Metal Hellsinger

Metal: Hellsinger - recenzja gry. Igranie z demonami w metalowych rytmach jest zaskakująco przyjemne

Maciej Zabłocki | 19.09.2022, 22:30

Gdy pierwszy raz usłyszałem o Metal: Hellsinger, w mojej głowie pojawiła się jedna myśl - będzie to kolejny przeciętniak, jakich na rynku bardzo wiele. Co prawda, spodobał mi się motyw zabawy połączony z wybijaniem właściwego rytmu, ale nie oczekiwałem niczego wybitnie dobrego. No i srogo się pomyliłem. Metal jest bowiem jednym z czarnych koni tego roku. To doprawdy wkręcający, dobry i przemyślany FPS, który idealnie sprawdza się do krótkich, codziennych sesji, ale mnie przyciągnął do ekranu na długie godziny. 

Metal: Hellsinger został stworzony przez studio The Outriders, które wcześniej nie wypuściło w świat żadnego tytułu. Za wydanie tej pozycji na PS5, XSX/S oraz PC odpowiada Funcom, a ja biję się w pierś, że w swojej głowie gdzieś ten tytuł zaszufladkowałem. Na Gamescomie zorganizowano nawet specjalny, otwarty koncert z ekipą, której utwory możemy usłyszeć w Metalu. Chociaż nie było mnie tam, to słyszałem, że panowie dali czadu, aż miło. Założenia i podstawy rozgrywki w Metal: Hellsinger są bardzo proste, a do zabawy wkraczamy niemal natychmiast. Narracje prowadzi znakomity Troy Baker, którego spokojny głos idealnie pasuje do przebiegu fabuły. O czym ona opowiada? W sumie to nic skomplikowanego. Ale właśnie o to w tym chodzi. 

Dalsza część tekstu pod wideo

Fabuła w Metal: Hellsinger to tylko dodatek do dania głównego, czyli absolutnej rozwałki 

Metal_3

Jestem zachwycony głównym menu, które na ekranie mojego monitora robi niesamowite wrażenie. Nasz główny bohater - pół-demon, a pół-człowiek zwany Niewiadomą spogląda złowrogo, rozkładając demoniczne skrzydła na całą szerokość wyświetlacza, co w akompaniamencie heavy-metalowego kawałka niemal natychmiast buduje wspaniały klimat. Nie ma tutaj miękkiej gry. Momentalnie wpadamy do piekieł, gdzie niszczymy kolejne hordy demonicznych wrogów. Wstawki fabularne przedstawione są w formie rysowanych, nieco animowanych kadrów - trochę jak taki komiks, a trochę jak piękny art-style, którego wykonanie mocno mnie zachwycało, ilekroć widziałem jego fragmenty. Te pojawiają się na początku każdego z rozdziałów. Rozgrywkę podzielono na poziomy, gdzie każdy kolejny w jakimś stopniu łączy się z poprzednim. Zawsze zaczynamy od krótkiego wyjaśnienia, potem lądujemy na miejscu i natychmiast wpadamy w wir walki, która nie kończy się aż do samego bossa. Na końcu etapu zawsze zmagamy się z demonem naczelnym. 

Po drodze nie ma szans na chwilę wytchnienia. Walka jest w całości połączona z muzyką i wybijaniem rytmu. Na ekranie widzimy strzałki, które go wystukują (nie tylko one, bo wiele fragmentów interfejsu buja się w rytmie ostrej, heavy-metalowej muzyki). Jeżeli nasze ruchy będą idealne, wtedy ciosy stają się silniejsze, a my budujemy mnożnik, który nie tylko daje więcej punktów, ale też gromadzi atak specjalny - kompletnie inny dla wybranej broni. Dla każdej z nich musimy pozbierać punkty z osobna. Co istotne, twórcy stworzyli Metala w taki sposób, że gdy nie trafiamy w rytm, to muzyka się przygasza, nie ma żadnej mocy, co idzie w parze z obrażeniami, które zadajemy (albo właśnie ich nie zadajemy). Shotgun to strzela niemal ślepakami, a to fajnie buduje poczucie, że jednak musimy sobie wystukiwać w głowie ten takt, bo inaczej szybko zginiemy.

Granie do rytmu to tutaj podstawa - od tego zależy siła naszych ciosów, power-upy czy liczba zgromadzonych punktów

Metal_2

Im częściej będziemy grać zgodnie z rytmem, tym łatwiej i szybciej pokonamy chmary przeciwników, których przed oczami będzie nam wyskakiwało od groma. Nie mamy limitowanej amunicji w żaden sposób i możemy korzystać z niektórych elementów otoczenia. Tu i ówdzie porozrzucane są dodatkowe mnożniki, a także zielone i czerwone kryształy. Gdy w nie strzelimy (co ważne, także do rytmu!) to wypadają z nich albo kuleczki życia, albo następuje potężna eksplozja, która rani wszystkich pobliskich przeciwników. Gdy któregoś z nich zranimy wystarczająco mocno, jego sylwetka się podświetla - dokładnie jak w Doom: Eternal, a my musimy szybko podbiec i do rytmu wcisnąć przycisk egzekucji. Tylko wtedy z wroga wypadnie życie, które jest szalenie ważne. Tracimy je bardzo szybko, a niekiedy liczba przeciwników na ekranie jest tak wielka, że musimy pozostawać w ciągłym ruchu, by nie zginąć. Gdy to się stanie, mamy kilka możliwości. Możemy się odrodzić (ale tylko określoną liczbę razy, zależną od poziomu trudności), wyjść do głównego menu albo zrestartować poziom. Dlaczego tak? Każda śmierć zabiera nam setki tysięcy punktów, a te mają kluczowe znaczenie dla końcowego wyniku i naszej pozycji w rankingu. 

Wszystkie nasze działania gromadzą punkty, które następnie przeliczane są w podsumowaniu, po każdym zamkniętym etapie. Widzimy naszą celność, najwyższy mnożnik czy czas gry "w rytmie". Potem z kolei właściwa liczba ląduje w światowym rankingu. Możemy go w każdej chwili podejrzeć i porównać nasze wyniki do znajomych. To wkręca i sprawia, że niekiedy wręcz chcemy przejść dany poziom szybciej (bo za czas też liczona jest punktacja i co gorsza, gdy dany etap przechodzimy za długo, punkty są nam odejmowane). Cała zabawa sprowadza się więc do rytmicznego klikania myszką (albo spustem na padzie) przez kilkanaście minut intensywnej rozgrywki - tyle średnio trwa przejście jednego poziomu. Kolejne bronie zdobywamy natomiast po prostu przechodząc grę. Na wybranych poziomach będą leżeć gdzieś w pomieszczeniu. Dają konkretne bonusy i są kompletnie różne. Możemy posługiwać się dwoma coltami, shotgunem, czaszką która strzela ognistymi kulami czy kataną, której wybór będzie niekiedy kluczowy, bo tylko ona pozwoli nam szybko wyeliminować konkretnych przeciwników. Tak, jak wyżej wspominałem, każda z giwer ma swój power-up dodatkowy, a jego siła często jest spektakularna i pozwala bardzo szybko wykończyć demonicznych nieprzyjaciół. 

Broni finalnie jest dużo, ale każda z nich doskonale pasuje do klimatu (no i czuć moc!). Ich wybór ma duże znaczenie przed rozpoczęciem danego poziomu (musimy go dokonać i zatwierdzić) bo wpływa na nasze możliwości. Długi czas używałem strzelby, ale nagle dostałem przed nosem wrogów, którzy byli zbyt szybcy, żebym trafił ich w ten sposób. Byli też tacy, którzy potrafią chować się za tarczą (wtedy trzeba kombinować, jak ich zajść od tyłu), albo całkiem znikać, albo bardzo wysoko skakać, albo nas spowalniać. Jest tego mnóstwo. Zróżnicowanie przeciwników jest doprawdy ogromne i choć w każdym kolejnym poziomie część z nich się powtarza, to często trafiamy na nowych, którzy zaskakują swoją siłą. Muszę przyznać, że łatwo tu zginąć, więc najlepiej konsumować Metal: Hellsinger w dobrych słuchawkach i pełnym skupieniu. Satysfakcja z grania do rytmu jest doprawdy ogromna. W ogóle siłą tej gry jest to, że trudno się od niej oderwać. Jeśli nam dobrze idzie, to po prostu chcemy więcej. Tak zleciało mi jednego dnia blisko 5h, bo ciągle był ten syndrom - jeszcze tylko jeden level i chwila przerwy. Gdzie tam, żadnej przerwy nie zrobiłem. 

Metal: Hellsinger to dla mnie duże, mega pozytywne zaskoczenie

Metal_1

Muszę przyznać, że to jeden z tych tytułów po którym nie obiecywałem sobie zbyt wiele, a dostałem naprawdę mnóstwo kapitalnej zabawy. Co ważne, nie ma tutaj żadnych błędów. Zasady rozgrywki są bardzo proste, a wybijanie rytmu szalenie satysfakcjonujące. Graficznie nie ma może zbierania szczęki z podłogi, ale jest wystarczająco ładnie i płynnie, żeby na to nie narzekać. Gra została dobrze zoptymalizowana, a soundtrack w postaci metalowej muzy z gwiazdami tego świata zachwyci każdego fana gatunku. Swoich głosów użyczyli tutaj między innymi Matt Heafy, Mikael Stanne czy Alissa White-Gluz. Jest dynamicznie, potężnie i satysfakcjonująco i właśnie za to Metal: Hellsinger zasługuje w mojej ocenie na wysoką dziewiątkę. Tytuł dostępny jest w Game Passie i zdecydowanie warto go zainstalować, jeśli opłacacie ten abonament. Ja przechodziłem grę na PC i myślę, że to pozycja wręcz stworzona dla klawiatury i myszki - podobnie jak Doom: Eternal. Jestem natomiast pewien, że każdy będzie się przy tej grze dobrze bawił. Niezależnie od wybranej platformy. 

Ocena - recenzja gry Metal: Hellsinger

Atuty

  • Soundtrack, co oczywiste, jest tutaj znakomity
  • Świetny pomysł na igranie z demonami w rytmie muzyki
  • Bardzo dobra optymalizacja i wysoki poziom oprawy graficznej
  • Zróżnicowane potwory i demony, które dają w kość w dalszych etapach
  • Wbijanie mnożnika i większej liczby punktów daje ogrom satysfakcji
  • Uwielbiam menu tej gry!
  • Idealna do krótkich, codziennych sesji
  • Punktacje za każdy poziom jedynie podkręcają do śrubowania wyników

Wady

  • Czasem na ekranie jest wielki chaos
  • Niektóre potwory w połączeniu z innymi potrafią bardzo napsuć krwi
  • Niektóre bronie wydają się bezużyteczne

Metal: Hellsinger jest dla mnie bardzo udanym, dynamicznym FPSem, który garściami czerpie inspiracje z ostatniego Dooma. Nie ma w tym jednak niczego złego. Bronie są świetne, a igranie z demonami w metalowych rytmach doprawdy wkręca i powoduje, że musimy być stale bardzo zaangażowani.

Maciej Zabłocki Strona autora
Swoją przygodę z recenzowaniem gier rozpoczął w 2005 roku. Z wykształcenia dziennikarz, ale zawodowo pracujący też w marketingu. Na PPE odpowiada głównie za testy sprzętów i dział tech. Gatunkowo uwielbia RPG, strategie i wyścigi. Uzależniony od codziennego czytania newsów i oglądania konferencji.
cropper