Miłość, Śmierć i Roboty (2019) - recenzja 4. sezonu serialu [Netflix]. Nie powstrzymasz bogów przed tworzeniem

Miłość, Śmierć i Roboty (2019) - recenzja 4. sezonu serialu [Netflix]. Nie powstrzymasz bogów przed tworzeniem

Piotrek Kamiński | Wczoraj, 20:00

Kosmici raz przybywają w pokoju, a raz nie. Inteligentne urządzenia domowe czasami po prostu brzydzą się tym, że muszą nam służyć, innym razem pomagając zwierzętom futerkowym przejąć władzę nad światem. Obowiązkowo zaliczymy również wycieczkę w kosmos i spotkanie z jakimś przedwiecznym. Typowe "Miłość, Śmierć i Roboty" - co jest w równej mierze wadą, jak i zaletą tego sezonu.

W najlepszym roku w historii człowieczeństwa, 1988, artysta nazwiskiem Erwin Wurm zaczął tworzyć swoje jednominutowe rzeźby - łącząc ludzi i przedmioty codziennego użytku w dziwne pozy, starając się stworzyć sztukę w możliwie najkrótszym czasie. Lata później, w dużo mniej interesującym roku 2003, reżyser Mark Romanek zainspirował się jego pracami tworząc nieszablonowy, dziwny, ale hipnotycznie porywający teledysk do "Can't Stop", autorstwa amerykańskiej kapeli rockowej, Red Hot Chilli Peppers. Teraz natomiast, dwadzieścia dwa lata później, David Fincher wyreżyserował na potrzeby omawianego programu teledysk do wersji live piosenki. Dlaczego o tym wspominam? Bo to znacznie ciekawsza historia, niż to, co dostaliśmy w pierwszej z dziesięciu nowych krótkometrażówek czwartego sezonu "Miłość, Śmierć i Roboty".

Dalsza część tekstu pod wideo

Może jednak jestem zbyt surowy? Może za tą prostotą kryje się jakieś drugie dno? Klasycznie odczytana, piosenka Red Hotów odnosi się do celebryckiego życia na świeczniku, z którego tak trudno zrezygnować, ale co, jeśli Fincher chciał biorąc na tapet ten akurat kawałek coś nam przekazać? Jakąś sekretną wiadomość. "Can't stop the spirits when they need you", śpiewa Anthony Kiedis. "Can't stop the gods from engineering". Czy twórcy serialu są opętanymi przez pradawne bóstwa w postaci czerwonego N niewolnikami, a on błaga nas o pomoc?! A może po prostu lubi Red Hot Chilli Peppers i wszystko to nie ma żadnego sensu, którego można by się doszukiwać, podobnie jak w oryginalnym teledysku do "Can't Stop"? Nieeee...

Miłość, Śmierć i Roboty (2019) - recenzja, opinia o 4. sezonie serialu [Netflix]. Wygląda to pięknie, ale tego należało się spodziewać

Chęć do życia
resize icon

Z tym kukiełkowym teledyskiem Finchera mam jeszcze jeden problem. Przy dzisiejszym poziomie technologii wiadomo, że z pomocą CGI można zrobić z grubsza wszystko, co się chce. Pytanie powinno brzmieć więc: po co? Dlaczego akurat taki styl, taka forma. Tutaj pomysł jest taki, że wszyscy - od kapeli po publiczność, są kukiełkami na sznurkach. I tak jak dwa razy ktoś się na pół sekundy poplącze, a pod koniec jeden ze sznurków staje w ogniu (bez dalszych tego konsekwencji), tak zastanawiam się, czemu miał wybór akurat kukiełek służyć. Bo moim zdaniem niczemu. Zrobiliśmy sobie filmik, bo mogliśmy. Nie ma co, dobrze wydane pieniądze.

Później jest na szczęście lepiej. Drugi odcinek jest kontynuacją pomysłu z trzeciego sezonu. Tam miniaturki próbowały poradzić sobie z epidemią zombie, tutaj radzą sobie z przybyciem kosmitów. Odcinek jest świetny nie tylko ze względu na bardzo szybki, wulgarny, ale bardzo celny humor, ale też po prostu realizację. Śledzenie akcji z odpowiedniej odległości w połączeniu z ostrością ustawioną tak, że soczewka skupia się tylko na niewielkim obszarze po środku kadru, resztę pozostawiając rozmytym, sprawiają, że ma się wrażenie, jakbyśmy naprawdę oglądali przesuwane po dioramie miniaturki. No i animowali powstanie całkiem przekonująco wyglądającej czarnej dziury.

Miłość, Śmierć i Roboty (2019) - recenzja, opinia o 4. sezonie serialu [Netflix]. Niełatwo jest opowiedzieć dobrą historię w kilka minut, ale to żadna wymówka

Objawienie
resize icon

Prócz tego, jeszcze tylko (a może aż?) cztery odcinki zrobiły na mnie wrażenie. Co ciekawe, aż dwa z nich kręcą się wokół kotów, a trzeci koncentruje się na relacji mocno zmodyfikowanej kobiety z kosmicznym zwierzaczkiem, który posiada zdolność dopasowania się do kodu genetycznego właściciela. Ten trzeci to też przy okazji chyba najlepsza fabuła tego sezonu - w pełni opowiedziana historia człowieka, który porzucił całkowicie chęć do życia, aby ostatecznie odzyskać ją na moment tuż przed końcem. Jest emocjonalnie, pięknie wizualnie i z bardzo mocnym, potencjalnym drugim dnem, które pozostaje jednak w sferze domysłów i własnej interpretacji. Finałowy odcinek z diabłem też intryguje zarówno pomysłem, jak i realizacją. Brakuje mu jednak kociego charakteru, którym pochwalić może się główny bohater "The other large thing". Szkoda tylko, że jego odcinek to ledwie preludium do czegoś większego (czego zapewne nigdy nie zobaczymy). Czuję, że gdyby autorzy tych dwóch krótkometrażówek połączyli siły, mogłoby wyjść z tego coś naprawdę wyjątkowego. Stawkę tych dobrych odcinków zamyka "How Zeke got religion". Fabularnie nie ma się tu za bardzo nad czym rozwodzić, ale rany, jak to jest pięknie animowane. Zawsze biję pokłony artystom, którym jeszcze chce się pracować w dwóch wymiarach, którzy udowadniają, że wciąż warto trzymać ten styl animacji przy życiu. Tutaj dostajemy nie tylko świetnie zaprojektowane ujęcia, niebanalną kolorystykę, ale być może przede wszystkim świetnie zrobioną, ultra szczegółową przemoc. Nie jestem raczej z tych delikatnych, ale nawet ja mrużyłem lekko jedno oko, widząc jak dokładnie i nieśpiesznie ludzka czaszka poddaje się pod naporem demonicznej ręki, jak oko powoli wychodzi z orbity, jak pękają kości. Obrzydliwe i piękne jednocześnie.

"400 boys" i "The screaming of the tyrannosaur" robią wrażenie... Ale tylko graficznie. Ten pierwszy kojarzył mi się miejscami z tym, co Gendy Tartakovsky zrobił w "Samurai Jack", ale przeniesionionym na grunt wojen czarnych gangów w USA. Jest stylowo i brutalnie, ale po wjechaniu na ekran napisów końcowych nie mogłem oprzeć się wrażeniu, że to po prostu 12 minut siekania bez większego sensu. Jest tam jakieś podłoże fabularne, jasne, ale samej fabuły tu i teraz nie uświadczysz. Podobnie w drugim odcinku, w którym dwie najbardziej rzucające się w oczy rzeczy, to kosmiczny, komputerowy Mr Beast (całkiem nieźle zagrał, trzeba przyznać) i z grubsza kompletnie nadzy gladiatorzy. Wizualnie to mały majstersztyk, ale ja potrzebuję czegoś więcej. Z pozostałych dwóch odcinków chyba bardziej doceniam ten o inteligentnych gadżetach, bo przynajmniej miał jakiś tam, humorystyczny pomysł na siebie. Co prawda nie ma tu absolutnie niczego, poza tymi kilkoma gagami, ale i tak lepsze to niż coś, co wygląda jak pojedyncza scena wyrwana z jakiegoś serialu science-fiction. Nawet to ciekawe, że po raz pierwszy dostaliśmy materiał live action, wspomagany tylko przez CGI (chociaż chyba nie do końca o to chodziło), a i sam kosmita, który przybył na ziemię może pochwalić się ciekawym designem, ale na tym wartość odcinka jako dzielą się kończy. Trudno w ogóle nazwać to coś fabułą.

Czwarty sezon "Miłość, Śmierć i Roboty" to jakieś 20% solidnego materiału, 60% w najlepszym wypadku średniawki i 20% kompletnego nieporozumienia. Jeśli zamierzają zrobić kolejny sezon, to naprawdę powinni zaczekać, aż każdy autor będzie miał faktycznie dobry, warty realizacji, przemyślany pomysł. Nie tak, jak tym razem.

Atuty

  • Humor i styl "Close encounters of the mini kind";
  • Głębia "Spider Rose";
  • Główny bohater "The other large thing";
  • Animacja "How Zeke got religion";
  • Całokształt "For he can creep".

Wady

  • Bezcelowość "Can't stop" i "Smart appliances and stupid owners";
  • Brak jakiegokolwiek rozwinięcia "400 Boys" (chociaż wyglądał świetnie), "Golgotha" i "The screaming of the tyrannosaur".

Z roku na rok realizowanych jest coraz więcej scenariuszy, co odwrotnie proporcjonalnie ciągnie w dół ich jakość, a "Miłość, śmierć i roboty" jest tego zgrabnym przykładem. Wciąż jestem fanem samej koncepcji, ale następnym razem poproszę lepszy efekt końcowy.

5,0
Piotrek Kamiński Strona autora
Z wykształcenia filolog, z zamiłowania gracz i kinoman pochłaniający popkulturę od przeszło 30 lat. O filmach na PPE pisze od 2019. Zarówno w grach, jak i filmach najbardziej ceni sobie dobrą fabułę. W wolnych chwilach lubi poczytać, pójść na koncert albo rodzinny spacer z psem.
cropper