Dexter: Zmartwychwstanie (2025) – recenzja 6 odcinków serialu [SkyShowtime]. Nowe miejsce, stare zwyczaje

Dexter: Zmartwychwstanie (2025) – recenzja, opinia serialu [SkyShowtime]. Nowe miejsce, stare zwyczaje

Piotrek Kamiński | Wczoraj, 21:00

Niemal dosłownie powracając z martwych, Dexter Morgan ucieka do Nowego Jorku, gdzie powinien być bezpieczny przed wścibskimi oczami Angela Batisty i przy okazji może dbać o bezpieczeństwo swojego syna, Harrisona. Swój ciągnie jednak do swego, więc bardzo szybko natrafia też na trop całego „klubu” seryjnych morderców...

Po beznadziejnym zakończeniu ósmego sezonu serialu, fani przygód Dextera myśleli, że to już koniec, że serial po prostu zakończy się w najbardziej antyklimatyczny sposób świata, upokorzony dodatkowo przez doskonałe zakończenie „Breaking Bad”. Lecz wtedy, w tunelu pojawiło się światełko nadziei. Pan Morgan miał powrócić z zupełnie nową kontynuacją, naprawiającą błędy oryginału. „Nowa krew” zaczęła się bardzo solidnie, z ciekawą rolą Deb, zupełnie innym miejscem, interesującymi postaciami. Skończyła się jednak niemalże równie kiepsko, a może nawet i gorzej niż ostatnim razem. I raz jeszcze, fani zostali z ręką w nocniku. Tym razem to już zdecydowanie musiał być koniec – główny bohater przecież został dosłownie zastrzelony. Jakieś było więc zdziwienie wśród publiczności, kiedy Clyde Phillips zapowiedział kolejną kontynuację, kolejny raz obiecując poprawę.

Dalsza część tekstu pod wideo

Przyznam, że tym razem nie miałem właściwie żadnych oczekiwań względem serialu. Zbyt wiele razy już się sparzyłem, a i wczesne opisy fabuły wyglądały na jakąś farsę, a nie robioną na serio opowieść. Dexter mieszka w Nowym Jorku? Klub seryjnych morderców? Praca jako taksówkarz? Nikt go nie ściga po tym, co odwalił w Iron Lake? Co to za kompletny absurd? Później jednak zaczęły pojawiać się pierwsze zdjęcia z planu i informacje o obsadzie, które sprawiły, że ostatecznie ponownie pozwoliłem sobie poczuć ten dreszczyk ekscytacji, który towarzyszył mi przy oglądaniu pierwszych sezonów. Może i coś z tego będzie – pomyślałem. No więc, spieszę donieść, że jestem już po sześciu odcinkach i jak na razie jest naprawdę dobrze. Choć nie znaczy to wcale, że fabuła utrzyma ten satysfakcjonujący poziom aż do napisów końcowych ostatniego odcinka. O tym jednak przekonamy się dopiero za jakiś czas (chyba że ktoś mieszka w Stanach – wtedy będzie mógł przekonać się, co i jak, już w najbliższy piątek. A dlaczego my musimy czekać? Trudno powiedzieć. Tak samo, jak trudno mi zrozumieć sens nakładania embargo na serial, który śmiga po internecie już od paru miesięcy i na spoilery którego można regularnie natrafić po prostu przeglądając Facebooka. Ale hej, taki mamy klimat. Nic się z tym nie zrobi.

Dexter: Zmartwychwstanie (2025) – recenzja, opinia o 6 odcinkach serialu [SkyShowtime]. Kolekcjoner morderców

Charley i Prater
resize icon

Nowe miejsce, to dla Dextera (Michael C. Hall) szereg nowych możliwości! Po szybkim i bardzo, ale to bardzo naciąganym ewakuowaniu się z poprzedniego miejsca zamieszkania, Dexter trafia do Nowego Jorku. Geneza jego przybycia tutaj, to chyba najsłabszy element całego tego nowego sezonu. Nie dość, że ucieczka ze szpitala trąci farsą sama w sobie, to do kompletu dostajemy też wątek pana Blessinga Kamary, chyba najbardziej ufnego, nieostrożnego kierowcy taksówki na świecie, który ignorując wszelkie względy ostrożności (a wie, że po mieście kręci się nowy morderca), natychmiast zaprasza Dextera, aby zamieszkał w jego domu i najlepiej jeszcze wpadł na jego rodzinną imprezę. Kompletny absurd, ale, na szczęście, scenarzyści uporali się z nim całkiem szybko i sprawnie, więc nie mogę jakoś bardzo się ich za to czepiać. Jakoś trzeba było ten węzeł gordyjski, zaplątany przez poprzedni sezon, rozplątać, więc zrobili, co mogli. Później, na szczęście, jest już tylko lepiej.

Koncepcja miliardera „kolekcjonującego” seryjnych morderców, ponieważ podnieca go to, co robią, jest całkiem interesująca. Ktoś taki zdecydowanie musiał być kompletnym świrem, więc uważam, że zaangażowanie do roli akurat Petera Dinklage'a było strzałem w dziesiątkę. Jego dystyngowana maniera idealnie miesza się z bystrym, czujnym wzrokiem, za którym czai się mieszanka inteligencji i czystego mroku. Nie do końca natomiast podchodzi mi postać jego pomocnicy, Charley (Uma Thurman), która po prostu... jest. W dodatku, Dexter bardzo szybko obrazuje widzom, że jest od niej lepszy w jej własnej pracy, co tylko dodatkowo powoduje, że widz zastanawia się po co ona tu w ogóle jest? Chyba, że scenarzyści mają dla niej jeszcze jakiś plan. Zdaje się, że przekonamy się o tym w kolejnych odcinkach. Złego słowa nie mogę natomiast powiedzieć o grupce wzajemnej adoracji, którą stworzył sobie Prater (Dinklage) – może jedynie to, że część z nich dostała zdecydowanie zbyt mało czasu antenowego, ale było to nieuniknione, biorąc pod uwagę charakter grupy i oczywistość faktu, że prędzej czy później każde z nich znajdzie się na stole naszego głównego bohatera. A jest na kogo czekać. W rolach morderców zobaczymy między innymi takie nazwiska jak Neil Patrick Harris, Kristen Ritten i David Dastmalchian!

Dexter: Zmartwychwstanie (2025) – recenzja, opinia o 6 odcinkach serialu [SkyShowtime]. Hello, Dexter Morgan... and Harrison

Trzy pokolenia
resize icon

Michael C. Hall po latach wraca do roli Dextera z taką naturalnością, jakby nigdy jej nie opuszczał – wygląda to tak, jakby po prostu włożył stare, wygodne kapcie, które wciąż idealnie pasują, że posłużę się taką wyświechtaną metaforą. Jego bohater wciąż jest pełen sprzeczności, balansuje pomiędzy cyniczną brutalnością a dziwnie ciepłą, choć wypaczoną troską o najbliższych. Szczególnie ciekawie wypadają jego interakcje z powracającym po chwili nieobecności w “Nowej krwi” ojcem, Harrym (James Remar), który ponownie pełni rolę moralnego kompasu Dextera – i jednocześnie jest odbiciem tego, jak Dexter sam próbuje wychować Harrisona (Jack Alcott). Ten swoisty „dialog przez pokolenia” sprawia, że postać zyskuje dodatkową głębię, a całość nabiera uroczo ironiczej wymowy. Zaskakujące jest też to, że nowa odsłona serialu znajduje w Dexterze przestrzeń na humor – czarny, podszyty absurdem, ale autentycznie odświeżający, przez co bohater wydaje się bliższy, bardziej ludzki i momentami wręcz niepokojąco zabawny. Ewolucja głównego bohatera jako człowieka jest jednym z głównych tematów tego sezonu, więc jest to zmiana zdecydowanie odpowiednia, a przy tym wpuszczająca w serię świeżego ducha.

Potencjalnym problemem tego nowego sezonu może okazać się przeładowanie wątkami, z którymi ostatecznie nie będzie czasu zrobić niczego ciekawego. Prócz wspomnianego już właściciela mieszkania, w którym mieszka Dexter mamy jeszcze parę nowojorskich detektywów, gdzie dodatkowo nie do końca odpowiada mi... wyjątkowość detektyw Wallace (Kadia Saraf), uparcie próbującego przyłapać na czymś naszego bohatera kapitana Batistę, koleżankę Harrisona, do której ten smali cholewki, a która ma problem z właścicielem swojego mieszkania, a już w kolejnym, siódmym odcinku ma pojawić się kolejna potencjalna dziewczyna dla młodego Morgana, co tylko utwierdza mnie w przekonaniu, że któraś z nich zapewne nie dożyje końca sezonu – potencjalnie zamordowana przez tę drugą. Jest tego całkiem sporo, a przecież to tylko dodatkowe wątki, dziejące się wokół głównej nitki, w której Dexter rozprawia się po kolei z kolejnymi zwyrodnialcami Pratera. No, chyba że pan Phillips jest na tyle pewny swego, że już pisząc pierwszy sezon przygotował sobie wątki, które zamierza rozwinąć dopiero w drugim albo i nawet trzecim.

Po obejrzeniu sześciu odcinków „Zmartwychwstania”, przyznać muszę, że jestem pozytywnie zaskoczony jakością serialu. Tempo narracji jest bardzo zadowalające, postacie kolejnych morderców ciekawe i wyraziste, a sam Dexter tak magnetyczny, jak zawsze. Co ciekawe, scenarzystom udało się uratować postać Harrisona, który w „Nowej krwi” był jedynie irytującym bachorem. Tu natomiast jest pełnoprawną, swoją własną postacią, podobną, ale jednak zupełnie inną od swojego ojca. W oczekiwaniu na kolejne odcinki, pozostaję ostrożnie optymistyczny, pamiętając, że jeśli scenarzyści nie dowiozą odpowiednio mocnego finału, to całość i tak może okazać się być jedynie kolejnym przeciętniakiem. Wierzę jednak, że po tylu potknięciach, w końcu postanowili wziąć się w garść i dostaniemy kawał prawdziwie świetnej telewizji. „Zmartwychwstanie” zdecydowanie ma na to potencjał.

Piotrek Kamiński Strona autora
Z wykształcenia filolog, z zamiłowania gracz i kinoman pochłaniający popkulturę od przeszło 30 lat. O filmach na PPE pisze od 2019. Zarówno w grach, jak i filmach najbardziej ceni sobie dobrą fabułę. W wolnych chwilach lubi poczytać, pójść na koncert albo rodzinny spacer z psem.
cropper