Chrono Cross

Chrono Cross: The Radical Dreamers Edition - recenzja i opinia o grze [PC, PS4, XONE, SWITCH). Powrót króla?

Roger Żochowski | 11.04.2022, 22:30

Nie ulega wątpliwości, że pomimo upływu wielu lat Chrono Cross pozostaje produkcją, która zasługuje na najwyższe noty. Sęk w tym, że w przypadku remastera nie oceniamy tylko i wyłącznie tego jak zestarzała się gra i co ma do zaoferowania, ale również w jaki sposób odświeżono danego klasyka. A w tym przypadku jakość nie zawsze idzie w parze z oczekiwaniami. Czy Square Enix nie popełniło tego błędu? Zapraszam do recenzji Chrono Cross: The Radical Dreamers Edition.

Osobiście marzy mi się remake Chrono Crossa z prawdziwego zdarzenia, taki, za który zabrałby się zespół Bluepoint Games, odpowiedzialny za odpicowanie hitów pokroju Shadow of the Colossus czy Demon's Souls. Ale są to tylko marzenia, bo nikłe są szanse na to, że Square Enix zaryzykuje taki projekt. A jak się nie ma co się lubi, to się lubi co się ma. Na pewno cieszy fakt, że dzięki recenzowanemu Chrono Cross: The Radical Dreamers Edition możemy bodajże pierwszy raz, w pełni legalnie, zagrać w Europie w tego kultowego jRPG-a. Wszak w czasach pierwszego PlayStation gra nigdy nie trafiła na Stary Kontynent, więc o jej wyjątkowości dowiedzieliśmy się głównie dzięki sprzedawanym na bazarach tłokom i plikom ISO wypalanym na Verbatinach w Nero Burn.  

Dalsza część tekstu pod wideo

Chrono Cross wczoraj i dziś 

Chrono Cross: The Radical Dreamers Edition - recenzja i opinia o grze. Wioska Serge'a

Pierwsze wrażenie po odpaleniu Chrono Cross: The Radical Dreamers Edition na dużym telewizorze jest trochę odpychające. Atakuje nas bowiem rozpikselowane intro w formacie 4:3, które burzy wspaniałe wspomnienia z Szaraka. Oglądałem tę animację na pierwszym PlayStation wiele razy pokazując znajomych jakość renderowanych filmików. Dziś, jak na ironię, znacznie lepiej zestarzały się prerenderowane tła, które potrafią wciąż zachwycić, podczas gdy wstawki FMV ogląda się często z grymasem na twarzy. To raz. Dwa - mimo trzech opcji wyświetlania obrazu gry, żadna z nich nie była w stanie mnie usatysfakcjonować. W klasycznej, znanej z oryginału formie gramy w proporcjach 4:3, z wielkimi niebieskimi paskami na bokach ekranu. I może dałoby się to jakoś lepiej przetrawić, gdyby można było kolor tła zmienić na czarny. Oczywiście, z czasem przyzwyczaiłem się do błękitu i po prostu czerpałem radość z ogrywania jednej z najlepszych gier w historii gatunku jRPG, ale można było to zrobić lepiej.

Pozostałe dwa tryby wcale nie poprawiają sytuacji. Obraz można rozciągnąć na cały ekran ("naciągane" 16:9), ale żeby to Wam lepiej zobrazować, wyobraźcie sobie kwadratową tapetę na Windowsie rozciągniętą na ekranie monitora do rozmiarów prostokąta. Ani to ładne, ani funkcjonalne, a jedyne miejsce gdzie gra została dostosowana do takiego wyświetlania grafiki to menu główne, które zostało stworzone od nowa. Ostatnia opcja czyli możliwość zrobienia Zooma na obraz, wypada jeszcze gorzej, więc ostatecznie pozostałem przy klasycznej wersji, którą zapamiętałem z PlayStation. Nie muszę dodawać, że Chrono Cross: The Radical Dreamers Edition najlepiej doświadcza się na ekranie Switcha? Pamięć spłatała mi jednak figla, bo grając prolog miałem wręcz wrażenie, że twórcy gry praktycznie niczego w grafice nie zmienili. Dopiero włączenie w opcjach starej wersji uświadomiło mi, że zmian jest jednak całkiem sporo. O nich jednak za chwilę, bo pomarudzę  jeszcze na to, w jaki sposób zmieniamy starą wersją na nową i na odwrót. W Diablo 2, Monkey Island i kilku innych remasterach odbywa się to za pomocą jednego przycisku, dzięki czemu radość samą w sobie sprawia oglądanie jak gra „ewoluowała” w nowej odsłonie. Tutaj mija się to z celem, bo za każdym razem trzeba to zmieniać wchodząc specjalnie do menu. 

Pocztówki z mojego dzieciństwa 

Chrono Cross: The Radical Dreamers Edition - recenzja i opinia o grze. Spotkanie z Kid

Jak jednak już zdążyłem zajawić, zmian w grafice jest całkiem sporo. Największe wrażenie w Chrono Cross: The Radical Dreamers Edition robią nowe, trójwymiarowe modele wrogów i postaci, tak głównych jak i NPC. Widać to zwłaszcza podczas starć na trójwymiarowych arenach (tutaj również oprawa zyskała choćby dzięki wyższej rozdzielczości), gdzie na zbliżeniach możemy dostrzec poszczególne elementy ubioru i przede wszystkim wyraźne twarze wliczając w to usta, włosy i oczy. Koniec z ząbkami i rozmazanymi animacjami ruchu. Poprawki tyczą się również rysowanych wizerunków postaci wyświetlanych w oknach dialogowych. Co warto zaznaczyć, wszystkie portrety zostały nie tyle „zremasterowane”, co na nowo narysowane przez ich oryginalnego twórcę - Nobuteru Yukiego. Wiem, że może zabrzmi to jak brak szacunku do oryginału - ale te nowe szkice są po proste lepsze i żywsze. 

To nie wszystkie zmiany, bo deweloperzy dodali też zupełnie nową, bardziej czytelną czcionkę i to nie tylko w menu i podczas dialogów, ale również na wstawkach FMV, jeśli pojawiają się na nich napisy. Dorzućcie do tego poprawione, dwuwymiarowe tła, które prezentują się mimo ponad 20 lat na karku naprawdę dobrze, wszak nie jest tajemnicą, że grafika 2D starzeje się po prostu lepiej. Nie wiem jaką technikę zastosowało Square Enix, ale rozpikselowane lokacje z oryginału zmieniły się zazwyczaj na plus przypominając teraz trochę akwarelowe obrazy. Oczywiście są miejsca, w których te tła niestety nie zachwycają w zestawieniu z nowymi modelami 3D postaci, ale są również i takie, przy których będziemy się zachwycać mistrzowskim stylem, rozmachem i kolorystyką. Osobiście zdecydowanie wolałbym, aby tła stworzono od nowa w formacie 16:9, bo Square Enix poszło po linii najmniejszego oporu, ale od początku były na to marne szanse. Dziwi też fakt, że Chrono Cross: The Radical Dreamers Edition nawet na PS5 ma problemy z utrzymaniem stałej liczby klatek animacji i to zarówno w trakcie walk jak i przesuwania się ekranu podczas eksploracji. Jeśli nadchodzący patch tego nie naprawi - a wersja na Switcha ma z tym jeszcze większe problemy - to będzie to strzał w stopę tego remastera. O tym, że z pewnością dałoby radę przyspieszyć wgrywanie się nowych lokacji i wyeliminowanie czarnego ekranu podczas zwiedzania świata, nawet nie wspominam. 

Trochę zamieszania wprowadziły informacje o nowej ścieżce dźwiękowej w Chrono Cross: The Radical Dreamers Edition, która zastąpiła starą, ale to jakiś błąd w komunikacji z fanami, bo nowy jest przede wszystkim utwór muzyczny przygrywający w głównym menu, a i tego nie jestem w 100% pewien. Cała reszta to wspaniałe, ponadczasowe  kawałki skomponowane przez Yasunoriego Mitsudę, które ponownie nuciłem pod nosem przechodząc grę. Jeśli jednak odstawimy na bok "nowe szaty króla" i skupimy się na rozgrywce, dostaniemy idealnego przedstawiciela gatunku jRPG w czasów panowania Squaresoftu. Historia wciąż niesamowicie wciąga podejmując temat alternatywnych wymiarów i podróży w czasie. Nie ma wątpliwości, że kreacja postaci, dialogi oraz cała intryga to elementy definiujące zabawę w Chrono Cross: The Radical Dreamers Edition, a niesamowite scenerie archipelagu El Nido nadają fabule mistycyzmu. To wspaniała historia, w której działa magia "zwykłego" bohatera poznającego „nowy świat” i prawdę o samym sobie razem z graczem,  w której z wielką przyjemnością zanurzyłem się ponownie, tym razem nie musząc już stawiać PlayStation bokiem (kto ma wiedzieć ten wie ;). Przyjdzie nam rekrutować wiele opcjonalnych postaci, których jest ponad 40, a ich odkrywanie to sól produkcji Square Enix. I choć faktem jest, że nie każda wnosi do fabuły tyle ile byśmy chcieli, to zaproszenie do składu jednego bohatera często zamyka drogę innemu wprowadzając do gry nieliniowość. Tym samym aby poznać wszystkie tajemnice tej magicznej przygody trzeba ukończyć grę nawet kilka razy, do czego zachęca opcja New Game Plus i zróżnicowane zakończenia zależne nawet od tego w jaki sposób pokonamy ostatniego bossa. 

Grindowanie do lamusa 

Chrono Cross: The Radical Dreamers Edition - recenzja i opinia o grze. System walki

System walki w Chrono Cross: The Radical Dreamers Edition, choć przypomina klasykę drużynowych starć turowych, oferuje całkiem ciekawe mechanizmy związane z tworzeniem łańcuchów ataków - lekki, średni oraz mocny z wyświetlaniem procentowych szans na kontynuowanie kombinacji. Jeszcze ważniejszym elementem jest magia przypisana do różnych kolorów, którą ładujemy do slotów, a jeśli czar odpowiada kolorowi postaci, wówczas zadajemy większe obrażenia. Kolejność odpalania magii konkretnego koloru wpływa również na pole walki, co otwiera z czasem spore możliwości kombinowania. Co więcej - nie ma tu klasycznego rozwoju postaci. Levelowanie działa zupełnie inaczej niż w klasycznych grach jRPG - poziomy i wzrost statystyk osiągamy bowiem tylko po pokonaniu bossa i kilku kolejnych starciach z normalnymi przeciwnikami. Potem walczymy już głównie dla kasy i surowców do tworzenia uzbrojenia. Aż do kolejnego starcia z bossem. Rozwój bohaterów jest więc mocno powiązany z rozwojem fabuły, nie podpakujemy postaci ponad to, co zaplanowała nam narracja. Z jednej strony gra uniknęła w ten sposób mozolnego grindowania i w starciach kluczowa jest odpowiednia strategia, z drugiej są momenty, w których po prostu nie opłaca się już walczyć i marnować na to czasu. 

I tu z pomocą przychodzą zupełnie nowe opcje w Chrono Cross: The Radical Dreamers Edition, jak przyspieszanie (lub zwolnienie przydatne np. by wymasterować mini-gierki wymagające refleksu) czasu gry (również podczas eksploracji) czy całkowite wyłączenie starć, choć przypomnijmy, że w Chrono Cross wrogów i tak widzimy na mapie. Jest też tryb, w trakcie którego wrogowie nie mogą zadać nam żadnych obrażeń a nasze możliwości ofensywne zostają dopakowane, czy w końcu opcja automatycznych pojedynków, gdzie nic nie musimy robić obserwując jak konsola wszystko odwala za nas. Niweluje to czasem konieczność mozolnego wybierania komend, element który też ma już swoje lata, nie mówiąc o drobnych lagach w komunikacji. Dzięki wspomnianym przyspieszaczom możemy więc w chwilach nastawionych na starcia niedające już realnie wielu korzyści mocno ograniczyć archaiczne elementy systemu walki jak powtarzające się animacje ataków czy dość powolne ukazywanie akcji na polu walki. A to wszystko za sprawą jednego kliknięcia spustu czy analoga. Specjalne ikonki na bokach ekranu dają nam z kolei znać jaki handicap (lub kilka, bo możemy włączyć wszystkie na raz), jest aktualnie aktywny. Tym samym starcia ze zwykłymi przeciwnikami czy nawet bossami nie stanowią z takimi dopałkami praktycznie żadnego wyzwania, ale to od nas zależy, czy będziemy chcieli sobie aż tak ułatwiać zabawę.

Satelitarna niespodzianka 

Chrono Cross: The Radical Dreamers Edition - recenzja i opinia o grze. Radical Dreamers

Nie lada gratką dla fanów marki będzie dodanie do pakietu z Chrono Crossem gry Radical Dreamers wydanej w 1996 roku na... przystawkę Satellaview do Super Famicoma! Prawdziwy skarb, ale aby ostudzić nieco zapał - to tylko i aż gra tekstowa w stylu visual novel, poboczna historia z Chrono Triggera, pierwszej części cyklu i jednej z najlepszych gier na SNESa. Z drugiej strony - to również swoisty… prototyp Chrono Crossa! Tym bardziej boli, że w tej składance nie znalazła się cała "trylogia" wraz z kultowym Chrono Triggerem. Byłby to idealny zestaw dla każdego fana i zakup miałby jeszcze większy sens dla kolekcjonerów. Wracając jednak do Radical Dreamers - akcja gry ma miejsce w rezydencji niejakiego Lynxa, którą w poszukiwaniu pewnego artefaktu infiltrują Serge, Kid i niejaki Magil. Tłumaczenie jest całkiem niezłe, choć przyda się angielski na przyzwoitym poziomie, bo czytania jest tu całkiem sporo. Dokonując tekstowych wyborów poruszamy się po rezydencji, zbieramy przedmioty, walczymy i pchamy fabułę do przodu. Różne ścieżki pozwalają odkryć jedno z kilku zakończeń, choć osobiście nie miałem motywacji by odkryć wszystkie. Nie jest to bowiem jakoś szczególnie wybitna opowieść, momentami może nawet nieco nużyć, ale....zamyka się w nieco ponad dwóch godzinach.

Klimat Radical Dreamers ma niewiele wspólnego z tropikalną estetyką Chrono Crossa. To dość mroczna opowieść napędzana równie mrocznymi ilustracjami, ale co najbardziej uderzające - Serge nie jest tu milczącym chłopkiem skazanym tylko na nasze wybory dialogowe, ale bohaterem z krwi i kości, który ma własną osobowość. To całkiem nowe doświadczenie dla fana oryginalnej opowieści z PlayStation, choć biorąc pod uwagę, że mamy tu praktycznie surową wersję oryginału, który boryka się z pewnymi problemami związanymi z brakiem czytelności niektórych mechanik, część graczy może się tu odbić jak od ściany. Plusem jest na pewno fakt, że ścieżkę dźwiękową, podobnie jak w Chrono Cross, stworzył Yasunori Mitsuda i choć muzyki mamy tu niewiele, bez problemu można rozpoznać znajome brzmienia. 

Jak wspomniałem we wstępie, mimo upływu lat Chrono Cross wciąż zasługuje na najwyższe oceny. W trakcie dnia pracy tylko czekałem by usiąść wieczorem przed konsolą i wrócić do zabawy w Chrono Cross: The Radical Dreamers Edition. Sęk w tym, że nie oceniamy tu oryginalnego Chrono Crossa, ale jakość recenzowanego remastera, w którym też próżno szukać dodatkowych bossów czy wątków fabularnych. 5/10 za remaster, ale wciąż 9/10 dla samej gry. Stąd ocena taka a nie inna, choć jestem w stanie zrozumieć nawet noty pokroju 10/10. Starym wyjadaczom gry nie muszę polecać, bo zapewne tak jak ja ponownie spędzą w tym świecie kilkadziesiąt wspaniałych godzin. Osobiście życzyłbym sobie, aby również nowe osoby poznały tego klasyka, ale wiem doskonale, że pewne archaizmy, granie w formacie 4:3, rozpikselowane wstawki FMV, dość wolne walki i zwolnienia animacji mogą odstraszyć niejednego już na starcie. Tak, Chrono Cross zasługuje na coś lepszego, ale nawet w takiej formie to prawdziwa perełka złotej ery jRPG. 

Ocena - recenzja gry Chrono Cross: The Radical Dreamers Edition

Atuty

  • Nowe modele i portrety postaci oraz czytelniejsza czcionka
  • Opcja przyspieszania starć i eksploracji
  • Dodatek w postaci Radical Dreamers
  • Wciąż wciągająca historia i wspaniale wykreowany świat
  • Wiele zakończeń i opcja New Game Plus
  • Nacisk na strategiczne prowadzenie walk i brak niepotrzebnego grindu
  • Jeden z najlepszych OST w historii gatunku jRPG
  • Ponad 40 postaci do zrekrutowania

Wady

  • Opcje wyświetlania gry są sporym zawodem
  • Nie można dynamicznie przeskakiwać ze starej wersji na nową
  • Archaizmy związane z systemem walki i nawigacją po niezbyt czytelnym menu
  • Wstawki FMV nie zestarzały się dobrze
  • Zwolnienia animacji to jakiś żart
  • To surowy remaster bez nowej zawartości
  • Przydałby się Chrono Trigger w zestawie

Pozostaje mi napisać o Chrono Cross: The Radical Dreamers Edition coś, co już pisałem wiele razy w odniesieniu do podobnych projektów - przeciętny remaster wspaniałej gry.
Graliśmy na: PS4

Roger Żochowski Strona autora
Przygodę z grami zaczynał w osiedlowym salonie, bijąc rekordy w Moon Patrol, ale miłością do konsol zaraziły go Rambo, Ruskie jajka, Pegasus, MegaDrive i PlayStation. O grach pisze od 2003 roku, o filmach i serialach od 2010. Redaktor naczelny PPE.pl i PSX Extreme. Prywatnie tata dwójki szkrabów, miłośnik górskich wspinaczek, powieści Murakamiego, filmów Denisa Villeneuve'a, piłki nożnej, azjatyckiej kinematografii, jRPG, wyścigów i horrorów. Final Fantasy VII to jego gra życia, a Blade Runner - film wszechczasów. 
cropper