Gwiezdne Wojny: Opowieści Jedi (2022)

Gwiezdne Wojny: Opowieści Jedi (2022) – recenzja, opinia o serialu [Disney]. Dodatkowy kontekst

Piotrek Kamiński | 26.10.2022, 21:02

Zastanawialiście się kiedyś jak to się stało, że Ahsoka została odkryta przez zakon Jedi, albo skąd wziął się upór Qui-Gon Jina i brak wiary w radę, który współdzielił ze swoim mistrzem, Dooku? Może ciężko było wam zrozumieć jak do tego doszło, że wydalona z zakonu Ahsoka powróciła na pole bitwy jako (mniej więcej) szary Jedi? Spokojnie, najnowsza propozycja Dave'a Filoni odpowie na te, jak i kilka innych, równie intrygujących pytań.

Zaryzykuję stwierdzenie, że Disney robi z „Gwiezdnymi wojnami” więcej dobrego, niż złego. Jasne, to co najważniejsze, czyli trylogię sequeli spierdzielili koncertowo i absolutnie nie ma tu czego bronić. „Przebudzenie mocy” było mega bezpiecznym „the best of” z tego świata, bardzo niewiele dającym od siebie. Ale potencjał był! Wtem przyszedł Rian Johnson i stwierdził, że mega zachowawcze podejście Abramsa można sobie co najwyżej wsadzić między nogi i jeśli seria ma być czymś wyjątkowym, a nie prostym odcinaniem kuponów, to potrzebne są zdecydowane kroki. Sporo zabrakło i generalnie udało mu się połączyć na chwilę fandom w jeden, wielki organizm krzyczący, że niczego gorszego w życiu nie widzieli, ale... To on miał rację. Być może gdyby dostał do zrobienia całą trylogię, to udało by mu się zbudować odpowiednio ciekawą i świeżą historię. Wkurzył by pewnie po drodze pół świata mówiąc wszystkim, że Imperator tak naprawdę próbował ratować galaktykę, jednocząc ją przeciwko większemu wrogowi, czy coś, ale przynajmniej byłoby ciekawie. Bo finał trylogii Rey to było srogie nieporozumienie od początku do końca.

Dalsza część tekstu pod wideo

Lecz zarówno w trakcie, jak i wcześniej inni twórcy pracowali nad odbudową jakości marki. Prosty, ale klimatyczny „Mandalorianin”; ze wszech miar byle jaki „Boba Fett” robiący za trampolinę dla trzeciego sezonu tego pierwszego serialu; ciekawie traktujący temat, ale mocno niedoskonały „Łotr 1”; niepotrzebny, ale jak najbardziej przyjemny „Han Solo”; ostatnio wyśmienicie się zapowiadający „Andor”; finałowy sezon „Wojen Klonów” i równie interesujący „Rebelianci”; później trochę mniej udany „Bad Batch”; podobno bardzo wciągające „Visions”; a teraz kolejna animowana propozycja – poszerzające wydarzenia z trylogii prequeli „Opowieści Jedi”. No. Nie jest to zły czas na bycie fanem gwiezdnej sagi.

Gwiezdne Wojny: Opowieści Jedi (2022) – recenzja serialu [Disney]. Może i zbędne, ale jakie ciekawe!

Dooku i Mace Windu

Jestem jedną z tych osób, które zawsze chciałyby wiedzieć o swoich ulubionych postaciach wszystko, łącznie z tym jakiego zapachu mydła najbardziej nie lubią. Uwielbiam czytać ciekawostki, poszerzające kanon historie, oficjalne encyklopedie i tym podobne źródła. Trylogia prequeli, jedyna przy której George Lucas mógł puścić wodze fantazji i opowiedzieć historię Anakina Skywalkera tak jak sobie tego życzył, miała wiele plusów i minusów. Zdecydowanie była widowiskowa i miała swoje momenty – mój kilkulatek najbardziej lubi właśnie te epizody i ciężko mu się dziwić. Jest najzabawniej, najbardziej kolorowo i najbardziej widowiskowo. Niestety, jest również niesamowicie dziurawo. 

Masę niedopowiedzeń przez lata uzupełniły książki i komiksy, więc dzisiaj ciężko już spojrzeć na sytuację obiektywnie, ale fakt jest taki, że era wojen klonów wciąż pełna jest luk i tajemnic, które aż proszą się aby je dopowiedzieć. Dla przykładu, fanów od dawna skręca aby dostać produkcję skupiającą się na młodym Qui-Gonie, niepokornym mistrzu, dla którego własne przekonania i moralny kompas zawsze były ważniejsze od oficjalnych rozkazów. Cóż, najwyraźniej był to również wątek na którego rozwinięciu zależało i Filoniemu, ponieważ spora część odcinków dzisiejszego serialu skupia się na drodze, którą hrabia Dooku, a więc również i jego padawan, Qui-Gon, musieli przejść, aby zwątpić w nauki Jedi. Teraz poproszę jeszcze serial, który pokazałby mi, co by się stało, gdyby mistrz Obi-Wana nie zginął z rąk Dartha Maula w pierwszym epizodzie. Czy jest to historia niezbędna dla przyszłości serii? Absolutnie nie. Czy jarałbym się jak małe dziecko na takie „Co by było, gdyby...”? Czy Anakin nie znosi piasku?

Gwiezdne Wojny: Opowieści Jedi (2022) – recenzja serialu [Disney]. Nieoptymalnie wykorzystane miejsce

Qui-Gon Jin jako padawan

Cały serial to ledwie sześć, kilkunastominutowych odcinków, tak więc całość można obejrzeć w czasie nie dłuższym niż potrzebny na obejrzenie jednego filmu. Połowa odcinków skupia się na wspomnianych już Dooku i Qui-Gonie i są nieziemsko wręcz interesujące. Dowiemy się jak Dooku zareagował na śmierć byłego padawana, dlaczego kobieta Jedi z rasy Yody nagle zniknęła między pierwszym, a drugim epizodem. Ich odcinki pozwalają zrozumieć odsunięcie się obu rycerzy od nauk zakonu i nawet sympatyzować z tą decyzją. 

Drugim istotnym elementem fabuły jest Ahsoka, choć tutaj już jest znacznie mniej intrygująco. Rozumiem, że Dave wciąż chce rozwijać postać Tano. W końcu to jego „dziecko” i mimo pierwotnej niechęci widzów do niej, ostatecznie stała się jedną z ulubienic fanów. Powiedziałbym jednak, że jej odcinki są znacznie bardziej... zbędne. Cały serial otwiera historia, w której Ahsoka przychodzi na świat i już jako niemowlę przejawia oznaki wrażliwości na moc. W dłuższej produkcji nie miałbym nic przeciwko takiemu przerywnikowi, ale poświęcanie jednej szóstej całej produkcji na historyjkę o niemowlaku i zwierzętach wydaje się być nieprzemyślaną decyzją i niepotrzebnym marnowaniem czasu antenowego. Podobnie, kiedy w przedostatnim odcinku obserwujemy jej trening z klonami. Ta druga opowieść jest jeszcze chociaż odpowiednio epicko wyreżyserowana, dzięki czemu dobrze się ją ogląda – no i pomaga lepiej zrozumieć jak to się stało, że Ahsoka jest aż takim kosiorem, kiedy spotykamy ją po latach jako dorosłą kobietę. Lecz też spokojnie mogliśmy się bez tego detalu obyć. W czasach końca Republiki można było opowiedzieć sto ciekawszych historii (na przykład jak to się stało, że nikt nigdy nie odkrył Darth Jar-Jara!). Na szczęście finał sezonu jest intrygujący zarówno z punktu widzenia szerszej fabuły, jak i pojedynczej historii.

W kwestii jakości animacji jest to cały czas ten sam styl, co w blisko już piętnastoletnich „Wojnach Klonów”, systematycznie rozwijany i ewoluujący wraz z każdą kolejną produkcją Filoniego. Bryły postaci są wciąż ciosane raczej grubo, oddając hołd oryginalnym projektom 2D Gendy'ego Tartakowskiego, ale z każdy rokiem tekstury skóry, włosów, brudu i innych materiałów stają się coraz bardziej doskonałe, tworząc swego rodzaju wysoce stylizowany realizm. Powiedziałbym, że dużo wyżej już się z tą stylistyką nie pojedzie, ale nie chcę musieć tych słów za dziesięć lat odszczekiwać. Raz jeszcze, pięknie wychodzą walki na miecze. Czy to noszący wyraźne znamiona jednej z walk z prequeli pojedynek z środka serialu, czy finałowe, jakże kozackie, szybkie i skuteczne starcie Ahsoki z... kimś tam. Choreografia robi piorunująco dobre wrażenie, pokazując jak daleko zaszli w tym temacie bohaterowie (i twórcy) serialu.

„Opowieści Jedi” to zasadniczo zapychacz. Produkcja absolutnie zbędna, nie dodająca do głównego kanonu niczego ponad kilka notatek na marginesie. Ale te drobne rozwinięcia w sposób szalenie wręcz satysfakcjonujący rozbudowują znanych bohaterów i nadają znanym wydarzeniom nowy kontekst. Jeśli połączyć ten fakt z miłą dla oka animacją, jak zawsze dobrą grą aktorską (chociaż nie do końca rozumiem dlaczego Dooku mówi jak Alan Rickman, a nie Christopher Lee) i wręcz trochę za krótkim czasem trwania poszczególnych odcinków, wychodzi na to, że „Opowieści Jedi” są produkcją obowiązkową dla wszystkich fanów. Reszta niczego raczej nie straci, jeśli odpuści sobie seans, chociaż przy tej długości odcinków aż szkoda byłoby nie dać serialowi choćby szansy.

Atuty

  • Rozwija ciekawie kilka już i tak interesujących wątków;
  • Piękna animacja i choreografia walk;
  • Młody Qui-Gon jako padawan Dooku;
  • Odważnie podchodzi do kilku dojrzałych wątków.

Wady

  • Aż dwa odcinki o Ahsoce można by bez bólu wyciąć, zastąpić czymś ciekawszym;
  • Młody Dooku najwyraźniej fascynował się Alanem Rickmanem zanim ewoluował w Christophera Lee;
  • Ze dwa zgrzyty w scenariuszu wynikające z faktu, że historia musi potoczyć się w konkretny sposób;
  • Tylko sześć odcinków po piętnaście minut?!

„Opowieści Jedi” to sześć krótkich historyjek rozbudowujących znane wydarzenia z prequeli o nowe detale. Absolutnie zbędna, ale jakże szalenie satysfakcjonująca produkcja. Młodego Qui-Gona przemawiającego głosem Liama Neesona raczej nie uświadczymy nigdzie indziej.

7,5
Piotrek Kamiński Strona autora
Z wykształcenia filolog, z zamiłowania gracz i kinoman pochłaniający popkulturę od przeszło 30 lat. O filmach na PPE pisze od 2019. Zarówno w grach, jak i filmach najbardziej ceni sobie dobrą fabułę. W wolnych chwilach lubi poczytać, pójść na koncert albo rodzinny spacer z psem.
cropper