Final Fantasy XVI recenzja

Final Fantasy XVI – recenzja i opinia o grze [PS5]. Epickie Final Fantasy, ale inne niż wszystkie

Wojciech Gruszczyk | 21.06.2023, 16:00

Raz na kilka lat nadchodzi ten moment, gdy świat może na chwilę przystanąć, by zapoznać się z nową-główną produkcją Square Enix ze świata Final Fantasy. Po bardzo rozrywkowej i dla wielu zbyt luźnej „Piętnastce” nadszedł czas na mroczniejszą grę, która kusi historią, walką i umiejscowieniem wydarzeń. Czy jednak warto zagrać w Final Fantasy XVI na premierę i czy jest to pozycja, dla której warto kupić PS5? Przeczytajcie naszą recenzję.

Final Fantasy XVI to ważna gra z 2023 roku nie tylko dla Square Enix. Deweloperzy nawiązali bardzo bliską współpracę z Sony, na mocy której między innymi ten tytuł debiutuje wyłącznie na jednej konsoli – PlayStation 5. Producent PlayStation nie zadbał w tym roku o szereg mocnych, ekskluzywnych gier first-party i to właśnie przygoda z uniwersum SE ma zapewnić odpowiednie wrażenia szerokiej publice, a nawet skłonić niezdecydowanych do sięgnięcia po sprzęt. Po spędzeniu w grze ponad 60 godzin wiem w zasadzie jedno – Final Fantasy XVI nie podążył drogą Forspoken.

Dalsza część tekstu pod wideo

Średniowieczna „Gra o tron” od twórców Final Fantasy

Final Fantasy XVI - recenzja - chciwość i rzucenie wyzwania bogom

Opowieść w recenzowanym Final Fantasy XVI została umiejscowiona w świecie nazwanym Valisthea, który w żaden sposób nie został połączony z całym uniwersum. Gra właśnie ze względu na krainę będzie dla graczy dużym zaskoczeniem, ponieważ deweloperzy inspirując się średniowieczną Europą zaoferowali grę, która przypomina pierwsze odsłony serii Final Fantasy, ale nawet w tej sytuacji tworzy coś zupełnie nowego. Tytuł stawia na realizm, odchodzi od wielu powtarzanych od lat motywów i śmiało mogę powiedzieć, że FFXVI to pod wieloma względami „Final Fantasy z minimalną dawką Final Fantasy”. Spędzając kolejne godziny w produkcji, czerpiąc garściami z tego świata z każdą kolejną chwilą miałem poczucie, że uczestniczę w fabularnym spektaklu, którego nie powstydziłby się George R. R. Martin. Twórcy uciekają od wielu motywów, narzucają na bohaterów ciężkie zbroje i serwują dojrzałą i niezwykle ciekawą przygodę.

Historia Final Fantasy XVI rozpoczyna się intensywnym prologiem, a później jest... równie dobrze. Szybko okazuje się, że Valisthea to piękna kraina, w której poszczególne królestwa czerpią garściami z mocy potężnych, wielkich Matczynych Kryształów – magia zwana eterem pozwala na wykorzystywanie czarów znanych z uniwersum w trakcie walki, ale ludzie posiadający moc korzystania z potęgi świata wykorzystują magię do wielu zwykłych czynności pokroju podpalania papierosa. Państwa żyły ze sobą w potencjalnej zgodzie, próbowały nie wchodzić sobie w paradę, ale Valisthea została skażona przez tajemniczą Plagę, która dosłownie wysysa życie z kolejnych terenów, więc władcy zaczęli panikować – wszyscy chcą dobra dla swoich poddanych, więc rozpoczyna się walka o kolejne tereny i panowanie nad życiodajnymi miejscami.

Królestwa nie są jednak bezbronne, ponieważ każda ze stron wielkiego konfliktu posiada swojego Dominanta – są to zazwyczaj przedstawiciele królewskich rodzin lub dowódcy armii, którzy władają mocą Eikonów i w odpowiednich sytuacjach potrafią zamieniać się w wielkie i znany z uniwersum bestie: Feniksa, Ifrita, Shivę czy też Tytana. To właśnie z tego powodu starcia królestw są widowiskowe, ale zarazem potrafią pochłonąć dosłownie całe miasteczka, więc wszystkie państwa bardzo rozważnie korzystają z mocy swoich Dominantów. Jednocześnie chcąc zapewnić im odpowiednią ochronę – w niektórych miejscach są wybierane Tarcze, czyli specjalne oddziały, których zadaniem jest chronienie ostatecznej broni państwa.

Final Fantasy XVI - recenzja - PS5 - Cid

I mając za sobą ten potrzebny dla wyjaśnienia założeń świata wstęp, możemy przejść do konkretów. Głównym bohaterem recenzowanego Final Fantasy XVI jest Clive Rosfield, czyli pierwszy syn Arcyksięcia Wielkiego Księstwa Rosarii, który został Tarczą swojego brata Joshuy – to właśnie on włada mocą Feniksa. Jednak już pierwsze godziny w tej długiej i przeładowanej akcją historii ujawniają najważniejszy dla rozgrywki oraz samej opowieści motyw – Clive również nie jest bezbronny, ponieważ może korzystać z różnych mocy. Scenarzyści jeszcze z początku serwują nam kilka retrospekcji, by zainteresowani mogli lepiej zrozumieć psychikę protagonisty, ponieważ ten już na wstępie historii traci dosłownie wszystko i mierzy się z konsekwencjami zdrady ostatecznej. Clive nie może się jednak załamywać, rozpoczyna nową misję mając w głowie jedną myśl – któregoś dnia będzie mógł poczuć spełnienie.

W telegraficznym skrócie tak prezentuje się wstęp do opowieści, której ukończenie zajęło mi 45 godzin, ale podejrzewam, że skupiając się wyłącznie na przygodzie i nie próbując żadnych misji pobocznych, ostateczną walkę rozpoczniecie w około 40 godzinie. Pewnie można szybciej, ale jestem pewien, że w tym wypadku nie warto się śpieszyć, ponieważ z każdym kolejnym rozdziałem opowieści jesteśmy karmieni intrygującymi wątkami, które poznawałem z dużą przyjemnością. Clive na naszych oczach z wyśmiewanego syna Arcyksięcia staje się banitą, by ochraniać dużą grupę ludzi, a nawet na końcu to właśnie na jego barki zrzucone są losy całego świata – scenarzyści zgrabnie budują postać i pokazują, że nawet pozbawiony nadziei wojownik może stanąć do walki ze złem ostatecznym.

Final Fantasy XVI zapewnia 45-godzinną, fantastycznie napisaną historię

Final Fantasy XVI - recenzja - bieg po pusyni

Główna oś fabularna jest znakomita, ponieważ podczas kolejnych godzin w Final Fantasy XVI poznajemy kolejne królestwa, widzimy jak ich władcy inaczej podchodzą do mocy Matczynych Kryształów, przyglądamy się skrajnościom pokroju cierpienia-radości, biedy-bogactwa czy też obserwujemy jak osoby posiadające moc są traktowane gorzej od zwierzyny. Twórcy na każdym kroku zaskakują prezentacją świata, którego różne motywy są żywo zaczerpnięte z teraźniejszości. Opowieść w wielu momentach jest mroczna i choć deweloperzy od czasu do czasu spuszczają z tonu, to jednak trudno mi nie zachwycać się atmosferą przygotowaną przez Square Enix – to pierwsza aż tak dojrzała przygoda z tego uniwersum, którą odkrywa się z naprawdę dużą ekscytacją.

Duże znaczenie dla odbioru zapewnia w tym wypadku polska wersja językowa – tłumacze w kilku momentach nie wyłapali sensu zdania, co łatwo wyczuć, ale w ostateczności napisy są solidne i pozwalają znacznie łatwiej zrozumieć zawiłości fabuły. Nie zrozumcie mnie źle, bo nie mam problemów z rozgrywką w produkcje po angielsku, ale w Final Fantasy XVI systematycznie otrzymujemy wieści z frontu, które znacznie łatwiej zrozumieć czytając polskie napisy – deweloperzy systematycznie na mapie świata przedstawiają nam kolejne ataki wojsk różnych królestw, widzimy podboje i całość pozwala nam jeszcze mocniej zanurzyć się w świecie. Tłumacze na szczęście z odpowiednią rozwagą wykorzystali słowa zaczerpnięte z uniwersum i przykładowo nie zmienili nazwy oddziału „dragonów”. Zespół jednocześnie nie zdecydował się na ugrzecznienie gry, ponieważ w Final Fantasy XVI wielokrotnie pojawiają się przekleństwa i na ekranie pojawia się szereg soczystych bluzgów – same słowa naprawdę dobrze pasują do wydarzeń, okoliczności i postaci.

Final Fantasy XVI - recenzja - PS5 - działania na mapie świata

Moje pozytywne wrażenia związane z historią oraz światem są tak duże, ponieważ w recenzowanym Final Fantasy XVI mamy okazję spotkać naprawdę barwne i świetnie napisane postacie. Główny bohater dorasta na naszych oczach, ale już na samym początku przygody ma okazję spotkać towarzysza, od którego nie tylko otrzymuje wiele cennych rad, ale przede wszystkim starszy wojownik jest dla niego wyjątkowym mentorem. Kapitalną rolę odgrywa koleżanka Jill Warrick, która pomaga nam przeżyć traumę, ale również może liczyć na naszą wielką pomoc. Główny bohater niemal od samego początku korzysta z pomocy Torgala, czyli wilka-psa, który chętnie wskakuje do walki, potrafi wspomóc protagonistę leczeniem, a co ważne – nawet on został w świetny sposób wrzucony w samą opowieść. W każdym z królestw nie brakuje także mocnych charakterów – Clive na swojej drodze spotyka wiele barwnych postaci, z którymi ma okazję się zmierzyć. Szczerze mówiąc dawno nie miałem okazji grać w produkcję, która posiada aż tak dobrze przedstawionych i wrzuconych do świata bohaterów oraz antagonistów. Pod tym względem Final Fantasy XVI potrafi dosłownie oczarować.

Akcję z Final Fantasy XVI obserwujemy na przestrzeni wielu lat, co pozwala nam jeszcze lepiej dostrzec zmiany na mapie świata, a jednocześnie w całym tym szaleństwie walki o eter i nieskażone ziemie, uczestniczymy w wątku, który w kilku miejscach potrafi bardzo pozytywnie zaskoczyć. Deweloperzy zdają sobie sprawę z rozbudowania przygody, więc wracając do bazy wypadowej możemy zapoznać się z dokładnym podsumowaniem wydarzeń – twórcy przygotowali świetne drzewka prezentujące relacje postaci, a zarazem na mapie świata możemy spojrzeć na przebieg konfliktów. Square Enix umieściło gracza w samym środku wielkiego, globalnego konfliktu i choć może sami nie ruszamy armią, to jednak mamy wpływ na działania i uczestniczymy w ciekawym widowisku.

Twórcy jednak dość w nietypowy sposób podeszli do samego ekwipunku – główny bohater przez całą opowieść tylko kilka razy zmienia ubranie, my nie możemy dostosować jego wyglądu, a w zasadzie zmieniamy tylko miecz, pasek, karwasze i trzy dodatki. Trudno w tej sytuacji mówić o częstej zmianie wyposażenia, ponieważ wszystkie dostępne zabawki możemy ulepszać u kowala, więc tylko po ważnych momentach fabuły sięgamy po przykładowo zupełnie nowy oręż. Znacznie częściej Clive ma okazję zmieniać moce, ponieważ tych może jednocześnie posiadać aż dziewięć, a umiejętności rozwijamy przez potencjalnie małe drzewka zdolności, które jednak zapewniają odpowiednie zróżnicowanie podczas pojedynków.

Final Fantasy XVI? Może i tak, ale to również Devil May Cry

Final Fantasy XVI - recenzja - padniesz na kolana

Valisthea to urokliwa kraina, ale Final Fantasy XVI nie jest kolejną produkcją w wielkim, otwartym świecie. Twórcy zamiast przygotować jednej, dużej mapy zdecydowali się na zaoferowanie wielu korytarzowych miejscówek, po których możemy przenosić się za pomocą mapy – wybieramy szybką podróż i błyskawicznie znajdujemy się w nowych rejonach świata. Nie każdy będzie zadowolony z takiej decyzji, ale ja szczerze mówiąc bardzo dobrze to odebrałem, ponieważ otrzymaliśmy tutaj naprawdę długą opowieść, która byłaby niepotrzebnie mocniej rozciągnięta przez podróże po większych lokacjach. Nie oznacza to jednak, że Square Enix udało się zachować spójność przygody – jak to często bywa w przypadku pomiędzy fabularnymi, świetnie zrealizowanymi misjami mamy okazję... pójść na zakupy lub szukać dzieciaka-złodzieja. Takie questy są meczące, bo wybijają z rytmu i nie pozwalają w pełni cieszyć się głównymi wydarzeniami.

Na szczęście takich zadań nie jest za wiele, a wiele z nich i tak kończy się ważnym elementem recenzowanego Final Fantasy XVI, czyli dynamiczną walką. Za projekt pojedynków odpowiadał Ryota Suzuki, który wcześniej opracował ten element dla Devil May Cry 5 i od pierwszego do ostatniego starcia byłem pełen podziwu, jak walki zostały świetnie wrzucone do świata i wykorzystano potencjał umiejscowienia wydarzeń, by zaproponować graczom zmagania na dosłownie najwyższym poziomie. Clive od początku opowieści korzysta z dużego miecza, za pomocą którego może wyrządzać większe lub mniejsze szkody wrogom, ale protagonista chętnie czerpie również moce z eteru – bohater systematycznie rozwija swoje zdolności, otrzymuje nowe umiejętności i jednocześnie może korzystać z aż dziewięciu różnorodnych zdolności. W tej sytuacji możemy płynnie zadać dwa ataki ogniste, by następnie przeskoczyć do zdolności opartych na wietrze i po chwili dynamicznie skorzystać z potencjału lodu. To tylko kilka z wielu opcji, a naszym zadaniem jest nie tylko wybieranie odpowiednich skilli, wykorzystanie ich w dobrej kolejności, a zarazem cały czas musimy uważać na ataki przeciwników – idealny unik zapewnia przewagę, ponieważ możemy doskakiwać do wrogów i kontynuować swój taniec. W asortymencie nie brakuje przyciągania lub podbijania oponentów – fani ostatniej odsłony serii DmC wielokrotnie uśmiechną się pod nosem. W walce musimy bardzo zgrabnie wykorzystywać uniki, jednocześnie pamiętając o specjalnych mocach i prężnie zbijać nie tylko pasek zdrowia przeciwników, ale przede wszystkim ich wskaźnik woli – dzięki temu oponent jest oszołomiony, nie atakuje, a my możemy mu zadawać większe obrażenia. Pewnie nie każdemu spodoba się aż tak dynamiczna walka, ale jak dla mnie postawienie na takie pojedynki to prawdziwy strzał w dziesiątkę.

Final Fantasy XVI - recenzja - PS5 - walka

Istotną rolę w całym widowisku odgrywają jeszcze Eikony – już wcześniej wspomniałem o potężnych postaciach, w które zamieniają się Dominanci i Square Enix potrafiło wykorzystać potencjał tych bestii, by zaoferować graczom wiele wyjątkowych pojedynków z bossami. Na naszych oczach powstają giganci żywcem wyjęci z uniwersum Final Fantasy, którzy dopiero w średniowiecznych realiach pokazują swój charakter. W całej opowieści kilkukrotnie uczestniczymy w bitwach ogromnych stworów i za każdym razem musicie przygotować się na długie i intensywne pojedynki – niektóre mogą trwać nawet 40-50 minut. To właśnie w takich walkach Final Fantasy XVI pokazuje swoją najpiękniejszą stronę, ponieważ bitwy pod względem wizualnym są wprost epickie. Twórcy w bardzo mądry sposób wykorzystali Eikony, które nie tylko pozwalają uczestniczyć w spektakularnych ucztach, to jednocześnie postacie zostały zgrabnie wrzucone w sam świat – każdy Dominant ma ważną misję do wykonania, a ostatecznie tak naprawdę bestie odgrywają ważną rolę dla całego świata.

Muszę jednak na pewno wytłumaczyć, że Final Fantasy XVI w niektórych momentach przypomina film, który jest przerywany przez skromne fragmenty rozgrywki. Square Enix pozazdrościło Hideo Kojimie filmowości w jego opowieściach, więc w najnowszej produkcji z PS5 często mamy okazję oglądać długie wstawki, które są przerwane przez skromny gameplay, by następnie został włączony kolejny przerywnik... ale mam wrażenie, że wielu fanom uniwersum będzie to jak najbardziej odpowiadać, ponieważ przygotowana historia wynagradza wiele, a w takich scenach otrzymujemy sporą dawkę wiedzy na temat fabuły.

Final Fantasy XVI oferuje ciekawy „end-game”

Final Fantasy XVI - recenzja - PS5 - Shiva

Gdy akurat nie rozwalamy budynków za pomocą przerośniętego Eikona lub nie uczestniczymy w fabule, Final Fantasy XVI zapewnia sporo dodatkowych atrakcji. Deweloperzy przygotowali tablicę łowiecką, czyli misje polegające na eliminowaniu w świecie gry różnorodnych bestii. W produkcji znalazło się wiele kultowych stworów z całego uniwersum, a zainteresowani mogą małymi krokami miażdżyć kolejnych przeciwników. Świetnie również sprawdzają się misje poboczne, które choć nie zawsze skupione są na samej walce, to jednak w bardzo dobry sposób twórcy zapewniają nam dodatkowe informacje o świecie oraz postaciach. Square Enix przygotowało wiele ciekawych, fabularnych questów, które poszerzają naszą wiedzę o krainie i często pozwalają lepiej zrozumieć wciąż trwające konflikty. Twórcy w tym miejscu pozytywnie zaskakują, ponieważ zadania są często wielowątkowe i niektóre mogą nawet wpływać na główny wątek lub kolejne fragmenty mniejszych opowieści pojawiają się dopiero w momencie, gdy ruszymy podstawową opowieść. Clive bardzo szybko trafia do bazy wypadowej, która choć w pewnym momencie się zmienia, to w tym miejscu mamy okazję porozmawiać z mieszkańcami świata – to właśnie oni często potrzebują naszej pomocy. Twórcy przygotowali również Szepty Darczyńców, czyli specjalne zadania poboczne zapewniające głównemu bohaterowi renomę – gdy ta się zwiększa to możemy liczyć na datki od ludzi, którzy chcą pomóc naszej sprawie.

Na pewno warto podkreślić, że nie musicie wykonać wszystkich zadań przed zakończeniem głównego wątku – po satysfakcjonującym pojedynku możemy bez problemu powrócić do gry. Akcja zostaje wznowiona przed finałowym starciem, więc bez problemu wykonacie dodatkowe misje lub pobiegacie na kolejne łowy. Od początku w Final Fantasy XVI możemy wybrać dwa poziomy trudności, ale nie zalecam grać na „fabularnym”, ponieważ nawet ten nastawiony na akcję nie jest specjalnie wymagający. Poważniejsza rozgrywka rozpoczyna się w momencie, gdy będziecie chcieli rozpocząć przygodę ponownie – Square Enix zadbało nie tylko o Nową Grę+, dzięki której możecie ponownie przeżyć opowieść posiadając wcześniej zdobyte skarby, ale znacznie ciekawiej prezentuje się tryb Final Fantasy. Pod tą wymowną nazwą deweloperzy zapewniają silniejszych wrogów, zwiększają maksymalny poziom doświadczenia czy też wcześniej niedostępne zabawki. Japończycy w tym wariancie pozwalają wykazać się umiejętnościami i biorąc pod uwagę okoliczności... jest to całkiem zgrabna propozycja.

Final Fantasy XVI - recenzja - Tytan

Dobrym pomysłem Square Enix jest również Kamień Mistrzostwa, gdzie możemy ponownie rozegrać każdy z fabularnych etapów, wskoczyć na trening lub sprawdzić swoje zdolności w trybie arcade – ten ostatni pozwala wpaść do wcześniej ukończonych etapów, by zdobyć jak najlepszy wynik podczas walk, a nasze rezultaty są porównywane z osiągami innych graczy. Pomysł prosty, a pewnie znajdzie się wielu graczy, którzy będą w tym miejscu śrubować swoje rezultaty.

Chwaląc Final Fantasy XVI za fabułę czy też walkę, nie mogę zapomnieć o pewnych problemach – pod wieloma względami tytuł nie wygląda niczym prawdziwie next-genowy Final Fantasy. Mocno oskryptowane walki z bossami prezentują się iście genialnie, pięknie wyglądają twarze postaci podczas przerywników, w świecie można natrafić na wiele świetnych krajobrazów, ale biorąc pod uwagę koncepcję mapy (korytarzowe lokacje) moglibyśmy oczekiwać od gry stworzonej z myślą o PlayStation 5 znacznie ładniejszej oprawy. Nie zachwyca również płynność – produkcja w trybie wydajności ma duże problemy z utrzymaniem 60 klatek na sekundę i podczas rozgrywki zmierzyłem spadki nawet do 35 fps. Sytuacja jednak jest o tyle dziwna, że niedogodności nie pojawiają się podczas intensywnych starć (w tej sytuacji działa płynne skalowanie rozdzielczości), a podczas spokojnej eksploracji. Twórcy już pracują nad aktualizacją, więc pozostaje mieć nadzieję, że w tym miejscu pojawią się pozytywy. Nie mogę jednak nawet przez drobną chwilę narzekać na soundtrack, który jest wprost genialny – deweloperzy przygotowali wiele podniosłych, budujących utworów, które są zmieszane z odświeżonymi wersjami kultowych piosenek. Wierni fani uniwersum będą z uśmiechem na ustach rozpoznawać kolejne prace japońskich kompozytorów.

Czy warto zagrać w Final Fantasy XVI?

W 2023 roku nie możemy narzekać na brak mocnych gier, a recenzowany Final Fantasy XVI należy do czołówki. Gracze otrzymają znakomicie opowiedzianą i zaprezentowaną historię, która jest ozdobiona przez wizualnie piękne i wyśmienicie dynamiczne pojedynki. Od czasu do czasu scenarzyści serwują nam niepotrzebne przerwy, które wybijają z rytmu, ale gdy opowieść wpadnie na odpowiednie tory, to trudno oderwać się od ekranu.

Jestem jednak pewien, że Final Fantasy XVI podzieli największych sympatyków tego IP, ponieważ pod wieloma względami produkcja nie przypomina ostatnich odsłon serii, niektórzy słusznie powiedzą, że gra odcina się od swojego rodowodu... a ja szczerze mówiąc właśnie z tego powodu zachwyciłem się tym tytułem. To inne Final Fantasy – gra wymykająca się sztywnym ramom uniwersum, która nie boi się narzucić mroczniejszego tonu, bohaterowie chętnie rzucają mięsem, a całość jest dopieszczona przez świetną walkę.

W ostateczności uważam, że obok Final Fantasy XVI nie mogą przejść obojętni fani gatunku oraz uniwersum, a jeśli nadal nie posiadają oni odpowiedniego sprzętu to raczej... nie powinni się zastanawiać. To długa opowieść, która wyrwie z Waszego życia dziesiątki godzin, a pewnie zarwiecie niejedną nockę, by odkrywać kolejne sekrety świata pełnego magii.

Interesuje Cię ten tytuł? Sprawdź nasz poradnik do Final Fantasy XVI.

Ocena - recenzja gry Final Fantasy XVI

Atuty

  • Dojrzała, ciekawa i angażująca historia, która zapewnia kilka zaskakujących wydarzeń – to właśnie dzięki opowieści trudno odejść od ekranu,
  • Zaskakująco ciekawe i świetnie napisane postacie – Clive ma dobrych pomocników i jeszcze lepszych wrogów,
  • Dynamiczne starcia rodem z Devil May Cry? Tak!
  • Kilka walk z bossami zapamiętacie na długo...
  • Bardzo dobre polskie tłumaczenie, które pozwala lepiej zrozumieć świat i trwające konflikty,
  • Fenomenalny soundtrack pełen znakomitych utworów – twórcy chętnie wykorzystują znane motywy,
  • Duża zawartość po ukończeniu fabuły, rozbudowane misje poboczne i dwa dodatkowe tryby!

Wady

  • Spadki animacji w trakcie eksploracji są wyraźne i znacząco odczuwalne,
  • Twórcy niepotrzebnie przerywają główny wątek przez misje zapchaj-dziury, które wybijają z rytmu.

To właśnie dla takich gier kupuje się nowy sprzęt? Pewnie nie wszyscy zgodzą się z tą opinią, ale to bez wątpienia dobry moment, by sięgnąć po PS5. Final Fantasy XVI pozwala uczestniczyć w świetnej historii, walki bestii wywołują ciarki na plecach, a zaoferowana zawartość sprawi, że przez kilkadziesiąt godzin nie odejdziecie od konsoli.
Graliśmy na: PS5

Wojciech Gruszczyk Strona autora
Miał przyjść do redakcji zrobić kilka turniejów, ale cytując klasyka „został na dłużej”. Szybko wykazał się pracowitością, dzięki której wyrobił sobie pozycję w redakcji i zajmuje się różnymi tematami. Najchętniej przedstawia wiadomości ze świat gier, rozrywki i technologii oraz przygotowuje recenzje gier i sprzętu. Jeśli jest zadanie – Wojtek na pewno się z nim zmierzy. 
cropper