Watch Dogs: Legion – recenzja gry. Podbijamy Londyn po cywilnemu!

Watch Dogs: Legion – recenzja gry. Podbijamy Londyn po cywilnemu!

Maciej Zabłocki | 28.10.2020, 12:01

Od premiery ostatniej części serii minęły już długie cztery lata. To wystarczająco dużo czasu, by zbudować godnego następcę, prawda? Twórcy włożyli mnóstwo pracy w Watch Dogs Legion i zaproponowali rozgrywkę przeszło 9 milionami mieszkańców ogromnego Londynu. Sprawdzamy w recenzji, jak udało się to zrealizować! 

Od pierwszych zapowiedzi Watch Dogs: Legion byłem bardzo ciekaw, jak Ubisoft poradzi sobie z wygórowanymi oczekiwaniami. W końcu szumne zapowiedzi głoszące, że „możesz być każdym!” oraz mnóstwo zakulisowych informacji o graniu „szaloną babcią” czy różnymi psychopatami nakręcała bardzo pozytywnie. Po drugiej, niesamowicie młodzieżowej części, oczekiwałem powrotu do klasyki. Pierwsze Watch Dogsy, mimo koszmarnego PRu, zrobiły na mnie duże wrażenie pod względem zastosowanych mechanik. Historia Aidena pozwalała nie tylko zrozumieć ogrom technologicznej sieci połączeń gigantycznego Chicago, ale też nieco zjednoczyć z bohaterem i jego motywem przewodnim. 

Dalsza część tekstu pod wideo

Poza tym przestawianie świateł na ulicach, sprawdzanie każdego przechodnia i podkradanie pieniędzy sprawiało nie mniej satysfakcji, co skakanie między kamerami i zwabianie przeciwników w pułapki. Cały rdzeń rozgrywki w Watch Dogs: Legion pozostał taki sam. Zmieniła się natomiast cała otoczka, bo oto trafiamy teraz do Europy, konkretnie na wyspy, do największej metropolii tej części świata – Londynu. Miasta pełnego tajemnic, mrocznych sekretów i wspaniałej historii, skrywającego w sobie ogrom potencjału. To największy projekt w portfolio Ubisoft Toronto – do tej pory wydali tylko Splinter Cell: Blacklist i Far Cry 5, a teraz równolegle pracują jeszcze nad Far Cry 6

Watch Dogs Legion fabularnie nie trzyma w napięciu 

Watch Dogs: Legion – recenzja gry. Podbijamy Londyn po cywilnemu!

Zacznijmy w recenzji od kwestii fabularnych Watch Dogs: Legion, bo przecież otwarte miasto aż prosi się o dostarczenie wciągającej historii rodem z najlepszych filmów akcji. Niestety, ta jest w najnowszych Watch Dogsach mocno sztampowa i oklepana, chociaż ma swoje momenty. W dużym skrócie, żeby nie zdradzać Wam całej przyjemności z obcowania z kolejnymi arkanami. Na samym początku wcielamy się w postać tajnego agenta, który musi powstrzymać działania śmiercionośnej grupy terrorystycznej imieniem „Albion”. 

Przestępcy ukryli ładunki wybuchowe w określonych częściach miasta, a my jako „DedSec” zmuszeni jesteśmy stawić temu czoła. Gdy wydaje się, że wszystko poszło zgodnie z planem, nagle… kompletnie „nieoczekiwanie” dostajemy kulkę i zmagamy się z krótkim filmem, jak przebiegli terroryści wrabiają właśnie całe nasze ugrupowanie w szereg ogromnych wybuchów w całym Londynie, które pociągnęły za sobą tysiące ofiar. Przerażone społeczeństwo i okrutna władza w kilka miesięcy niemal całkowicie zniszczyły „DedSec”, polując na ich agentów i sprzymierzeńców na każdym kroku. Nikt nie podejrzewa „Albionu”, które podstępem przejęło władzę nad miastem, posiłkując się wrobionymi atakami. Okazuje się jednak, że przywódczyni całej grupy, pani Sabine, zdołała ukryć się przed hakerami. Po Londynie chodzi jeszcze kilku sprzymierzeńców „DedSec” którzy chcą odkryć straszliwą prawdę o przeprowadzonych atakach i zastawionych pułapkach na najważniejszych rządzących. Jak możemy się domyślać, przejmujemy kontrolę nad jednym z byłych agentów DedSec, który jakimś cudem pozostał w mieście.  

Tutaj wyrasta ekran tworzenia postaci, który pozwala na wybór jednego z określonych charakterów. Są one mocno zróżnicowane i mają odmienne umiejętności i zakres możliwości, dlatego istotne jest, żebyśmy wybrali tak rozsądnie, jak to tylko możliwe. Naszym głównym zadaniem będzie odnalezienie głęboko zakopanej, dawnej kryjówki „DedSec” a w dalszej kolejności skrupulatna odbudowa całego ugrupowania. Możemy zwerbować dosłownie każdego, a nasza siła tkwi przede wszystkim w społeczności. Tylko ludzie mogą sprawić, że podstępne i parszywe rządy Albionu zakończą się w Londynie raz na zawsze. 

W dużym skrócie, dokładnie tak przedstawia się fabuła najnowszej części Watch Dogs: Legion. Nie jest pozbawiona fajerwerków, chociaż większość misji polega na oklepanym schemacie odnalezienia kogoś lub przechwycenia danych, w dalszej kolejności na uwolnieniu zakładnika czy eskorcie. Motyw przewodni za bardzo mnie nie wciągnął, bo kontrolowanie każdego mieszkańca Londynu kompletnie odcina utożsamianie się z jakimś konkretnym bohaterem. Domyślam się jednak, że Ubisoft chciał tutaj uniknąć czegoś w stylu „sam jeden przeciwko całemu światu”. Szanuję za odwagę i wybór trudnego, nieoczywistego rozwiązania, które w swojej mechanice zostało zrealizowane całkiem sprawnie. 

Gameplay Watch Dogs Legion to stary, dobry znajomy

Watch Dogs: Legion – recenzja gry. Podbijamy Londyn po cywilnemu!

Podstawy rozgrywki w Watch Dogs: Legion są bardzo podobne do tego, co poznaliśmy już wcześniej. Dalej korzystamy ze smartfona w grze, który pozwala nie tylko na robienie zdjęć, ale przede wszystkim na hakowanie i dostęp do serwerów czy komputerów. Mamy swoją bazę wypadową ukrytą w podziemnej stacji metra. Dużym powiewem świeżości jest możliwość kontrolowania dronów, których w Londynie spotkamy przynajmniej kilka tysięcy. Są dosłownie wszędzie, latają nad naszymi głowami niczym pszczoły i mają przeróżne zastosowania. Drony użytkowe mogą przenosić ciężkie przedmioty albo możemy na nie wskoczyć i latać nad dachami i przeszkodami (do ograniczonej wysokości). Są też drony strażnicze, wyposażone w karabiny, którymi posługuje się głównie policja. Do tego drony zwiadowcze, bardzo małe, będące wszędzie, alarmujące o przewinieniu. Jeżeli zawiniemy np. samochód pod okiem takiego małego, latającego skubańca, to momentalnie rozlegnie się alarm i wezwanie policji. Chyba, że szybko strącimy malucha za pomocą odcięcia mu zasilania. 

Każdego drona w tej grze możemy przejąć i nim latać, ale potrzebne są do tego odpowiednie umiejętności. Model poruszania się tymi ustrojstwami został przygotowany z dużą starannością – jest bardzo wygodnie i płynnie. Wznosimy się za pomocą spustów, a lecimy do przodu i do tyłu wykorzystując lewy drążek analogowy. Nic łatwiejszego i chwała za to twórcom, bo te drony wprowadzają oczekiwany powiew świeżości. Są misje, gdzie musimy kombinować jak dostać się do budynku. Mamy wysoki płot do przeskoczenia? Możemy znaleźć jeżdżącą platformę albo odszukać na Londyńskim niebie drona użytkowego i po prostu przelecieć nad przeszkodą. Nie zliczę sytuacji w których takie rozwiązanie pomagało mi znacznie przyspieszyć ukończenie misji. 

Oczywiście w recenzji nie mogę nie wspomnieć, że oprócz dronów możemy też pojeździć ogromną liczbą różnych pojazdów i motorów. Od skuterów, przez ścigacze po większe jednoślady, których model jazdy nie należy do najprzyjemniejszych. Są bardzo toporne i reagują jakby z niewielkim opóźnieniem, przez co lekki skręt często kończy się na barierce. Co innego pojazdy. Te mają tutaj pełne spektrum możliwości. W Watch Dogs: Legion znajdziemy małe, dwumiejscowe osobówki, duże limuzyny, fury sportowe czy wielkie ciężarówki i autobusy piętrowe (charakterystyczne dla Londynu, w czerwonym kolorze). Każdym takim samochodem możemy się przejechać, a jak przystało na miasto przyszłości, niektóre z nich jeżdżą w pełni autonomicznie (co komunikują wielkim „A” na przedniej szybie). Po wejściu do takiej fury oficjalnie jej nie kradniemy, więc policja nie ruszy za nami w pościg. Oczywiście, wzorem GTA, możemy w każdej chwili znaleźć kogoś podróżującego swoim pojazdem, kto grzecznie odstąpi nam swoje cztery kółka. Również wzorem GTA, niektórzy ruszą za nami w pościg, jeśli kradzież im się wybitnie nie spodoba. 

Samochody prowadzą się przeróżnie. Sportowe nieco ciekawiej, pozostałe trochę jak wozy pełne węgla. Są ciężkie, nadsterowne, nie imają się prawom fizyki i w określonych przypadkach wylatują w przestworza, zostawiając za sobą tumany dymu spod kół. Ich uszkodzenie jest dość proste, chociaż nie ma niczego wspólnego z symulacją – to zręcznościówka ze wszystkimi jej ograniczeniami. W zasadzie model jazdy nie zmienił się od pierwszej części, ciągle boryka się z tym samym problemem – jest dosyć toporny. A najgorsze jest to, że w Watch Dogs: Legion musimy jeździć z punktu A do punktu B przez całe, OGROMNE miasto. Gwarantuje Wam, że po kilku przejażdżkach będziecie mieli dosyć – podobnie jak ja. Do wielkości, struktur i wykonania Londynu przejdziemy w kolejnych akapitach. Muszę też wspomnieć, że wpadając do wody możemy… wskoczyć na łódkę lub jacht, które nie tylko pływają zaskakująco przyjemnie, to jeszcze całkiem szybko i wygodnie. Warto przejąć nad nimi kontrolę. 

Watch Dogs: Legion pozwala zagrać dosłownie każdym

Watch Dogs: Legion – recenzja gry. Podbijamy Londyn po cywilnemu!

Największą i najchętniej promowaną nowością w recenzowanym Watch Dogs: Legion miała być opcja zagrania dosłownie każdą postacią napotkaną na ulicach Londynu. Od razu muszę zakomunikować – tak, to jest możliwe. Teoretycznie da się zagrać każdym. W praktyce wymaga to jednak kilku kroków. Przede wszystkim, nie ma opcji żeby podejść do kogoś i magicznie się w niego zamienić. Postać, którą chcemy zagrać w zasadzie zawsze będzie miała do nas jakiś interes, no bo przecież „rekrutujemy ją” do struktur DedSec. Może się też zdarzyć, że zechcemy zrekrutować ochroniarza, potencjalnie naszego wroga, którego znaleźliśmy w trakcie misji – jeśli go zaatakujemy lub co gorsza, obezwładnimy, śmiertelnie obrazi się na „DedSec” i nie zechce dołączyć do organizacji. Są też ludzie absolutnie zgodni z działaniami Albionu, którzy zaatakują nas za samą propozycję. 

Misje rekrutacyjne są zazwyczaj dość proste, ale monotonne – musimy albo uchronić kogoś przed wyrokiem, albo dowiedzieć się, dlaczego klient został zwolniony z pracy, albo wykraść cenne dane, które pozwolą uniknąć ośmieszenia. Wszystko polega na tym samym schemacie – jedziemy w konkretne miejsce i bawimy się tam w odkrywanie terenu chronionego zwykle przez kilka uzbrojonych osób z kompletem dronów. Jeśli dopisze nam szczęście i/lub problem rekrutowanego, to całość załatwimy za pomocą zdalnie sterowanego, mechanicznego pajączka. Są też misje, gdzie musimy wlecieć dronem do budynku, zbadać pewien obszar, odkryć dostęp do niego, a następnie przejąć innego robota, który pozwoli dostać się do głównego serwera. Wszystkie główne centra sieciowe w Watch Dogs: Legion zaprojektowano w taki sposób, by dostęp do nich możliwy był z poziomu naszego wielonożnego, mechanicznego przyjaciela pajączka. 

Gdy misja zakończy się sukcesem, rekrutowany z wielką radością oznajmia, że dołączy do struktur DedSec i tym samym mamy kolejnego nawróconego, który pozwoli nam odbudować potęgę organizacji. Każda postać charakteryzuje się określonym zbiorem cech i umiejętności. Jest np. budowlaniec potrafiący sprawnie władać dronem użytkowym, ale nie ma zdolności hakerskich. Innym razem przyda nam się mecenas znający prawo, który w rozmowie z klientem przytoczy odpowiednie paragrafy z kodeksu karnego. Misja może wymusić zaangażowanie hakera z umiejętnością włamywania się do skomplikowanych sieci bankowych albo dziennikarki, której kontakty narobią wystarczająco dużo hałasu w mieście, by zataić wielką akcję wykradania danych. To wszystko tworzy w rezultacie bardzo ciekawie przemyślaną strategię. Oczywiście bez problemu sprawdzimy w czym dany człowiek się specjalizuje – to mogą być przeróżne rzeczy. 

Drużyna to podstawa 

Watch Dogs: Legion – recenzja gry. Podbijamy Londyn po cywilnemu!

W Watch Dogs: Legion warto skompletować możliwie jak największą drużynę, bo nawet jeśli nie włączyliśmy permanentnej śmierci (gdy zginiemy, wtedy dana postać przepada), to i tak po schwytaniu nas lub zgonie musimy przełączyć się na innego agenta. Ten, który właśnie odszedł w zaświaty potrzebuje kilkunastu minut, by ponownie stanąć na ziemi. Jeśli utracimy wszystkich, to czeka nas przymusowa przerwa od grania. Fajny pomysł i sprawdza się w praktyce – częściej szukałem rozwiązań bezpiecznych dla mojej postaci i korzystałem z sieci kamer, pułapek, dronów i robotów by przejść określony etap, samemu pozostając w ukryciu. 

W mieście znajduje się szereg aktywności, które pozwolą wytrenować w naszych agentach nieco więcej umiejętności. Mamy kółka bokserskie, strzelnice i wyzwania poprawiające wybrane zdolności. Sam model strzelania w Watch Dogs: Legion nie zmienił się znacząco – jest bardzo wygodny i precyzyjny. Na konsoli postać sama namierza przeciwnika po wciśnięciu spustu (co można wyłączyć), a jeżeli trafimy w głowę to możemy jegomościa powalić jednym strzałem. Jest opcja zakradania się czy eliminowania wszystkich z ukrycia bez konieczności podnoszenia alarmu. Wrogowie po usłyszeniu wybuchu czy wystrzału przez określony czas zaczynają nas gorączkowo poszukiwać, ale gdy niczego nie znajdą, wracają do swoich zajęć – tzn. spacerowania po wyznaczonej wcześniej trasie. Podobnie jak w poprzednich częściach, możemy odwrócić czyjąś uwagę dzwonkiem w telefonie, zdetonować baterię czy porazić prądem by łatwiej i szybciej zaatakować od tyłu.

Arsenał dostępnych broni jest całkiem pokaźny. Są przeróżne warianty broni białej, jak kij baseballowy, klucz francuski czy pałka policyjna. Mamy też komplet spluw lekkich czy ciężkich, od paralizatorów, przez pistolet na gumowe kule aż po ciężkie karabiny szturmowe z ostrą amunicją. Nie każda z kontrolowanych przez nas postaci potrafi obsłużyć wybrany rodzaj broni, dlatego musimy umiejętnie dobierać agentów do określonych misji. Tam, gdzie będzie wymagany dostęp do serwerów, potrzeba informatyka, a nie budowlańca czy prawnika. Chociaż ten system nie przypadł mi szczególnie do gustu, bo ciężko jest wczuć się w kogoś, kto jest jednym z wielu, to muszę przyznać, że w pewien sposób urozmaica rozgrywkę i dodaję tak potrzebnego serii kolorytu. Brakowało powiewu świeżości.

Nie podoba mi się za to wieczny „slang” i lansiarskie powiedzonka kolejnych postaci, gadających jak do kolegów w gimnazjum na przerwie w szkole. Przekleństwa rzucane są co kawałek, niezależnie od tego czy mówi do nas mecenas czy może starsza babcia. Każda z tych postaci, mam wrażenie, pragnie być „trendy” i „cool” tak bardzo jak to możliwe, wplatając w swoje zdania różne wariacje normalnych słów. Do tego wulgarne i nieprzemyślane. Dialogi to zdecydowanie najsłabsza strona Watch Dogs: Legion. Przez większość czasu towarzyszy nam na szczęście wirtualna, sztuczna inteligencja „Bagley”, której zdania wypowiadane są w sposób logiczny i normalny.

Akcja Watch Dogs Legion rozgrywa się w Londynie

Watch Dogs: Legion – recenzja gry. Podbijamy Londyn po cywilnemu!

Miejscem akcji jest wiecznie żywy Londyn, czyli największa metropolia na wyspach i jedna z największych w Europie. To piękne miejsce, które swoją strukturą idealnie nadaje się do gry komputerowej. Widać, że twórcy włożyli w ten projekt mnóstwo wysiłku. Londyn odwzorowano z ogromną dbałością o szczegóły – jest do tego po prostu ogromny, podzielony na kilka wielkich dzielnic, z których każdą musimy odbić, jeśli chcemy pozbawić Albion jakichkolwiek argumentów. Setki malutkich uliczek, sekretnych przejść, wielopoziomowych budynków i atrakcji czeka na gracza dosłownie na każdym kroku. Do tego ta wspaniała swoboda poruszania się sprawia, że miasto możemy odkrywać na dziesiątki różnych sposobów. By odkryć każdy smaczek, potrzebne będzie co najmniej kilkadziesiąt godzin. Nie zabrakło też punktów charakterystycznych jak Big Ben i Pałac Buckingham albo London Eye czy Tower Bridge. Tylko ten ruch lewostronny… na początku bez przerwy jeździłem prawym pasem. 

Myślę, że Londyn to największa zaleta Watch Dogs: Legion. Wznosząc się w powietrze na dużym dronie zaczynamy doceniać potencjał tej gigantycznej metropolii. Twórcy zadbali o elementy charakterystyczne dla technologicznej przyszłości – multum paneli fotowoltaicznych, dachów przepełnionych klimatyzacjami, połączeniami sieciowymi czy kamerami. Do tego mnóstwo detali i szczegółów. Na każdy dach niższego budynku możemy wskoczyć, sprawdzić każdą szopę czy każde, wybrane przez twórców pomieszczenie. Nie wszędzie da się wejść, ale nie mogę tego przecież oczekiwać. To i tak absolutne maksimum dla konsoli PlayStation 4 Pro, która w każdym momencie grania dawała mi znać, że poci się niemiłosiernie, zagłuszając angielski akcent. 

Grafika w Watch Dogs: Legion zasługuje na pochwałę

Watch Dogs: Legion – recenzja gry. Podbijamy Londyn po cywilnemu!

Niestety nie wiem w jakiej rozdzielczości działa Watch Dogs Legion na mocniejszym PlayStation 4, ale na oko wygląda mi to na 2560x1440p. Przez większość czasu utrzymuje stabilne 30 klatek na sekundę, lecz niestety zdarzają się spadki w niektórych sytuacjach. Tych nie ma może zbyt wiele – czasem zdarzy się to podczas przejażdżki po mieście, gdy spod naszych kół leci trochę dymu, a przed nami jest kilka dronów, innych pojazdów, neonów i świateł oświetlających bezkres nocnego życia. Na każdym kroku widać, że to tytuł projektowany pod ray-tracing.

Tutaj świeci się wszystko i wszędzie. Mimo pięknego, słonecznego nieba, znajdziemy na ulicach mnóstwo kałuż, które z dumą odbijają każdy fragment chodnika. Do tego wszędobylskie neony, świecące diodami pojazdy i drony, kończąc na latarniach miejskich oraz reflektorach i ledach z pobliskich budynków. Nie przeczę – to robi wrażenie, chociaż czasem sprawia, że obraz staje się dosłownie nieczytelny, bo tych graficznych bajerów jest po prostu olbrzymia ilość. Muzycznie za to nie ma szału. Dźwięki z gry dopracowano poprawnie, drony i wszelkie technologiczne aspekty brzmią prawidłowo, ale samej muzyki z radia w samochodach w ogóle nie pamiętam.

Są nawet jakieś podcasty, ale mają całkowicie zerowe znaczenie. Zabrakło bardziej charakterystycznych, ciekawych kawałków czy wyboru radiostacji. Możemy tylko albo wyłączyć radio całkowicie, albo zmieniać muzykę strzałką w lewo – jak możecie się domyślać, dużo częściej jeździłem w kompletnej ciszy, gdy okazało się, że w tym aspekcie Watch Dogs: Legion nie ma niczego ciekawego do zaoferowania. Fajnie brzmią za to wystrzały i wybuchy. Muszę też oddać twórcom duży szacunek za tak wielką różnorodność głosów wszystkich postaci – mimo tego, że mogę sterować niemal każdym, to nigdy nie powtórzył mi się żaden wokal. 

Watch Dogs: Legion – czy warto wskoczyć na pokład statku do Londynu?

Najnowsze dzieło francuskiego giganta może się podobać. Przynosi do serii tak oczekiwany powiew świeżości i dostarcza nieco powietrza do tego hakerskiego świata. Londyn został przedstawiony w tej grze z najwyższą dbałością o szczegóły, jest ogromny, przerażający w pewnym stopniu i wystarczająco tajemniczy. Odwzorowany z dużą pieczołowitością, oferuje zmagania wielopoziomowe z dostępem do dziesiątek budynków, piwnic, pięter i możliwości. Chociaż fabularnie Watch Dogs: Legion nie zachwyca, to jednak historia jest tylko dodatkiem do motywu głównego – sterowania niemal każdym mieszkańcem 9 milionowego Londynu. Jak się okazuje, twórcy rzeczywiście dostarczyli udane rozwiązania. 

Możemy zrekrutować do DedSec dosłownie każdego, z określonym wachlarzem umiejętności i cech, które przydają się podczas wykonywania kolejnych misji. Nie da się przejść tej gry tylko jedną postacią – co chwile jesteśmy zmuszani do szukania rozwiązań i rekrutowania kolejnych „agentów”. Za każdym razem zmagając się z podobną, dość nudną i schematyczną misją poboczną, którą musimy przecież wykonać, jeśli jakiś jegomość ma do nas dołączyć. Graficznie to chyba szczyt możliwości PlayStation 4 Pro, widać, że gra została zaprojektowana z wykorzystaniem najnowszych rozwiązań technologicznych. Bardzo długo się wczytuje i czasem klatkuje, ale przy tak olbrzymiej ilości detali i szczegółów to było nieuniknione. Na zdjęciach absolutnie nie wygląda tak dobrze, jak w rzeczywistości. 

Czas podsumować recenzję. Czy warto zagrać w Watch Dogs: Legion? Jeżeli nie znudziła Wam się jeszcze formuła otwartego świata z możliwością hakowania wszystkiego dookoła, nie graliście w poprzednie części lub macie ochotę na wielką piaskownicę pełną technologicznych zabawek to… tak, warto jak najbardziej. Starych wyjadaczy serii, tak jak mnie, gra na początku może nieco znużyć, ale potem fabularnie zaczyna się to rozkręcać do pewnego, całkiem znośnego poziomu. Misje poboczne stają się nudne dość szybko, lecz główny wątek zaskakuje niektórymi misjami. Szkoda tylko, że nie sposób wczuć się w naszego bohatera, bo jest ich po prostu zbyt wielu i śmierć jednego w ogóle nas nie boli. 

 


Druga opinia - Londyn jeszcze nigdy nie był taki piękny

Mateusz: Watch Dogs Legion na PC prezentuje się znakomicie, co tylko potwierdza "paląca" się karta graficzna chodzącą non stop na pełnych obrotach. Najnowszy tytuł Ubisoftu to kolejny dowód na to, iż Francuzi potrafią tworzyć niesamowite, przepiękne otwarte światy, które nie do końca są wypełnione tak, jakbyśmy chcieli. Mamy tutaj do czynienia z interesującą rekrutacją rozmaitych, różniących się diametralnie od siebie NPC-ów, a także paroma przebłyskami w misjach głównych, tudzież pobocznych, lecz - co warto zaznaczyć - przez połowę gry po prostu udajemy się na zastrzeżony teren, eliminujemy wrogów (korzystając z otoczenia oraz przemyślanego hakowania) i wchodzimy w interakcję z danym przedmiotem - mnie to się spodobało, ale zdaję sobie sprawę z tego, iż wielu zainteresowanych zacznie po dwóch/trzech godzinach ziewać. Mimo wszystko, historia główna jest dosyć wciągająca, jest w niej sporo plot-twistów, a jedyne zastrzeżenia w tymże aspekcie mam do mizernego antagonisty.

Ocena: 8.5/10


 

Interesuje Cię ten tytuł? Sprawdź nasz poradnik do Watch Dogs Legion.

Źródło: własne

Ocena - recenzja gry Watch Dogs Legion

Atuty

  • Ogromny, świetnie odwzorowany Londyn
  • Możemy kontrolować praktycznie dowolnym mieszkańcem metropolii
  • Mnóstwo smaczków technologicznych w tym drony
  • Duża liczba pojazdów, jednośladów i łodzi
  • Przemyślany świat z własnym życiem, chociaż nieco pusty
  • Bardzo ładna grafika
  • Możemy praktycznie wszędzie wejść i wszędzie wskoczyć
  • Szeroki wybór broni białej, lekkiej i szturmowej do wyboru
  • Nawet niezła, wciągająca fabuła, chociaż lekko sztampowa
  • Bardzo przyjemnie lata się dronami i korzysta z robotów

Wady

  • Nudne misje poboczne
  • Olbrzymie miasto, po którym musimy bardzo dużo jeździć, a model jazdy nie jest najlepszy
  • Czasem zdarzają się spadki liczby klatek na PS4 Pro
  • Muzyka do zapomnienia
  • Toporny model jazdy
  • Lansiarski klimat i teksty rodem z gimnazjum
  • Nie sposób utożsamić się z którąkolwiek z postaci
  • Nawarstwienie efektów graficznych aż do przesady

Kontrolujemy blisko 9 milionów bohaterów w sztampowej otoczce, lecąc na dronie i podziwiając ładną dla oka grafikę. Seria potrzebowała takiego powiewu świeżości.
Graliśmy na: PS4

Maciej Zabłocki Strona autora
Swoją przygodę z recenzowaniem gier rozpoczął w 2005 roku. Z wykształcenia dziennikarz, ale zawodowo pracujący też w marketingu. Na PPE odpowiada głównie za testy sprzętów i dział tech. Gatunkowo uwielbia RPG, strategie i wyścigi. Uzależniony od codziennego czytania newsów i oglądania konferencji.
cropper