Jujutsu Kaisen: Cursed Clash

Jujutsu Kaisen: Cursed Clash - recenzja gry. Takich trzech, jak nas dwóch, to nie ma ani jednego

Kajetan Węsierski | 10.02, 11:00

Kilka tygodni temu pisałem już, że w ostatnim czasie gry wideo bazujące na popularnych seriach anime zyskują na popularności. Niemal raz na kwartał dostajemy tytuł, który ma przyciągać zarówno fanów pierwowzoru, jak i wielbicieli gatunku, którzy poprzez zainteresowanie samą grą, pokochają także oryginał. I najnowszym przykładem takiego podejścia jest Jujutsu Kaisen: Cursed Clash, która z przyjemnością dla Was zrecenzuję. 

Jasne, samo zjawisko adaptowania shonenów nie jest niczym nowym - już kilka dekad temu pojawiały się przecież produkcje bazujące na największych hitach, jakie mogliśmy czytać w mangach lub oglądać w ramach japońskich animacji (emitowanych także w telewizji dostępnej w naszym kraju). Przez ostatnie lata zrobiło się to jednak na tyle popularne, że wraz ze wzrostem “mainstreamowości” tematu, wzrastają także oczekiwania. 

Dalsza część tekstu pod wideo

I te wobec recenzowanego projektu zdecydowanie były spore. Od początku zakładano, że nie będzie to nic na miarę wyczekiwanego Dragon Ball: Sparking! ZERO, czy też Naruto x Boruto: Ultimate Ninja Storm Connections. Zupełnie inne budżety, zupełnie inne doświadczenie i zupełnie inni deweloperzy. Ale nadziei nie brakowało. Czy jednak udało się sprostać wymaganiom? I czy jest to gra, którą - najzwyczajniej w świecie - warto nabyć? O tym przeczytacie poniżej!

Jujutsu Kaisen: Cursed Clash - Zacznijmy od początku...

Jujutsu Kaisen: Cursed Clash - Itadori

Zacznijmy jednak od podstaw! Recenzowany Jujutsu Kaisen: Cursed Clash to gra bazująca na mandze od Gege Akutamiego, która doczekała się również anime. Zarówno komiks, jak i jego ekranizacja, są obecnie na szczycie popularności w Japonii i chyba można z pełnym przekonaniem napisać, że to jeden z tych tytułów, który w gatunku shonenów dźwiga brzemię filara obecnych trendów. 

Za wydanie gry odpowiada oczywiście Bandai Namco Entertainment, a do jej powstania przyczyniła się ekipa z Byking, której na pewno nie nazwiemy bardzo doświadczoną. Zwłaszcza że mówimy tu o firmie, która w tym roku będzie świętować swoje szóste urodziny. Niemniej, nie można też powiedzieć, że przez ten czas spali - tak się bowiem składa, że gra na podstawie Jujutsu Kaisen jest czwartą w ich portfolio. 

Trzema dotychczasowymi były My Hero One’s Justice, My Hero One’s Justice 2 (nasza recenzja tutaj) oraz My Hero: Ultra Rumble. Nie będzie pewnie przesadną niespodzianką, jeśli zdradzę, że wszystkie opierały się o jedno anime - My Hero Academia (które to, swoją drogą, jest kolejnym z obecnych filarów wśród shonenów). Tym razem twórcy poszli w coś niego innego, a dodatkowo postanowili zabawić się formułą. 

W tym przypadku nie mamy do czynienia ze zwykłymi pojedynkami 1 na 1, jak w przypadku wspomnianych we wstępie tytułów ze świata Naruto czy Dragon Balla, a nawet choćby z obu pozycji My Hero One’s Justice, które wypisałem akapit wyżej. Tutaj głównym założeniem produkcji są pojedynki w parach. Walczymy 2 na 2, co ma zapewniać konkretne odświeżenie. 

We dwójkę raźniej 

Jujutsu Kaisen: Cursed Clash - Itadori i Nobara

I nie jest to formuła znana z kilku innych produkcji, gdzie - niczym we wrestlingu - zmieniamy się na arenie. Tutaj cały czas w akcji uczestniczą cztery osoby. To oczywiście wiąże się z tym, iż same areny do starć są większe, niż w przypadku bijatyk solo. Czy dodaje to urozmaicenia? Cóż, nie da się ukryć, że tak. Osobiście jednak muszę przyznać, że nie jestem  fanem takiego rozwiązania. 

Po pierwsze - na ekranie dzieje się naprawdę wiele. A w przypadku, gdzie mamy do czynienia z bijatyką nastawioną na multiplayer, a nie slasherem, jest zwyczajnie niewygodne. Serio, ataki przeklętą energią ze wszystkich stron, jedna wielka zadyma i spore możliwości wpływania na otaczający nas teren. A choć samo to postrzegam jako plus, to w momencie pościgów, wybuchów i strzałów, robi się nieprzyjemnie. 

Taki był jednak pomysł twórców. Oczywiście rozumiem cel, jaki miał temu przyświecać, ale na tym etapie jest to po prostu dość chaotyczne. Zwłaszcza w przypadku tak dużej widowiskowości ataków, jakie umożliwili nam deweloperzy odpowiedzialni za recenzowane Jujutsu Kaisen: Cursed Clash. Może trzeba było nieco spowolnić gameplay? A może to tylko moje preferencje? Zapewne z obu kwestii po trochu.

To nie koniec wad w Jujutsu Kaisen: Cursed Clash

Jujutsu Kaisen: Cursed Clash - Gojo vs Sukuna

Niestety wyliczanie minusów trzeba kontynuować. Bo jest o czym mówić. I może lekko uogólniając napiszę, że mamy w tym przypadku do czynienia z produkcją, po której widać stosunkowo niski budżet. Z jednej strony czuć ogromny wkład serca w grę ze strony jej twórców, ale z drugiej… Pewnych rzeczy nie da się przeskoczyć i niestety to także tu widać. 

Już samo menu zwiastuje, że niestety jest troszkę po kosztach. Jakby się uprzeć, to całość fajnie przypomina gry anime z ery PlayStation 2, gdzie wyświetlane były fragmenty z pierwowzorów, ale dziś niestety nie robi to tak dobrego wrażenia, jak ówcześnie. Zwłaszcza że dość szybko rzuca się nam w oczy liczba trybów, jakie oddano w nasze ręce. Oględnie pisząc, nie jest bogato.

W gruncie rzeczy, pomijając galerię, czy sklep, opcji mamy trzy. Swobodny pojedynek (trening lub zabawę z kumplem), Tryb Fabularny i oczywiście starcia online. Pierwszej pozycji w recenzowanym Jujutsu Kaisen: Cursed Clash pewnie nie muszę przesadnie tłumaczyć - zwykłe starcia i tyle. Choć zdążyły mi zapewnić nieprzyjemne wrażenia przez wzgląd na ekran wyboru postaci. Albo raczej jego brak...

Idąc dalej, mamy Tryb Fabularny

Jujutsu Kaisen: Cursed Clash - Tryb Fabularny

I jest to w praktyce po prostu przelecenie po wszystkich odcinkach pierwszego sezonu anime. Liczyłem, że twórcy pokuszą się przynajmniej o HUB, po którym możemy się swobodnie poruszać, ale niestety się przeliczyłem. Wszystko jest czymś na wzór pokazu slajdów przeplatanego walkami. I to bez bossów, QTE, czy animowanych scen. Przejście zajmuje dosłownie 3-4 godzinki i jest dość nierówne. Mamy pojedynki oraz wyzwania, które można ogarnąć z zamkniętymi oczami, a mamy takie, gdzie AI daje nam się mocno we znaki.

No i oczywiście tryb multiplayer. Pomysł - fajny. Realizacja - mocno średnia. Zacznijmy od tego, że w przypadku gry, która nie będzie najpopularniejszą na świecie, brak cross-playa jest ogromnym błędem. Więcej czasu spędzamy na szukaniu przeciwników, niż samej walce (a grałem w Jujutsu Kaisen: Cursed Clash już po premierze). 

Dodatkowo na tym etapie balans postaci nie istnieje. Są takie, które pomagają wygrać (Yuta, Megumi), a są takie, których korzystanie nadaje się dla tych, którzy przechodzą soulsy na gitarze stopami (Nobara. Hanami). Umówmy się, w bijatyce z dostępem do trybu multiplayer coś takiego po prostu nie powinno mieć miejsca

Ale są też dobre strony… 

Jujutsu Kaisen: Cursed Clash - Domena Gojo

Nie mogę jednak napisać, że recenzowane Jujutsu Kaisen: Cursed Clash jest grą całkowicie złą, bo byłaby to nieprawda. W praktyce walki śmigają całkiem płynnie i nie zauważyłem spadku klatek - nawet w momencie tych dużych zniszczeń terenu, o których pisałem. Dodatkowo, świetne jest to, że każda z postaci ma własne ataki specjalne, które rzeczywiście pokrywają się z tym, co mogliśmy obserwować w oryginale. Niby podstawowa kwestia, ale jednak cieszy.

Wiecie - odpalenie domeny przez Gojo za każdym razem robi ogromne wrażenie. Nawet w grze. Poza tym, graficznie nie jest tu wcale najgorzej. Jasne, daleko temu do czołówki PlayStation 5, ale wszyscy doskonale wiemy, że w przypadku produkcji bazujących na anime, nie jest to najważniejszą rzeczą. Dało się lepiej, ale taki poziom mnie zadowala.

Poza tym, mamy tu świetnie dobraną muzykę, całkiem ciekawy (choć niewielki) wybór postaci i… Obietnice, że czeka nas jeszcze troszkę dodatkowej zawartości na przestrzeni nadchodzących miesięcy. Nie spodziewam się fajerwerków, ale wierzę, że da się z tego wyciągnąć jeszcze nieco więcej. Potencjał jest

Jujutsu Kaisen: Cursed Clash - Podsumowanie

Koniec końców trudno mi ten tytuł jednoznacznie polecić. Na Jujutsu Kaisen: Cursed Clash czekałem naprawdę mocno i liczyłem, że dostaną coś na poziomie My Hero One's Justice 2. Tymczasem okazało się, że twórcy postanowili nieco zmienić formułę i to bez budżetu, który by na to pozwalał. A nawet jeśli był, to odnoszę wrażenie, że nie został wykorzystany tak, jak powinien. Nie jest to pierwszy taki przypadek. 

Czy więc zachęcam Was do zakupu? Cóż… To zależy. Na pewno odradzam porywanie się na zakup w pełnej cenie. To nie tytuł, który da Wam poczucie dobrze wydanej pełnej kwoty za segment AAA. Jeśli jednak jego cena spadnie kilkukrotnie, sytuacja może się zmienić. No - zakładając, że jesteście fanami samego Jujutsu Kaisen. W takim przypadku moja ocena jest adekwatna. W innej sytuacji - odejmijcie dwa oczka od oceny. Bo niestety nie widzę nic, co miałoby Was przekonać, by tę serię polubić po obcowaniu z recenzowaną grą. 

Ocena - recenzja gry Jujutsu Kaisen: Cursed Clash

Atuty

  • Ciekawy pomysł na starcia 2vs2
  • Ataki robią wizualne wrażenie
  • Niektóre postacie dają sporo frajdy
  • Dorzucenie wątków i postaci z Jujutsu Kaisen Zero

Wady

  • Mała liczba trybów gry
  • Tryb Fabularny zrobiony po najmniejszej linii oporu
  • Budowa niektórych aren sprawia, że robi się bałagan
  • Bardzo długie oczekiwania na grę przeciwko innym graczom
  • Skopany balans postaci
  • Bardzo biedne menu

Jujutsu Kaisen: Cursed Clash miało ogromny potencjał - prawdopodobnie zbyt duży jak na budżet, który został w to włożony. Nie ukrywam, że na moją ocenę wpływa duża sympatia do samej serii - jeśli nie jesteście jej fanami, to spokojnie możecie odjąć przynajmniej 1-2 oczka. A jeżeli rozważacie zakup, to polecam poczekać na porządną promocję.
Graliśmy na: PS5

Kajetan Węsierski Strona autora
Gry są z nim od zawsze! Z racji młodego wieku, dojrzewał, gdy zdążyły już zalać rynek. Poszło więc naturalnie z masą gatunków, a dziś najlepiej bawi się w FIFIE, produkcjach pełnych akcji oraz przygód, a także dziełach na bazie anime i komiksów Marvela. Najlepsza gra? Minecraft. No i Pajączek od Insomniac Games.
cropper