wejścia Smoka. Jest też znany pojedynek w fabryce lodu z filmu Wielki Szef no i starcie z wspomnianym Demonem, ale tu potrzeba małego wyjaśnienia. Podczas przechodzenia trybu story mamy tylko trzy życia i jeśli je stracimy pojawia się demon jednak nie możemy go wtedy pokonać i musimy robić wszystko żeby przeżyć jego ataki. Kiedy upłynie trochę czasu demon znika, a my dostajemy kolejne trzy życia jednak po pokonaniu Hana przychodzi czas na ostateczne starcie gdzie nie ma już ucieczki, a na pokonanie demona mamy tylko jedną szansę, a jak przegramy zaczynamy całe story od nowa. Można powiedzieć że w pewnym sensie to jest koniec gry, ale nie ma wtedy endingu i napisów końcowych. Kiedy byłem gnojkiem i miałem ten tytuł nigdy nie udało mi się pokonać demona i dopiero teraz kiedy mogłem zrobić zapis mogłem się z nim rozprawić. Jedynym sposobem (ja inaczej nie potrafiłem) żeby go pokonać jest posiadanie nunchaku (pasek można nabić na treningowym skrzydle chun między walkami) i kiedy skończy mu się energia trzeba go przeskoczyć i udusić nunchakiem. Brzmi łatwo, ale to hardcore bo gość jest piekielnie mocny. Ogólnie mam sentyment do tego tytułu i fajnie było wrócić do niej po latach. Z ciekawostek to tryb story można przechodzić w dwie osoby jednak obie grają brucem, a po pokonaniu przeciwnika muszą stoczyć walkę między sobą. Jest też tryb VS i to nawet dla trzech graczy, ale też można grać tylko Brucem. Tak czy inaczej polecam ten tytuł wszystkim fanom Bruca Lee bo to chyba najlepsza gra z jego udziałem. Moja ocena to 7+/10

Tenchu: Stealth Assassins (PSX)

Jedynka Tenchu ta gra bardzo bliska memu sercu i pamiętam że była brana day one w wersji japońskiej na verbatimie i została ukończona wiele razy. Od tamtej pory upłynęło trochę czasu i niby przechodziłem jeszcze później na psp, ale teraz jak odpaliłem to przyznał szczerze że dostałem lekkiego strzała bo sterownie i kamera dają w kość, ale nie ma rzeczy nie do ogarnięcia i po godzinie śmigałem jak młody Jana. To co się za to nie zmieniło to klimat i tak jak kiedyś niszczył tak niszczy i teraz zaczynając już od samego intra które mogę oglądać i słuchać bez końca. Ogólnie udźwiękowienie stoi na najwyższym poziomie, a podczas misji przygrywa nam muzyka (moim zdaniem w Tenchu 3 przeszedł sam siebie) Noriyukego Asakury, który był z serią chyba aż do tej z x360 (nie grałem). Wszystko to idealnie współgra z lokacjami i całym tym folklorem feudalnej Japonii, a Rikimaru podczas cichych zabójstw rusza się i tnie niczym artysta.

Wersja Pal niestety mocno stara się zepsuć ten klimat i postacie rozmawiają po angielsku i można je zmienić na japońskie tylko specjalnym kodem przy wyborze mapy (pamiętałem te info z PE) Jest to trochę uciążliwe bo jak przegramy lub przejdziemy misje to musimy za każdym razem wklepywać ten kod, ale to i tak uratowało sytuację. Serio dużo to zmienia tym bardziej że głosu Rikimaru użycza legendarny Shō Kosugi czyli człowiek który praktycznie jest Ninją. Wracając do wersji Pal to różni się ona troszkę od wersji ntsc jap i niektóre misje są lekko przebudowane i wydłużone. Jest też kilka nowych przedmiotów do wyboru przed misją choć ja osobiście nigdy nie korzystałem z 98% i nie ma jak zbliżyć się do przeciwnika i podciąć mu gardło. Podsumowując początek mnie leciutko odepchnął, ale szybko sobie poradziłem z niedogodnościami i chłonąłem ten miód, który dalej siedzi w tym tytule. Oczywiście można się czepiać że jakiś samurai widzi jak jemu ziomkowi ucinamy głowę, ale po chwili jak traci nas z oczu to o tym zapomina no bo kto by się tym wtedy przejmował, ale spokojnie, to tylko gra i jakoś nigdy nie miałem z tym problemu. Moja ocena to 9/10 i w moim rankingu Tenchu ta część jest zaraz po trójce.

Ps: Przy zakończeniu i muzyce z endingu nadal ściska w serduchu.
Resident Evil (Saturn)

Jak już kilka razy pisałem jedynka Residenta to moja ulubiona część i co jakiś czas lubię do niej wracać. Nigdy wcześniej nie grałem w wersje na Saturna i nie dawało mi to spokoju bo naczytałem się że ta edycja ma kilka ekskluzywnych dodatków w postaci nowych strojów,nowego potwora który wygląda jak kupa i nowego tyranta, który różni się tym że jest żółty i bardziej odporny. Sama gra nie różni się praktycznie niczym od tego co znamy z wersji na szaraka i jedynie technicznie jest troszkę gorzej bo modele postaci wyglądają wyraźnie słabiej. Nie jest to coś co mi jakoś przeszkadzało, ale jest to widoczne, a cała reszta to ta sama wspaniała gra. Tym razem nawet udało mi się wbić lepsze zakończenie i przeżyła cała ekipa czyli Jill, Chris, Barry, a Wesker nie oberwał od Tyranta tylko dał nogę.

Nagrodą za przejście jest kolejna i najważniejsza ekskluzywna zawartość, a mianowicie tryb Battle Mode. Polega ona na przejściu dwunastu pomieszczeń i wykończeniu wszystkich przeciwników. Do dyspozycji mamy wszystkie giwery i kilka apteczek, jednak trzeba z tego korzystać z głową bo pod koniec może nam zabraknąć amunicji. Na samym końcu czeka nas walka z żółtym Tyrantem, który jest dużo bardziej odporny od zwykłej wersji. Całość można zaliczyć w ok 20 minut, ale ja walczyłem z tym cały dzień i nawet po wykuciu wszystkiego na pamięć zawsze brakowało mi amunicji na Tyranta, ale trochę pokombinowałem, zmieniłem taktykę i w końcu się udało. Za przejście tego trybu dostajemy w nagrodę wielkie nic z wyjątkiem wpisu do rekordów, ale satysfakcja była ogromna. No i można spotkać Weskera zombiaka, ale gość jest mocarzem i trzeba w niego władować dużą ilość ołowiu.
Ehh walczyłem i nagrywałem przez cały dzień, a jak odłożyłem telefon to magicznie udało mi się pokonać Tyranta. Filmik z końcówką gdzie w końcu mi się udało wrzucam na swój kanał bo tu by pewnie zaraz ktoś skasował bo w przypływie emocji pada tam jedno niecenzuralne słowo. Na pewnej grupie retro, admin skasował bo uznał że przesadziłem więc nie ryzykuje

Jak zwykle pełne 10 dla tej perełki i od teraz mogę spać spokojnie bo skończyłem RE1 na PSX, DS, Saturna i stałem się lepszym człowiekiem ;)
Resident Evil 4 (Wii)

Jako fan residenta czwóreczkę brałem na premierę i w mojej głowie było pełno sprzeczności bo z jednej strony nie mogłem wybaczyć twórcom że zepsuli mi jedną z ulubionych serii i to już nie to samo, a z drugiej grafika i wprowadzone nowości jak na przykład kamera z nad ramienia robiły na mnie ogromne wrażenie i ostatecznie całość mocno mi podeszła bo to było coś zupełnie świeżego. Grę ukończyłem kilka razy na GC, później na ps2, a jakieś 10 lat temu na ps3, a teraz przed ogarniem rimejku chciałem jeszcze sprawdzić wersję na Wii. Jak się okazało ta gra nadal ma w sobie ogień, a celowanie wiilotem wypadło lepiej niż sobie wyobrażałem (można też na zaperze, ale nie dałem rady) i jestem nawet skłonny napisać że to najlepsza wersja RE4 w jaką grałem. O reszczcie nie będę się rozpisywał bo wiadomo że to sztos i nawet nie za bardzo mi przeszkadza że to już typowy akcyjniak choć posiada też mroczniejsze momenty.
Moja ocena to 9+/10 i żadna piątka, szóstka czy Rev, które w dużej mierze opierają się na rozwiązaniach z czwórki nie mają do niej podjazdu.

Po ograniu czwórki zabrałem się za remake i tutaj również opisałem swoje wrażenia więc przy okazji wrzucam.
Resident Evil 4 (PS5)
Dwadzieścia lat temu jak wyszła czwórka na Gamecuba to z jednej strony nie mogłem się pogodzić z tak dużymi zmianami, a z drugiej strony gra wyglądała obłędnie i wprowadzała tyle innowacji że byłem nią zachwycony. Od tamtej pory zaliczyłem czwórkę wiele razy i to na przeróżnych sprzetach, a w tym roku skończyłem wersje na Wii i uważam że to najlepsza wersja czwórki w jaką grałem. Rimejk nie odbiega za mocno od oryginału i mimo pewnych modyfikacji czuć że to nadal ta sama gra co w sumie można zaliczyć na plus bo po co zmieniać rzeczy, które były niemal idealne. Jedne miejscówki zostały mocno rozbudowane, ale z drugiej strony niektóre zostały całkowicie wycięte. Poziom trudności początkowo wydaje się wyższy i jest więcej przeciwników, a kop z półobrotu został mocno osłabiony przez co tytuł wymusza lekko inny styl grania. Graficznie jest kozak, ale gdzieś tam widać że to bardziej gra z ps4 niż ps5 i w sumie tyle. Kto lubił RE4 poczuje się tutaj jak w domu, ale ja mimo wszystko wolę oryginał. Moja ocena to 9-/10

The Legend of Zelda: Link's Awakening

The Legend of Zelda: Link's Awakening (GB-Game & Watch)
Długo się zbierałem do tej gry, ale w końcu odpaliłem bo mam ochotę przejść rimejk na Switcha, którego kupiłem na premierę i jeszcze nie odpaliłem bo trochę tak głupio było zacząć od dupy strony więc w pierwszej kolejności wleciał oryginał. Mamy tu do czynienia z klasyczną Zeldą choć pewnie jak wychodziła pewnie nikt tak o niej nie mówił. Co wyróżnia te część to skakanie (trzeba mieć odpowiedni przedmiot) i sporo nawiązań do świata Mario bo można tu spotkać goomby, kule na łańcuchach, ryby, ośmiornice i kilka innych ikonicznych przeciwników hydraulika. Są też mini levele (zazwyczaj pod ziemią) gdzie poruszamy się jak w rasowym platformerze 2D, a tak cała reszta to znana i lubiana Zelda. Przyznam że połączenie tych dwóch światów bardzo mi przypasowało i często wywoływało uśmiech na mojej twarzy. Reszta tak jak pisałem to stara dobra Zelda czyli wioski, podziemia, zamki i sporo sekretów, a do tego znane przedmioty jak łuk, bomby, szybki bieg który rozwala skały, a to wszystko z bardzo ładną grafiką i aż się dziwię że to gra z Gameboya. Gra bez dyskusji zasługuje na dyszke bo to pierwsza odsłona serii na przenośny sprzęt i wcale nie odstaje od swoich dużych braci.
Ps: W przeciwieństwie do Mario na game & watch grało się bardzo wygodnie i nie miałem problemów z rozmiarem konsolki.
Ocena 10/10


The Legend of Zelda: Link's Awakening (NS)
Grę zakupiłem na premierę, ale dopiero teraz odpaliłem i ukończyłem, a to dlatego że w pierwszej kolejności chciałem przejść oryginał. Tak więc kilka miesięcy temu skończyłem Link Awakening na game & watch wystawiając dyszke i teraz mogłem prawilnie rozpocząć przygodę na switchu. Nowa wersja to praktycznie ta sama gra, która z wyjątkiem nowej grafiki i muzyki została w niezmienionej formie. Dużym ułatwieniem i wygodą jest to że na switchu mamy więcej przycisków i już na stałe mamy przypisane takie ruchy jak uderzenie mieczem, obronę tarczą czy szybki bieg bo na gb i game & watch były tylko dwa przyciski i bez przerwy było trzeba wchodzić w opcję i wybierać te ruchy ręcznie. Nowa grafika ma swój urok i jest słitaśnie, jednak wolę oryginał. Nowa wersja ma też drobne ułatwienia i dużo szybciej można uzbierać ruple. Animacja też lubi chrupnąc co jest trochę dziwne przy takiej grafice, ale nie jest to coś co by psuło zabawę.
Ocena 9/10

The Flinstones: The Rescue of Dino & Hoppy (NES)

Pierwszych Flinstonów miałem na premierę lub krótki po niej i jest to dla mnie (kolejny) jeden z lepszych platformerów na Nesa. Zły typ z przyszłości porywa dinusie Freda oraz Barneya i trzeba ruszyć im na ratunek. Po pierwszym levelu otrzymujemy dostęp do mapy gdzie czeka na nas łącznie siedem leveli plus trzy mecze koszykówki, a na końcu każdego czeka na nas walka z bossem za którą otrzymujemy część do statku kosmicznego. Jak już się z tym uporamy to przenosimy się do futurystycznego świata Jetsonów. Pamiętam z bajki że w jednym odcinku doszło do takiego spotkania i dwie rodziny nawet na jakiś czas zamienili się na mieszkania, ale jak grałem pierwszy raz to i tak byłem w szoku że wjechali z takim crossowerem. Nasz Fred potrafi jak na jaskiniowca potrafi przywalić maczugą, strzelać z procy, rzucać toporkami, albo użyć najlepszej broni, która często jest w ciężko dostępnych miejscach. Zazwyczaj żeby po nią sięgnąć trzeba użyć specjalnej umiejętności którą nabywamy po wygranym meczu w kosza. Gra nie należy do specjalnie trudnych jednak jest tak skonstruowana że jak umrzemy na którymś bossie to zaczynamy od checkpointu gdzie nie żadnych dodatkowych serc i broni. Szczególnie jest to ważne na ostatnim poziomie bo jest trochę trudniejszy od pozostałych i najlepszym sposobem jest przejęciem go za pierwszym razem. Mamy wtedy pięć serc i bomby, a boss rozkłada się na trzy fazy. Pierwszą najlepiej pokonać maczugą i wtedy zostaje nam dziesięć bomb. Cztery na drugą fazę i sześć na ostatnią dzięki czemu walka z nim jest bajecznie prosta. Moja ocena to 9-/10 i w mojej opinii jest to najlepsza gra o Flinstonach.

Little Nemo: The Dream Master (NES)

Gra oparta na animacji Little Nemo: Adventures in Slumberland. Akcja gry rozgrywa się w Nowym Jorku w 1905 (wtedy powstał komiks) Pod dom Nemo nadlatuje sterowiec i wysiada z niego typ który budzi chłopca i zabiera go do krainy snów. Nemo zgadza się i odlatują razem sterowcem. Na miejscu okazuje się że kontrolę przejął tam władca koszmarów, a Nemo bez wahania postanawia się z nim rozprawić. Gra to przedstawiciel platformerów jednak rozgrywka mocno różni od innych tytułów z tego gatunku. Tempo jest tutaj wyjątkowo spokojne i nie wystarczy gnać przed siebie. Levele są wielo poziomowe, a naszym zadaniem jest szukanie kluczy bez których nie otworzymy drzwi do kolejnego świata. Nasz chłopaczek Nemo jest w zasadzie bezbronny i do dyspozycji ma jedynie cukierki, którymi możemy nakarmić różne zwierzęta, a te w zamian oferują nam pomoc. Tak więc żaba daje nam wyższe skoki i szybkie pływanie, jaszczurka może chodzić po ścianach i przeciska się przez szczeliny, Kret potrafi kopać tunele, przczoła latać itd. w grze mamy 8 leveli i każdy jest inny od poprzedniego oraz oferuje jakiś nowy typ zwierzęcia. Jakieś 35 lat temu miałem ten tytuł w kolekcji i choć nie była to prosta gra to potrafiłem ją ukończyć, a teraz po długiej przerwie jak odpaliłem to myślałem że nie dam rady. Jednak po kilku podejściach nauczyłem się tej gry na pamięć i doszedłem do ostatniego levelu umierając tylko dwa razy. Ostatni level to już niezły hardcore i lepiej mieć nazbieranych trochę żyć bo nie ma lekko. Ostatecznie się udało i znowu poczułem się jak mały Jana. Nemo to cudowna gra z przepięknym klimatem i tym czymś co nazywa się magią. Mocne 9/10

Jakby ktoś chciał poczytać więcej to kilka miesięcy temu zrobiłem oddzielny wpis o komiksach, filmach i grach traktujących o małym Nemo.
https://www.ppe.pl/blog/31915/376718/nemo.html
Super Mario Bros (NES)

Pierwszy Marian to dla mnie wyjątkowa gra i która w pewnym sensie ukształtowała mnie jako gracza. Wcześniej miałem Atari 7800, ale to od kupna Nesa z pierwszym Mario odpaliłem się na dobre i tak trzyma mnie już 35 lat. Pamiętam że nie potrafiłem jej przejść i wtedy przyszedł kumpel mojego ojca i pokazał mi jak w to grać przechodząc całą grę. Na drugi dzień przeszedłem już samodzielnie i była to moja pierwsza w życiu ukończona gra. Już wtedy wiedziałem że kocham granie i że to nie jest chwilowa zajawka. Od tamtej pory skończyłem ten tytuł dziesiątki (jak nie setki razy) i doszedłem do takiej wprawy jak chyba w żadnej innej grze. W Smb podoba mi się precyzja i każdy krok, bieg czy wślizg jest w pełni kontolowany i nie ma mowy o przypadku bo te postać się po prostu czuje. Gra zasługuje na dziesiątkę, ale jak bym miał wtedy ocenić Smb3, który jest prawdziwym mesjaszem. Dlatego wlepiam mocne 9+/10 i wrzucam filmik jak przechodzę bez starty życia i bez używania skrótów.
Super Mario Bros 2 (NES)

Drugą część Mariana dostałem od Taty jakoś w 90 roku czyli rok po europejskiej premierze. W niemieckiej telewizji leciała bajka gdzie były już postacie z dwójki i miałem nawet dedykowaną kolorowankę, ale i tak byliśmy zdziwieni że druga część hydraulika tak mocno się różni od jedynki. Mimo to nie było jakiegoś dramatu i szybko zaakceptowaliśmy zmiany, a gra sama w sobie była bardzo dobra. Wtedy jeszcze nie znałem historii powstawania tej gry i że jest to lekko zmodyfikowana wersja gry Yume Koujou: Doki Doki Panic z 87 roku. Do wyboru mamy cztery postacie: Mario, Luigi,Toad i Brzoskwinka. Różnią się parametrami, Luigi wyżej, skacze, Grzybek szybciej wyrywa cebulę, a książeczka przez krótką chwilę unosi się w powietrzu. Tak jak wspomniałem SMB2 praktycznie w niczym nie przypomina swojego poprzednika i nawet nie można skakać przeciwnikom na głowę, a zamiast tego rzucamy w nich cebulami i różnymi przedmiotami. Gra posiada 7 światów co daje ponad 20 leveli, a na końcu każdego czekają na nas mniejsi i więksi bossowie. Finałowym szefem jest nijaki Wart, który jest (chyba) żabą. Jak czytam dziś różne opinie na temat tej gry to wielu ludzi jej nie lubi, ale ja mam do niej ogromny sentyment i uważam że mimo tych wszystkich zmian jest to bardzo dobry platformer. Może nie jest tak dobry jak SMB1 i SMB3, ale to świetny szpil z masą sekretów i ukrytych przejść. Wiele rzeczy z tej części jak na przykład zamaskowani przeciwnicy, atakujące słońce, bomby, kaktusy i klimaty pustyni przeszło do kanonu i zostało z nami do dziś więc ten eksperyment nie był wcale taki zły i przyniósł jakieś korzyści dla serii.
No i zakończenie wyjaśnia czemu ta część jest taka inna. To był tylko zły sen, a nasz Marian dalej jest w grzybowym świecie.
Dla mnie 8+/10
Super Mario Bros 3 (NES)

Gdy wychodził trzeci Marian w Niemczech (tam mieszkałem) poprzedzała go ogromna kampania. Posiadałem kolorowankę, album z naklejkami Panini, a w tv leciał nowy sezon bajki. Było czuć w powietrzu że to coś wielkiego i jak tylko puścili pierwsze reklamy że gra jest już dostępna to od razu ruszyliśmy z Ojcem do sklepu. Było to pod koniec sierpnia 91 roku bo wersja japońska wyszła prawie trzy lata (masakra) wcześniej. Po eksperymencie jakim była dwójka Marian wraca na właściwe tory i mimo wielu nowości gra się w niego podobnie do pierwszej części. Na początku gra wydawała mi się trudna, ale nigdy nie zapomnę pierwszego przejścia. Zaczęliśmy z Ojcem jakoś pod wieczór i pierwszy raz udało się dojść aż do siódmego świata, ale zrobiło się późno i Mama kazała mi spać. Nie chciałem iść, ale widziałem że Ojciec wysyła mi znaki więc poszedłem. Leżałem i czekałem aż w końcu Ojciec do mnie przyszedł i mnie zawołał żebym cichutko wrócił do pokoju i dokończył grę. Graliśmy dalej i na ósmym świecie Matka znowu się obudziła i znowu musiałem iść spać, ale oczywiście powróciłem żeby dokończyć grę. Tym o to sposobem pierwszy raz ukończyłem trzeciego Mariana. Od tamtej pory gierka pękła wiele razy na Nesie, emulatorach, gba czy nesie mini, a teraz historia zatoczyła koło i ukończyłem ją na Nesie jak za dawnych lat. Co tu dużo gadać, Super Mario Bros 3 to jest po prostu coś wspaniałego, fenomen, sztuka i gra która wyprzedziła swoje czasy o dobre kilka lat. Długa przygoda, masa sekretów, mapa, wybór ekwipunku, zamki, statki, czołgi no gra jest tak napakowana zawartością że głowa mała.
Super Mario Bros 3 to w mojej opinii najlepszy Marian 2D, najlepszy platformer z ery 8, a nawet 16 bitów i jedna z najlepszych gier w jakie grałem w swoim życiu. Wystawiam 11/10

Super Mario World (SNES)

Doskonale pamiętam ten tytuł z reklam na niemieckich kanałach, jednak żeby zagrać musiałem poczekać dobre 10 lat i już wtedy miałem mieszane uczucia co do tej gry. Teraz przeszedłem ją ponownie i nadal czuje to samo. Nie zrozumcie mnie źle bo to bardzo dobry platformer, ale porównując go do Nesowego SMB3 wypada biednie. Gra jest krótka, nie można wybierać przedmiotów przez levelem i ogólnie jest mniej powerupów. Znając dobrze SMB3 i grając w Worlda można szybko odnieść wrażenie że mimo 16-bitowej grafiki coś poszło nie tak i w wielu sprawach seria zaliczyła regres. Po świetnej trójce oczekiwania zapewne były ogromne, a ciśnienie było jeszcze większe. Z tego co kiedyś gdzieś wyczytałem to twórcy walczyli z czasem żeby zdążyć na premierę Snesa co by wszystko wyjaśniało. Dobra był hejt i wiecie już że gra się nie umywa do wspaniałej trójki to teraz dla odmiany napiszę że mimo wszystko to nadal świetny platformer i czołówka gatunku jeśli chodzi o 16bit. Gierka ma fajny lekko poważniejszy klimat i posiada duże pokłady miodu. Miałem tylko odpalić na próbę bo dawno nie grałem w ten tytuł i skończyło się na napisach końcowych. Ocena 9-/10

Super Mario World: Yoshi Island

Jako fan Mariana i ogólnie gier platformowych uważam że Super Mario World delikatnie mówiąc troszkę rozczarowuje i w wielu kwestiach zostaje w tyle za nesowym smb3 za to Yoshi Island pokazał że Nintendo jeszcze nie powiedziało ostatniego słowa i potrafi stworzyć coś równie genialnego. Pierwszy kontakt z tą perełką to emulator na dreamcasta w 2001 roku czyli kilka dobrych lat po premierze i już wtedy wiedziałem że to wyjątkowy platformer do którego będę wracał. Tak też było i po kilku latach przeszedłem konwersje na gba, a teraz na switchu i ciągle podtrzymuje słowo że to gra idealna. Ale w sumie co mi się w tej grze podoba? A no praktycznie wszystko, od grafiki i stylu artystycznego przedstawionego świata, po różne pomysły, które są jakby rozwinięciem patentów z poprzednich gier N, kończąc na idealnym i dokładnym sterowaniu. Tak sterowanie w plaformerach jest dla mnie bardzo istotne i znacząco wpływa na moją ocenę bo lubię mieć całkowitą kontrolę nad postacią, a w Yoshim ten element jest na tyle dobrze zrobiony że nawet jak wyskocze nad ekran i nie widać mojej postaci to dokładnie wiem gdzie wyląduje.Top topów jeśli chodzi o plaformery i zasłużone 10-/10

Switchowa Kolekcja
Żeby tradycji stało się zadość tak jak co roku pochwalę się aktualnym stanem kolekcji gier na Switcha. W chwili obecnej jest to 180 gier czyli uzbieranie 200 tytułów wydaje się całkiem realne tym bardziej że chwilowo odpuszczam Switcha 2 i kupię go później niż pierwotnie planowałem.
Co ja mam na tego switcha i czy nie dało się mieć większości tych samych gier na innej konsoli?
Oczywiście że się dało i wiele składanek, wydań LRG i indyków wyszło na PS4/PS5, ale jakoś tak te gierki bardziej pasują mi do switcha. Mocne konsole z teraflopami mam do dużych gier, a switcha do tych mniejszych, które bez żadnych kompromisów chodzą na konsolce Nintendo. Mam też słabość do tych pięknych czerwonych pudełeczek dlatego idę w to dalej i zobaczymy na ilu się skończy.


Co dalej?
Raczej bez zmian bo w przyszłym roku raczej odpuszczę zakup Switcha 2 i skupie się na dalszym budowaniu kolekcji na jego poprzednika no i coś tam się zapewne kupi na PS5 bo w końcu coś się dzieje, a przyszły rok zapowiada wiele ciekawych gier. Do tego oczywiście idziemy dalej w retro i będę uzupełniał kolekcje na SMD, Saturna, DC i PSX bo jest jeszcze wiele do kupienia. Mam jeszcze takie jedno marzenie, ale nie wydaje mi się żeby się spełniło w 2026 roku bo mam już przewidziane inne poważniejsze wydatki. Mianowicie będę sobie robił pokój do gier i myślę o jakimś automacie do gier. Nie interesują mnie te nowe imitacje, ani zabudowane pc z emulatorem tylko starą budę z jedną grą. Jeszcze nie zdecydowałem jaki to miałby być tytuł, ale myślę nad Mortal Kombat 1 lub 2, Tekken 3 lub Metal Slug.
A tak wygląda moja kolekcja na dzień dzisiejszy.
W sumie to filmik ma już pięć miesięcy i już raz go wrzucałem, ale od tamtej pory za wiele się nie zmieniło i doszło może z dwadzieścia gierek.
Prezenty
Na sam koniec wrzucam rzeczy, które przyszły w grudniu i tym samym traktuje je jako prezenty od Mikołaja ;)


To by było na tyle. Mam nadzieję że dotrwaliście do końca i was nie zanudziłem. Życzę wszystkim wesołych świąt i szczęśliwego nowego roku.
W galerii macie foty wszystkich zakupów z tego roku plus trochę innych fotek, a w encyklopedii opisałem gry z listy zaliczonych.
Do następnego.