Mission Impossible Dead Reckoning część 1 (2023)

Mission Impossible: Dead Reckoning część 1 (2023) - recenzja, opinia o filmie [UIP] Przerost akcji nad treścią

Piotrek Kamiński | 06.07.2023, 21:03

Ethan Hunt i jego grupa muszą przejąć klucz do sterowania sztuczną inteligencją, która pozostawiona sama sobie może zniszczyć znany nam świat. Przeszkadza mu w tym złowrogi duch z przeszłości, więc do pomocy (chętni, czy nie) muszą ruszyć wszyscy ci, którzy nie życzą mu czynnie śmierci.

Nigdy nie kojarzyłem serii "Mission Impossible" z hasłami takimi jak farsa, pastisz, czy parodia. Jasne, unikalny styl Johna Woo sprawiał, że pewne elementy drugiej części wywoływały uśmiech albo wręcz nieskrępowany rechot części publiczności, lecz taki to urok filmów tego reżysera, niezwiązany zbytnio z komediowymi zapędami scenarzysty (skąd w tamtym korytarzu wziął się tuzin białych gołębi nikt nie wie do dziś, ale w kadrze wyglądały epicko!). Tym razem jednak Christopher McQuarrie i wspomagający go Erik Jendresen pojechali po bandzie. I to nie na zasadzie: "o cholera, zarysowaliśmy lakier", tylko "nie wygra z nami jakaś gówniana barierka!". I gdyby faktycznie pokonali tę barierkę, mielibyśmy niedorzeczny, ale jakże przyjemny pastisz filmów o superszpiegach. Problem w tym, że komuś zabrakło jaj i w efekcie otrzymujemy produkcję trochę taką, jak poprzednie filmy z serii, a trochę jakby "Hot Shots" i te dwa, bardzo mocno różne typy filmów... Trochę się ze sobą nie zgrywają.

Dalsza część tekstu pod wideo

Mission Impossible: Dead Reckoning (2023) - recenzja, opinia o filmie [UIP]. Dobra, nowa obsada, ale scenariusz raczej podstawowy

Płyniemy na akcję

Zanim zacznę marudzić, zaznaczę od razu na wstępie, że przez ponad 150 minut bawiłem się bardzo dobrze, praktycznie nigdy nie czując, że za długo już siedzę w kinowym fotelu. Scenariusz zgrabnie balansuje pomiędzy scenami ekspozycyjnego gadania i wysokooktanowej akcji. Wie też gdzie zakończyć sensownie film aby widz miał poczucie, że pewien etap historii został zakończony.

Co do samej fabuły, ta koncentruje się na sztucznej inteligencji i związanych z nią zagrożeniach. Pozbawiony ciała i własnego głosu Byt byłby jednak dosyć nudnym przeciwnikiem, więc de facto wrogiem Ethana (Tom Cruise) na ten film zostaje tajemnicza postać z jego przeszłości, mężczyzna znany tylko jako Gabriel (Esai Morales). Film raczej subtelnie eksploruje ich wspólną przeszłość, rzucając przy okazji trochę światła na proces rekrutacyjny IMF. Pobocznym antagonistą jest natomiast Jasper Briggs (Shea Whigham), agent ściągający Hunta i jego ekipę, powracających Luthera (Ving Rhames) i Benjiego (Simon Pegg). Facet nie jest stricte zły, ma po prostu bardzo zero jedynkowy sposób myślenia, idealnie pasujący do ludzi o aparycji Whighama. W niewielkiej, ale przykuwającej uwagę roli pomocnicy Gabriela pojawia się również jak zawsze zjawiskowa Pom Klementieff.

Po jasnej stronie mocy mamy natomiast powrót Henry'ego Czerny'ego do roli Kittridge'a, jednego z kierowników IMF, który ścigał naszego bohatera w części pierwszej, a już zupełną nowością w obsadzie jest Hayley Atwell jako Grace, zręczna złodziejka, która przypadkiem ładuje się w tarapaty grubo wykraczające ponad jej kompetencje. Jeśli chce przeżyć, będzie musiała współpracować z Ethanem, co może nie być takie proste, kiedy zupełnie się komuś nie ufa. Ich wzajemne podchody są źródłem wielu scen humorystycznych, jak kiedy uciekają wspólnie przez Rzym i muszą znaleźć nowy środek transportu. Nie dość, że podstawiony wóz to komicznie malutkie... Mini (?) w kolorze żółtym, trochę kojarzące się z autem Jasia Fasoli, to jeszcze Ethan nie potrafi go sprawnie i szybko uruchomić. Natomiast kiedy koziołkują, bo ucieczka należy raczej do tych intensywnych, jakimś cudem zamieniają się w trakcie miejscami. Nie powiem, jest to całkiem zabawne, ale jakoś gryzie się z moim wyobrażeniem na temat tych filmów. Jeszcze gdyby poszli w stu procentach w taki absurd, to zrozumiałbym, że po tylu uratowaniach świata twórcom zostało już tylko robienie sobie jaj z marki, lecz nie! Te komiczne sceny przemieszane są z zabijaniem się „na poważnie”, obietnicami zemsty i podbramkowymi sytuacjami, kiedy to bohaterów od śmierci dzielą ledwie sekundy.

Mission Impossible: Dead Reckoning (2023) - recenzja, opinia o filmie [UIP]. W jaki sposób Cruise nie ryzykował jeszcze życia

Uncharted?

Aktorzy po tylu latach przy marce bezwysiłkowo wskakują w swoje role, tak więc tutaj nie ma za bardzo do czego się przyczepić. Może jedynie zrobienie z Kittridge'a dziwnie niekompetentnej ofermy niezbyt mi się spodobało, lecz poza tym wszyscy spisują się świetnie. Bardzo ciekawie wypada rozwijająca się dynamicznie relacja Grace i Ethana – od przypadkowego zapoznania się, przez mocno jednostronną chęć pomocy, powolne nabieranie zaufania i ostatecznie wzajemne zrozumienie i szacunek. Niewiele natomiast można po tej pierwszej części powiedzieć o Gabrielu. Mam nadzieję, że scenarzyści szykują nam rozwinięcie tego wątku w części drugiej, ponieważ tak jak Morales bardzo dobrze pasuje na czarny charakter, tak na ten moment jest on dosyć czysty – nieopisany, tylko gdzieś tam mgliście możemy sobie wyobrażać jak wyglądała jego wspólna przeszłość z głównym bohaterem, lecz poza tym nie wiemy o nim absolutnie nic.

Taka prostota w budowaniu nowych postaci ma też jednak swoje wady. Otóż w dzisiejszym filmie nie ma mowy o zawiłej intrydze szpiegowskiej, pełnej zdrad i nieoczekiwanych zwrotów akcji. Wszystko jest dokładnie takie, na jakie wygląda, co potrafi odrobinę zaboleć, kiedy człowiek przypomni sobie choćby świetny końcowy zwrot akcji z pierwszego filmu. Tom i Chris planują przyciągnąć widza czymś innym – na dzień dzisiejszy absolutną wizytówką Cruise'a, czyli niesamowitymi popisami kaskaderskimi, kręconymi przy minimalnym udziale komputerów. Tak więc mamy zwariowany pościg przez Rzym, skok ze spadochronem prosto z siodła pędzącego motocykla, walkę na pięści na dachu pędzącego pociągu, uciekanie ze spadającego pociągu, speedflying między górami Norwegii. I możesz być pewien, że wszystko to, co widzisz rzeczywiście zostało nakręcone. Oczywiście pociąg w rzeczywistości jechał znacznie wolniej, a przed spadnięciem w przepaść aktorów chroniły linki zabezpieczające, lecz świadomość, że Cruise faktycznie był w tych miejscach i robił te rzeczy dodaje do adrenaliny odczuwanej przez widza. Nie mogę jednak pozbyć się wrażenia, że w porównaniu z poprzednim filmem, spektakularność popisów kaskaderskich zaliczyła krok w tył.

Najnowsza odsłona tasiemca „Mission Impossible” to wciąż rozrywka wysokiej jakości, choć moim zdaniem seria zaczyna powoli zjadać swój własny ogon. Elementy komediowe często gryzą się z tymi poważniejszymi, intrydze brakuje głębi, dialogi ekspozycyjne walą sztucznością i tak naprawdę, gdyby nie szalona dedykacja Cruise'a, to film byłby po prostu taki sobie. W naszym kraju wiele osób pójdzie pewnie do kina choćby tylko po to aby zobaczyć jak wypadł Marcin Dorociński albo ze względu na sentyment do serii. Obawiam się jednak, że jeśli debiutująca w przyszłym roku część druga „Dead Reckoning” nie dowiezie solidnego finału tej opowieści, dodając retroaktywnie kontekst dzisiejszemu filmowi, to ludzie mogą zacząć czuć pewien przesyt serią – zwłaszcza kiedy emocje po premierze już opadną.

Atuty

  • Ethan i jego ekipa to wciąż definicja przyjaźni i braterstwa;
  • Oryginalne, wciąż robiące wrażenie sceny akcji;
  • Morales i Atwell są świetnymi dodatkami do obsady;
  • Solidne tempo;
  • Rozwija (bardzo delikatnie, ale ciekawie) historię głównego bohatera;
  • Jak zawsze świetne zdjęcia i ciasny montaż;
  • Niektóre żarty naprawdę bawią...

Wady

  • ...choć przesadnie absurdalny ton niektórych scen nie pasuje do klimatu serii;
  • Raczej miałka, podstawowa intryga;
  • Za mało Dorocińskiego! ;)

„Mission Impossible: Dead Reckoning” zabiera widzów na pełną adrenaliny podróż po świecie w poszukiwaniu MacGuffina, który może zaważyć o losach świata. Wciąż jest to dobra rozrywka, lecz nie sądzę aby pójście w farsę było dobrym kierunkiem rozwoju serii, a i sceny akcji nie robią już takiego wrażenia. Tom Cruise przyzwyczaił mnie do wyższej klasy produkcji.

7,0
Piotrek Kamiński Strona autora
Z wykształcenia filolog, z zamiłowania gracz i kinoman pochłaniający popkulturę od przeszło 30 lat. O filmach na PPE pisze od 2019. Zarówno w grach, jak i filmach najbardziej ceni sobie dobrą fabułę. W wolnych chwilach lubi poczytać, pójść na koncert albo rodzinny spacer z psem.
cropper