F1: Film (2025) - recenzja filmu [WB]. Może i bez sensu, ale z jaką klasą!

F1: Film (2025) - recenzja, opinia o filmie [WB]. Może i bez sensu, ale z jaką klasą!

Piotrek Kamiński | Wczoraj, 21:00

Najgorszy zespół F1 świata, który nie zdobył jeszcze nigdy choćby jednego punktu, chyli się mu upadkowi. W akcie desperacji, jego właściciel prosi o pomoc starego przyjaciela, 30 lat temu zapowiadającego się na mistrza, dopóki wypadek nie przerwał brutalnie jego kariery. Czy w dzisiejszym świecie jest jeszcze miejsce dla starej szkoły? Czy jego kowbojskie podejście sprawdzi się na torze? A może to tylko próżne próby resuscytacji trupa?

Joseph Kosinski zdaje się rozumieć kod DNA oldkulowych, hollywoodzkich blockbusterów. Swoje filmy praktycznie od początku kręci tak, aby regularnie, od początku do końca podnosiły widzom ciśnienie, na zmianę z rozśmieszaniem ich. Już "Tron: Dziedzictwo" nie był złym pierwszym strzałem, choć generalnie bardziej przypominał "Matrixa" niż oryginalnego "Trona". Później natomiast było tylko lepiej: najpierw "Niepamięć", później "Tylko dla odważnych", "Top Gun: Maverick" i w końcu wyjątek od reguły, czyli "Pajęcza głowa", ale to dlatego, że to właśnie nie był typowy, letni blockbuster - wyszedł ze swojej strefy komfortu i efekt był raczej średni, ale nawet tam mocna obsada i dobra ścieżka dźwiękowa podnosiła ogólną ocenę.

Dalsza część tekstu pod wideo

Teraz natomiast dostajemy film o wyścigach Formuły 1, film który chodził Bradowi Pittowi po głowie już całe lata i na który wreszcie się doczekał. Kosinski wziął sobie do współpracy swój standardowy zespół - scenarzystę Ehrena Krugera (który słynnie dostał posadę scenarzysty trzeciego "Krzyku" przez wzgląd na swoje nazwisko...), operatora, Claudio Mirandę oraz kompozytora, Hansa Zimmera. Do tego zatrudniono bardzo mocną, główną obsadę, z Pittem, Javierem Bardemem, Kerry Condon i Damsonem Idrisem na czele. Już tylko patrząc na wszystkie te nazwiska można być w miarę pewnym, że w kwestii samego widowiska nie będzie się do czego przyczepić. No, ale jest tam też ten Kruger...

F1: Film (2025) - recenzja, opinia o filmie [WB]. Typowo hollywoodzka opowieść

Apex team
resize icon

Rozmawiałem z kilkoma kolegami, którzy też widzieli już film i są przy okazji fanami oglądania wyścigów. Jeśli tak się akurat składa, że i ty ekscytujesz się tym sportem i traktujesz go raczej poważnie, to jest szansa, że tutejsza wizja reżyserka nie przypadnie ci do gustu. Ja, jako kompletny żółtodziób w temacie, bawiłem się wybornie, bez mrugnięcia akceptując wszystko to, czym rzucał we mnie scenariusz. Ba! Miałem nawet wrażenie, że czegoś się uczę! Kilka szybkich wymian zdań uświadomiło mi jednak, że z prawdziwymi wyścigami "F1: Film" nie ma zbyt wiele wspólnego i praktycznie każda jedna scena zawiera jakieś błędy i dziwactwa pisane pod fabułę. Osobiście nie uważam tego za problem. Już tytuł filmu całkiem jasno pokazuje, że to ma być rozrywka, a nie dokument czy film instruktażowy. To jest letni blockbuster, więc "rule of cool" przebija realizm. Po prostu odpręż się i chłoń ten spektakl przez 150 minut.

Cała fabuła kręci się wokół końcówki sezonu F1 (bodajże 10 ostatnich wyścigów), z różnymi pomniejszymi historiami tworzącymi rdzeń opowieści. Najważniejszą z nich jest oczywiście powrót Sonny'ego Hayesa (Pitt) za kierownicę bolidu. Szef zespołu Apex, Ruben Cervantes (Bardem) jest jego dawnym kolegą z toru i prosi go o przysługę. Zarząd jego firmy postawił mu ultimatum - jeśli w tym sezonie znowu nic nie ugrają, to zespół ląduje w koszu. Tak więc Ruben prosi swojego dawnego przyjaciela o pomoc, co nie podoba się jego głównej gwieździe, Pearce'owi (Idris) - o ile można tak powiedzieć o dzieciaku, który musi jeszcze zdobyć chociaż pojedynczy punkt w całej swojej karierze. Pojawia się zazdrość, rywalizacja, tarcia zarówno poza, jak i na torze. Poza tym mamy jeszcze wątek pierwszej w historii projektantki bolidów F1 (Condon) i jej fascynacji Hayesem, śliskiego jak węgorz członka zarządu (Tobias Menzies), trochę problemów zdrowotnych, wypadków i diabli wiedzą czego jeszcze. Dzieje się. Czasami wręcz trochę za dużo, ale wszystkie te historie i motywy zostały zrealizowane z werwą, dzięki czemu w ogóle nie czuje się tych dwóch i pół godziny w fotelu.

F1: Film (2025) - recenzja, opinia o filmie [WB]. Poczuj moc ponad tysiąca koni mechanicznych 

Bolid Apex
resize icon

Korzystając ze "szkoły Toma Cruise'a", Kosinski naprawdę wrzucił swoich aktorów w bolidy - ale z tego co czytałem, to były F2 przystrojone na F1 - dzięki czemu wszystkie reakcje aktorów na zbliżeniach na kokpit są absolutnie prawdziwe, a widz jeszcze głębiej wchodzi w ten świat. Sceny wyścigów zrealizowane zostały absolutnie pierwszorzędnie. Kamera śledzi akcję z oczu kierowcy, z boku auta, przelatuje nad torem, czasami stoi gdzieś z boku - wtedy najlepiej czuć, jak gigantyczne prędkości osiągają te maszyny, co podkreśla jeszcze dodatkowo doskonały montaż dźwięku. To jeden z tych filmów, dla których absolutnie warto wykosztować się i podjechać do jakiegoś najbliższego IMAXa - podobnie jak w przypadku poprzedniej produkcji Kosinskiego. Może i fabuła jest naiwna, przewidywalna i, hmmm, kowbojska, ale zdjęcia i wpadająca w ucho muzyka sprawiają, że z miłą chęcią przymyka się na to oko.

Co nie znaczy, że kilka spraw i tak nie będzie uwierało wyczulonego widza. Pierwszą z takich rzeczy jest szalenie wymuszony i kompletnie niepotrzebny wątek miłosny - trudno pozbyć się wrażenia, że Kruger dopisał go głównie dlatego, że przecież każdy letni blockbuster powinien mieć wątek miłosny. Rzecz w tym, że między Pittem, a Condon nie ma właściwie żadnej chemii. Dosłownie, kiedy ta wtula się w jego ramię w jednej scenie, on sprawia wrażenie jakby go to irytowało i najlepiej by było, gdyby już sobie poszła. Trochę zabolało mnie również, że jednym z producentów filmu jest Lewis Hamilton, pojawia się również w samym filmie, ale... Głównie jako bolid albo głowa w kasku. Jego twarz widzimy może ze dwa razy przez cały film, a głosu nie słyszymy nigdy. Tak samo wygląda to w przypadku pozostałych gwiazd F1 - niby są tam, ale tak naprawdę tylko jako tło. Kosinski w pełni skupia się na ekipie Apex, przez co dochodzi też do takich absurdów, jak na przykład komentator, który opowiada właściwie tylko o nich, czasami najwyżej wspominając kogo wymijają. Zrobienie z innych kierowców prawdziwych postaci pozwoliłoby mocniej wejść w ten świat, poczuć, że faktycznie jesteśmy z nimi tam na torze. Bez tego, wyścigi stają się momentami trochę... Hermetyczne.

"F1: Film" to absolutna, skoncentrowana esencja letniego kina popcornowego. Wyraziste postacie rzucają żartami na lewo i prawo, dramaturgia sytuacji za każdym razem ma pierwszeństwo przed logiką, a sceny wyścigów ogląda się siedząc jak na szpilkach. Brad Pitt jest tu w zasadzie nieomylnym guru F1, który wszystko wie lepiej od wszystkich i choć może to brzmieć trochę okropnie, to moim zdaniem właśnie w tym przerysowaniu tkwi połowa magii filmu Josepha Kosinskiego. To jest tego typu film akcji, jaki kręciło się ponad trzy dekady temu - czysta, niczym nieskrępowana rozrywka. Ze wszystkimi jej wadami i zaletami.

Atuty

  • Brad Pitt i jego niemożliwa do pomieszczenia charyzma;
  • Niesamowicie zrealizowane sekwencje wyścigów;
  • Wpadająca w ucho ścieżka dźwiękowa i wbijający w fotel montaż dźwięku;
  • Regularnie jest się z czego pośmiać, a w paru momentach można też poczuć lęk;
  • Bardzo dobre tempo;
  • Trochę sztampowo zaprojektowana, ale bardzo dobrze zagrana relacja Sonny'ego i Pearce'a.

Wady

  • Niepotrzebny wątek romantyczny;
  • Stężenie absurdów może być zbyt wielkie dla osób znających się na F1;
  • Nie wykorzystuje fabularnie kierowców z innych zespołów.

Wsiadaj, zapinaj pasy, łap za popcorn i jazda. Nowy film Josepha Kosinskiego to absolutna jazda bez trzymanki, z prędkością tak wielką, że prawie nie widać jej małych problemów tu i tam. Świetne kino rozrywkowe, ale realizmu to tu lepiej nie szukaj.

8,0
Piotrek Kamiński Strona autora
Z wykształcenia filolog, z zamiłowania gracz i kinoman pochłaniający popkulturę od przeszło 30 lat. O filmach na PPE pisze od 2019. Zarówno w grach, jak i filmach najbardziej ceni sobie dobrą fabułę. W wolnych chwilach lubi poczytać, pójść na koncert albo rodzinny spacer z psem.
cropper