Half-Minute Hero

BLOG RECENZJA GRY
501V
Half-Minute Hero
Sephirothek | 20.12.2013, 00:47
Poniżej znajduje się treść dodana przez czytelnika PPE.pl w formie bloga.

Kończy w 30 sekund, a i tak wychodzi z twarzą!

Zaczynasz w ośmiobitowej krainie skąpanej wiosennym słońcem, są pola z niegroźnymi przeciwnikami, jest wioska pod zamkiem oraz, rzecz jasna, sam zamek, rządzony przez bezpłciowego króla. Czyli tam, gdzie zawsze swój początek miały oldschoolowe eRPeGi. Jesteś bezimiennym Herosem, podróżującym tam i z powrotem w poszukiwaniu przygód, bogactwa lub dostatniej strawy. Nie masz domu, ponieważ to Świat w swej całości jest Twoim domem. Brzmi znajomo? Powinno. Odwiedzasz władcę tej krainy, który – tak się akurat składa – ma dla Ciebie zadanie; musisz ukatrupić trzy stworki krzątające się po najbliższych polach. Gdy to zrobisz i w rytm przyjemnej melodii wrócisz do zamku, stanie się coś, co zmieni na zawsze Twoje życie (a przynajmniej zdecydowanie je przyspieszy) – zły mag, jeden z wielu Evil Lordów, rzuci zaklęcie obracające planetę w perzynę w zaledwie trzydzieści sekund! I czego stoisz jak ciołek?! Biegnij do wioski, kup jakiś miecz! Jak wiatr przeleć przez zachodnie jaskinie! Utoruj sobie drogę do siedziska głównego bossa! Masz jeszcze okołu dziesięciu sekund! Szybkie gitarowe riffy, klimat ostatniego pojedynku, kilka uderzeń i… przegrywasz. Wracasz znów do miejsca rozpoczęcia gry. Ale czas nadal leci! Zostały dwie sekundy! Zanim w ogóle zareagujesz, zegar dobija zera, a potężny czar miażdży wszystko w zasięgu Twoich ośmiobitowych oczy. Przegrałeś.

 

Wtedy pojawia się Bogini Czasu. Za odpowiednią opłatą może cofnąć wskazówki przeznaczenia, dać Ci kolejne trzydzieści sekund. Dodatkowo zatrzymuje bieg czasu w miastach. Podbijasz szybko poziom doświadczenia, jeszcze raz płacisz bóstwu za dodatkowy czas, a gdy na ekranie pojawia się wymowny napis „YOU > EVIL”, wpadasz znów do głównego bossa i kilkoma uderzeniami kończysz jego marzenia o zniszczeniu całego świata. Świata, który właśnie, po raz pierwszy, uratowałeś. Pompatyczna muzyka, napisy końcowe (sic!). I tak przez najbliższe dziesięć godzin zabawy.

 

W roku 2009 Half-Minute Hero zrobił takie zamieszanie, jakie tylko stylizowana na klasyczne produkcje parodia RPG może wywołać. Powyższy opis zdradza praktycznie cały schemat kampanii Herosa (jednej z pięciu, zdecydowanie najdłuższej). Każda z niemal pięćdziesięciu misji zaczyna się widokiem Evil Lorda rzucającego czar destrukcji, polega na szybkim nabiciu niezbędnego doświadczenia lub zdobyciu silniejszego oręża, umożliwieniu przejścia do siedziby bossa i szybkim wysłaniu go na drugą stronę przy dynamicznym, metalowym utworze. Pół minuty na wszystko. Gdy świat jest już dwie lub trzy sekundy od zagłady, należy wypłacić grubą sumkę czasomistrzyni i pędzić dalej. Każde zadanie wieńczą kredyty, zupełnie jakbyśmy właśnie uporali się z gigantycznym RPG. W tym zdrowym dystansie do cech, które przez dekady przywiązały się niemal na stałe do japońskich przedstawicieli gatunku, tkwi największa magia Hero. Niepotrzebne questy poboczne, ciągnące się godzinami dialogi i egzystencjalne rozkminy? Całodniowe grindowanie, aby tylko osiągnąć odpowiedni level? Budzi to wszystko wewnątrz sentyment, oczywiście, ale absolutnie oczarowało mnie bezpardonowe podejście produkcji studia Opus do własnych przodków. Tutaj liczy się planowanie kroków i umiejętność skrócenia WSZYSTKIEGO do minimum. I to nawet, gdy gra, zupełnie niespodziewanie, przyłoży Ci w emocjonalną strunę. Bo i taki moment w późniejszym etapie podróży nastąpi.

 

Nie da się ukryć, że choć twórcy próbowali, jak mogli, by każdej z misji nadać jakąś cechę szczególną (raz trzeba dopłynąć do bossa, raz kryje się w latającym zamku, raz są góry, innym razem jest pustynia etc.), zbyt długie sesje przy kampanii mogą znużyć. Było to nieuniknione w przypadku pozycji bazującej na tak abstrakcyjnym pomyśle. Niektóre zadania oferują alternatywną opcję dojścia do ostatniego pojedynku (na przykład zamiast ratować las przed spaleniem można przebiec przezeń, zanim ogień dojdzie do interesującego nas przejścia, ale wtedy skażemy pobliską wioskę na głód), które otwierają inne ścieżki na mapie głównej. Zmierzymy się na nich z innymi bossami, zwiedzimy inne lokacje i otrzymamy zupełnie nowe bronie. Łącznie wychodzi tego na trochę ponad dziesięć godzin zabawy.

 

A co dalej? Wspominałem już o pozostałych trybach gry. Ogrywać je należy w określonej kolejności, ponieważ wszystkie kontynuują jedną, kręcącą się wokół czasu i wspomnianej Bogini historię. Po zakończeniu parodii RPG przychodzi czas na Princess 30, czyli trzydziestosekundowe misje na modłę scrollowanych shooterów, w których kontrolujemy nadpobudliwą księżniczką pragnącą wyleczyć ukochanego ojca (świetne dialogi i humorystyczna fabułka). Zajmie ona, jak wszystkie tutaj wymienione, bardzo intensywną godzinę. Dalej mamy Evil Lord 30, to jest strategię czasu rzeczywistego, oraz Knight 30 – eskortę i chronienie pewnego maga od ataków przeciwnika. Przy żadnym z nich nie zabawimy długo, przez co – jak idzie się domyślić – nie wywołują już tak pozytywnych emocji, jak podstawowa kampania. Choć potrawią rozbawić. Ich zaliczenie jest niezbędne do rozpoczęcia ostatniej misji, podsumowującej wszystkie wątki i kończącej całą, dziejącą się na przestrzeni kilkuset lat historię (brzmi dużo poważniej niż jest w rzeczywistości). W ramach bonusu odblokowujemy wtedy tryb Hero 3 – już sama nazwa powinna sugerować, co czeka tutaj na gracza.

 

Half-Minute Hero to doskonały przykład na to, że ocena nie oddaje rzeczywistej wartości gry. Bo mowa o dziele z pomysłem, magią i sporą zawartością do zgłębienia, dziele, które robi coś innego z materiałem dawno uznanym za święty i nietykalny. I co z tego, że schematycznym? Dla fanów starszych japońskich eRPeGów (te nowe mają w ogóle fanów?) to pozycja obowiązkowa, zwyczajnie potrzebna, by nabrać pewnego dystansu. W Japonii sequel ukazał się już dwa lata po premierze oryginału, ale nie zapowiada się na to, żeby został kiedyś przetłumaczony na niekrzaczasty alfabet. Tym większa rekomendacja dla pierwowzoru - być może to jedyna szansa na poznanie tego pomysłu.

Oceń bloga:
0

Atuty

  • - pomysł!
  • - oprawa
  • - humor
  • - dodatkowe tryby

Wady

  • - powtarzalność
  • - czasem nieunikniony chaos
Sephirothek

Adam Piechota

Obowiązkowy eksperyment dla każdego starego fana gatunku

7,5

Komentarze (2)

SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych

cropper