Netflix logo

Właśnie zadebiutował drugi sezon jednego z najlepszych seriali na Netflix. Nie prześpijcie!

Kajetan Węsierski | Dzisiaj, 21:30

Przeglądając ostatnio listy nowości na Netflixie, trudno nie zauważyć, że platforma wciąż próbuje nas zaskoczyć coraz to nowszymi produkcjami. Tyle że większość z nich przelatuje gdzieś między jednym kliknięciem a drugim, ginąc w oceanie kolejnych „koniecznie do obejrzenia”. Ale są wyjątki - tytuły, które nie tylko wciągają od pierwszych minut, ale też sprawiają, że zaczynamy żyć razem z bohaterami. I właśnie o takim wyjątku dziś pogadamy.

Bo może nawet przegapiliście ten debiut wśród głośnych dramatów i superbohaterskich rozrób, ale drugi sezon Culinary Class Wars wjechał na platformę z pełnym impetem. Serial, który dla wielu stał się jednym z najlepszych na Netflixie - i to bez wielomilionowego CGI czy gwiazd kina światowego formatu. Jeśli jeszcze nie daliście mu szansy, to zdecydowanie najwyższa pora to nadrobić, zanim cały internet zacznie żyć spoilerami. Nie mówcie, że nie ostrzegałem!

Dalsza część tekstu pod wideo

A co to takiego? 

Kiedy pierwszy sezon Culinary Class Wars wjechał na Netflixa, wielu traktowało go z lekkim przymrużeniem oka. Kolejny program o gotowaniu? Ile można. A jednak już pilot pokazał, że to nie jest zwykła kuchnia z telewizji śniadaniowej. Twórcy dorzucili do mieszanki temat klas społecznych- i nagle okazało się, że walka o idealny sos to tak naprawdę walka o coś dużo ważniejszego.

Cała formuła opiera się na podziale uczestników na grupy - mamy tu kucharzy z dwiema gwiazdkami i kucharki szkolne. Każda ma swoje przywileje i ograniczenia, a kuchnia staje się miejscem, gdzie te różnice się zacierają. Jedni gotują z produktów premium, inni muszą radzić sobie z tym, co większość chowa głęboko w lodówce za jogurtem z promocji. 

Największa siła tego sezonu tkwi w ludziach. Poznajemy historie, które potrafią uderzyć prosto w serce. Jest tu kobieta, dla której gotowanie było ucieczką od wszystkiego. Jest  dzieciak, którego rodzina nigdy nie pozwoliła mu marzyć ponad „stałą robotę na kasie”. Czy choćby perfekcyjna szefowa, która nigdy nie pomyślałaby, z kim przyjdzie jej się mierzyć.

A emocji nie brakuje, bo twórcy nie boją się dokładać uczestnikom presji. Zadania są tak ustawione, żeby różnice klasowe z jednej strony wychodziły na wierzch, a z drugiej całkowicie znikały. Niejedna eliminacja potrafiła wywołać burzę w komentarzach, bo czasem trudno było odróżnić, co bardziej zaważyło - smak czy stereotypy.

Pełen zachwyt

A dlaczego ten serial tak bardzo cenię? Po pierwsze - pokazuje, że talent może urodzić się wszędzie. Że nie trzeba wychować się w willi z prywatnym kucharzem, żeby tworzyć rzeczy wielkie. Tu każdy sukces tych „z dołu” smakuje jak małe zwycięstwo za wszystkich, którzy w życiu musieli walczyć o każdy krok.

Po drugie - rzadko kiedy reality show potrafi zmuszać do refleksji bez wciskania morałów na siłę. A tu naprawdę siedzisz przed ekranem i zaczynasz myśleć o tym, ile w życiu zależy od punktu startowego, a ile od własnej determinacji. Serial nie mówi tego słowami - a pokazuje. I dlatego działa.

No i wreszcie - to jest po prostu świetnie zrobione. Napięcie, emocje, humor, bohaterowie, z którymi chcesz spędzić jeszcze jeden odcinek… A przy okazji czujesz głód, jakbyś sam miał zaraz wejść na ring kuchenny. Jeśli jakiś serial potrafi połączyć te wszystkie smaki w jedno, ja wchodzę w to bez zastanowienia.

Oglądajcie! 

I tak oto Culinary Class Wars udowadnia, że kuchnia potrafi być najlepszym miejscem do opowiadania historii o życiu. Nie potrzeba supermocy ani międzygalaktycznych bitew, żeby przyciągnąć widza do ekranu - wystarczy odrobina pasji, szczypta ambicji i porządna dawka emocji, które nie udają niczego pod telewizyjną glazurą. Jeśli wciąż omijaliście ten tytuł, to teraz macie pretekst idealny, żeby w końcu sprawdzić, o co tyle hałasu.

Bo ostatecznie to nie jest serial tylko dla fanów kulinariów. To serial dla każdego, kto choć raz musiał udowadniać światu, że zasługuje na miejsce przy stole. A jeśli druga odsłona ma być jeszcze mocniejsza od pierwszej, to warto wskoczyć na ten wózek już teraz - zanim zrobi się naprawdę tłoczno. Smacznego seansu!

Kajetan Węsierski Strona autora
Gry są z nim od zawsze! Z racji młodego wieku, dojrzewał, gdy zdążyły już zalać rynek. Poszło więc naturalnie z masą gatunków, a dziś najlepiej bawi się w FIFIE, produkcjach pełnych akcji oraz przygód, a także dziełach na bazie anime i komiksów Marvela. Najlepsza gra? Minecraft. No i Pajączek od Insomniac Games.
cropper