Battlefield RedSec - recenzja gry. Battle Royale, którego (nie) każdy zna
Zanim ktokolwiek zacznie porównywać Battlefield: RedSec do Warzone, PUBG czy Fortnite, warto powiedzieć jedno - to nie jest kolejna kopia zrobiona dla klików i mikrotransakcji. Owszem, RedSec to darmowa odskocznia niezwykle udanego Battlefield 6, która próbuje wejść na teren zdominowany przez gigantów, ale robi to po swojemu - trochę nieporadnie, trochę z dystansem, ale z zaskakującym pomysłem na siebie. Oto recenzja Battlefield 6 RedSec.
Po kilku dłuższych sesjach z omawianym Battlefield 6 RedSec i kilkunastu eliminacjach można śmiało stwierdzić, że ten battle royale jest jednocześnie znajomy i świeży. Znajomy, bo opiera się na klasycznych zasadach BR - zamykająca się strefa, losowy loot, czteroosobowe (lub dwuosobowe) drużyny i ostatni żywi wygrywają. Świeży - bo DICE wreszcie wykorzystało to, co zawsze odróżniało Battlefielda od reszty: destrukcję środowiska, pojazdy, realizm i taktyczny chaos z krwi i żelaza.
Akcja RedSec rozgrywa się na olbrzymiej mapie Fort Lyndon - fikcyjnym obszarze zindustrializowanej strefy z wysokimi obiektami, mieszkaniami, otwartymi przestrzeniami, drogami, magazynami z substancjami chemicznymi, placem treningowym czy miasteczkiem, które aż prosi się o wysadzenie. Tu właśnie silnik graficzny Frostbite błyszczy najmocniej: niemalże każdy budynek można zniszczyć, każdy mur można przebić, a każda osłona może stać się Twoim grobem. W porównaniu do "nieruchomych" plansz Warzone’a z Call of Duty, mapa przygotowana na potrzeby RedSec żyje i reaguje - wygląda jak prawdziwe pole bitwy.
Nie bez znaczenia jest też tempo gry. W przeciwieństwie do szaleńczego stylu Call of Duty, RedSec to Battle Royale bardziej metodyczny - z mniejszym naciskiem na “bieganie i strzelanie”, a większym na planowanie, koordynację i właściwe użycie ekwipunku. To powrót do korzeni taktycznych shooterów, które stawiają na drużynę, a nie solowe popisy. Wszak RedSec w ogóle nie posiada trybu solo, wręcz zmuszając nas do współpracy z innymi graczami lub graczem, jeśli preferujemy duo. Tak więc bez komunikacji wiele tu nie zdziałamy. Zresztą, to kolejny dowód na to, że fani szybkiej rozgrywki rodem z CoD-a w Battlefield 6 po prostu się nie odnajdą i będą narzekać.
Misjo-wyzwania RedSec, które zmieniają dynamikę
Największym wyróżnikiem recenzowanego RedSec jest jednak jego system misji w trakcie meczu. Co kilka minut na mapie pojawiają się dynamiczne cele: rozbrojenie bomby, przejęcie anteny, zdobycie dokumentów czy transmisja danych do bazy. To proste w konstrukcji, ale niezwykle skuteczne rozwiązanie, które eliminuje martwe momenty znane z innych battle royale’ów, gdzie po prostu siedzimy w jednym miejscu, nie zmieniając pozycji i liczymy na to, że strefa będzie dla nas łaskawa i ponownie nie będziemy musieli się ruszać (zauważalne szczególnie w PUBG).
Wracając do sedna, wykonanie takiego celu daje wymierne nagrody - od zrzutów z wyposażeniem, przez UAV, po klucze do opancerzonych ciężarówek z czołgami w środku. Nie ma tu losowości w stylu "może się uda" - wszystko jest jasno opisane, a ryzyko zawsze idzie w parze z potencjalną nagrodą. W efekcie misje nadają rytm rozgrywce, popychają graczy w ruch i wymuszają współpracę nawet z obcymi w zespole.
O ile klasyczny Battle Royale w RedSec działa solidnie, to moduł z wyzwaniami jest prawdziwą perłą tego projektu. Tryb oparty na rotacyjnych zadaniach - przejęciach punktów, eliminacjach, eskortach - przypomina coś pomiędzy Battlefieldem 4 a Fall Guys w wojennym wydaniu. Kilka czteroosobowych drużyn walczy w rundach, a najgorsze zespoły odpadają po każdej z nich. Ciągła akcja, walka o punkty, a także nacisk na dobranie dobrych klas postaci, bowiem każda z nich przyda się w walce. Twórcy to doceniają, oferując punkty w misjach nie tylko za wykonywanie celów i zabójstwa wrogów, ale także choćby reanimacje sojuszników przez medyków.
Właśnie w takich miejscach recenzowany Battlefield 6 RedSec pokazuje swoje prawdziwe serce. W trybie wyzwań nie chodzi tylko o przetrwanie, ale o efektywne wykonywanie celów, taktykę i komunikację. Kiedy uda Ci się przebić do finału, czujesz się jak uczestnik turnieju wojennego Battle Royale, nie jak losowy żołnierz z karabinem.
Destrukcja, pojazdy i realizm - klasyczny Battlefield w nowej formie
Nie byłoby Battlefielda bez destrukcji i maszyn. RedSec daje graczom dostęp do czołgów, helikopterów, transporterów i lekkich pojazdów, ale z głową. Każdy z nich ma ograniczone paliwo i amunicję, a korzystanie z nich wymaga umiejętności i odwagi. Tutaj nikt nie dominuje przez pół meczu, bo każdy pojazd jest zarówno potężny, jak i śmiertelnie narażony.
Strzelanie jest klasyczne dla serii - ciężkie, realistyczne, z mocnym odrzutem dla cięższych broni (i mniejszym dla PM-ów) i satysfakcjonującym feedbackiem. Nie ma tu przepotężnych karabinów z zerowym recoilem, bowiem to twardy i brudny shooter wojenny, w którym precyzja, zasięg i znajomość broni mają znaczenie. Zresztą, wszyscy grający w Battlefield 6 doskonale wiedzą, czego się spodziewać po modelu strzelania w RedSec. Sam Battle Royale nie dodaje dziesiątek broni do gry Electronic Arts, a korzystamy z tych znanych z podstawki.
Społeczność i chaos - czyli klasyka gatunku free-to-play
Jak to zwykle bywa w darmowych grach, nie brakuje chaosu w drużynach. Zdarzają się "turyści", którzy biegają po mapie jak dzieci we mgle, gracze z Call of Duty, którzy skaczą w otwartym polu jak zające, i klasyczne samotne wilki, ignorujący zespół. Ale trafiają się też ekipy tak zgrane, że potrafią rozegrać całą rundę z chirurgiczną precyzją. Jak wspomniałem wyżej, bez komunikacji za wiele tutaj nie zdziałamy, a jeśli wolimy solo, RedSec nie jest po prostu grą dla nas. Wszak uważam, że sporo negatywnych opinii pochodzi właśnie od osób, które nie mogą zgrać się z ekipą i po prostu się frustrują. Osobiście się nie dziwię, bo choć społeczność Battlefield jest dojrzała, tak jednak darmowa gra rządzi się swoimi prawami i zawsze znajdą się tutaj "dziwacy" niechcący współpracować.
Co też warto dodać, Battlefield Studios przy recenzowanym Battlefield RedSec bardzo ciekawie podeszło do systemu respawnu inspirowanym Apex Legends, co poimmo nacisku na realizm, też działa dobrze - daje drugą szansę, redukuje frustrację i motywuje do wspólnego działania. Jeśli aktywujemy "antenę", zostają o tym poinformowani inni gracze, którzy mogą przerwać "desant" i jednocześnie dowiadują się, gdzie jest wroga drużyna. Dodaje to naprawdę masę adrenaliny do rozgrywki, szczególnie w jej drugiej połowie, gdy strefa się zacieśnia.
Czy Battlefield RedSec ma szansę na sukces?
I tu pojawia się pytanie: co dalej? Każda produkcja z gatunku free-to-play i tym samym z wielkiej marki ma ten sam problem - start świetny, a potem powolna śmierć przez mikrotransakcje czy/i toksyczną społeczność. Jeśli DICE utrzyma balans, nie zacznie psuć gry na życzenie forumowych "ekspertów" i nie wprowadzi absurdalnych battle passów (choć już teraz wiele zadań związanych z przepustką bojową pierwszego sezonu wymusza na graczach z BF6 rozgrywkę w trybie BR...), RedSec ma realną szansę na długie życie. Tak jak Warzone, choć ten jest proponowany graczom z drugiej strony medalu, czyli tym preferującym szczególnie szybką zabawę solo.
Na razie to solidny, taktyczny Battle Royale z duszą Battlefielda, który nie udaje, że wymyślił gatunek na nowo, ale próbuje go zrozumieć po swojemu. Dla jednych będzie zbyt powolny, zbyt realistyczny, może nawet zbyt surowy. Dla innych - dokładnie taki, jakiego brakowało w dzisiejszych czasach. Problemem może być jednak to, że gatunek battle royale nie ma już tego czegoś w sobie. Po kilkunastu rozgrywkach w RedSec zacząłem najzwyczajniej w świecie przysypiać. Zdecydowanie bardziej wolę klasyczny multiplayer z BF6, z którym już teraz wiem, że spędzę setki godzin, a RedSec to będzie wyłącznie dodatek, który - pomimo ciekawych rozwiązań - po prostu nie robi na mnie większego wrażenia. Potrzebna jest rewolucja... albo solidne zastępstwo.
Ocena - recenzja gry Battlefield REDSEC
Atuty
- Mapa gry tętni życiem, a destrukcja otoczenia znów robi ogromną robotę
- Duch Battlefielda z pojazdami w roli głównej, a także ciekawy system
- Nastawienie na komunikację i współpracę - nie dla samotnych wilków
- Tryb wyzwań to wisienka na torcie
Wady
- RedSec udowadnia, że battle royale potrzebuje przeogromnej rewolucji albo zastępstwa
- Wymuszone zadania dla przepustki
Battlefield RedSec jest solidnym Battle Royale, a tryb wyzwań to wisienka na torcie. Jednakże gra ta pokazuje, że Battle Royale nie robi już takiego efektu "wow", jak te kilka lat temu.
Graliśmy na:
PS5
Przeczytaj również
Komentarze (23)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych