Zbrodnie po sąsiedzku (2025) - recenzja i opinia o 5 sezonie serialu [Disney+]. Satysfakcjonujący gambit
Powiedzmy to sobie szczerze. Żywotność serialu komediowo-kryminalnego, opartego na tak specyficznym, aby nie rzec klaustrofobicznym koncepcie, jakim są zbrodnie tylko w jednym budynku, jest z definicji ograniczona. Kiedy skończą się ekscentryczni sąsiedzi, a wszystkie ukryte przejścia zostaną odkryte, co pozostaje? Z tą właśnie, cokolwiek ponurą, refleksją podchodziłem do piątego sezonu „Zbrodni po sąsiedzku”, który właśnie dziś, 28 października, zwieńczył swój bieg na platformie Disney+.
Po brawurowym, lecz nieco chaotycznym sezonie czwartym, który zabrał nas do Los Angeles, aby rozwiązać (skądinąd świetnie pomyślaną) zagadkę śmierci Sazz Pataki (brawurowa Jane Lynch), twórcy stanęli przed karkołomnym zadaniem. Finał czwartej serii, w którym zginął nie kto inny, jak sympatyczny portier Lester (Teddy Coluca), zwiastował powrót do korzeni, do murów Arconii. Piąta odsłona serialu jest jak mistrzowska partia szachów, w której twórcy świadomie poświęcają figury komfortu, aby zagrać o znacznie wyższą stawkę. To sezon o duszy Nowego Jorku, w którym nasi ulubieni podcasterzy zderzają się nie tyle z szaleństwem jednostki, ile z bezduszną siłą korporacyjnego zła.
Zbrodnie po sąsiedzku (2025) - recenzja i opinia o 5 sezonie serialu [Disney+]. Zbrodnia w kasynie, czyli Nowy Jork traci niewinność
Tym, co uderza od pierwszych odcinków sezonu piątego, jest fundamentalna zmiana zagrożenia. Dotychczasowe zbrodnie w Arconii miały motywy głęboko osobiste. Była to zemsta (Jan), desperacka pogoń za sławą (Poppy) czy kradzież intelektualna (Marshall P. Pope). Tym razem jest inaczej. Śmierć Lestera, postaci drugoplanowej, lecz stanowiącej integralną część ekosystemu budynku, nie jest aktem namiętności. To chłodna kalkulacja, eliminacja świadka.
Twórcy, John Hoffman i Steve Martin, wykonują tu narracyjną woltę. Konfrontują nasze trio ze światem, którego dotąd jedynie muskali - światem wielkich pieniędzy, korupcji i systemowej bezwzględności. Wprowadzenie plejady nowych, wysoko postawionych antagonistów, granych przez aktorską śmietankę (demoniczny Christoph Waltz, lodowata Renée Zellweger i zaskakująco złowieszczy Logan Lerman) oraz skorumpowanego burmistrza (zawsze mile widziany Keegan-Michael Key), mogło zamienić serial w karykaturę. Istniało ryzyko, że „Zbrodnie” zgubią swój unikalny, „kapciowy” urok na rzecz generycznego thrillera o miliarderach. Nic z tych rzeczy. Siłą tego sezonu jest właśnie kontrast. Zderzenie przytulnego, nieco staroświeckiego świata Charlesa, Olivera i Mabel z cynizmem ludzi, dla których Arconia to tylko kolejna nieruchomość do przejęcia i zniszczenia. Odkrycie tajnego kasyna w podziemiach budynku to motyw jakby żywcem wyjęty z „Kaczych Opowieści”, lecz w kontekście serialu działa on zaskakująco dobrze, symbolizując ukryty nowotwór toczący miasto od środka. Lester nie zginął przez przypadek. Zginął, bo stanął na drodze „postępu”, który nie liczy się z ludźmi.
Zbrodnie po sąsiedzku (2025) - recenzja i opinia o 5 sezonie serialu [Disney+]. Apogeum absurdu i powaga chwili
Sezon piąty balansuje na bardzo cienkiej linie. Z jednej strony eskaluje absurd, który jest znakiem rozpoznawczym serialu. Martin Short (Oliver) otrzymuje tu pole do popisu, a jego teatralne reakcje na machinacje miliarderów są komediowym złotem. Sceny, w których trio próbuje zinfiltrować tajne spotkania, czy moment odkrycia fałszywego palca burmistrza, to czysty, nieskrępowany slapstick. Z drugiej jednak strony, ten sezon jest być może najpoważniejszym ze wszystkich. Postać Mabel (Selena Gomez), która ponownie staje się emocjonalnym kompasem grupy, musi zmierzyć się nie tylko z zagadką, ale i z własną przyszłością w mieście, które staje się dla niej zbyt drogie i zbyt obce.
Jej wątek, w tym budowanie niełatwej relacji z postacią graną przez Téa Leoni (która okazuje się kluczowa w finale), nadaje całości niezbędnej powagi. Twórcy w mistrzowski sposób wykorzystują też Dianne Wiest jako pogrążoną w żałobie wdowę po Lesterze. Jej ból jest autentyczny i stanowi moralny kontrapunkt dla komicznych wygłupów Olivera i Charlesa. To właśnie ta ambiwalencja - umiejętność przejścia od farsy do autentycznego wzruszenia w jednej scenie - stanowi o wielkości „Zbrodni po sąsiedzku”. Serial nie boi się być głupkowaty, aby za chwilę zadać fundamentalne pytanie - czy wspólnota ma jeszcze jakiekolwiek szanse w starciu ze skoncentrowanym kapitałem? Odpowiedź, jaką daje finał, jest gorzka, ale i krzepiąca.
Zbrodnie po sąsiedzku (2025) - recenzja i opinia o 5 sezonie serialu [Disney+]. Finał, który otwiera drzwi... na oścież
Rozwiązanie zagadki śmierci Lestera jest satysfakcjonujące. Zdemaskowanie burmistrza Tillmana i jego wspólników w brawurowej sekwencji podczas konferencji prasowej to klasyczne „zakończenie z fanfarami”. Sprawiedliwości staje się zadość, Arconia zostaje ocalona, a nasi bohaterowie mogą (chwilowo) odetchnąć. Twórcy dają nam nawet chwilę na celebrację, pokazując Howarda, który wreszcie znajduje miłość, i wdowę po Lesterze wprowadzającą się do budynku, co jest pięknym domknięciem wątku. Ale „Zbrodnie po sąsiedzku” nie byłyby sobą, gdyby nie zaserwowały nam ostatniego, wstrząsającego uderzenia.
Kiedy już myślimy, że sezon się kończy, następuje tradycyjny epilog. I tu czapki z głów. Uśmiercenie Cindy Canning (genialna Tina Fey) to ruch absolutnie wywrotowy. Cindy, dotychczasowa rywalka, mentorka i nemezis naszych bohaterów, sama staje się ofiarą. To nie jest już tylko „kolejna zbrodnia”. To zmiana paradygmatu. Cindy, jak dowiadujemy się z ostatnich sekund, prowadziła śledztwo dotyczące brytyjskiej rodziny królewskiej. Jej śmierć nie tylko eliminuje kluczową postać drugiego planu, ale przede wszystkim - po raz pierwszy w historii serialu - zmusza naszych bohaterów do opuszczenia bezpiecznej przystani. To już nie będą „Zbrodnie po sąsiedzku”. Sezon szósty, jeśli utrzyma tę obietnicę, zabierze nas do Londynu. To ryzykowny, ale ekscytujący kierunek, który udowadnia, że ten serial ma jeszcze wiele do opowiedzenia.
Zbrodnie po sąsiedzku (2025) - recenzja i opinia o 5 sezonie serialu [Disney+]. Podsumowanie
Piąty sezon „Zbrodni po sąsiedzku” okazał się nieoczekiwanie głęboki. Zamiast odcinać kupony od sprawdzonej formuły, twórcy wykorzystali ją do opowiedzenia historii o współczesnym Nowym Jorku - mieście pożeranym przez chciwość, gdzie historyczne budynki i ich społeczność są tylko przeszkodą na drodze do zysku.
Serial zachował swój niezrównany urok i chemię między Martinem, Shortem i Gomez, jednocześnie udowadniając, że potrafi dojrzeć i podjąć tematy cięższe niż kłótnie sąsiedzkie. To była brawurowa obrona tytułu, która zakończyła się nie tylko zwycięstwem, ale i odważnym rzuceniem rękawicy samemu sobie. Finałowy twist to narracyjny majstersztyk, który sprawia, że na sezon szósty czekam z niecierpliwością i, po raz pierwszy od dawna, bez cienia obaw o zmęczenie materiału. Arconia została ocalona, ale świat stał się znacznie większy.
Atuty
- Zmiana skali i odejście od poprzedniego schematu intryg i zbrodni
- Mistrzowskie połączenie czystego absurdu z autentyczną powagą
- Nowi antagoniści wnoszą powiew świeżości
- Zaskakujący finał
Wady
- Przeciążone wątki
- Skupienie na wielkiej intrydze sprawiło, że sezon jest mniej kameralny niż poprzednie, co może rozczarować fanów pierwotnej formuły
Zdecydowanie warto dać się porwać ponownie tej podróży na nowo.
Przeczytaj również
Komentarze (1)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych