Nie miałem styczności z Xbox Series X|S od premiery. Czy choć przez chwilę żałowałem?
To pytanie zadaję sobie właściwie przy każdej większej konferencji Microsoftu. Patrzę na te wszystkie zapowiedzi, na nowe zwiastuny i na zielone logo, po czym spoglądam na swój kącik gracza i... czuję całkowity spokój.
Moja przygoda z obecną generacją zaczęła się w listopadzie 2020 roku. To był specyficzny czas, pełen problemów z dostępnością sprzętu, ale udało mi się postawić pod biurkiem PlayStation 5 już w dniu premiery. Od tamtego momentu ta biała bryła towarzyszy mi każdego dnia. Przez te kilka lat PS5 stało się dla mnie centrum domowej rozrywki. To tutaj przeżywałem wielkie przygody, tutaj wbijałem kolejne platyny i tutaj przyzwyczaiłem się do standardu, który oferuje Sony. Nigdy nie czułem, że czegoś mi brakuje.
Z czasem jednak poczułem, że sama konsola to za mało, by mieć dostęp do pełnego spektrum rynku. Na przełomie 2023 i 2024 roku podjąłem decyzję o modernizacji swojego komputera osobistego. Wybór padł na kartę graficzną RTX 4060 Ti, 32 GB RAM-u, mocniejszy procesor Intela i tak dalej... Nie jest to może potwór wydajności z najwyższej półki, ale ten średniej klasy PC otworzył przede mną nowe drzwi. Pozwolił mi na granie w tytuły, które na konsolach czasem kuleją (albo wręcz ich nie ma, jak pierwotnie Baldur's Gate 3), albo po prostu wymagają innej precyzji.
Dziś, z perspektywy końca 2025 roku, widzę, że ten duet - PlayStation 5 i solidny pecet - to dla mnie zestaw idealny. Zapewnia mi on dostęp do niemal każdej istotnej produkcji, jaka pojawia się na rynku, zachowując przy tym wysoką jakość oprawy.
Nie potrzebuję Xbox Series X
W tym miejscu muszę być brutalnie szczery: w moim domu nie ma miejsca dla Xbox Series X. Co więcej, nigdy nawet przez chwilę nie rozważałem zakupu Xbox Series S. Ta mniejsza konsola, ze względu na swoją ograniczoną moc, po prostu mnie nie interesuje. Z kolei Series X, mimo że jest potężną maszyną, stał się dla mnie urządzeniem całkowicie zbędnym. Dlaczego? Odpowiedź jest prosta i kryje się w strategii samego Microsoftu, który postanowił znieść bariery między konsolą a komputerem.
Wszystkie najważniejsze gry wydawane przez giganta z Redmond trafiają równolegle na PC. Skoro mam pod biurkiem RTX-a 4060 Ti, każdą nową produkcję od studiów Xbox ogrywam po prostu na monitorze, korzystając z dobrodziejstw komputera. Pozostałe tytuły, te wieloplatformowe, lądują u mnie zazwyczaj na PS5. Wybieram konsolę nawet wtedy, gdy wiem, że na PC mógłbym uzyskać nieco lepszą płynność czy wyższą rozdzielczość. Dlaczego tak się dzieje?
To kwestia pewnego magicznego przyciągania, jakie ma dla mnie system od Sony. Obcowanie z PlayStation 5 jest dla mnie po prostu przyjemniejsze. Jest w tym jakaś lekkość i intuicyjność, której Windowsowi wciąż brakuje w kontekście gier. Kluczowy jest też kontroler DualSense. Możliwość poczucia oporu pod palcami na spustach czy precyzyjne wibracje sprawiają, że trzymanie pada daje mi więcej frajdy niż klikanie myszką. To fizyczne połączenie z grą jest dla mnie bezcenne.
Poza tym mój komputer służy mi przede wszystkim do pracy. Pisanie artykułów, montaż czy tworzenie poradników - to wszystko dzieje się przy biurku. Kiedy nadchodzi wieczór, chcę odciąć się od tego środowiska. Przejście na kanapę czy bujany fotel i chwycenie za pada to dla mnie jasny sygnał dla mózgu: "teraz odpoczywamy". Nawet jeśli PS5 oferuje w danym tytule nieco gorszą jakość obrazu niż mój PC, wygoda i psychiczny komfort wygrywają za każdym razem.
Może Xbox Game Pass mnie przekona?
Często słyszę argument o potędze Xbox Game Pass. Ludzie mówią, że to najtańszy sposób na granie i najlepsza usługa na rynku. Szanuję to podejście, ale do mnie ono zupełnie nie przemawia w kontekście posiadania konsoli. Moja praca polega na tym, że muszę być na bieżąco. Tworzę poradniki i solucje do najnowszych hitów, co oznacza, że ogrywam je w dniu premiery, a często nawet przed nią. Nie mogę czekać, aż coś wpadnie do abonamentu.
Kiedy więc głośny tytuł trafia do Game Passa po kilku miesiącach, ja zazwyczaj mam tę historię dawno za sobą. Co więcej, jeśli już faktycznie chcę sprawdzić jakąś nowość z abonamentu, robię to przez PC Game Pass. W tym roku opłaciłem - jeszcze przed podwyżkami - jeden miesiąc abonamentu i udało mi się w tym czasie sprawdzić to, co chciałem.
Patrząc w przyszłość, moje plany zakupowe są dość klarowne. W 2026 roku zamierzam zainwestować w Nintendo Switch 2. Chcę mieć dostęp do unikalnych gier od Nintendo, których nie znajdę nigdzie indziej. Jednak w tych planach wciąż nie ma miejsca na Xbox Series X. Ta konsola naprawdę nie oferuje mi niczego, czego nie miałbym już teraz. Ani jednej unikalnej cechy, która skłoniłaby mnie do wydania tych, załóżmy, 2 tysięcy złotych.
Gdyby Xbox był jednocześnie pełnoprawnym PC-tem z Windowsem, na którym mógłbym pracować i instalować dowolne aplikacje, temat wyglądałby zupełnie inaczej. Wtedy taka hybryda mogłaby zastąpić mój obecny zestaw. Ale w obecnej formie, Xbox to zamknięte pudełko, które dubluje możliwości mojego RTX-a. Dlatego też pozostaję wierny swojemu sprawdzonemu rozwiązaniu, które sprawdza się od pięciu lat.
Zestaw składający się z PlayStation 5 i średniej klasy PC jest dla mnie wystarczający i kompletny. Daje mi dostęp do ekskluzywnych gier Sony, pełnej biblioteki Microsoftu oraz niezliczonych tytułów niezależnych na Steamie. Taki stan rzeczy utrzyma się zapewne aż do okolic 2027 lub 2028 roku, kiedy to pewnie zaczniemy mówić o nowej generacji konsol. Do tego czasu mój RTX 4060 Ti i PS5 będą dzielnie pełnić swoją wartę.
Czy więc choć przez chwilę żałowałem braku Xboksa? Ani przez sekundę. Każda minuta spędzona z DualSense w dłoni utwierdza mnie w przekonaniu, że dokonałem właściwego wyboru.
Czy kupiłbyś dzisiaj Xbox Series X?
Przeczytaj również
Komentarze (45)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych