![Neverwinter Nights 2: Enhanced Edition - recenzja gry [PS5]. Czy to udany powrót do Zapomnianych Krain?](https://pliki.ppe.pl/storage/2fa29479d15e9eb964fb/2fa29479d15e9eb964fb.jpg)
Neverwinter Nights 2: Enhanced Edition - recenzja gry [PS5]. Czy to udany powrót do Zapomnianych Krain?
Nostalgiczna podróż do Zapomnianych Krain potrafi być jak powrót na stare, kamienne trakty - pachnie przygodą, lecz koła furmanki trzęsą dzisiaj dużo bardziej, niż byśmy tego oczekiwali. Dziewiętnastoletni klasyk Obsidianu powraca na konsole, a pierwsze minuty pokazują, że to raczej szkolny autokar niż luksusowy ekspres. Intro, stylizowane na swojski festyn w West Harbor, czaruje sielanką tylko po to, by płomienie najeźdźców w ułamku chwili spopieliły całą tę idyllę i wrzuciły nas w wir wydarzeń o zdecydowanie większej skali. Ta początkowa ospałość nie wynika z braku pomysłów, lecz z chęci twórców, byśmy zdążyli poczuć ciężar świata zanim miecz naprawdę zapłonie.
Gdy wreszcie wkroczymy do Neverwinter, fabuła z rozmaitych wspominek szybko przechodzi do konkretów. Okazuje się, że nasz sierota z West Harbor nosi w sobie fragment pradawnego, srebrzystego artefaktu – odłamek miecza, który kiedyś należał do legendarnego Githyanki. Właśnie ten kawałek metalu ściąga na bohatera potwory, kultystów i całą galerię szemranych typów, bo każdy wierzy, że skompletowanie wszystkich shardów poskłada klucz do potęgi Króla Cieni – starożytnej istoty zagrażającej całemu Wybrzeżu Mieczy. W sądowych murach ścierają się więc przepisy Lorda Nashera z paragrafami Harfiarzy, a my – wcieleni w szeregi Szarych Płaszczy – próbujemy złożyć układankę zanim mroczna armia dosłownie zdmuchnie miasto z powierzchni świata.
Gorzkie riposty Khelgara, ironiczny dowcip Sand i szczebiot złodziejki Neeshki służą już nie tylko nostalgii, lecz także odkrywaniu, komu w tej układance faktycznie można zaufać. Obsidian serwuje bohaterów z krwi i kości. Druidka Elanee zmaga się z wewnętrznym zwierzem, a łucznik Bishop bezlitośnie punktuje hipokryzję prawa, gdy nad światem zbiera się burza bogów. Dzięki temu gracze błyskawicznie łapią, że stawką nie jest kolejny „ratunek świata” odhaczony z listy, lecz osobista walka o to, czy fragmenty dawnych grzechów da się skleić w coś, co ocali przyszłość. Fabuła to największy atut recenzowanej dziś produkcji. Grałem w to jako nastolatek i grając ponownie na PS5 często miałem gigantyczne powroty nostalgii. To archaiczna produkcja, ale opowiadania w niej historia zasługuje na duże uznanie.




W niniejszym wydaniu znajdziemy również trzy rozbudowane dodatki w pakiecie - Wrota Zachodu, Gniew Zehira i Maskę Zdrajcy. Scenarzyści pozwalają sobie w nich na całkowitą zmianę tonu. Ostatni szalenie wciąga w osobistą, zabarwioną lovecraftowską grozą historię o głodzie dusz i tajemnicach boskości, gdzie duch olbrzyma Okku uczy pokory, a kuszący Gann‑of‑Dreams snuje pokrętne obietnice. Gniew Zehira zamienia opowieść w niemal kupiecką wyprawę po otwartym świecie – prowadzimy karawanę, odkrywamy losowe zdarzenia i wybieramy własną drogę między piracką zatoką Luskan, a ruinami Samargolu. Wrota Zachodu z kolei przybierają formę mrocznego kryminału rozgrywanego w portowych zaułkach, gdzie klątwa Red Myr i intrygi lokalnych gangów podnoszą stawkę bardziej moralnymi wyborami niż liczbą przeciwników. Każdy dodatek smakuję więc inaczej. Od psychologicznego horroru, przez swobodną eksplorację, aż po gęstą sieć politycznych gierek.
Neverwinter Nights 2 w wersji rozszerzonej to port zrobiony po łebkach

Zanim rozpoczniemy nasze zmagania z odnalezieniem własnej tożsamości, gra każe nam usiąść do księgi postaci – dokładnie tej samej, którą pamiętają weterani pecetowej wersji. Możemy od zera wyrzeźbić własnego bohatera, starannie odmierzając punkty atrybutów, albo sięgnąć po jeden z kilkudziesięciu predefiniowanych archetypów postaci, które Aspyr podsuwa z myślą o niecierpliwych graczach. W praktyce nawet gotowy szablon nie zwalnia z żonglowania okienkami. Arkusze statystyk, zakładki umiejętności, osobne listy czarów – interfejs wygląda niemal tak samo, jak w 2006 r., tylko rozciągnięty na telewizor i okraszony ikoną trójkąta. Poruszanie się po nim jest niczym operowanie kursorem myszki za pomocą analogów. Nie wykonano należytej pracy, by ten interfejs dostosować typowo pod graczy konsolowych i przede wszystkim pod kontroler.
Po przejściu do samej rozgrywki nostalgia ustępuje jednak miejsca zgrzytom. Dalej widzi świat narysowany prostackimi bryłami, animacje bohaterów szurają, a tekstury, choć wyraźniejsze, wciąż odsłaniają pikselową siatkę, gdy zbliżymy kamerę. Radialne menu pod L1/R1 wydaje się wygodne dopóki nie trzeba w środku walki wygrzebać eliksiru – wtedy każda czynność tonie w lawinie kliknięć i przewijania zakładek. Kamera w trzeciej osobie potrafi nagle przyspawać się do framugi drzwi, a w widoku taktycznym skacze na najmniejszy ruch gałki, jakby bała się zostać w tyle. Owszem, możemy zaprosić trzech znajomych z PC lub innej konsoli i przeżyć tę epopeję we czworo, ale nowicjusze szybko poczują się jak wpychani do wehikułu czasu. Jasne, mamy samouczek i rozbudowane wskazówki, ale wszystko jest tekstowe i uważam, że to za mało, by to dobrze ogarnąć. Pierwsze godziny są trudne, bo gałki latają jak oszalałe, a na PS5 Pro gra działa w odblokowanej liczbie klatek na sekundę (miałem wrażenie, że jest 120 lub więcej). Nie mierzyłem tego, mogę się mylić, ale płynność jest szalona.
Gra jest bardzo archaiczna i wymaga dużych pokładów cierpliwości








Tu nie ma mowy o przystosowaniu rozgrywki dla świeżych graczy. To raczej muzealna ekspozycja z tabliczką „Nie dotykać”. Jeśli nie znasz na pamięć hierarchii zaklęć i drabinki atutów 3.5 e, to chwilę po wyjściu z West Harbor możesz utknąć w gąszczu terminów, które poradnik wyjaśnia dopiero na setnej stronie. Enhanced Edition obiecuje „odświeżenie”, lecz w praktyce to raczej starannie odpylony eksponat – przez szybkę widać wszystkie rysy i pęknięcia, a my pozostajemy tylko zwiedzającymi, którym do rąk wręczono pada zamiast białych rękawiczek. Część problemów ze sterowaniem czy interfejsem można rozwiązać, podpinając myszkę i klawiaturę do konsoli. Problem jednak w tym, że kursor myszy potrafi przestać działać i nikt nie wie, dlaczego. No i interfejs dalej pozostaje tak duży, jak pod pada, co z kolei komplikuje sterowanie "gryzoniem". Nie jest to najwygodniejsza forma grania.
Neverwinter Nights 2 zdecydowanie nie jest grą dla każdego

Pod metalową obudową konsoli nie dudni żaden nowy silnik – wciąż pracuje precyzyjny, lecz kapryśny werk Dungeons & Dragons w edycji 3,5e. Kto włącza Neverwinter po raz pierwszy, wita się z księgą pełną drobnego druku. Każda umiejętność to rubryka do wypełnienia, a awans przypomina ręczne liczenie podatku. Ewentualny błąd przy rozdzielaniu punktów umiejętności potrafi zachwiać całą koncepcją postaci, dlatego każdą decyzję warto przemyśleć i sprawdzić dwukrotnie. Czasy rzucania zaklęć bazują na klasycznych kategoriach akcji z papierowej edycji i nierzadko okazują się dłuższe od samej animacji, co dla nowych graczy bywa zaskoczeniem. Kluczowe pozostaje również sztywne ograniczenie „poziom + 3”, określające maksymalną liczbę punktów w pojedynczej umiejętności. System nie uniemożliwia jego przekroczenia, więc łatwo nieopacznie stracić cenne zasoby. Mechanika zapewnia dużą swobodę konfigurowania bohatera, ale wymaga dokładności i cierpliwości, zwłaszcza od osób przyzwyczajonych do uproszczeń piątej edycji D&D.
Aspyr nie odważył się grzebać w fundamentach. Zestaw czarów, atutów i tabel balansu pozostał dokładnie taki jak w wersji na PC sprzed lat. Drabinki klas prestiżowych nadal tworzą gęstą sieć zależności, a jedynym ułatwieniem dla początkujących są gotowe szablony bohaterów i opcja automatycznego awansowania towarzyszy. Pomagają one przebrnąć przez pierwsze poziomy, lecz nie rozwiązują sedna problemu. Droga do wymarzonej postaci wciąż wiedzie przez szczegółowe kalkulacje i skrupulatne planowanie. Do tego interfejs jest do tego stopnia pogmatwany, że przedzieranie się przez to jest... uciążliwe. Dla przykładu, żeby odkryć jakiś czar, musimy wejść do menu, znaleźć go na naszej karcie postaci, następnie możemy przypisać do menu szybkiego wyboru, ale wcale nie musimy. Natomiast menu szybkiego wyboru podkreśla nazwy przedmiotów czy czarów dopiero po chwili, więc jeśli nie mamy dużych pokładów cierpliwości to będziemy się szybko irytować.

Dla graczy przyzwyczajonych do piątej edycji D&D ten brak uproszczeń może być zaskoczeniem. W 5e niemal każdą akcję rozstrzyga pojedynczy rzut kością d20 z prostą premią biegłości, a awans odbywa się niemal automatycznie. Tutaj każda wartość umiejętności wymaga samodzielnego obliczenia, a błąd przy ich rozdzielaniu potrafi drogo kosztować. Konsolowa wersja przenosi ten ciężar w całości. Zamiast myszy używasz trójkąta czy kwadratu, pauzę aktywujesz wyświetleniem menu, a wszystkie arkusze statystyk wyświetlają się dokładnie tak samo, jak kiedyś na monitorze CRT. Weterani odnajdą w tym wierne odtworzenie ukochanego systemu, natomiast nowicjusze muszą liczyć się z tym, że opanowanie magii w Neverwinter Nights 2 zaczyna się nie od czarowania, lecz od cierpliwej lektury i solidnych notatek.
Tryb wieloosobowy i zawartość

Najciekawszą, konsolową nowością pozostaje bezbolesny, międzyplatformowy co‑op dla czterech osób. Wystarczy stworzyć lobby, ustawić proste ograniczenia poziomu i po chwili można wspólnie przemierzać Wybrzeże Mieczy niezależnie od tego, czy partnerzy grają na PC czy innej konsoli. Przypomnę, że pakiet obejmuje nie tylko kampanię podstawową, lecz także trzy duże dodatki oraz moduły stworzone przez społeczność – większość z nich działa bez problemu. Mamy więc do dyspozycji setki (jak nie tysiące) godzin dialogów, lochów i łupów, pod warunkiem że zaakceptujemy archaiczny sznyt silnika i designu. Jeśli wizualne i interfejsowe niedostatki nie staną Wam na drodze, konsolowa wersja potrafi wciągnąć równie mocno jak klasyk sprzed lat – zwłaszcza w towarzystwie znajomych.
Aspyr w materiałach promocyjnych obiecywał wyższą rozdzielczość i „ostrzejsze tekstury”, lecz po uruchomieniu gry widać przede wszystkim zachowawcze przeniesienie modelu z 2006 roku. Modele postaci mają nadal ograniczoną liczbę wielokątów, a twarze – choć poprawione – przypominają plastikowe maski z dawnych generatorów portretów. Efekty cząsteczkowe to kilka oszczędnych sprite’ów, a detale krajobrazu znikają w rozmyciu, gdy tylko przybliżymy kamerę. Plus za to, że interfejs w wysokiej rozdzielczości pozostaje czytelny – ikony nie zlewają się, a czcionka wreszcie jest wystarczająco duża. Silnik graficzny radzi sobie lepiej z wielowątkowością niż kiedyś, ale wczytanie zapisu trwa zaskakująco długo (nawet kilkadziesiąt sekund). W rozleglejszych hubach (choćby dużych miastach) pojawiają się spadki płynności. Gra działa ogólnie dobrze, ale zdarzyło mi się dwukrotnie, że się zawiesiła. No i niestety musimy mieć te świadomość, że to po prostu edycja z PC odpalona na max detalach w edycji na PS5/XSX|S.
Czy warto w to zagrać? Jeśli wychowałeś się na staroszkolnych RPG, zdecydowanie tak
Neverwinter Nights 2: Enhanced Edition to prezent szyty na miarę dla pokolenia, które przed laty uczyło się rzutów obronnych z wydrukowanego podręcznika i rozpisywało buildy w arkuszu Excela. Dostajemy tu wciąż znakomitą, rozgałęzioną fabułę, galerię pamiętnych towarzyszy oraz ogrom swobody w kreowaniu bohatera – wszystko dokładnie takie, jak zapamiętaliśmy z PC. Jednak ten sam pakiet zalet jest równocześnie barierą. Drewniane sterowanie padem, wiekowy silnik graficzny i wymagający system D&D 3.5e błyskawicznie odsiewają graczy przyzwyczajonych do dzisiejszych, bardziej przystępnych RPG‑ów. Starszym entuzjastom klasycznych gier, recenzowany dziś tytuł wyciśnie łezkę nostalgii i zapewni dziesiątki godzin satysfakcjonującej, „tabelkowej” przygody, lecz młodsze pokolenie najpewniej odbije się od archaizmów szybciej, niż zdąży docenić mistrzowsko napisany scenariusz.
Ocena - recenzja gry Dungeons & Dragons Neverwinter Nights 2: Enhanced Edition
Atuty
- Kapitalne, wielowarstwowe scenariusze (Maska Zdrajcy to crème de la crème)
- Cztery pełne kampanie, oficjalne dodatki i łatwe wgranie fanowskich modów
- Cross‑play i stabilny co‑op (do czterech graczy) bez większych problemów z połączeniem
- Pad działa od strzała, a interfejs mimo zgrzytów pozostaje w pełni czytelny na telewizorze
- Klimat „papierowego” D&D 3.5e zachowany w całości, łącznie z karcianą głębią budowania postaci
- Wysoka kompatybilność starych zapisów z PC (import) oraz obsługa przeróżnych modów graficznych/dźwiękowych
- Dwa tryby kamery (TPP i taktyczny) pozwalają dopasować widok do preferencji
- Kultowa ścieżka dźwiękowa i solidny voice‑acting wciąż potrafią zbudować nastrój
- Co ważne, gra jest dostępna w pełnej, polskiej wersji językowej
Wady
- Oprawa audiowizualna zatrzymała się technicznie na późnym PS2, brak nowych shaderów i efektów VFX
- Czasy wczytywania potrafią trwać zaskakująco długo, a w dużych hubach zdarzają się spadki FPS (występują też przy patrzeniu na ogień czy rozbudowane efekty czarów, co jest wręcz niedorzeczne)
- Sterowanie padem wymaga długiego przyzwyczajenia, a zarządzanie ekwipunkiem to uciążliwe bieganie po zakładkach
- Kamera przy ścianach i wąskich korytarzach potrafi oszaleć, a w trybie taktycznym jest nadwrażliwa, do tego często nam coś zasłania widok postaci
- Brak znaczących usprawnień w samej rozgrywce, choćby szybkiego przewijania tur, filtrów ekwipunku czy lepszych podpowiedzi - no ale to staroszkolna pozycja
- Drobne, ale irytujące bugi (pomyłki w próbkach głosu, znikające dźwięki trafień, sporadyczne zwiechy)
- Wysoki próg wejścia dla graczy przyzwyczajonych do uproszczeń z wersji 5e. D&D 3.5e wymaga dużej żonglerki statystykami
- Wsparcie dla myszki i klawiatury niestety dostarcza sporo problemów (np. kursor często przestaje reagować)
Gargantuiczna zawartość i świetnie napisane kampanie sprawiają, że to nadal jedna z najciekawszych przygód w świecie D&D. Niestety, oprawa audiowizualna i UI zatrzymały się w miejscu kilkanaście lat temu, a brak większych usprawnień rzuca spory cień na całość zabawy. Mimo stabilnego co‑opa i zaimplementowanego wsparcia dla pada, testowana dziś wersja na PS5 pozostaje propozycją głównie dla nostalgików i hardkorowych fanów edycji 3.5e. Jeśli potrafisz przymknąć oko na archaizmy, czeka cię kilkaset godzin soczystego, klasycznego cRPG. Trudno te grę ocenić, bo z jednej strony każdy wiedział, że to będzie odświeżona gra sprzed 19 lat. Z drugiej strony, aż chciałoby się, żeby została lepiej dostosowana do współczesnych standardów.
Galeria








Przeczytaj również






Komentarze (18)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych