Jusant - recenzja gry

Jusant - recenzja i opinia o grze [PS5, XSX, PC]. ICO spotyka Death Stranding

Roger Żochowski | 01.12.2023, 22:30

Ogrywanie takich gier jak Shadow of the Colossus, ICO czy Podróż ma w sobie pewien magnetyzm i poczucie obcowania z nieznanym, fascynującym światem. I dokładnie takie emocje towarzyszyły mi przez niemal całą przygodę w recenzowanym Jusant.

Za tytuł odpowiada francuskie studio Dontnod, które wprawdzie w ostatnich latach mocno się rozrosło, jednak nad tym konkretnym projektem czuwał mniejszy zespół. I ten duch artystycznych gier niezależnych nad produkcją również się unosi. Śmiem nawet twierdzić, że jeśli kochasz gry stworzone przez Team ICO, w Jusant poczujesz się jak ryba w wodzie czerpiąc satysfakcję z samotnej eksploracji świata i dając się porwać unikalnemu klimatowi. Bo to właśnie on gra tu pierwsze skrzypce. Twórcy sporo ryzykowali wypuszczając taki tytuł na rynek, bo nie ma tu ani walki, ani szybkiej akcji, ani dynamicznych sekwencji QTE, ani nawet rozmów z NPC-ami czy modnego ostatnio otwartego świata. Celem gry jest przede wszystkim wspinaczka.

Dalsza część tekstu pod wideo

Jusant z francuskiego oznacza „odpływ” i można tym słowem opisać cały świat gry. Akcja rozgrywa się bowiem po upadku cywilizacji, na ogromnej pustyni, na której niegdyś statki walczyły ze wzburzonymi falami oceanu. Ale to już przeszłość. Tajemniczy od samego początku bohater-niemowa zamierza wspiąć się na ogromną górę, by przywrócić światu wodę. Czemu ziemię nawiedził taki kataklizm? Ile lat upłynęło od upadku cywilizacji? Gdzie podziali się ludzie? Co znajduje się na czubku góry? I kim jest tak naprawdę nasz bohater? Pytań pojawi się więcej, a historia opowiadana jest z pomocą pamiętników pewnej dziewczyny, notatek oraz listów zostawionych przez ludzi oraz znajdziek. Jak choćby muszli, dzięki którym możemy usłyszeć echa przeszłości (i tak prozaiczne jak wrzący czajnik z wodą) czy ukrytym na ścianach freskom. 

Echa dawnej cywilizacji 

Jusant - recenzja gry. Krajobrazy

Kolejne partie góry to jedno wielkie cmentarzysko dawnej cywilizacji, które zwiedzamy w towarzystwie dziwnego stworka mieszczącego się w plecaku. Melancholijny, momentami mocno relaksacyjny klimat Jusant buduje znakomita, pobudzająca wyobraźnię muzyka oraz artystyczna oprawa, w której pomarańczowe odcienie spalonych słońcem skał mieszają się z zimnym błękitem i zielenią, które towarzyszą zwiedzanym jaskiniom i kontaktowi z lokalną fauną. Pastelowy, nieco kreskówkowy styl pasuje tu doskonale, a dbałość o detale w ramach narracji środowiskowej sprawia, że można przymknąć oko na drobne spadki animacji, doczytywanie się lokacji i proste momentami tekstury. Widoki oraz krajobrazy są bowiem tak spektakularne i sugestywne, że można bez problemu uwierzyć i zachwycić się opustoszałymi budynkami czy nadgryzionymi przez czas mechanizmami, które niegdyś służyły mieszkańcom góry. Tak jak zachwycaliśmy się gotyckim zamkiem w ICO czy skalnymi pejzażami w Shadow of the Colossus.

Gameplay koncentruje się tak naprawdę na jednej mechanice – wspomnianej wspinaczce. Z pozoru wszystko wydaje się proste, jednak produkcja skrywa w sobie pokłady relaksującej głębi. To nie jest Uncharted, gdzie wystarczy wciskać „x”, by bohater przeskakiwał po kolejnych urwiskach i konstrukcjach skalnych. Spusty pada odpowiadają za chwyt lewą i prawą ręką (trochę jak w produkcjach VR), a naszym zadaniem jest odnaleźć pewny chwyt i miejsce, które pozwoli nam wspiąć się wyżej. Z czasem w Jusant dojdzie do tego huśtanie na linie, wykorzystywanie wind, poruszających się po skałach stworków, podwójne skoki, wbijanie w skały kotw zapobiegających utracie postępów w przypadku upadku czy zjazdy na tyrolce. W miejscach mocniej nasłonecznionych nasza stamina będzie malała szybciej, dojdzie zabawa fizyką, bieganie po ścianach czy wykorzystanie wiatru. Wspomniany stworek będzie wykorzystany jako skaner otoczenia, wskaże lokalizacje przedmiotów kolekcjonerskich, wejdzie w interakcje z roślinami i stworzeniami, by wytworzyły nowe trasy wspinaczkowe bądź dźwignie. A jest tego więcej. 

Satysfakcjonująca prostota w Jusant 

Jusant - recenzja gry. Wspinaczka

Gameplay Jusant jest więc wystarczająco zniuansowany, a jednocześnie prosty w opanowaniu i intuicyjny. Każda kolejna sekwencja wspinaczkowa to swoista łamigłówka, ale z racji dość liniowego charakteru świata ciężko się tu na dłużej zaciąć. Postać nie może też praktycznie zginąć, nawet po upadku z wielu metrów, bo zabezpiecza ją zazwyczaj lina, ale jeśli spadniemy musząc ponownie pokonać dany dystans to trochę jednak zaboli. Ale tylko trochę, bo jak wspomniałem, jest to doskonała produkcja do relaksujących sesji po pracy, checkpointy są gęste, a gra wybacza sporo naszych błędów. To liniowa przygoda, ale z wystarczającą liczbą sekretów i alternatywnych dróg, by nagrodzić naszą ciekawość. I tylko szkoda, że cała przygoda kończy się po około 6 godzinach, bo czuć niedosyt. Ale może te 6 godzin to wystraszający czas, by nie zdążyć znużyć się formułą zabawy?

Rozpływam się trochę w zachwytach nad recenzowanym Jusant, bo to dokonała odskocznia od napakowanych akcją gier i trochę taki ukłon w stronę starych czasów, gdy deweloperzy nie bali się ryzykować wychodząc poza schemat, ale trzeba wspomnieć, że mniejszy budżet jest momentami odczuwalny. Błędy w fizyce, dziwna momentami animacja ruchów, zawieszanie się postaci na elementach środowiska (zwłaszcza jeśli pójdziemy tak, gdzie twórcy tego nie planowali) i dziwne zachowanie kamery przypominają o rodowodzie gry, a prosiło się też o lepsze wykorzystanie funkcji DualSense’a.

Duch Fumito Uedy 

Jusant recenzja - świat

A jednak – zabawa jest na tyle prosta i uzależniająca, że ciężko się od gry oderwać. Wraz z każdym rozdziałem poziom trudności nieco rośnie, pojawia się presja czasu, trzeba lepiej planować kolejne ruchy, zważać na regenerację stamimy w trakcie wspinaczki i obserwować uważnie otoczenie. W menu cały czas mamy dostęp do znalezionych przedmiotów kolekcjonerskich, więc możemy podejrzeć czy czegoś nie ominęliśmy i po prostu wrócić, jeśli uznamy to za słuszne. To jedna z tych gier, w których pośpiech nie ma żadnego sensu. W Jusant trzeba chłonąc każdą chwilę, pogłaskać towarzyszącego nam stworka, ułożyć stos z kamieni na okolicznym zboczu, poczytać zostawione w domach listy i zachwycić się startującymi do lotu ptakami nad spalonym słońcem dnem oceanu. I przede wszystkim - spokojnie, sennie wręcz zmierzać do finału.  

Jusant to trochę takie Death Stranding w wersji indie, tylko bez Kojimy, więc jeśli nie w pełnej cenie, dajcie grze szansę gdy trafi do jakiejś promocji, bo naprawdę warto zaliczyć tę przygodę. Gra stawia na konkretne rozwiązania, nie zarzuca nas toną ikonek i ma w sobie ten pierwiastek magii, za który kochamy gry Fumito Uedy. 

Ocena - recenzja gry Jusant

Atuty

  • Unikalna atmosfera rodem z gier Team ICO
  • Satysfakcjonująca wspinaczka
  • Narracja środowiskowa
  • Umiejętnie poukrywane sekrety
  • Prosta, ale robiąca wrażenie oprawa
  • Wykorzystanie wiatru, słońca i fauny

Wady

  • Krótka przygoda
  • Momentami problemy z fizyką i animacją
  • Czasami kamera

Takie gry są naszej branży bardzo potrzebne. Unikalna przygoda w duchu gier Team ICO. Szkoda, że taka krótka.

Roger Żochowski Strona autora
Przygodę z grami zaczynał w osiedlowym salonie, bijąc rekordy w Moon Patrol, ale miłością do konsol zaraziły go Rambo, Ruskie jajka, Pegasus, MegaDrive i PlayStation. O grach pisze od 2003 roku, o filmach i serialach od 2010. Redaktor naczelny PPE.pl i PSX Extreme. Prywatnie tata dwójki szkrabów, miłośnik górskich wspinaczek, powieści Murakamiego, filmów Denisa Villeneuve'a, piłki nożnej, azjatyckiej kinematografii, jRPG, wyścigów i horrorów. Final Fantasy VII to jego gra życia, a Blade Runner - film wszechczasów. 
cropper