DOOM: The Dark Ages - recenzja gry. Tarcza to Twój najlepszy przyjaciel

DOOM: The Dark Ages - recenzja i opinia o grze [PS5, Xbox, PC]. Tarcza to Twój najlepszy przyjaciel

Wojciech Gruszczyk | Wczoraj, 16:00

id Software po pięciu latach wraca do świata pełnego demonów, ale deweloperzy postanowili w ciekawy sposób odświeżyć rozgrywkę. Czy jednak DOOM: The Dark Ages może wnieść serię na szczyt i zapewnić zupełnie nową jakość? Przeczytajcie naszą recenzję.

DOOM w 2016 roku rozpoczął nową serię id Software, a już po czterech latach mogliśmy zagrać w DOOM Eternal, który został zbudowany na fundamentach pierwszej-nowej przygody Slayera. Na trzecią grę musieliśmy zaczekać trochę dłużej, jednak ostatecznie twórcy nie zdecydowali się na prostą kontynuację – recenzowany DOOM: The Dark Ages to prequel DOOM (2016). id Software nie podążyło utorowaną drogą, ponieważ najnowsza produkcja oferuje znaczące różnice względem wcześniej oferowanych przygód... a w zasadzie czerpie garściami z dwóch projektów, by jednocześnie dorzucić od siebie sporo nowości. Twórcy zaryzykowali, ale ponownie nie zawiedli.

Dalsza część tekstu pod wideo

Jak to wszystko się zaczęło?

Scenarzyści id Software mogli podążyć wieloma ścieżkami, jednak zdecydowali się przedstawić wydarzenia, których konsekwencję mogliśmy doświadczyć w DOOM z 2016 roku. Nie obawiajcie się jednak, że nie pamiętacie, co tam się wydarzyło kilka lat temu, bo nawet jeśli recenzowany DOOM: The Dark Ages oferuje najbardziej rozbudowaną i największą historię w całej trylogii, to jednak ostatecznie nie oczekujcie zapierającej dech w piersiach opowieści z wieloma wątkami i niespodziewanymi wydarzeniami. To jest DOOM.

W DOOM: The Dark Ages wcielamy się oczywiście w potężnego Slayera, który jednak na początku przygody jest maszynką do zabijania na zlecenie. Bohater nawet nie może podetrzeć czterech liter, gdy nie otrzyma na to zgody, ale oczywiście raz za razem jest wysyłany na kolejne misje, by za sprawą kolejnych potężnych gnatów siać zniszczenie i eliminować zastępy demonów. Opowieść nie jest najmocniejszą stroną produkcji id Software, jednak szczerze mówiąc nie oczekiwałem więcej – w grze pojawia się potężny-zły demon, który chce posiąść jeszcze potężniejszą moc, by za jej sprawą móc wybić niedobitki ludzi i kontrolować cały świat.

Banał? Zdecydowanie tak, jednak znacznie ciekawsze wątki w DOOM: The Dark Ages rozgrywają się tak naprawdę „w międzyczasie”, ponieważ poznajemy genezę Slayera, jego relację z pewną niewiastą, która odgrywa dużą rolę w całej opowieści, mamy okazję zobaczyć, jak na potężnego herosa reagują ludzie i w zasadzie ten wątek jest nawet ciekawy. Deweloperzy w bardzo interesujący sposób przedstawiają wojownika, który za wszelką cenę chce tylko jednego – ratować swoich i eliminować demony.

DOOM: The Dark Ages to jednak najbardziej rozbudowana gra w całej trylogii. Cała opowieść została podzielona na 22 rozdziały, których ukończenie zajmie od 15 do 25 godzin. Dlaczego wspominam o tak dużej rozbieżności czasowej? Jeśli skupicie się wyłącznie na głównej ścieżce, to pewnie poznacie zakończenie w nawet mniej niż 15 godzin – twórcy jednak zrealizowali duże lokacje, które skrywają tak wiele tajemnic, że czasami warto stanąć, by po prostu się porozglądać... eksploracja pozwala znaleźć dodatkowe świecidełka, za sprawą których ulepszamy sprzęt.

W produkcji nie znajdziecie jednak żadnego trybu sieciowego, dodatkowej hordy lub jakiegokolwiek nowego wariantu rozgrywki. To przygoda single-player na kilkanaście godzin, której budowa jednak zachęca do powrotu do gry – w menu DOOM: The Dark Ages znajdziecie dokładnie zaprezentowane wszystkie rozdziały z przedstawioną progresją. Łatwo wrócić, by zboczyć z drogi i sprawdzić wcześniej niezauważone lokacje.

Jeszcze nigdy nie było tak... blisko

DOOM Eternal podkręcił akcję, zapewniając rozgrywkę nastawioną na skoki i niezwykłą dynamikę. Akcja recenzowanego DOOM: The Dark Ages przenosi graczy do czasów quasi-średniowiecznych, więc deweloperzy musieli odświeżyć arsenał łowcy demonów – teraz naszą główną zabawką nie jest linka z hakiem, dzięki której mogliśmy rządzić na polu walki, a zamiast tego Slayer korzysta z... tarczy. Po pierwszym zwiastunie nie byłem przekonany do tej koncepcji, ale szczerze mówiąc wystarczyło 5 minut w grze, by ten sprzęt stał się moją główną zabawką w produkcji id Software i zarazem najważniejszym elementem pozycji.

Tarcza w DOOM: The Dark Ages nie jest wyłącznie narzędziem do obrony – za jej sprawą możemy dosłownie wbijać się we wrogów, by mniej wypasieni przeciwnicy padali pod naporem metalu. W grze każdy wróg zadaje nam dwa typy ataków: czerwone, które musimy uniknąć lub możemy schować się za tarczą, by nie złapać obrażeń oraz zielone, które możemy bez najmniejszego problemu odbić. To właśnie tarcza staje się głównym narzędziem zniszczenia, ponieważ w trakcie najbardziej intensywnych starć niezbędne jest wykorzystywanie tego żelastwa do odpierania następnych ataków. Na mapach pojawia się rekordowa liczba przeciwników, często strzały nadlatują w naszą stronę z dosłownie każdej lokalizacji, więc odpowiednie wykorzystanie biegu oraz tarczy jest niezbędne do sukcesu.

Gameplay w DOOM: The Dark Ages jest mniej dynamiczny, ale mam wrażenie, że znacznie przyjemniejszy, ponieważ został pozbawiony chaosu. Teraz gracz musi bardzo świadomie atakować, bronić się i wykorzystywać cały dostępny arsenał, ponieważ skuteczna defensywa jest w grze id Software dosłownie śmiercionośna.

Genialnie wypadają wszystkie akcje, podczas których wpadamy w stado wrogów, część z nich już pada na ziemię z powodu naporu tarczy, po sekundzie wyciągamy broń, strzelamy w kilku przeciwników, by rozpocząć kolejny festiwal bezpośredniej akcji – w DOOM: The Dark Ages otrzymaliśmy do dyspozycji rękawicę mocy, kiścień oraz maczugę nazwaną wymownie żniwiarz i ten sprzęt jest niezwykle istotny. Slayer teraz musi chętnie stawać obok demonów, ponieważ większość z nich korzysta z potężnych pancerzy, które możemy zniszczyć za sprawą bezpośredniego ciosu. Gracz musi kontrolować, ile posiada „amunicji” w broni białej, jednak szczególnie pod koniec gry ten sprzęt staje się niezwykle potężny – duet tarcza i żniwiarz sprawia, że nawet najwięksi wrogowie tracą głowy.

id Software to magicy, którzy już wcześniej udowodnili, że potrafią zaoferować niezwykle przyjemny system strzelania, a recenzowany DOOM: The Dark Ages oferuje jeszcze lepsze wrażenia. Teraz nie wystarczy biegać i strzelać do wszystkiego, co się rusza, ponieważ sukces jest związany właśnie z tarczą. Kawałek metalu idealnie nadaje się do finisherów, więc zachęcam wszystkich entuzjastów krojonego mięsa na wykonanie prostej akcji – gdy wróg straci już trochę życia, możemy go wykończyć jednym atakiem, to skaczemy na jego głowę i wykorzystujesz podkręconą tarczę. Sprzęt zamienia się w krajalnicę i dosłownie możemy przepołowić na pół potężnego demona.

Tarcza idealnie nadaje się także do rzucania, więc bez problemu w DOOM: The Dark Ages sprawdzają się akcje, podczas których trafiamy kawałkiem metalu we wroga, ten się kręci, raniąc bestię i sprawiając, że ta nie może się ruszać, a my skaczemy gdzieś z boku i wyrzucamy z broni kolejne kule.

W przypadku arsenału możemy mówić o połączeniu nowego ze starym, bo choć strzelba i superstrzelba powracają, to jednak zestaw zabawek został odświeżony – kula łańcuchowa wystrzeliwuje twardy obiekt, który zadaje kosmiczne obrażenia... przy trafieniu! Efektowne spustoszenie zapewnia także akcelerator (szybkostrzelna giwera) lub wystrzeliwujący plazmowe szpikulce cykler. W grze nie zabrakło granatnika lub wyrzutni rakiet, a jedną z moich ulubionych zabawek jest rozdrabniacz – w pełni automatyczna giwera wypluwająca z siebie całą masę pocisków.

Gameplay w DOOM: The Dark Ages jest świetny, intensywny, przepełniony juchą z każdej strony, ale bardzo szybko id Software pokazuje wszystkie towary i później trochę męczy powtarzalnością. Gdzieś w okolicy 16-17 rozdziału mamy już cały arsenał, a naszą postać staje się prawdziwą maszyną do zabijania, więc nawet nie miałem ochoty biegać więcej po kolejnych lokacjach w poszukiwaniu surowców do ulepszania sprzętu – posiadany oręż był wystarczająco potężny, bym bez najmniejszego problemu mógł pozbyć się nawet kilkudziesięciu wrogów. Podczas rozgrywki miałem wrażenie, że trochę za szybko Slayer otrzymał cały sprzęt i w zasadzie nawet w przypadku demonów nie możemy już mówić o wielu niespodziankach – z jednej strony historia wchodzi w decydujący fragment, jednak przez kilka ostatnich rozdziałów trudno o choćby skromne zaskoczenie. Wpadamy na coraz to większe lokacje, walczymy z coraz to większymi grupami demonów i choć frajdy w takiej rozgrywce nie brakuje to jednak gdzieś w całym tym szaleństwie zabrakło lepszego ułożenia broni, by bohater mógł zostać pozytywnie zaskoczony jeszcze pod koniec gry.

Akcja, arena, akcja!

Trudno jednak nie zachwycać się akcją, która jest niezwykle „bliska”. W recenzowanym DOOM: The Dark Ages często stoimy przed wielką areną, dosłownie widzimy dziesiątki wrogów czekających na nasz kolejny ruch, możemy swobodnie zaczerpnąć powietrza i wbić się w te demoniczne łajzy.

DOOM: The Dark Ages nie wyróżnia się z tłumu poprzedników, oferując graczom kolejne areny pełne bestii, ale podczas rozgrywki bardzo doceniłem podejście deweloperów, którzy na każdym kroku próbują zapewnić nam ciekawe wyzwania. Często w lokacji pojawia się ostrzeżenie – na arenie znajduje się przywódca, który jednak aktualnie jest nie do zdarcia. Slayer musi na początku pozbyć się jego towarzyszy, by dopiero w odpowiednim momencie móc przystąpić do wyczekiwanego starcia. Dopakowane demony mogą także wpłynąć na możliwości bohatera – część przeciwników posiada nad głową jedną z trzech ikonek (zdrowie, pancerz, amunicja) i eliminując demona za pomocą efektownego finishera, podczas którego wyrywamy jego serce, zwiększamy statystyki postaci. To przyjemny system, który sprawia, że tak naprawdę cały czas czujemy progresję.

id Software nie pozwala pominąć tych starć, więc cały czas Slayer zyskuje większą moc, ale zupełnie inaczej wygląda sprawa z rozwojem oręża. Gracze mogą wydawać znalezione złoto w specjalnych kapliczkach – identycznie sytuacja wygląda z artefaktami, które pozwalają uzyskać wyższy poziom broni. Problem polega na tym, że w tej sytuacji niezbędne jest lizanie ścian i szukanie ukrytych miejscówek... same zagadki środowiskowe nigdy nie są wymagające, ale czasami warto się zatrzymać, sprawdzić miejscówkę, by otrzymać dostęp do potrzebnych ulepszeń.

Szybko jednak okazuje się, że bohater DOOM: The Dark Ages staje się prawdziwą maszyną do zabijania – gdzieś od 16-17 rozdziału mój Slayer bez najmniejszego problemu wybijał całe hordy demonów. Walka stała się formalnością, a w zasadzie coraz większą zabawą, ponieważ szybko zainwestowałem złoto w rozwój tarczy, która jest zdecydowanie największym skarbem najnowszej produkcji id Software. Nie miałem nawet większych problemów z bossami – nie jest ich za dużo, pod koniec mamy okazję wziąć udział w kilku dłuższych starciach, ale zawsze czułem, że dzięki odpowiedniej progresji mogę zmiażdżyć dosłownie każdego.

Wspominając o demonach na pewno muszę dodać jeden akapit w temacie przeciwników... twórcy mądrze postawili na znane twarze pokroju Cacodemona, powrócił wkurzający i strzelający z każdej strony Arachnotron, zombie, a na liście ohydztw nie brakuje przerośniętego Mancubusa, którego cielsko możemy dosłownie odstrzelić, by zrobić z niego bezbronną bestię bez rąk, ale oczywiście nie brakuje także nowych przeciwników. Wielki demon-pająk, który naciera na Slayera... w zasadzie podobnie jak nowy Hunter? Każdy wróg ma kilka form, warto zmieniać oręż w zależności od mięsa stojącego naprzeciwko bohatera, a podczas gigantycznych starć niezbędne jest wybieranie odpowiedniego wroga na początek... tylko w taki sposób możemy wpaść w rytm i cieszyć się walką. Przyjemnym dodatkiem w samych pojedynkach są wyzwania, które pojawiają się w kolejnych rozdziałach – czasami musimy wyeliminować demony odpowiednią bronią, innym razem zdobyć wyznaczone rzeczy, a ostatecznie zawsze mamy dodatkową motywację do walki, by otrzymać złoto. Przyjemny dodatek, który choć można całkowicie zignorować, to jednak biorąc pod uwagę rozgrywkę i chęć rozwoju postaci – warto zerknąć do menu, by dobrze podejść do wyznaczonego zadania.

Smoczek, tytan i piękno

DOOM: The Dark Ages pod wieloma względami czerpie garściami z wcześniej opracowanych produkcji, zapewniając pod względem samej rozgrywki prawdopodobnie najlepsze doświadczenie względem dwóch poprzednich przygód Slayera. Twórcy jednak postanowili rozbudować zabawę dorzucając do gry dwie sekwencje.

Bohater podróżując po kolejnych krainach może wskoczyć do potężnego mecha – walka za jego sprawą nie jest specjalnie wymagająca, bo opiera się na dosłownie klikaniu dwóch przycisków związanych z atakiem oraz unikaniem zagrożenia, ale... jest to efektowna zabawa. Gigantyczne demony nacierają na miasta, niszczą je pod stopami, a my... robimy w zasadzie to samo, ale oczywiście w tej szczytnej sprawie, by wyeliminować nadciągające zło.

Podobne, bardzo pozytywne wrażenia, oferuje druga sekwencja, podczas której Slayer wskakuje na smoka i za jego sprawą może brać nie tylko udział w pościgach, ale także eliminuje wyznaczone cele i po prostu eksploruje tereny. Sekwencje walki również nie są skomplikowane, ponieważ rozsiadając się na skrzydlatej bestii korzystamy z jednego ataku, a kluczem do sukcesu jest unikanie pocisków przeciwników, ale także w tym wypadku są to naprawdę widowiskowe dodatki do głównej zabawy.

Tytan i smok to świetne odskocznie od zwykłej rozgrywki, ale obie atrakcje powinny być trochę bardziej rozbudowane. W trakcie gry w obu sytuacjach miałem wrażenie, że deweloperzy bali się, by zapewnić nam większe wyzwania – tak jakby gracze nie potrafili okiełznać gigantycznego robota lub mogli mieć problemy z lataniem. Są to świetne dodatki, jednak pod koniec gry, gdy mamy okazję jeszcze raz wskoczyć do metalowej puszki lub trochę pofruwać nad demonami, czułem, że id Software powinno w tym miejscu zaskoczyć.

Niezależnie jednak czy biegamy po świecie na dwóch nogach, wskakujemy do potężnej maszyny lub korzystamy z pomocy ziejącej ogniem bestii – recenzowany DOOM: The Dark Ages dosłownie w każdych okolicznościach błyszczy. To zdecydowanie najpiękniejsza, najbardziej brutalna i najmroczniejsza odsłona serii – umiejscowienie wydarzeń zapewniło deweloperom możliwość stworzenia niezwykle klimatycznych, często wyjątkowo efektownych lokacji, które są mroczne, ale mają swoją wyjątkową atmosferę. W drugiej połowie gry mamy nawet okazję spotkać pewną... bestię, a jej pojawienie się w historii jest niezwykle przyjemnym zaskoczeniem – świetnie pasuje jego aura do wydarzeń. Graficy mogli zrealizować kilka niezwykle wyjątkowych miejscówek, których w tym tytule się nie spodziewałem. W trakcie przygody odwiedzamy wiele aren, które często są podobne do siebie, ale właśnie gdy przyjrzymy się szczegółom to dostrzegamy piękno DOOM: The Dark Ages – kapitalnie prezentują się wszystkie „tła”, na których widzimy walczące ze sobą dwie strony konfliktu, genialnie patrzy się na odpadające części ciał demonów, które są częstowane ołowiem w trakcie kolejnych dzikich rajdów Slayera. To perfekcyjnie wyglądający DOOM, który podnosi poprzeczkę względem poprzednich odsłon. Znacząco.

id Software dość niespodziewanie nie zdecydowało się dorzucić do gry dodatkowych trybów – tytuł śmiga w 60 klatkach na PS5 Pro, jednak czasami podczas dynamicznej, bardzo bliskiej akcji rozdzielczość spada, co wpływa na możliwość dostrzeżenia wszystkich detali.

Grafika jest w przypadku DOOM: The Dark Ages uzupełniona o genialny soundtrack. Ta muzyka ponownie zachęca do działania, wzbudza emocje i sprawia, że dosłownie chcesz wskoczyć w sam środek akcji, by po prostu poczuć tę adrenalinę – ostrzegam jednak, by przed rozpoczęciem rozgrywki wskoczyć do ustawień i podbić trochę moc dźwięku. Znajomy doradził mi to przed pierwszym rozdziałem i była to niezwykle pomocna rada... id Software nie zwiodło także w przypadku działania DOOM: The Dark Ages. Całą grę ograłem na PS5 Pro, nie odczułem najmniejszych spadków animacji, nie natrafiłem na żaden błąd – nawet gdy wpadałem w zgraję wrogów, jucha lała się z każdej strony, obserwowałem kolejne odpadające fragmenty ciał wrogów, by po chwili wskoczyć w sam środek kolejnej grupy... produkcja działała perfekcyjnie.

Czy warto zagrać w DOOM: The Dark Ages?

Wiele można napisać o aktualnej generacji, ale właśnie takie gry jak DOOM: The Dark Ages pokazują, że deweloperzy czasami mogą podążyć utartymi ścieżkami. To w najmniejszym stopniu nie jest rewolucja, jednak niezwykle udana ewolucja znakomitych podstaw.

Czy jest to najlepszy DOOM ze współczesnej trylogii? Dla wielu tak właśnie będzie, ale część osób może powiedzieć, że jednak dynamika Eternal bardziej im odpowiadała. Na szczęście w tym sporze nie mówimy, które jabłko jest niedobre, a po prostu możemy smakować oba, bo choć są z tego samego drzewa, to jednak na swój sposób oferują trochę inną słodycz.

W 2025 roku zagraliśmy już w wiele kapitalnych gier, a DOOM: The Dark Ages bez wątpienia należy do tego grona. id Software staje jednak teraz przed naprawdę trudnym wyzwaniem – jak rozwinąć tę serię? Na szczęście my możemy aktualnie cieszyć się tytułem, który zapewnia całą masę radości. Radości z eliminowania kolejnych wielkich hord demonów... i pamiętajcie jedno: tarcza to Wasz najlepszy przyjaciel.

Advertisement

Ocena - recenzja gry DOOM: The Dark Ages

Atuty

  • Ta tarcza jest genialna! Niby mały sprzęt, a zapewnia tyle radości,
  • Satysfakcja mierzona litrami wylanej krwi demonów. Genialny i odświeżony gameplay,
  • Rozbudowane sekwencje pokazują, że twórcy mają jeszcze pomysł na to uniwersum,
  • Często gigantyczne lokacje z całą masą sekretów. Będziecie chcieli lizać ściany,
  • Jak ta gra wygląda! Piękno w mrocznej postaci,
  • Soundtrack ponownie wgniata w fotel. Aż chce się ubijać demony.

Wady

  • W drugiej połowie gry brakuje zaskoczeń i wielkich wyzwań,
  • Sekwencje w robocie i na smoku powinny zostać rozbudowane.

Kapitan Ameryka w świecie demonów? DOOM: The Dark Ages nie rewolucjonizuje serii, ale oferuje niezwykle przyjemną rozgrywkę. Satysfakcja płynie litrami, podobnie jak krew pokonanych wrogów. Jest widowisko.
Graliśmy na: PS5

Wojciech Gruszczyk Strona autora
Miał przyjść do redakcji zrobić kilka turniejów, ale cytując klasyka „został na dłużej”. Szybko wykazał się pracowitością, dzięki której wyrobił sobie pozycję w redakcji i zajmuje się różnymi tematami. Najchętniej przedstawia wiadomości ze świat gier, rozrywki i technologii oraz przygotowuje recenzje gier i sprzętu. Jeśli jest zadanie – Wojtek na pewno się z nim zmierzy. 
cropper