Predator: Prey (2022)

Predator: Prey (2022) - recenzja, opinia o filmie [Disney]. Predator kontra Indianka 

Piotrek Kamiński | 04.08.2022, 18:01

Trzysta lat przed tym jak jeden z nich został pokonany przez Dutcha Schaefera, przedstawiciel rasy kosmitów Yautja, popularnie zwanych Predatorami wylądował na terenie plemienia Komanczów i rozpoczął serię polowań na stopniowo coraz bardziej niebezpieczne zwierzęta. Czy najsilniejsi myśliwi plemienia stanowią dla niego zagrożenie? A może jest nim mniejsza, ale sprytniejsza kobieta?

"Predator" to seria, która - podobnie jak "Obcy" - powinna była umrzeć już dawno temu. Nie dlatego, że jest szajsem, w końcu pierwszy "Predator" to świetny horror science-fiction, który można odczytywać na wiele różnych sposobów, a każdy z nich jest równie sensowny, co poprzedni. To film antywojenny, proekologiczny, komentujący męskość i jej różne rodzaje, no i oczywiście, najprościej i najbardziej powierzchownie, walka człowieka z przybyszem z obcej planety. Nawet nieporównywalnie słabsza druga część z wiekiem obrosła kultem, została doceniona jako coś innego, ale również dobrego. I na tym koniec. W temacie kina marka nie wyprodukowała już nic, co można by nazwać bardzo dobrym, albo chociaż po prostu dobrym. Pierwszy "AVP" bronił się jeszcze jako odmóżdżające kino akcji dla nastolatków. Produkt swojej ery i patrząc przez jej pryzmat względnie udany. Dwójka była już natomiast totalnym nieporozumieniem. Później swoich sił spróbował Robert Rodriguez produkując do pewnego stopnia kalkę jedynki (za kamerą siedział Nimrod Antal), tyle że gorzej, a na koniec wparował Shane Black i zrobił komedię w której autyzm jest następnym krokiem ewolucji człowieka, a predatoro-psy robią się sympatyczne jak im zafundować lobotomię. Twórcy najwyraźniej nie mają pojęcia jak wykorzystać tę markę, a i tak usilnie, co kilka lat próbują.

Dalsza część tekstu pod wideo

Predator: Prey (2022) - recenzja filmu [Disney]. Myśliwy poluje na myśliwego 

Główna bohaterka - Naru

Pamiętasz starusieńki pistolet, który znajdował się na statku Predatora w dwójce? Ludzie od lat zastanawiali się skąd się tak wziął, z kim musiał walczyć kosmita i kiedy. Względnie początkujący scenarzysta Patrick Aison stwierdził, że najwyższa pora na te pytania odpowiedzieć... Z tym, że nie do końca. Ale po kolei!

Fabuła filmu jest bardzo prosta, podstawowa wręcz. Naru (Amber Midthunder) należy do plemienia Komanczów. Jej brat jest wielkim myśliwym, jej natomiast wypada być zielarką, albo zbieraczką. Lecz ona nie chce! Już sam fakt, że wszyscy mówią jej, że nie może zostać myśliwym sprawia, że niczego innego nie pragnie bardziej. Codziennie ćwiczy obchodzenie się z bronią, potrafi się zakraść, jest cierpliwa i uważna. Pozostaje tylko udowodnienie, że jest gotowa - zapolowanie na grubego zwierza. Problem w tym, że w lesie pojawił się właśnie nowy zwierz, znacznie większy, sprytniejszy i silniejszy od zwykłych wilków, pum, czy niedźwiedzi.

I to właściwie tyle. Dalej to już tylko akcja, polowanie, ucieczka i tak dalej. Bohaterowie, poza Naru i może jej bratem, Taabe (Dakota Beavers), są tak pozbawieni charakterystycznych cech, że równie dobrze mogliby nie nosić żadnych imion - i tak praktycznie nie da się odróżnić jednego od drugiego. To jedynie mięso armatnie dla Predatora, powtarzające tylko w kółko, że Naru nie nadaje się na łowcę. A skąd w takim razie wspomniany już pistolet? Bo później w filmie pojawiają się jeszcze paskudni, prostacko źli Francuzi. Kolejne mięso armatnie.

Predator: Prey (2022) - recenzja filmu [Disney]. Dziurawy, ale miły dla oka

Pojedynek stulecia

Trzeba natomiast przyznać reżyserowi, Danowi Trachtenbergowi, że nakręcił ładnie wyglądający film. Tereny Komanczów wyglądają pięknie za dnia, ale równie dobrze wyglądają i w nocy. Jest ciemno i klimatycznie, ale zawsze widać dokładnie tyle ile trzeba, tak aby ujęcie wyglądało ciekawie, a nie po prostu czarna plama, twarz bohaterki i cześć.  Miejscami mrok jest nieprzenikniony, a gdzie indziej tylko akcentujący tło i sylwetki bohaterów. CGI prezentuje się raz lepiej, raz gorzej. Zwierzęta potrafią rozbawić tym jak wyraźnie nieprawdziwe jest ich futro, ale już sam Predator wygląda bardzo fajnie. Co prawda przez większość filmu widzimy go w wersji zakamuflowanej, od czasu do czasu łapiąc tylko pojedyncze fragmenty jego sylwetki, kiedy ktoś próbuje go atakować - trochę jak w oryginale, tylko mniej skutecznie, bo przecież wszyscy już dzisiaj wiemy jak kosmitą wygląda. Choć nie do końca, bo dział kostiumów szarpnął się na nową maskę i gadżety! Wyglądają dziwnie... Prymitywnie, co absolutnie nie pasuje do postaci - wizory, lasery, kamuflaż i inne gadżety wciąż przecież ma, łącznie z samonaprowadzającą amunicją, to nie tak, że i on jest teraz, przepraszam za wyrażenie, niecywilizowany.

Jeśli chodzi o samą rozwałkę to jest tak brutalnie, jak należy oczekiwać od tej marki. Trup ściele się gęsto, urywane są kończyny, przebijane czaszki, a krew leje się całymi litrami. Mimo że film garściami czerpie z klimatu oryginału, nie ma jednak mowy o grozie, która towarzyszyła widzom oglądającym pierwszy raz oryginał. Wtedy wynikała ona z faktu, że zarówno komandosi, jak i widz mierzyli się z nieznanym i praktycznie każdy mógł umrzeć w dowolnym momencie. Tutaj wiemy dokładnie z czym się mierzymy, a główna bohaterka ma zasadniczo God Mode, więc klimat jest zupełnie inny.

A propos God Mode'a głównej bohaterki! Scenariuszowi naprawdę przydałoby się więcej pracy przed początkiem zdjęć. Naru ledwie uchodzi z życiem średnio raz na dziesięć minut, co sprawia, że w pewnym momencie kolejne potencjalnie niebezpieczne sytuacje stają się farsą. Najgorzej natomiast wypada sam finał - przynajmniej jeśli się nad nim chwilę zastanowić, bo czysty spektakl jest jak najbardziej okej (może jedynie trochę dużo cięć połączonych z dużymi zbliżeniami, przez co akcja potrafi być deczko nieczytelna). Spora jego część została prawidłowo zapowiedziana wcześniej w filmie, więc sprawia jakąś tam satysfakcję, ale sam koniec walki, bez wdawania się w szczegóły, nie ma żadnego sensu, psując w efekcie cały pojedynek.

"Prey" to być może faktycznie jedna z lepszych kontynuacji oryginalnego filmu z 1987, lecz przy takiej konkurencji nie jest to wcale jakiś wielki komplement. Midthunder jest sympatyczną główną bohaterką, potrafi skupić na sobie uwagę widza, a jej starcie z kosmitą, choć pełne dziur, przynajmniej nie jest absurdem w stylu walki na pieści, czy innych zapasów. Całość wygląda ładnie i ogląda się ją bezboleśnie, ale szczątkowa fabuła, niemalże brak postaci pobocznych i te wspomniane już głupoty scenariuszowe sprawiają, że nie przejdzie mi przez gardło nazwanie "Prey" dobrym filmem. Jest nieźle, ale biorąc pod uwagę, że film od razu trafia do Disney+, nawet to "nieźle" warto sprawdzić sobie samemu.

Premiera filmu już jutro, 05.08.2022 na Disney+. 

Atuty

  • Są czaszki, kręgosłupy i litry krwi;
  • Amber Midthunder robi co może z bardzo ograniczonym materiałem, który dostała;
  • Przekonujące scenerie i kostiumy;
  • Ciekawy design Predatora, choć nie do końca zgrywa mi się z całą resztą.

Wady

  • CGI potrafi wyglądać naprawdę biednie;
  • Fabuły tyle co kot napłakał;
  • Dziury w logice opowieści;
  • Zupełnie nijakie postacie poboczne.

"Predator: Prey" na pewno jest lepszym filmem niż ostatni film od Shane'a Blacka, ale to wciąż co najwyżej niezła, niezobowiązująca sieczka, nie robiąca z marką niczego ciekawego ponad umiejscowienie akcji w innych czasach. Scenariuszowi przydałoby się więcej czasu w piekarniku.

6,0
Piotrek Kamiński Strona autora
Z wykształcenia filolog, z zamiłowania gracz i kinoman pochłaniający popkulturę od przeszło 30 lat. O filmach na PPE pisze od 2019. Zarówno w grach, jak i filmach najbardziej ceni sobie dobrą fabułę. W wolnych chwilach lubi poczytać, pójść na koncert albo rodzinny spacer z psem.
cropper