Django (2023)

Django (2023) - recenzja, opinia o serialu [Canal+]. Samotny rewolwerowiec szukający zemsty. Jakby

Piotrek Kamiński | 01.12.2023, 21:25

Długowłosy, tajemniczy mężczyzna trafia do miasteczka New Babylon, założonego przez ludzi szukających wolności i niezależności. Uzbrojony jest w kapelusz, rewolwer i papierośnicę. Ten ostatni przedmiot jest jednym śladem, który zostawili po sobie zabójcy jego rodziny. To bardzo ważny wątek. Przez pierwszych dwadzieścia minut pierwszego odcinka.

Po co brać się za markę taką jak Django po tym jak już Tarantino zrobił z nią definitywny porządek swoim filmem? Przecież wiadomo, że nie zrobi się już z tym nic lepszego. Co najwyżej można zrobić zaledwie w porządku produkcję, a w najgorszym wypadku wręcz wystawić się na pośmiewisko, tak jak zrobili to twórcy dzisiejszego serialu.

Dalsza część tekstu pod wideo

Nie chodzi o to, że Jamie Fox zrobił taką robotę w roli samotnego rewolwerowca szukającego zemsty, że nie da się już tego pobić. Po prostu wygląda na to że twórcy serialu nie byli tak naprawdę zainteresowani postacią Django, a jedynie podczepili się pod znanego bohatera, żeby zrobić sobie darmowy marketing. I to widać, co łamie mi serce o tyle, że jest w tym serialu kilka względnie ciekawych pomysłów i ładnie nakręconych scen. Tylko wszystko ciągnie w dół ten absolutny brak dobrego pomysłu na siebie.

Django (2023) - recenzja, opinia o serialu [Canal+]. Fabuła w fabule

Dama

Django (Matthias Schoenaerts) zjawia się nagle w niewielkim miasteczku gdzieś w Teksasie. Stara się zdobyć informacje o człowieku który zamordował kilka lat wcześniej jego rodzinę, kiedy on był na wojnie. Po mało widowiskowym pojedynku na pięści, ze względu na oświetlenie, które mogłoby konkurować z "długą nocą" HBO o tytuł najbardziej nieczytelnej realizacji w historii kinematografii, zauważa w tłumie (trochę koloryzuję) swoją córkę (Lisa Vicari), która cudem uniknęła śmierci. Postanawia więc zaopiekować się nią i na pewien czas porzuca myśl o zemście. W ten sposób wchodzimy w główną część fabuły która opowiada o konflikcie Johna Ellisa (Nicholas Pinnock) i Elizabeth Thurman (Noomi Rapace), znanej jako Dama.

Problem w tym, że ta ich historia jest cholernie nudna. Zasadniczo wszystko co oglądamy przez dobrych 9 na 10 odcinków, to po prostu wzajemne uprzykrzanie sobie życia przez Johna i Damę. Tu ktoś kogoś zdradza, tam czai się szpieg, ktoś nasyła kogoś na kolejną osobę. I przez cały ten czas praktycznie nic się nie zmienia. Od czasu do czasu dostajemy retrospekcje pokazujące, jak potoczyło się życie człowieka znanego teraz jako Django, kiedy poszedł na front i dlaczego tak długo zajął mu powrót, ale i te sceny raczej nikogo nie zainteresują, zwłaszcza że poza tym, że jego najlepszy przyjaciel najchętniej pojechałby z nim na Brokeback Mountain, niewiele więcej z nich wynika. Bliżej końca historia zaczyna nabierać jakichś tam rumieńców – dowiadujemy się kto jest odpowiedzialny za śmierć rodziny głównego bohatera, konflikt z Damą nabiera tempa i tak dalej. Obawiam się jednak że mało kto dotrwa aż do ostatnich dwóch odcinków serialu aby się o tym przekonać, ponieważ reszta jest tak bardzo nijaka.

Django (2023) - recenzja, opinia o serialu [Canal+]. Nierówne aktorstwo, za to ładne zdjęcia i kostiumy

John Ellis

Pod względem aktorstwa ten serial to jest jakiś ewenement. Główny bohater, grany przez znanego z kilku niezłych produkcji – chociaż rzadko kiedy grającego główne role - Schoenaertsa większość czasu po prostu patrzy się w oddal albo snuje się z miejsca w miejsce, ograniczając swoje aktorstwo do patrzenia się posępnie spode łba. Poza nim najbardziej znanym nazwiskiem w całym serialu jest Noomi Rapace i śmiem twierdzić, że jest to jedna z najgorszych – jeśli nie w ogóle najgorsza – z jej ról. Nie dość, że jest niedorzecznie wręcz intensywna, tak że nawet w teatrze powiedzieliby jej żeby trochę odpuściła, to jeszcze sama aktorka, jak wiadomo, pochodzi ze Szwecji i południowy, teksański akcent nie jest jej naturalnym stylem wysławiania się w języku angielskim. Co ciekawe, reszta obsady, a zwłaszcza Pinnock i chłopaki grający jego synów, wypadają całkiem dobrze. 

Zwłaszcza John Ellis szybko daje się poznać jako bardzo niejednoznaczna, targana wieloma sprzecznymi emocjami postać i Pinnockowi bardzo dobrze wychodzi portretowanie go jako bezwzględnego, ale przy tym czułego, troskliwego przywódcy i partnera, który miejscami dosłownie nie wie jak ma postąpić i dręczy go to. Z drugiej strony mamy Sarah, dorosłą już córkę Django. Widać, że Viscari się stara, ale nigdy, przez wszystkich dziesięć odcinków nie kupiłem jej bólu, nie udało mi się poczuć żadnej więzi z jej postacią. Na pewno nie pomaga również fakt że wiele wątków z nią (i w sumie z każdą inną postacią) jest strasznie porwanych, niedokończonych, źle rozłożonych. Fabuła lubi sobie przeskoczyć nagle, bez żadnej zapowiedzi o kilka miesięcy, dni albo i lat wcześniej, ale raz, że twórcy zdają się mieć głęboko w głowach jakiś swój plan, którego ja jako widz często zwyczajnie nie czułem, a dwa, że nawet pilnie śledząc co się dzieje, kolejne zwroty akcji i wydarzenia są zwyczajnie mało zajmujące.

Czysto wizualnie serial robi całkiem dobre wrażenie - przynajmniej wtedy, kiedy faktycznie coś widać. Trochę przesadzam, bo jednak do poziomu nieprzeniknionej czerni z "Gry o Tron" trochę brakuje, ale jest to i tak bardzo mroczny serial i to nie w taki ambitnie artystyczny sposób, tylko po prostu... Ciemny. Za dnia jednak panoramy dzikiego zachodu potrafią zrobić naprawdę dobre wrażenie, zwłaszcza w połączeniu z klimatyczna muzyką Mokadelica - podobał mi się też motyw przewodni serialu, słyszany zawsze przy napisach końcowych. Ale umówmy się, nie polecę nikomu serialu, bo spoko piosenka gra na koniec...

"Django" jest w moim odczuciu nieporozumieniem, produkcją próbującą w bezczelny sposób ugrać sobie parę groszy na popularności postaci wykreowanej przez Franco Nero (pojawiającego się tu nawet na chwilę w zupełnie innej roli) i później przeniesionej do mainstreamu przez Quentina Tarantino. Szkoda, bo jest tu kilka ciekawych pomysłów, ale absolutnie żaden nie został należycie rozwinięty. To po prostu generyczny western, mający nadzieję, że przyciągnie samym faktem, że reprezentuje trochę już zapomniany gatunek. Moim zdaniem jednak brakuje mu... Wszystkiego innego. Szkoda życia. Już wystarczy, że ja poświęciłem dziesięć godzin swojego.

Atuty

  • Kilka ładnych panoram;
  • Niezła ścieżka dźwiękowa;
  • John Ellis jest nawet ciekawą, choć nie do końca wykorzystana postacią.

Wady

  • Okropnie mizerna fabuła;
  • Chaos narracyjny;
  • Nijaki główny bohater;
  • Bardzo nierówne aktorstwo;
  • To już ja zrobię lepszy teksański akcent;
  • Nie potrafi zbudować, utrzymać, ani zakończyć intrygi.

"Django", prócz tytułu i miejsca akcji, nie ma właściwie nic wspólnego z dwoma poprzednimi inkarnacjami postaci. Normalnie powiedziałbym, że to nic jeszcze nie znaczy, ale nie tym razem. Ten serial jest zwyczajnie słaby. Nie polecam.

3,0
Piotrek Kamiński Strona autora
Z wykształcenia filolog, z zamiłowania gracz i kinoman pochłaniający popkulturę od przeszło 30 lat. O filmach na PPE pisze od 2019. Zarówno w grach, jak i filmach najbardziej ceni sobie dobrą fabułę. W wolnych chwilach lubi poczytać, pójść na koncert albo rodzinny spacer z psem.
cropper